Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: felieton MN - hamulec bezpieczenstwa

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: felieton MN - hamulec bezpieczenstwa

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-07-17 13:47:40

Temat: Re: felieton MN - hamulec bezpieczenstwa
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

On Tue, 16 Jul 2002 19:58:07 +0200, EvaTM wrote:

>Użytkownik "Magdalena Nawrocka" <m...@w...fr> napisał w wiadomości
>news:20020716160353.UCZS9315.viefep13-int.chello.at
@jupiter.micznet.fr...
>
>Oczywiście Magdaleno, rodzina jest najważniejsza, chociaż czasami wystarczy
>by dziecko miało kogoś na codzień, na przykład mądrych dziadków.
>Nie zgadzam się też z Tobą, że szkoły dawniej były gorsze.
>Zarówno ja, jak moja matka, wpominamy naszą szkołę jako dobrą.
>Byli w niej surowi nauczyciele, jednak nikomu nie zależało na upupieniu dziecka.
>Istniały jasne zasady i trzeba było je przestrzegać.
>Również obecnie nauczyciele są różni, generalnie jednak mają chyba mniej
>czasu dla młodzieży i dzieci, sami gnębieni systemem ciągłych bzdurnych zmian
>i pogoni za kasą, która wdarła się też do szkoły.
>I tu też potrzebny jest mądry rodzic, który przekłada na język zrozumiały dla
dziecka
>metody działań nauczycielskich, często tłumacząc i przybliżając nauczyciela
dziecku.
>Wtedy może być z procesem wychowania całkiem dobrze i bez większych zgrzytów;).
>Nie wiem czemu tak uparłaś się na tę komunę;) ?
>Opisuj to co widziałaś naprawdę, swój dom, swoich kolegów, swoją szkołę.
>Naprawdę były takie złe ?
>


O POLSKIEJ SZKOLE

Trafiłam ostatnio na artykuł óNajlepsza szkoła polskaó
pióra Jana Latusa (Nowy Dziennik, 8 XII, 1996), w którym autor
na przekór tytułowi dość ostro się z tą szkołą rozprawia.
Przytaczam niektóre zarzuty:
óPolskie dzieci nienawidziły szkoły. Nieprzespana noc
przed lekcją chemii, cotygodniowe spotkania przy tablicy z
geograficzką-psychopatką to były stałe elementy życia ucznia.
Każdy Polak wymieni jednego lub dwóch sadystów, wywołujących
kiedyś w jego szkole blady strach.
Było za to obowiązkowe chodzenie parami w równym tempie,
niczym więźniowie na wybiegu, po korytarzu podczas przerwy oraz
sadzanie ubranych w mundurki uczniów według numerów i w ogóle
określanie ich, zamiast nazwisk, numerami (był taki trend za
Gierka).
Czy brakuje nam szkoły, w której ogarnięci paniką rodzice
biegali po sklepach w poszukiwaniu 32-kartkowego zeszytu w
trzy linie i kredek świecowych, bo inaczej dziecko dostanie
dwóję? Czy tęsknimy do rozwiązywanych do wieczora przy pomocy
całej rodziny żądań z algebry i wykonywanych potajemnie przez
ojca chorągiewek pierwszomajowych? A może brak nam akademii z
okazji rocznicy Rewolucji?
- Ale za to poziom był wysoki! - ktoś zakrzyknie
triumfalnie. Spytajmy zatem kogokolwiek, kto zrobił maturę 10
lat temu o parę rzeczy: rozdrobnienie dzielnicowe Polski w XII
wieku, reguły całkowania, budowę łodygi słonecznika, nazwy rzek
w Ameryce Południowej, symbol pierwiastka azotu; poprośmy o
zacytowanie choćby dwóch linijek dowolnego wiersza polskiego
poety i napisanie choćby zdania po rosyjsku. Okaże się, że
wiedza nasza, humanistyczna i obszerna, wtłaczana do głowy
przez treserki za nauczycielskim biurkiem wyparowała tak
szybko, jak rozdano klasówki.ó JL

Jakoś przykro mi słuchać tego ciągłego narzekania na
polską szkolę, czy to tę najmłodszą czy tę naszą sprzed lat. A
jakże, pamiętam granatowe fartuszki, tarcze przypinane przed
wejściem do szkoły agrafką, apele porządkowe, akcje społeczne,
rok szkolny rozkawałkowany niezliczonymi akademiami,
uroczystymi obchodami państwowych rocznic. Był sztywny
regulamin. Już od małego odczuwaliśmy skutki sprzężenia oświaty
z polityką. Prawdą jest, że zaganiano nas do gorliwego machania
pierwszomajowymi chorągiewkami. Osobiście jednak nie czuję się
wcale z tego powodu ograniczona czy wypaczona. Może nawet
wprost przeciwnie.
Co z tego, że moja pierwsza nauczycielka waliła nas,
przytępiastych pierwszoklasistów drewnianym piórnikiem, że
zmuszała do zbierania na przyświdrzańskich łąkach krowiego
łajna, piekliła się okrutnie, gdy nie wkuliśmy na blachę
Murzynka Bambo lub zacinaliśmy się przy tabliczce mnożenia?
Jakoś nie przyszło nam jej znienawidzić. Za to umieliśmy
wszyscy pisać i czytać już z końcem roku, rozumieliśmy na czym
rosną pachnące w ogródku kwiatki, a piórnik nauczył nas moresu
wobec zmęczonej już trochę swoją pedagogiczną misją, lecz
kochającej swą dzieciarnię leciwej nauczycielki.
Co z tego, że w liceum naciskano, choć równie dobrze można
powiedzieć, wymuszano, abym deklamowała z należnym przejęciem
agitacyjne wiersze Majakowskiego na pompatycznych i
patetycznych akademiach Towarzystwa Przyjaźni Polsko-
Radzieckiej? Czy mam to teraz ukrywać albo się tego wstydzić?
Gorzej, bo musze się przyznać, że niektóre "zaangażowane"
poematy czy pieśni przyprawiały mnie o autentyczny dreszczyk
emocji.
Nie przeszkodziło mi to jakoś w rozkochaniu się w
balladach Okudżawy i Wysockiego miłością, której pozostaję
wierna do dziś, w późniejszym odkryciu wielkości Sołżenicyna.
Ani nie było hamulcem, by wmieszać się z całą młodzieńczą
zapalczywością i przekonaniem wbrew jednoznacznym zakazom
dyrekcji liceum w marcową zawieruchę studenckich manifestacji
wprost pod milicyjne i ormowskie pałki. Pokuszę się więc tu
może nawet o taką hipotezę: czym więcej wobec ludzi młodych
prymitywnego zamordyzmu, tym większe ich znarowienie, bardziej
żywiołowy bunt. Może i troche desperackie zamiłowanie do prawdy
i wolnej myśli.?
Co wynieśliśmy z polskiej szkoły? Tej socjalistycznej,
beznadziejnie zaangażowanej. Pan Latus przeprowadza na nas
wyrywkowy test ogólnych wiadomości i z góry jako nieukom lub
jedynie kujonom stawia niby zasłużoną dwóję. A ja się nie
zgadzam.
Nie zgadzam, choć bez pokory przyznaję, że nie mam czym
się pochwalić w temacie rozbioru dzielnicowego
dwunastowiecznej Polski, a i reguły całkowania przysypał
popiół niepamięci. Nie mam zamiaru jednak popadać z tego powodu
w kompleksy. Jakoś też nie odczułam do tej pory przykrych
skutków ignorancji budowy łodyżki słonecznika, a symbol azotu
sprawdzę sobie na tablicy Dmitrija Mendelejewa. Więc o co
właściwie to rozdzieranie szat?
Tu dochodzimy do zasadności rożnych teorii nauczania. Czy
nasza wiedza zdobyta w szkole ma być bardziej encyklopedyczna,
poglądowa czy eksperymentalna? Najlepsza jest oczywiście
równowaga - szkoła wyposażająca nie tylko w określony zasób
wiadomości, ale i umiejętności. Chodzi o kompleksowość i
aktywizację nauczania.
Nic po wklepanych mechanicznie formułkach, jeśli nie
wyrobimy w uczniu aktywnego stosunku do nauki, nie wdrożymy go
do samodzielnej pracy. Zakorkujemy mu mózgownicę wiadomościami,
z których nie potrafi zrobić użytku. Mózg to nie śmietniczka
tylko narzędzie do umysłowej, twórczej aktywności. Jasne, że
poza poznaniem i doświadczeniem pozostaje jeszcze niebagatelny
wychowawczy aspekt edukacji polegający na wdrażaniu wartości i
krystalizowaniu postaw, ale to już zupełnie inny rozdział. . .
Oczywiście, że szkolnictwo polskie miało swoje złe, wręcz
fatalne strony. Najmniej jednak chyba należy ubolewać nad niską
efektywnością nauczania. Dla przykładu francuska szkoła
podstawowa wypuszcza wcale niebagatelny odsetek autentycznych
analfabetów, co w Polsce było raczej nie do pomyślenia.
Co było fatalne w polskim szkolnictwie, to już raczej
hierarchia władzy oraz posunięty do absurdu wymóg dokumentacji:
projekty, plany roczne, okresowe, tygodniowe, dzienny rozkład
zajęć, obserwacje, sprawozdania, rozliczenia. Prawdziwa
buchalteria. A paranoja kontroli? Hospitacje, wizytacje,
kuratele. Nauczyciel przeprowadzający lekcję na stopień.
Stawiany dosłownie przy tablicy wobec własnych uczniów, dla
których miał być przecież autorytetem, trudno o większy
nonsens. Brak dostatecznej indywidualizacji w nauczaniu.
Wszyscy wiemy, że najlepiej się mieli średniacy. Oryginały i
wybitni traktowani byli z podejrzliwym dystansem, jeśli już
nie z jawną niechęcią. Najsłabszych ciągnięto za uszy, a
najmocniejszym proponowano najczęściej bezpieczne równanie do
poziomu. Limit funduszy, zmuszanie w związku z tym nauczycieli
do wypełniania najróżniejszych, tak zwanych społecznych
funkcji i przepracowywania ponadwymiarowych godzin. Stąd brały
się na przykład kółka zainteresowań prowadzone nie z pasją i
zaangażowaniem, lecz wbrew woli, a więc byle jak. Żałosne
namiastki demokratyzacji szkolnego życia - samorząd uczniowski
bez możliwości rządzenia, Komitety Rodzicielskie od zbierania
składek. Nie mało było i pewnie jest nadal takich chwastów w
polskim szkolnym ogródku. Nie zmienia to jednak faktu, ze ten
ogródek jest nam niezmiernie potrzebny.
A więc to, jacy wychodzimy ze szkoły, zależy od wielu
złożonych czynników. Od koncepcji nauczania, od organizacji
szkolnictwa, ale również od naszego indywidualnego potencjału -
zarówno intelektu jak i motywacji. Być może są tacy, ci tak
zwani odporni na wiedzę, wspominający lata szkolne jako
zmarnowany czas i koszmar. Osobiście jakoś trudno mi w to
uwierzyć. Są to przecież, jakby nie było, lata naszego
najintensywniejszego rozwoju. Szkoła to najpoważniejszy trening
umyslowy i jednoczesnie nasze pierwsze zmaganie z życiem.
Mimo więc wszystkich narzuconych regulaminów, głupawej
klasyfikacji ocen, nie mówiąc już o beznadziejnej punktacji
zachowań, a nawet mimo ideowego reżimu, tak czy inaczej i mimo
wszystko, szkoła pomaga nam wielce w mozolnym budowaniu
światopoglądu i wykształcaniu się naszej osobowości. W parze z
rodziną odgrywa w naszym życiu niezaprzeczalnie fundamentalną
rolę.
Nie trzeba psioczyć na szkołę, umniejszając jej wagi.
Trzeba ją tworzyć, usprawniać wciąż od nowa. Jest to dynamiczny
układ żyjący i zmieniający się razem z nami.




Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka














--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-07-17 14:05:14

Temat: Re: felieton MN - hamulec bezpieczenstwa
Od: "isia" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Magdalena Nawrocka"
> Co z tego, że moja pierwsza nauczycielka waliła nas,
> przytępiastych pierwszoklasistów drewnianym piórnikiem, że
> zmuszała do zbierania na przyświdrzańskich łąkach krowiego
> łajna, piekliła się okrutnie, gdy nie wkuliśmy na blachę
> Murzynka Bambo lub zacinaliśmy się przy tabliczce mnożenia?
> Jakoś nie przyszło nam jej znienawidzić.

Ja natomiast nie zapomnę do końca życia, że:

4 - 5 = -1

Pani wytłumaczyła mi to w następujący sposób:

"Są cztery Iwoneczki - idioteczki, poszło sobie pięć Iwoneczek -
kretyneczek, ile zostało Iwoneczek -debileczek ?"
Odpowiedziałam poprawnie.

Czasami, ta sama pani, łapała za włosy i tłukła o tablicę, żeby nam wiedza
do głowy weszła. Mnie to naszczęście nie spotkało. :))
Miała też wiele innych "ciekawych" sposobów wbijania wiedzy do głowy

Isia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-17 18:27:46

Temat: Re: felieton MN - hamulec bezpieczenstwa
Od: Marek Kruzel <h...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Wed, 17 Jul 2002 15:47:40 +0200 "Magdalena Nawrocka"
<m...@w...fr>
<20020717134659.UGJR2227.viefep16-int.chello.at@jupi
ter.micznet.fr>:

> Gorzej, bo musze się przyznać, że niektóre "zaangażowane" poematy
> czy pieśni przyprawiały mnie o autentyczny dreszczyk emocji.

Hej, wy konie, rumaki stalowe,
hej, na pola prowadźcie nas,
niech zawarczą traktory bojowe,
nam już w pochód wyprawić się czas!
W. Lebiediew-Kumacz (Tłum.: L. Pasternak)

Pozdrawiam ;)
Marek


--
Nie oszukujmy sie - wszyscy jestesmy jak dzieci.:)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-17 19:27:57

Temat: Re: felieton MN - hamulec bezpieczenstwa
Od: "EvaTM" <e...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Marek Kruzel"

> > Gorzej, bo musze się przyznać, że niektóre "zaangażowane" poematy
> > czy pieśni przyprawiały mnie o autentyczny dreszczyk emocji.
>
> Hej, wy konie, rumaki stalowe,
> hej, na pola prowadźcie nas,
> niech zawarczą traktory bojowe,
> nam już w pochód wyprawić się czas!
> W. Lebiediew-Kumacz (Tłum.: L. Pasternak)


Ach to było lato
Od Bieszczad aż po Hel
Z wykreśloną datą
W środku PRL
Wtedy prosto z morza
Pustą plażą ku mnie szła
Taka, ach jak ją Pan Bóg stworzył
U la la la la

Nad Bałtyku brzegiem
Wietr melodie grał
Z radiowęzła Niemen
O papugach łkał
Wtedy już wiedziałem
Żadna inna, tylko ta
Kiedy się do niej przekonałem
U la la la la

To co było
To się nie zdarzyło
Choć w pamięci mojej trwa
Tamto ciało, tak sie zlustrowało
Że zostało tylko la la la

Wolno czas się toczył
Nie istaniał jak kto chce
Cierpiał lud roboczy
Na wczasach FWP
A co do tych cierpień
Jestem przeciw a nawet za
Byle się zdarzył taki sierpień
U la la la la

To co było
To się nie zdarzyło
Choć w pamięci mojej trwa
Tamto ciało, tak sie zlustrowało
Że zostało tylko la la la

A co do tych cierpień
Jestem przeciw a nawet za
Byle się zdarzył taki sierpień
U la la la la

To co było
To się nie zdarzyło
Choć w pamięci mojej trwa
Tamto ciało, tak sie zlustrowało
Że zostało tylko la la la

Byle się zdarzył taki sierpień
U la la la la
Byle się zdarzył taki sierpień
U la la la la

Zakazane Lato
W.Gąssowski

E.:)))


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Badania psychologiczne w trakcie rozwodu
Re: terapia grupowa
niezdecdydowany kot
Re: Re: studia zaoczne psychologii
aura

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »