| « poprzedni wątek | następny wątek » |
141. Data: 2002-09-17 13:23:52
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
Sandra wrote:
> :-) ale Cię poniosło... :-) już Cię widze nabuzowaną ,pałającą jak byczek
> Fernando :-) / była taka bajeczka/ buchało mu z noska :-) wiesz taka para
;))))))
Lepiej odpowiedz o przykladzie. PS trafny?
pzdr
agi
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
142. Data: 2002-09-17 14:18:55
Temat: Odp: problemy z dorastajacymi dziećmi
Użytkownik agi ( fghfgh ) <a...@p...onet.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:3...@p...onet.pl...
> PS A propos do przykladu. Wszystko zalezy od charakteru dziewczyny, od
> tego chlopaka i wrazenia jakie wywola na rodzicach, od ukladów
> panujacych w domu, wczesniejszych ukladów, tego czy dziewczyna nie
> naruszala nigdy zaufania rodziców a jesli to jak powaznie. Ja bym sie
> najprawdopodobniej zgodzila,
no własnie była zgoda natychmiastowa...
jesli ( powtórze jesli ) nie mialabym
> wrazenia, ze cos jest celowo przede mna ukrywane, ze jestem robiona w
> balona.
nigdy nie było takiego zachowania...
Zgodzilabym sie obwarowujac to pewnymi warunkami: wiedza o
> dokladnych planach
nie stawiane były warunki...wszystko było juz ustalone przez parke
,miejscowość, finanse/ tu kieszonkow, i praca w okresie wakacji/
( zakwaterowanie, warunki pobytu, grono, które
> najpierw na spokojnie i na wesolo poznam )
pełne zaufanie do znajomych...mimo,że niekiedy spotykałam sie z opiniami,że
najbliższy kolega zrobił to czy to .../emocje zostawione w danej chwili poza
tematem/
dokladne ustalenie kwestii
> finansowych, zebym sie nie musiala potem spodziewac alarmujacego
> telefonu- ratuj bo brakuje pieniazków, upewnienia sie czy córka zdaje
> sobie sprawe zarówno z korzysci takiego wyjazdu jak i z ewentualnych
> trudnosci, zagrozen.
dom ciągle żył zagrozeniami ;-) juz niekiedy bokiem wychodziło co niektórym
słuchanie:-)
Czyli- upewnielabym sie jak bardzo moja córka jest
> faktycznie dorosla i w zaleznosci od tego zgodzila sie albo bezwarunkowo
> albo warunkowo jesli...
zaufanie...warunków nie było
> Tylko, ze to gdybanie na razie- nie mam dziecka w tym wieku i to co
> teraz pisze równie dobrze moze sie okazac pustymi slowami
zgadza się ale od najmłodszych lat wpaja sie pewne rzeczy by pozniej móc bez
wahania podjac decyzje...
Sandra
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
143. Data: 2002-09-17 14:36:48
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
Sandra wrote:
> no własnie była zgoda natychmiastowa...
[...]
> nigdy nie było takiego zachowania...
[...]
> nie stawiane były warunki...wszystko było juz ustalone przez parke
> ,miejscowość, finanse/ tu kieszonkow, i praca w okresie wakacji/
[...]
> pełne zaufanie do znajomych...mimo,że niekiedy spotykałam sie z opiniami,że
> najbliższy kolega zrobił to czy to .../emocje zostawione w danej chwili poza
> tematem/
[...]
> dom ciągle żył zagrozeniami ;-) juz niekiedy bokiem wychodziło co niektórym
> słuchanie:-)
[...]
> zaufanie...warunków nie było
[...]
> zgadza się ale od najmłodszych lat wpaja sie pewne rzeczy by pozniej móc bez
> wahania podjac decyzje...
Z tego co piszesz bezwarunkowa zgoda byla mozliwa dzieki:
1. zaufaniu do dziecka, które wyrobilo sobie u rodziców przez poprzednie
lata
2. doroslosci dziecka- nie trzeba jej bylo uswiadamiac o
oczywistosciach, umiala wszystko juz zorganizowac sobie sama
3. znajomosci sytuacji przez rodzców bez wykretów, oszukiwania czy
mydlenia oczu.
Jak dla mnie dane równiez wystarczajace do podjecia takiej decyzji ale
wlasnie dzieki powyzszemu- czyli warunki o których wspomnialam w
poprzednim poscie zostaly jak najbardziej spelnione :)
pzdr
agi
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
144. Data: 2002-09-17 19:06:32
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmiuważam,że tylko jednomyślność daje szanse
> powodzenia... dziecko wtedy nie kombinuje:-) jak sie u mamy nie uda to u
> taty napewno i odwrotnie...
Jeśli chodzi o kombinowanie, to chyba nie doceniasz dzieci;))) Mój tato był
w sprawie jednomyślności rodziców właśnie bardzo zasadniczy. Miało to dla
nas (mojego brata i mnie) pewien duży plus. Ponieważ mimo stwarzania pozorów
doskonale orientowaliśmy się w odmienności poglądów naszych rodziców,
byliśmy w stanie przewidzieć większość ich reakcji na nasze prośby i
odpowiednio do tego wybieraliśmy osobę, która wyda korzystną dla nas
decyzję. Ze świadomością, że ta druga na pewno tej decyzji nie zmieni;-))
Jest też pewien minus. Należy się z możliwością oduczenia
odruchu sprzeciwu u dziecka i pewnego rodzaju potulnością. Dziecko nie
będzie kwestionować żadnych poleceń, bo przecież nauczone jest, że nie
kwestionuje się poleceń
dorosłych - nawet tych najbardziej absurdalnych. Idealna ofiara dla
dorosłych zboczeńców, jeśli na nich trafi.
Sądzę, że jednomyślność (czy też raczej jej namiastka) nie jest żadnym
warunkiem powodzenia w wychowywaniu. Wydaje mi się nawet, że możliwość
obserwowania rodziców, którzy na pewne tematy mają odmienne zdania, w
trakcie dyskusji - jest czymś dużo bardziej korzystnym. Dziecko widzi, że
różnica poglądów oraz miłość i szacunek nie wykluczają się
wzajemnie. Że owo mówienie jednym głosem nie jest najwyższym priorytetem
stawianym ponad sprawiedliwością czy prawdą.
Jeśli natomiast tego szacunku nie ma albo kiedy jedno z rodziców (bądź
oboje) uważa, że ma monopol na wiedzę - wtedy być może pozory jednomyślności
są lepsze niż otwarte kłótnie i docinki. Chociaż osobiście nie wierzę, żeby
dało się to ukryć.
> > Nie sądzę, żeby istniała para, która zawsze i we wszystkim się zgadza.
>
> równiez nie sądzę ale jest moment poznania sie, kompromis, zaufanie,
> szacunek i to należy brać pod uwagę w budowaniu związku
Ale co to ma do rzeczy? Czy zaufanie i szacunek jest równoznaczne z
poddaniem się woli partnera? Kompromis...przecież ten kompromis trzeba
wypracować. Moment poznania się - nie rozumiem: czy chcesz przez to
powiedzieć, że przychodzi taki moment, w którym już dokładnie się
poznaliśmy, kiedy idealnie znamy nawzajem swoje poglądy na wszystkie sprawy
i jesteśmy w stanie przewidzieć każdą reakcję? Przecież człowiek tak
naprawdę rzadko bywa pewien swoich reakcji, siebie zna tylko na tyle, na ile
sam
się sprawdził. Czy mam rozumieć, że jego partner powinien znać go lepiej niż
on sam siebie?
W wychowywaniu dzieci co dzień pojawiają się problemy, których nie byliśmy w
stanie przewidzieć, a które rozwiązywać trzeba na bieżąco. Odzywają się
nawyki odziedziczone po rodzicach, których
się w ogóle nie spodziewaliśmy, bo przecież obiecywaliśmy sobie, że my tak
nigdy... A Ty chcesz, żeby wszystko było obgadane przed???
> > Jeżeli rodzice będą udawać jednomyślność, dziecko będzie o tym wiedziało
i
> > tak.
>
> a dlaczego związek ma być oparty na udawaniu to może być rzecz już
ustalona
> i dogadana odn. dzieci...a jeśli sie tego nie zrobiło to powinno sie to
> uczynić...
No, dobrze...My tu sobie tak teoretyzujemy, a czy w rzeczywistości istnieje
taka para?;-)) Co to ma
wszystko dograne i dogadane? Zaznaczam, że nie chodzi o przykład związku, w
którym używa się "kobiecych sztuczek". Przecież w takim dogłębnie dogadanym
związku wszelkie manipulacje są zbędne;-))
> > Jeśli decyzja może poczekać, to oczywiście - rozmowa. Bywa jednak, że
> > decyzję trzeba podjąć natychmiast i nie ma czasu na dyskusje.
>
> Jak nie ma czasu ? mowa o braku czasu dla rodziny to już klapa na całej
> lini...
No tak: ja o chlebie, a Sandra znowu coś między wierszami o niebie;-)) Piszę
wyraźnie o SYTUACJI, gdy potrzebne jest natychmiastowe
podjęcie decyzji. Wyobraź sobie... albo nie, po prostu przyjmij - szybciej
będzie - że przydarzają się ludziom takie sytuacje, kiedy nie ma czasu do
namysłu. I nie ma to nic wspólnego z tym, czy się ma czas dla rodziny czy
się go nie ma.
> I wtedy co?
> > Ostro się sprzeciwić czy pozwolić na coś naszym zdaniem złego w imię
> > jedności?
>
>
> przeprosić dziecko i porozmawiać jesli to jest konieczne na osobności i
> poinformować pocieche o podjetych decyzjach ...konsekwentnie wytłumaczyć
na
Tak, tak, jak dziewczynie się dziecko rzuca pod samochód, to faktycznie może
sobie porozmawiać z mężem na osobności;-)))
> Taka sytuacja, kiedy rodzice w
> > jakiejś sprawie przez długi czas nie zgadzają się ze sobą też jest mocno
> > prawdopodobna.
>
> tu zadałam sobie teraz pytnie " dlaczego sie ze sobą nie zgadzamy? czemu
ma
> służyć nasz związek? w imie czego zrobiliśmy ten krok? czy powinniśmy
> pracować nad sobą ,docierać sie ,eliminować niezgodności, ufać sobie ? bo
> jeśli nie to po cholere sie wiązać? skoro wszystko dla nas jest na "nie"
No, popatrz:-))) Ileż trudnych pytań muszą sobie zadać osoby związane z
kimś, kto jest odmiennego wyznania? Czemu służy ich związek? Po cholerę się
wiązali?;-)))
ROTFL
> :-) tykac nie musisz ale nawiazanie dobrego kontaktu z dzieciątkiem
> następuje jak juz wcześniej mówilismy w najwcześniejszym okresie jego
> życia...tykanie dopiero tematu "nastolatki" ,
Nie tykam, tzn. że nie zamierzam się na ich temat wypowiadać. Wszystkie
kontakty mamy zabezpieczone:-))
> > W takim razie jeżeli Twoim celem będzie szczęście dziecka (w Twoim
> > rozumieniu tego słowa), to czy użyjesz każdego środka?;))
>
> tak ale tak by nie ranić partnera :-)
Masz na myśli partnera-partnera czy dziecko-partnera?;-)
Za takim stwierdzeniem kryje się przekonanie o tym, że najlepiej się wie, co
jest szczęściem dla dziecka. Niewiele się to różni od uszczęśliwiania na
siłę.
Jeśli jesteś w stanie użyć każdego (oczywiście pod warunkiem, że nie rani;))
środka, aby uszczęśliwić swoje dziecko - to jak to się ma do tak
wychwalanego przez Ciebie modelu, w którym to dziecko samo wybiera?
Zapewniasz za wszelką cenę swojemu dziecku "szczęście", które jest
szczęściem dla Ciebie, niekoniecznie - dla niego. (Piszesz, ze tak, aby go
nie skrzywdzić. A co, jeśli definicję krzywdy też macie inną - przecież to
wcale nie należy do rzadkości?)
Ci zapracowani, ambitni ponad miarę rodzice, których opisujesz, też robią
wszystko, aby zapewnić dziecku szczęście. Oczywiście we własnym rozumieniu
tego słowa;)))
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
145. Data: 2002-09-17 19:09:22
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmiuważam,że tylko jednomyślność daje szanse
> powodzenia... dziecko wtedy nie kombinuje:-) jak sie u mamy nie uda to u
> taty napewno i odwrotnie...
Jeśli chodzi o kombinowanie, to chyba nie doceniasz dzieci;))) Mój tato był
w sprawie jednomyślności rodziców właśnie bardzo zasadniczy. Miało to dla
nas (mojego brata i mnie) pewien duży plus. Ponieważ mimo stwarzania pozorów
doskonale orientowaliśmy się w odmienności poglądów naszych rodziców,
byliśmy w stanie przewidzieć większość ich reakcji na nasze prośby i
odpowiednio do tego wybieraliśmy osobę, która wyda korzystną dla nas
decyzję. Ze świadomością, że ta druga na pewno tej decyzji nie zmieni;-))
Jest też pewien minus. Należy się z możliwością oduczenia
odruchu sprzeciwu u dziecka i pewnego rodzaju potulnością. Dziecko nie
będzie kwestionować żadnych poleceń, bo przecież nauczone jest, że nie
kwestionuje się poleceń
dorosłych - nawet tych najbardziej absurdalnych. Idealna ofiara dla
dorosłych zboczeńców, jeśli na nich trafi.
Sądzę, że jednomyślność (czy też raczej jej namiastka) nie jest żadnym
warunkiem powodzenia w wychowywaniu. Wydaje mi się nawet, że możliwość
obserwowania rodziców, którzy na pewne tematy mają odmienne zdania, w
trakcie dyskusji - jest czymś dużo bardziej korzystnym. Dziecko widzi, że
różnica poglądów oraz miłość i szacunek nie wykluczają się
wzajemnie. Że owo mówienie jednym głosem nie jest najwyższym priorytetem
stawianym ponad sprawiedliwością czy prawdą.
Jeśli natomiast tego szacunku nie ma albo kiedy jedno z rodziców (bądź
oboje) uważa, że ma monopol na wiedzę - wtedy być może pozory jednomyślności
są lepsze niż otwarte kłótnie i docinki. Chociaż osobiście nie wierzę, żeby
dało się to ukryć.
> > Nie sądzę, żeby istniała para, która zawsze i we wszystkim się zgadza.
>
> równiez nie sądzę ale jest moment poznania sie, kompromis, zaufanie,
> szacunek i to należy brać pod uwagę w budowaniu związku
Ale co to ma do rzeczy? Czy zaufanie i szacunek jest równoznaczne z
poddaniem się woli partnera? Kompromis...przecież ten kompromis trzeba
wypracować. Moment poznania się - nie rozumiem: czy chcesz przez to
powiedzieć, że przychodzi taki moment, w którym już dokładnie się
poznaliśmy, kiedy idealnie znamy nawzajem swoje poglądy na wszystkie sprawy
i jesteśmy w stanie przewidzieć każdą reakcję? Przecież człowiek tak
naprawdę rzadko bywa pewien swoich reakcji, siebie zna tylko na tyle, na ile
sam
się sprawdził. Czy mam rozumieć, że jego partner powinien znać go lepiej niż
on sam siebie?
W wychowywaniu dzieci co dzień pojawiają się problemy, których nie byliśmy w
stanie przewidzieć, a które rozwiązywać trzeba na bieżąco. Odzywają się
nawyki odziedziczone po rodzicach, których
się w ogóle nie spodziewaliśmy, bo przecież obiecywaliśmy sobie, że my tak
nigdy... A Ty chcesz, żeby wszystko było obgadane przed???
> > Jeżeli rodzice będą udawać jednomyślność, dziecko będzie o tym wiedziało
i
> > tak.
>
> a dlaczego związek ma być oparty na udawaniu to może być rzecz już
ustalona
> i dogadana odn. dzieci...a jeśli sie tego nie zrobiło to powinno sie to
> uczynić...
No, dobrze...My tu sobie tak teoretyzujemy, a czy w rzeczywistości istnieje
taka para?;-)) Co to ma
wszystko dograne i dogadane? Zaznaczam, że nie chodzi o przykład związku, w
którym używa się "kobiecych sztuczek". Przecież w takim dogłębnie dogadanym
związku wszelkie manipulacje są zbędne;-))
> > Jeśli decyzja może poczekać, to oczywiście - rozmowa. Bywa jednak, że
> > decyzję trzeba podjąć natychmiast i nie ma czasu na dyskusje.
>
> Jak nie ma czasu ? mowa o braku czasu dla rodziny to już klapa na całej
> lini...
No tak: ja o chlebie, a Sandra znowu coś między wierszami o niebie;-)) Piszę
wyraźnie o SYTUACJI, gdy potrzebne jest natychmiastowe
podjęcie decyzji. Wyobraź sobie... albo nie, po prostu przyjmij - szybciej
będzie - że przydarzają się ludziom takie sytuacje, kiedy nie ma czasu do
namysłu. I nie ma to nic wspólnego z tym, czy się ma czas dla rodziny czy
się go nie ma.
> I wtedy co?
> > Ostro się sprzeciwić czy pozwolić na coś naszym zdaniem złego w imię
> > jedności?
>
>
> przeprosić dziecko i porozmawiać jesli to jest konieczne na osobności i
> poinformować pocieche o podjetych decyzjach ...konsekwentnie wytłumaczyć
na
Tak, tak, jak dziewczynie się dziecko rzuca pod samochód, to faktycznie może
sobie porozmawiać z mężem na osobności;-)))
> Taka sytuacja, kiedy rodzice w
> > jakiejś sprawie przez długi czas nie zgadzają się ze sobą też jest mocno
> > prawdopodobna.
>
> tu zadałam sobie teraz pytnie " dlaczego sie ze sobą nie zgadzamy? czemu
ma
> służyć nasz związek? w imie czego zrobiliśmy ten krok? czy powinniśmy
> pracować nad sobą ,docierać sie ,eliminować niezgodności, ufać sobie ? bo
> jeśli nie to po cholere sie wiązać? skoro wszystko dla nas jest na "nie"
No, popatrz:-))) Ileż trudnych pytań muszą sobie zadać osoby związane z
kimś, kto jest odmiennego wyznania? Czemu służy ich związek? Po cholerę się
wiązali?;-)))
ROTFL
> :-) tykac nie musisz ale nawiazanie dobrego kontaktu z dzieciątkiem
> następuje jak juz wcześniej mówilismy w najwcześniejszym okresie jego
> życia...tykanie dopiero tematu "nastolatki" ,
Nie tykam, tzn. że nie zamierzam się na ich temat wypowiadać. Wszystkie
kontakty mamy zabezpieczone:-))
> > W takim razie jeżeli Twoim celem będzie szczęście dziecka (w Twoim
> > rozumieniu tego słowa), to czy użyjesz każdego środka?;))
>
> tak ale tak by nie ranić partnera :-)
Masz na myśli partnera-partnera czy dziecko-partnera?;-)
Za takim stwierdzeniem kryje się przekonanie o tym, że najlepiej się wie, co
jest szczęściem dla dziecka. Niewiele się to różni od uszczęśliwiania na
siłę.
Jeśli jesteś w stanie użyć każdego (oczywiście pod warunkiem, że nie rani;))
środka, aby uszczęśliwić swoje dziecko - to jak to się ma do tak
wychwalanego przez Ciebie modelu, w którym to dziecko samo wybiera?
Zapewniasz za wszelką cenę swojemu dziecku "szczęście", które jest
szczęściem dla Ciebie, niekoniecznie - dla niego. (Piszesz, ze tak, aby go
nie skrzywdzić. A co, jeśli definicję krzywdy też macie inną - przecież to
wcale nie należy do rzadkości?)
Ci zapracowani, ambitni ponad miarę rodzice, których opisujesz, też robią
wszystko, aby zapewnić dziecku szczęście. Oczywiście we własnym rozumieniu
tego słowa;)))
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
146. Data: 2002-09-17 19:25:59
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi> Może Sandra jest psychologiem albo psychoterapeutą rodzinnym? Wtedy
> miałaby podstawy do rozwiązywania cudzych problemów...
Może i jest, chociaż z tego, co pamiętam, to jest raczej kuratorem w sądzie
rodzinnym. Ale oczywiście mogę się mylić.
Zawód jednak nie ma nic do rzeczy. Nie kwestionuję faktów, które
przedstawia. Nie kwestionowałabym ich nawet, gdyby to pisał palacz kotłowy,
bo zawód nie jest warunkiem umiejętności.
Małgosia
PS. Terapeuta nie rozwiązuje cudzych problemów.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
147. Data: 2002-09-17 21:35:29
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmiOn Tue, 17 Sep 2002 21:06:32 +0200, kolorowa <v...@i...pl> wrote:
: Sądzę, że jednomyślność (czy też raczej jej namiastka) nie jest żadnym
: warunkiem powodzenia w wychowywaniu. Wydaje mi się nawet, że możliwość
: obserwowania rodziców, którzy na pewne tematy mają odmienne zdania, w
: trakcie dyskusji - jest czymś dużo bardziej korzystnym. Dziecko widzi, że
: różnica poglądów oraz miłość i szacunek nie wykluczają się
: wzajemnie. Że owo mówienie jednym głosem nie jest najwyższym priorytetem
: stawianym ponad sprawiedliwością czy prawdą.
: Jeśli natomiast tego szacunku nie ma albo kiedy jedno z rodziców (bądź
: oboje) uważa, że ma monopol na wiedzę - wtedy być może pozory jednomyślności
: są lepsze niż otwarte kłótnie i docinki.
bardzo mi sie podoba ten akapit :)
jedna z najglupszych rzeczy, jaka moga zrobic rodzice, to klocic sie nad
glowa dziecka na temat tego, co mu wolno, a czego nie.
kasica
--
"he that breaks the thing to find out what it is has left the path of
wisdom"
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
148. Data: 2002-09-17 21:44:59
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
"kolorowa" <v...@i...pl> wrote in message
news:am7vaq$k1r$1@okapi.ict.pwr.wroc.pl...
> Może i jest, chociaż z tego, co pamiętam, to jest raczej kuratorem w
sądzie
> rodzinnym. Ale oczywiście mogę się mylić.
> Zawód jednak nie ma nic do rzeczy. Nie kwestionuję faktów, które
> przedstawia.
No tak, jak jestes w ciązu idziesz do szewca,
jak popsuje Ci sie żelazko do hydaulika.
Zawód przecież jest bez znaczenia.
> Nie kwestionowałabym ich nawet, gdyby to pisał palacz kotłowy,
> bo zawód nie jest warunkiem umiejętności.
Szczególnie zawód wykonywany - przecież wokół sami karierowicze.
> Małgosia
>
> PS. Terapeuta nie rozwiązuje cudzych problemów.
Zgadzam się, Teraupeuci to wyzyskiwacze, żerujący na ludzkich problemach.
Naprawdę ciekawe co piszesz, a ja pisze w swojej CV o swoim doświadczeniu
zawodowym , przeciez nikt tego nie czyta.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
149. Data: 2002-09-17 21:45:47
Temat: Odp: problemy z dorastajacymi dziećmi
Użytkownik kolorowa <v...@i...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:am7vaq$k1r$...@o...ict.pwr.wroc.pl...
> > Może Sandra jest psychologiem albo psychoterapeutą rodzinnym? Wtedy
> > miałaby podstawy do rozwiązywania cudzych problemów...
>
> Może i jest, chociaż z tego, co pamiętam, to jest raczej kuratorem w
sądzie
> rodzinnym. Ale oczywiście mogę się mylić.
i sie mylisz :-) ale myśle,że to faktycznie nie ma znaczenia...
> bo zawód nie jest warunkiem umiejętności.
tak jest , tu sie zgadzam:-) wiecie ilu prawników ma kłopoty ze swoimi
pociechami ?
Sandra
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
150. Data: 2002-09-17 21:57:05
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
"Sandra" <d...@w...pl> wrote in message
news:am87jj$4o4$1@absinth.dialog.net.pl..
Przepraszam za poprzedni post poniosło mnie.
I gratuluję Ci spokoju i ciepła , które tryska z Twoich postów Sandro.
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |