« poprzedni wątek | następny wątek » |
91. Data: 2002-09-12 13:17:36
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi> A mogłabyś podać przykłady takich sloganów w tym wątku które nie mają bez
> wątpliwości najmniejszego sensu,
Nie obrażaj Sokratesa;-) A kto powiedział, że nie mają sensu? Ja tam akurat
uważam, że dzieci faktycznie trzeba wychowywać mądrze. Tyle że takie
enigmatyczne stwierdzenie nic nie wnosi, bo jest oczywiste. W każdym razie
nie spotkałam nikogo, kto twierdziłby, że dzieci należy wychowywać głupio.
Jeśli chodzi o przykłady, to zdaje się Sandra celuje w wypowiedziach równie
jednoznacznych co przepowiednie Pytii delfickiej:
Na pytanie Miranki:
"Co zrobić, jeśli pewne rodzaje zachowań (wyniesionych z domu zazwyczaj) u
TŻ tolerujemy, bo już nie mamy siły z nimi walczyć"
Sandra odpowiada:
"nie tolerować i nie walczyć".
Dalej Miranka:
"ale jednak dziecko chcielibyśmy od małego wychować inaczej."
Sandra: "nie widze przeszkód..."
Równie intrygujących odpowiedzi chyba nie znajdę (chociaż odpowiedź na post
Basi Zygmańskiej o incydencie z ojcem po "kropelce", jak to będzie po 20
latach - też jest warta wzmianki), ale też nie mogę się powstrzymać, żeby
nie przytoczyć Twoich słów.
W jednym poście piszesz:
"Jedno wiem na pewno, zastanawianie się nad tym jak córka już dorasta jest
mocno spóźnione." (chodzi o to, jak postępować z dorastającym dzieckiem,
żeby uniknąć problemów)
W następnym: "Praktycznie, jak napisałaś, od urodzenia należy dbać o to
bysmy sie kojarzyli dziecku z poczuciem bezpieczeństwa, tylko że w miarę
upływu lat odbywa się to inaczej, z czego, mam nadzieję, zdaję sobie sprawę
przynajmniej w dostatecznej mierze."
Najpierw jeden ogólnik, w którym w dodatku nie wiadomo skąd wzięło się
założenie, że autorka pytania dopiero teraz ocknęła się, że ma dziecko i
wcześniej nie interesowała się tym, czy ma ono zaufanie do matki, czy - nie.
Ale potem sam piszesz, że w miarę upływu lat odbywa się to inaczej. Skoro
inaczej, to znaczy, że na bieżąco należy zmieniać swoje relacje z dzieckiem.
A to znaczy, że kiedy dziecko ma dwa lata, to rodzic szuka drogi do
dwulatka, kiedy dziecko ma 5 - to do pięciolatka, a kiedy ma 12 - to do
dwunastolatka. Dlaczego więc twierdzisz, że to za późno? Skąd ta pewność, że
jeśli ktoś stanął w obliczu gwałtownej zmiany swojego dziecka i nie wie
teraz jak ma teraz postąpić - to wcześniej traktował dziecko jak swoją
własność?
Pominę to, że odpowiedzi na swoje pytanie autorka wątku raczej nie otrzyma,
bo problemów uniknąć się nie da. Można jedynie uczyć się jak je rozwiązywać.
oraz jakiś przykład wypowiedzi
> przekonującej cię skądkolwiek lub wymyślonej przez ciebie?
Jeśli chodzi Ci o wypowiedź, która według mnie coś wnosi, to jest ich
całkiem sporo.
Zacznę od Sandry ostatniego postu o "poniedziałkach szczerości", przez
fragmenty z jej postów, np:
"Nie widze problemu w rozmawianiu z dziećmi o wadach i zaletach wprost...i
jakie to niesie niekiedy za sobą konsekwencje..Basia słusznie zauważyła,że
prędzej czy później dziecko to zauważy, ze popełnia się błędy jednak
wszystkiego tolerować nie można należy błędy eliminować i nawet używając
słów " Basi" uzupełnić to w dodatkową inf., że należy ciągle się
udoskonalać by życie nas zbyt bardzo niedoświadczało."
Basi Zygmańskiej postów większość.
Miranki to samo.
O umowie Sławka to chyba nawet nie muszę pisać.
Pomijam już
> bezpodstawny brak zaufania który mam wrażenie że wywodzi sie tylko z tego
że
> jesli dla nas cos jest trudne to juz z pewnoscia nikomu nie moze sie udac.
To serdecznie Ci współczuję. Ja tam nie mam ambicji, żeby startować w
teleturniejach typu "Wiem wszystko", w związku z tym nie przyszłoby mi do
głowy, żeby wiązać brak zaufania do jakiejś osoby z tym, że umie czy wie coś
lepiej niż ja.
Ale w takim razie muszę wyjaśnić skąd mój brak zaufania do Sandry.
(Oczywiście zdaję sobie sprawę, że patrzę na ten problem własnymi oczami i
opisuję go własnymi palcami;-)))
Pierwsza rzecz to sprzeczności, które występują w jej wypowiedziach: np.
"traktować jak partnera, nie karcić ale pokazywać w rozmowie
dwie strony i pozwolić decydować ,którą wybierze samo pozwolic w
mniej waznych sprawach decydować"
A w innym: "dziecko zobowiązane jest do posłuszeństwa".
Więc w końcu jak: partnerstwo czy rodzicielstwo?
Sformułowania dotyczące partnerstwa pojawiają się zresztą dość często,
podobnie jak te o podejmowaniu decyzji dotyczących dzieci (vide ostatni post
do Iwonki). Do tej pory sądziłam, że za partnera decyzji się nie podejmuje,
bo uznajemy, że partner jest osobą W PEŁNI świadomą, odpowiedzialną i
samodzielną. Mój partner sam zdecyduje czy chce się uczyć, ja mogę go co
najwyżej przekonywać. Dziecku takiego wyboru nie pozostawię. Dzieci
potrzebują rodziców, kumpli mają na podwórku. Owszem, wiele obserwacji
Sandry jest niezwykle trafnych, jak chociażby te o rodzicach, którzy próbują
wtłoczyć swoje dzieci w jakieś kaftany uszyte z własnych ambicji, zakazów,
nakazów, przekonań i lęków. Ale to, że pozwala się dziecku na coraz więcej,
że się go słucha i słyszy, że obdarza się coraz większą odpowiedzialnością,
pozwala wybierać drogę - nie oznacza jeszcze partnerstwa - ale uważne
rodzicielstwo.
Inny przykład:
"Należy swym postępowaniem zapewnić dziecku prawidłowy rozwój
fizyczny,duchowy /utrwalać w nim reguły
moralności,dyscypliny,obowiązkowości,poczucia godności,poszanowania
innych,wzajemnej pomocy,odwagi, prawdomówności./ (...) pozwolić mówic,
nauczyć się słuchać co dzieci mają do powiedzenia ...To wszystko odnosi sie
do obojga rodziców jeśli jedno będzie łamało choć jedną z tych zasad to
wiele rzeczy spali na panewce..."
Jeśli więc jedno z rodziców będzie łamało którąś z zasad, np. regułę
dyscypliny (wynoszenie śmieci;)), to w końcu rzecz spali na panewce, jak
Sandra pisze tutaj? czy też jednak wystarczy jak się mamusia postara, o czym
Sandra pisze w obszernym poście na temat żony-co-wszystko-umie-lepiej?
A przy okazji muszę pogratulować Sandrze wyobraźni, która na podstawie
jednego zdania o śmieciach, co się nie chcą wyrzucać, wykreowała postać
"dobrej żony";-)))
Inny przykład:
"ale nie marudzić"
"A z dzieckiem rozmawiać w obecności męża i do męża jak to źle wpływa na
jego zdrowie, przesiadywanie nocą, jak wyrocznia :-)"
Proszę o radę, jak to zrobić, żeby traktować męża z pozycji wyroczni i
równocześnie nie marudzić i nie zanudzić;-)))
I jeszcze jeden:
"każda drobna sprawa tolerowana rodzi w przyszłości duży problem i niechęć
do całości"
"A co do tej twojej sytuacji i TŻ pracującego w nocy nie wydaje mi się, żeby
to był jakiś wielki problem :-) obyś tylko takie problemy w życiu miała a
szczęśliwie dożyjesz starości..."
Druga rzecz, to stosunek Sandry do rodziców, o których opowiada. Wbrew temu,
co napisała, uważam, że ona ich ocenia:
"koleżanka dumna , ciągle chwaląca jakie to ona ma dzieci ,mądre ,układne
,dobrze wychowane itd... a tu ups
pewnego razu dowiaduje sie ,że jej syn wcale nie jest
taki."
"po wizycie u mnie stwierdził w domu , że jestem fajna osobą"
"Powiedział mi wtedy,że rodzice nie potrafią tak rozmawiać jak ja"
To takie drobnostki, które mi się nie podobają. Dlatego, że terapeuta musi
utrzymywać dystans do problemów osoby, którą się zajmuje, nie wolno mu się
zajmować tymi problemami, jeśli wywołują one u niego emocje związane z
bliskimi tej osoby. Ja tego dystansu u Sandry nie widzę i obawiam się, że
niechcący mogłaby narzucić chłopakowi swój punkt widzenia na jego rodziców.
No i trzecia sprawa: te kobiece sztuczki. "byc własnie tą
kobietką,która jest słaba , delikatna i no niestety wiele nie potrafi... "
Czyli manipulować partnerem? To się też nazywa partnerstwo?
Nie podoba mi się to, bardzo nie podoba...
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
92. Data: 2002-09-12 14:02:26
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
"kolorowa" <v...@i...pl> wrote in message
news:alq3vm$565$1@okapi.ict.pwr.wroc.pl...
> To serdecznie Ci współczuję. Ja tam nie mam ambicji, żeby startować w
> teleturniejach typu "Wiem wszystko", w związku z tym nie przyszłoby mi do
> głowy, żeby wiązać brak zaufania do jakiejś osoby z tym, że umie czy wie
coś
> lepiej niż ja.
Nikt nie mówi, że wie najlepiej jak skonstuowany jest świat, witaj więc w
klubie.
> Ale w takim razie muszę wyjaśnić skąd mój brak zaufania do Sandry.
> (Oczywiście zdaję sobie sprawę, że patrzę na ten problem własnymi oczami i
> opisuję go własnymi palcami;-)))
Myślę, że nie zależy jej na Twoim zaufaniu. Po prostu pisze co myśli.
> Pierwsza rzecz to sprzeczności, które występują w jej wypowiedziach: np.
> "traktować jak partnera, nie karcić ale pokazywać w rozmowie
> dwie strony i pozwolić decydować ,którą wybierze samo pozwolic w
> mniej waznych sprawach decydować"
> A w innym: "dziecko zobowiązane jest do posłuszeństwa".
To sie nazywa ograniczona demokracja. Wiem, że byla taka metoda wychowawcza,
która zakładała pełną swobodę decydowania przez dzieci. Moim zdaniem chodzi
o to aby ogrzniczyć sytuacje w których musimy posługiwać sie tylko
wymaganiem posłuszenstwa. Sztuka leży w dobieraniu metody, adekwatenj do
sytuacji.
> Więc w końcu jak: partnerstwo czy rodzicielstwo?
Partnerskie rodzicielstwo - może być.
> Sformułowania dotyczące partnerstwa pojawiają się zresztą dość często,
> podobnie jak te o podejmowaniu decyzji dotyczących dzieci (vide ostatni
post
> do Iwonki). Do tej pory sądziłam, że za partnera decyzji się nie
podejmuje,
> bo uznajemy, że partner jest osobą W PEŁNI świadomą, odpowiedzialną i
> samodzielną. Mój partner sam zdecyduje czy chce się uczyć, ja mogę go co
> najwyżej przekonywać. Dziecku takiego wyboru nie pozostawię. Dzieci
> potrzebują rodziców, kumpli mają na podwórku.
Dlaczego? Jakie szanse ma dziecko na rozwinięcie skryzdeł będąc przymuszanym
do tego. Oczywiście, nie można wdawać sie w dyskujse na temat sensu
ukonczenia szkoły podstawowej i gimnazjum, ale już o zajęciach dodatkowych
powinno w jakiejś części decydowac dziecko.
> Owszem, wiele obserwacji
> Sandry jest niezwykle trafnych, jak chociażby te o rodzicach, którzy
próbują
> wtłoczyć swoje dzieci w jakieś kaftany uszyte z własnych ambicji, zakazów,
> nakazów, przekonań i lęków. Ale to, że pozwala się dziecku na coraz
więcej,
> że się go słucha i słyszy, że obdarza się coraz większą
odpowiedzialnością,
> pozwala wybierać drogę - nie oznacza jeszcze partnerstwa - ale uważne
> rodzicielstwo.
Jakie ładne stwierdzenie - czysto teoretyczny wywód. Pozwolę zacytować
Ciebie z kilku zdań powyżej. "Mój partner sam zdecyduje czy chce się uczyć,
ja mogę go co
> najwyżej przekonywać. Dziecku takiego wyboru nie pozostawię." .Jak mi sie
zdaje dowodzi, że nie każdy rozumie jako tożsame rodzielstwo = partnerskie
rodzicielstwo.
[ciach]
> Inny przykład:
> "ale nie marudzić"
> "A z dzieckiem rozmawiać w obecności męża i do męża jak to źle wpływa na
> jego zdrowie, przesiadywanie nocą, jak wyrocznia :-)"
> Proszę o radę, jak to zrobić, żeby traktować męża z pozycji wyroczni i
> równocześnie nie marudzić i nie zanudzić;-)))
Z męzem zamknąć sie na długiej rozmowie i nie dać za wygraną, tam sprawdzić
się jako interlekutor aby przekonać go że robi źle.
Dziecko - pewnie że można zastosować stwierdzenie "wyłącz komputer bo ja tak
chcę, a tatuś jest niemądry". Efekt jednak tego jest mizerny, dziecko szybko
nauczy sie rozgrywać Was przeciw sobie oraz korzystać z braku szacunku jakie
wobec siebie prezentujecie.
Sztuką , jest przerwać niepożadane działanie małzonka, tak aby nie korzystać
z stwierdzen podwazających jego słowa: "nie krzycz na niego on się stara",
ale nie wolno tego robić, poza wypadkami wykaraczającymi poza wszelkie
granicę.
Rodzice dla dziecka powinni być zawsze jednomyslni.
> "po wizycie u mnie stwierdził w domu , że jestem fajna osobą"
> "Powiedział mi wtedy,że rodzice nie potrafią tak rozmawiać jak ja"
> To takie drobnostki, które mi się nie podobają. Dlatego, że terapeuta musi
> utrzymywać dystans do problemów osoby, którą się zajmuje, nie wolno mu się
> zajmować tymi problemami, jeśli wywołują one u niego emocje związane z
> bliskimi tej osoby. Ja tego dystansu u Sandry nie widzę i obawiam się, że
> niechcący mogłaby narzucić chłopakowi swój punkt widzenia na jego
rodziców.
No można sobie jeszcze wyobrazić , że chłopak zamieszkał z Sandrą.
Tylko po co skoro ona nie napisała, że źle się wyraziła o rodzicach
chłopaka.
Może wyciągneła od niego informację i przekazała je rodzicom, aby im pomóc
zrozumieć co sie z ich dzieckiem dzieje.
> No i trzecia sprawa: te kobiece sztuczki. "byc własnie tą
> kobietką,która jest słaba , delikatna i no niestety wiele nie potrafi... "
> Czyli manipulować partnerem? To się też nazywa partnerstwo?
> Nie podoba mi się to, bardzo nie podoba...
Można to nazwać manipulacją, można to nazwać siłą rozsądku i umiejętnością
negocjacyjną, można jak sie chce.
Oceniając jednak należy brać pod uwagę po co to robimy i jaki uzyskujemy
rezultat.
Jesli delikatnie zagramy na męskiej ambicji, potrzebie konsekwencji i
uzyskamy że syn z meżem przestaną z sobą rywalizować - to jest to sukces.
( Na marginesie jedna z podstawowych metod manipulacyjnych polega na
wykorzystywaniu u ludzi potrzby bycia konsekwetnym, polecam książkę
"Wywieranie wpływu na ludzi")
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
93. Data: 2002-09-12 14:20:04
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmiOsoba znana jako Miranka zapodała:
> jak rozmawiać z dzieckiem, żeby mu przekazać prostą prawdę, że jego tata
> nie jest chodzącym ideałem,a jednocześnie nie nastawić dziecka do ojca
> negatywnie. Nadal mi na to pytanie nie odpowiadasz, więc poddaję się -
> EOT. Anka
Ania, mi się wydaje, że najpierw powinnaś porozmawiać z tatą, żeby on
porozmawiał z synem. Niech złoży samokrytykę w stylu "ale jestem zmęczony,
zobacz, mogłem sobie spokojnie rozłożyć pracę na raty, zrobić to wszystko
spokojnie, ale ja tak nie potrafię, zostawiam wszystko na ostatnią chwilę,
potem się denerwuję, że nie zdążę, przez to gorzej pracuję, bo nie mogę się
skoncentrować, szef na mnie się wścieka, a rano nie mogę wstać z łóżka...
Mama to ma dobrze, potrafi sobie wszystko rozplanować, może pójdziemy do
niej po radę, może nauczy chociaż Ciebie, jak nie zarywać nocy?"
Też mam w domu bałaganiarza, i córkę wypisz - wymaluj kopia tatusia pod tym
względem;-). On się naprawdę stara dawać dobry przykład i czasem odkopuje
swój śmietnik, a ja zaczynam tolerować coraz większy bałagan...I mam
nadzieję, że Iza kiedyś zapała miłością do porządku znienacka, tak, jak ja
kiedyś dawno temu.
>
>
>
--
Pozdrawiam:
Justyna
"Lepiej grzeszyć, i potem żałować,
niż żałować, że się nie grzeszyło"
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
94. Data: 2002-09-12 14:29:00
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmiOsoba znana jako Basia Zygmańska zapodała:
> Ja podkreślam - ten przypadek że mój maż wypił za dużo jest zupełnie
> incydentalny, darza się to moze raz na rok, natomiast czasem (raz na
> dwa tygodnie) wieczorem lubimy wypić sobie po jednym piwie i na to
> młody też patrzy krzywo.
Basia, Twój syn chyba ślepy nie jest i WIE, że ojciec pijakiem nie jest? Ja
bym z młodym na gorąco porozmawiała, każdemu przecież może się zdarzyć
"wypadek przy pracy", nawet ojcu, nie;-)?
A alkohol też jest dla ludzi, niech na Was młody nie patrzy krzywo. A
zresztą, jest w takim wieku, że zawsze znajdzie sobie coś, żeby "starych"
skrytykować, to chyba taki etap w życiu, że musi sobie potwierdzić, że
rodzice nie są ideałami ni nie muszą mieć zawsze racji, a każdy pretekst,
by to wykazać, jest dobry;-)
Hmmm, niezła polka mnie czeka za parę lat;-)
--
Pozdrawiam:
Justyna
"Lepiej grzeszyć, i potem żałować,
niż żałować, że się nie grzeszyło"
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
95. Data: 2002-09-12 14:34:45
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmiOsoba znana jako kolorowa zapodała:
to sama
> nie wiem, co myśleć, kiedy to kolejny raz czytam, jak to Sandra - niczym
> dobra wróżka -fenomenalnie potrafi rozwiązywać cudze problemy, a ci inni
> rodzice tacy zapatrzeni w siebie...
Może Sandra jest psychologiem albo psychoterapeutą rodzinnym? Wtedy
miałaby podstawy do rozwiązywania cudzych problemów...
Nie chciała się kiedyś przyznać, to za język ciągnąć nie będę.;-)
--
Pozdrawiam:
Justyna
"Lepiej grzeszyć, i potem żałować,
niż żałować, że się nie grzeszyło"
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
96. Data: 2002-09-12 15:14:02
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
Użytkownik "kolorowa" <v...@i...pl> napisał w wiadomości
news:alq3vm$565$1@okapi.ict.pwr.wroc.pl...
> > A mogłabyś podać przykłady takich sloganów w tym wątku które nie mają
bez
> > wątpliwości najmniejszego sensu,
>
> Nie obrażaj Sokratesa;-)
Nie przyszło by mi to do głowy.
> A kto powiedział, że nie mają sensu? Ja tam akurat
> uważam, że dzieci faktycznie trzeba wychowywać mądrze. Tyle że takie
> enigmatyczne stwierdzenie nic nie wnosi, bo jest oczywiste.
Chodzi mi o trochę inny sens. Nie tylko bezpośredni ale także pośredni jako
na przykład bodziec do dokładniejszego roztrzęsienia tematu na drobniejsze
szczegóły czy rozszerzenia na inne elementy nie wzięte wcześniej pod uwagę.
> Jeśli chodzi o przykłady, to zdaje się Sandra celuje w wypowiedziach
równie
> jednoznacznych co przepowiednie Pytii delfickiej:
> Na pytanie Miranki:
> "Co zrobić, jeśli pewne rodzaje zachowań (wyniesionych z domu zazwyczaj) u
> TŻ tolerujemy, bo już nie mamy siły z nimi walczyć"
> Sandra odpowiada:
> "nie tolerować i nie walczyć".
Dodam jeszcze "pokochać" i nie będę oryginalny bo zdaje się kiedys już to
ktoś zrobił :)))
> Dalej Miranka:
> "ale jednak dziecko chcielibyśmy od małego wychować inaczej."
> Sandra: "nie widze przeszkód..."
Pyta jeden ślepy koń drugiego "wystartujesz w Wielkiej Pardubickiej?", a
drugi na to "nie widzę przeszkód" :))))))))
A poważnie to jest to dość dobry przykład na doczepianie się wyciągniętych z
kontekstu cytatów bo w oryginale jest jeszcze dość długie wyjaśnienie po
tym.
> Równie intrygujących odpowiedzi chyba nie znajdę (chociaż odpowiedź na
post
> Basi Zygmańskiej o incydencie z ojcem po "kropelce", jak to będzie po 20
> latach - też jest warta wzmianki), ale też nie mogę się powstrzymać, żeby
> nie przytoczyć Twoich słów.
> W jednym poście piszesz:
> "Jedno wiem na pewno, zastanawianie się nad tym jak córka już dorasta jest
> mocno spóźnione." (chodzi o to, jak postępować z dorastającym dzieckiem,
> żeby uniknąć problemów)
> W następnym: "Praktycznie, jak napisałaś, od urodzenia należy dbać o to
> bysmy sie kojarzyli dziecku z poczuciem bezpieczeństwa, tylko że w miarę
> upływu lat odbywa się to inaczej, z czego, mam nadzieję, zdaję sobie
sprawę
> przynajmniej w dostatecznej mierze."
Tak jak już wcześniej wspomniałem, chodziło mi ze względu na moje młodsze
dzieci o rozszerzenie, myśle że słuszne, wątku aż do postępowania z dziećmi
młodszymi bo ...wyżej opisane.... by móc wyniesione z wątku informacje móc
stosować juz teraz a nie dopiero kiedy moje dzieci będą nastolatkami. I
zapewniam że nie liczyłem na odwrócenie czyjegoś światopoglądu o 180st po
przeczytaniu tego.
> Najpierw jeden ogólnik, w którym w dodatku nie wiadomo skąd wzięło się
> założenie, że autorka pytania dopiero teraz ocknęła się, że ma dziecko i
> wcześniej nie interesowała się tym, czy ma ono zaufanie do matki, czy -
nie.
> Ale potem sam piszesz, że w miarę upływu lat odbywa się to inaczej. Skoro
> inaczej, to znaczy, że na bieżąco należy zmieniać swoje relacje z
dzieckiem.
> A to znaczy, że kiedy dziecko ma dwa lata, to rodzic szuka drogi do
> dwulatka, kiedy dziecko ma 5 - to do pięciolatka, a kiedy ma 12 - to do
> dwunastolatka. Dlaczego więc twierdzisz, że to za późno? Skąd ta pewność,
że
> jeśli ktoś stanął w obliczu gwałtownej zmiany swojego dziecka i nie wie
> teraz jak ma teraz postąpić - to wcześniej traktował dziecko jak swoją
> własność?
> Pominę to, że odpowiedzi na swoje pytanie autorka wątku raczej nie
otrzyma,
> bo problemów uniknąć się nie da. Można jedynie uczyć się jak je
rozwiązywać.
To uzasadnienie wymagało już dość sporego zacięcia twórczego z twojej strony
i zupełnego braku dobrych intencji w odczytaniu moich postów. Aż się
poczułem winny w stosunku do wspomnianej autorki:)))) Nie wspomnę o dużej
odkrywczości twojego argumentu ;)))
> Jeśli chodzi Ci o wypowiedź, która według mnie coś wnosi, to jest ich
> całkiem sporo.
> Zacznę od Sandry ostatniego postu o "poniedziałkach szczerości", przez
> fragmenty z jej postów, np:
> "Nie widze problemu w rozmawianiu z dziećmi o wadach i zaletach wprost...i
> jakie to niesie niekiedy za sobą konsekwencje..Basia słusznie
zauważyła,że
> prędzej czy później dziecko to zauważy, ze popełnia się błędy jednak
> wszystkiego tolerować nie można należy błędy eliminować i nawet używając
> słów " Basi" uzupełnić to w dodatkową inf., że należy ciągle się
> udoskonalać by życie nas zbyt bardzo niedoświadczało."
> Basi Zygmańskiej postów większość.
> Miranki to samo.
> O umowie Sławka to chyba nawet nie muszę pisać.
O dziękuję, spojrzenie mamy bardzo podobne w takim razie jesli chodzi o
argumenty bezpośrednie.
> Pomijam już
> > bezpodstawny brak zaufania który mam wrażenie że wywodzi sie tylko z
tego
> że
> > jesli dla nas cos jest trudne to juz z pewnoscia nikomu nie moze sie
udac.
>
> To serdecznie Ci współczuję. Ja tam nie mam ambicji, żeby startować w
> teleturniejach typu "Wiem wszystko", w związku z tym nie przyszłoby mi do
> głowy, żeby wiązać brak zaufania do jakiejś osoby z tym, że umie czy wie
coś
> lepiej niż ja.
Zapewniam że ja też nie. Nie chodziło mi o mnie tylko o Ciebie :)))))) Ale
cieszę się że się zgadzamy.
> Ale w takim razie muszę wyjaśnić skąd mój brak zaufania do Sandry.
> (Oczywiście zdaję sobie sprawę, że patrzę na ten problem własnymi oczami i
> opisuję go własnymi palcami;-)))
< [ ciach argumenty ]
Dziękuję za uzasadnienie, muszę przyznać że wygląda dużo lepiej niż twoje
poprzednie słowa, cytuję:
>Jeśli chodzi o sytuacje, to owszem - wierzę. Chociaż tak szczerze, to sama
>nie wiem, co myśleć, kiedy to kolejny raz czytam, jak to Sandra - niczym
>dobra wróżka -fenomenalnie potrafi rozwiązywać cudze problemy, a ci inni
>rodzice tacy zapatrzeni w siebie...
Nie zmieniam zdania na temat Sandry i cieszę sie że chce sie podzielić
swoimi cennymi doświadczeniami mimo iż jak widać nie zawsze można odebrać to
w sposób jednoznacznie pozytywny.
Jeszcze chciałem dodać że wrażenie pewnego zbytniego samowyidealizowania
osoby które podważa jego wiarygodność nie musi koniecznie wynikać z
przekłamania swoich cech przez autora, a zwyczajnie z tego że podaje on na
grupie tylko swoje pozytywne doświadczenia bo pokazywanie komuś przykładu
jak nie robić na podstawie swojego życia raczej mija się z celem. Stąd ta
dysproporcja imo właśnie w wypowiedziach Sandy i innych osób. A porażki
życiowe mamy defaultowo wpisane w życiorys tylko niekoniecznie przy okazji
podania jakiegoś sukcesu swojego na grupie musimy pisać o tym ile błedów
zrobiliśmy i ile porażek ponieśliśmy zanim do tego sukcesu doszło, by
wyglądało to realnie dla innych czytelników.
Andrzej
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
97. Data: 2002-09-12 15:22:33
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
"Oasy" <u...@p...onet.pl> wrote in message
news:alqauf$kmh$1@news.onet.pl...
> Jeszcze chciałem dodać że wrażenie pewnego zbytniego samowyidealizowania
> osoby które podważa jego wiarygodność nie musi koniecznie wynikać z
> przekłamania swoich cech przez autora, a zwyczajnie z tego że podaje on na
> grupie tylko swoje pozytywne doświadczenia bo pokazywanie komuś przykładu
> jak nie robić na podstawie swojego życia raczej mija się z celem. Stąd ta
> dysproporcja imo właśnie w wypowiedziach Sandy i innych osób. A porażki
> życiowe mamy defaultowo wpisane w życiorys tylko niekoniecznie przy okazji
> podania jakiegoś sukcesu swojego na grupie musimy pisać o tym ile błedów
> zrobiliśmy i ile porażek ponieśliśmy zanim do tego sukcesu doszło, by
> wyglądało to realnie dla innych czytelników.
Dobrze napisane
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
98. Data: 2002-09-12 17:14:38
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi> A poważnie to jest to dość dobry przykład na doczepianie się wyciągniętych
z
> kontekstu cytatów bo w oryginale jest jeszcze dość długie wyjaśnienie po
> tym.
Tak, zauważyłam. Jest cały wywód o żonie-co-wszystko-robi-najlepiej;-)))
Andrzeju, żartujesz sobie ze mnie?
> Zapewniam że ja też nie. Nie chodziło mi o mnie tylko o Ciebie :))))))
Patrz, a ja taka sierotka niedomyślna jestem:-))))))
> Dziękuję za uzasadnienie, muszę przyznać że wygląda dużo lepiej niż twoje
> poprzednie słowa, cytuję:
> >Jeśli chodzi o sytuacje, to owszem - wierzę. Chociaż tak szczerze, to
sama
> >nie wiem, co myśleć, kiedy to kolejny raz czytam, jak to Sandra - niczym
> >dobra wróżka -fenomenalnie potrafi rozwiązywać cudze problemy, a ci inni
> >rodzice tacy zapatrzeni w siebie...
> Nie zmieniam zdania na temat Sandry i cieszę sie że chce sie podzielić
> swoimi cennymi doświadczeniami mimo iż jak widać nie zawsze można odebrać
to
> w sposób jednoznacznie pozytywny.
> Jeszcze chciałem dodać że wrażenie pewnego zbytniego samowyidealizowania
> osoby które podważa jego wiarygodność nie musi koniecznie wynikać z
> przekłamania swoich cech przez autora, a zwyczajnie z tego że podaje on na
> grupie tylko swoje pozytywne doświadczenia bo pokazywanie komuś przykładu
> jak nie robić na podstawie swojego życia raczej mija się z celem. Stąd ta
> dysproporcja imo właśnie w wypowiedziach Sandy i innych osób.
Andrzeju, tu zupełnie nie chodzi o to, że lubimy ludzi, którym się nie
układa i którzy o tym opowiadają, a nie lubimy tych, co sobie ze wszystkim
radzą. Chodzi o sposób, w jaki Sandra to opowiada. Mogła napisać, że jej
przyjaciółka ma syna, że wydawało się, że wszystko świetnie funkcjonuje, a
nagle okazuje się, że tak nie jest, bo chłopak wagaruje, ma kłopoty z nauką.
Że uzgodniła z przyjaciółką, iż postara się dowiedzieć, co się dzieje, że
postara się dotrzeć do chłopaka. Że było trudno, ale się udało. Do wniosków
nic nie mam.
Ale Sandra nie ogranicza się do opisania sytuacja, tylko np. podkreśla, że
"koleżanka dumna i ciągle chwaląca" swoje dzieci "ups pewnego razu dowiaduje
się" jak to jest naprawdę. Albo te kontrasty, jaka to ona fajna jest w
porównaniu z rodzicami. Po co te podkreślenia - się pytam? (A przy okazji
nasuwa mi się pytanie, czy Sandra rzeczywiście czuje się przyjaciółką tej
kobiety? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby tak pisać o swojej przyjaciółce.)
Poza tym sposób, w jaki Sandra już kilkakrotnie zwracała się do osób, które
nie widzą rozwiązania swojej sytuacji - serwowanie opowiastek
umoralniających o przyjaciółkach, co to mówiły tak samo, ale dzięki pomocy
Sandry, która trochę nimi "pokierowała" wszystko dobrze się skończyło;-)))
Andrzeju, ja bardzo cenię osoby z doświadczeniem, osoby, które chcą się nim
dzielić, uwielbiam towarzystwo tych, co im się wszystko udaje, bo mam
nadzieję, że trochę tego szczęścia spadnie na mnie:-))) ciągnie mnie do
ludzi mądrzejszych.
Ale unikam ludzi przekonanych o własnej wyższości, a szczególnie tych, co
usiłują do tego przekonać innych.
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
99. Data: 2002-09-12 18:13:35
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
"kolorowa" <v...@i...pl> wrote in message
news:alqhoo$mro$1@okapi.ict.pwr.wroc.pl...
> Ale Sandra nie ogranicza się do opisania sytuacja, tylko np. podkreśla, że
> "koleżanka dumna i ciągle chwaląca" swoje dzieci "ups pewnego razu
dowiaduje
> się" jak to jest naprawdę. Albo te kontrasty, jaka to ona fajna jest w
> porównaniu z rodzicami. Po co te podkreślenia - się pytam? (A przy okazji
> nasuwa mi się pytanie, czy Sandra rzeczywiście czuje się przyjaciółką tej
> kobiety? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby tak pisać o swojej przyjaciółce.)
> Poza tym sposób, w jaki Sandra już kilkakrotnie zwracała się do osób,
które
> nie widzą rozwiązania swojej sytuacji - serwowanie opowiastek
> umoralniających o przyjaciółkach, co to mówiły tak samo, ale dzięki pomocy
> Sandry, która trochę nimi "pokierowała" wszystko dobrze się skończyło;-)))
> Andrzeju, ja bardzo cenię osoby z doświadczeniem, osoby, które chcą się
nim
> dzielić, uwielbiam towarzystwo tych, co im się wszystko udaje, bo mam
> nadzieję, że trochę tego szczęścia spadnie na mnie:-))) ciągnie mnie do
> ludzi mądrzejszych.
> Ale unikam ludzi przekonanych o własnej wyższości, a szczególnie tych, co
> usiłują do tego przekonać innych.
Nawet jeśli jest trochę racji, w tym że mogła napisać to inaczej Ty robisz
dokładnie robisz coś niezbyt miłego, czepiasz się słów i formy w jakiej
Sandra przekazuje swoje wspomnienia, wcześniej bardziej interesowała Cię
dość ogólnikowa treść.
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
100. Data: 2002-09-12 21:12:41
Temat: Odp: problemy z dorastajacymi dziećmi
Użytkownik kolorowa <v...@i...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:alqhoo$mro$...@o...ict.pwr.wroc.pl...
> . Chodzi o sposób, w jaki Sandra to opowiada.
więc wyjaśnie dlaczego akurat tak to opowiedziałam:-)
Mogła napisać,
a tego to już nie rozumiem:-) dlaczego niby miałabym pisać tak by się Tobie
przypodobać?
> Ale Sandra nie ogranicza się do opisania sytuacja, tylko np. podkreśla, że
> "koleżanka dumna i ciągle chwaląca" swoje dzieci "
i tu pozwole wyjaśnić o co mi chodziło :-) bardzi szanuje i cenie sobie moją
koleżanke a mogę powiedzieć wiecej jest moją przyjaciółką, której
wielokrotnie delikatnie otwierałam oczy na to zaślepienie / ale robiłam to
delikatnie, zbyt sobie cenię tą przyjaźń i myśle,że ona również/ ...a teraz
przystępuje do wyjaśnienia ...tu chciałam wykazać zaślepienie rodziców jak
to niekiedy właśnie twierdzą, że wszystkim może sie przytrafić ale im nie
... niekiedy w samej dyskusji z przyjaciółmi okłamujemy siebie albo jestesmy
zaślepieni...widzimy tylko to co chcemy widzieć...nie dopuszczamy myśli,że
może coś koło nas się dziać...idziesz do pracy...wszystko na pierwszy rzut
oka wydaje sie ok...
ups pewnego razu dowiaduje
> się" jak to jest naprawdę. Albo te kontrasty, jaka to ona fajna jest w
> porównaniu z rodzicami.
W sumie to nie obchodzi mnie jak Ty mnie widzisz:-) ale tu muszę
stwierdzić,że twoje mysli biegną nie w tym kierunku co powinny...nigdy nie
uważałam sie za fajną ... rodzice chlopca są wspaniałymi ludzmi,którzy jak
większość z nas popełniła trochę błędów, coś przespali i wielu z nas to
czyni ale jak wcześniej napisałam uratowaliśmy wspólnie to co mogło sie
bardzo źle skończyć ... dzisiaj dalej sie przyjaźnimy a młody już po wojsku
:-) cudowny facet ale o nim już nie będę pisała...tyle tylko,że teraz to
jest ukochanym synem...
Po co te podkreślenia - się pytam?
wyjaśnienie jak wyżej " zaślepienie zamazuje rzeczywistość"
Sandra rzeczywiście czuje się przyjaciółką tej
> kobiety?
tak i ona też :-) ten przykład napisałam nie dlatego by jej czegoś ująć
...przy każdej okazji ona o tym opowiada...jak to miała pewne zagrozenie i
ja jej pomogłam ...jest to dla mnie wtedy bardzo krępujące bo wg. nic
takiego nie zrobiłam pomogłam jej zrozumieć co sie dzieje ...i zrozumieć o
co on ma tyle żalu i pretensji do życia będąc tak młodym człowiekiem...
Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby tak pisać o swojej przyjaciółce.)
wyobraź sobie,że ostatnio piłam kawke z moją przyjaciółką i poinformowałam
ją ,że o tym przykładzie napisałam ...ona zdaje sobie sprawe ,że net jest
anonimowy i tu danych sie nie podaje, i w sumie nie rozpatruje sie jej jako
osoby tylko jej podejscie do życia w tamtym czasie...jest tok myślenia...jak
wielu innych ludzi,którzy mają podobny...
> Poza tym sposób, w jaki Sandra już kilkakrotnie zwracała się do osób,
które
> nie widzą rozwiązania swojej sytuacji -
obojętnie jak będziesz mnie postrzegała :-) jest mi to obojętne uważam ,że
każdy problem jest do rozwiązania bo gdybym myslała inaczej to już dawno
usiadłabym na tyłku i sie rozbeczała ale dawno zdałam sobie sprawę,że świat
jest piękny tylko niekiedy ludzie wszystkimi możliwymi siłami próbują nam je
obrzydzić i skomplikować ...
> Sandry, która trochę nimi "pokierowała" wszystko dobrze się skończyło;-)))
i wyobraź sobie, że gdy kiedykolwiek spotkam sie z sytuacją,że moje pięć
groszy coś pomoże :-))) to, to zrobie ;-)))
wtedy cholernie dobrze sie czuję :-)
> Ale unikam ludzi przekonanych o własnej wyższości, a szczególnie tych, co
> usiłują do tego przekonać innych.
Mam nadzieje,że nie myślisz ,że ja mam ochotę Ciebie przekonać lub innych
.. nie znasz moich myśli, moich reakcji na problem, mojej osobowości :-)) a
z tą wyższością to chyba nie ja bo jesli mnie masz na myśli to przegiełaś
hihi bardziej prostej kobietki na tym świecie nie ma ... ty próbujesz
stłamsić moje poglądy, chcesz mi wmówić ,że pewne przeżyte doświadczenia są
jakąś tam wyższością no ale jeśli tak widzisz :-) nie będę cie wyprowadzała
z błędu ;-)
Sandra
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |