Data: 2002-05-09 23:21:09
Temat: Re: radio mówiło o głuchych
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Little Dorrit w news:abe8i5$8m4$4@news.tpi.pl...
/.../
> Jak można dyskutować na temat szczegółu i konkretu? Przecież każda dyskusja
> jest wypowiedzią dotyczącą ogółu i abstrakcji. Flyer poruszył problem
> postawy bardzo jednostkowej i specyficznej, dotyczącej 1 /słownie -jednego /
> dziecka i 1 matki.
I ten właśnie problem, całkiem specyficzny i jak dotychczas niepowtarzalny
przyciągnął moją uwagę. Problem ten (sprawdź proszę pierwszy post wątku
- news:aa8n36$9fr$1@news.tpi.pl...) wyglądał następująco:
"Wczoraj radio podało, że w USA (?) dwie głuchonieme kobiety urodziły dzieci.
Panie te znalazły najpierw dawcę nasienia. Warunkiem było, że musi to być
nasienie od głuchoniemego faceta, BO CHCIAŁY, żeby ich dzieci były również
głuchonieme. /.../" [podkreślenie moje]
Powtarzam więc - swoim głosem konsekwentnie krytykuję postawę świadomego
powoływania do życia dzieci kalekich - w tym wypadku pozbawionych genetycznie
jednego ze zmysłów - na życzenie dorosłych - w tym wypadku dwóch kobiet.
I tylko ten przypadek uznaję za interesujący. Rozwijanie dyskusji winno się IMO
odbywać w kierunku praw dorosłych do stanowienia o cechach dzieci (trudno
nawet mówić "swoich", jeśli dawcą nasienia jest obcy im osobnik) przed ich
poczęciem, co w dobie zdobyczy genetyki będzie miało coraz większe znaczenie.
To problem moralny dotyczący nie opieki nad kalekami z przyczyn losowych, ale
praw dorosłych do traktowania dzieci jako źródeł zaspokajenia własnych potrzeb.
Twój jednak głos uparcie zmierza do dyskutowania o innym zupełnie problemie -
o dzieciach już narodzonych, kalekich na skutek przyczyn naturalnych. Przekonujesz
mnie, że dziećmi takimi nalezy sie opiekować (nie zrzucac ich ze skał), tworząc
odpowiednie instytucje pomocy społecznej, tak jak to sie dzieje na zachodzie.
Dla mnie to są truizmy, więc nie dziw się, że mnie tak "uogólniona" dyskusja irytuje.
> Ponieważ ani On ani nikt z nas nie posiadał wszystkich
> informacji nt. zaistniałej sytuacji a większość wypowiedzi Twojej nie
> wyłączając, dotyczyła sensu urodzenia kalekiego dziecka - wypowiedziałam
> się, w czym ja ten sens widzę. I to wszystko.
Błąd polega na tym, że kasując wszystkie przeczytane posty tracisz kontakt
z "publicznością" i stajesz się aktorem samym dla siebie. Rozmawiasz o tym,
co jest Ci najbliższe, a nie o tym, czego dotyczy wątek. To tak jak szukanie zguby
nie tam, gdzie prawdopodobnie leży, ale tam, gdzie jest aktualnie jasno. Skutkiem
jest zniechęcanie się i irytacja części rozmówców, gdyż zwyczajowo z Twych
wypowiedzi emanuje bezwzględna pewność siebie, czasem identyfikowana błędnie
z agresją. Kontakt sieciowy nie umożliwia jednak spokojnego wyjaśniania wątpliwości,
szczególnie, gdy jedna ze stron w dyskusji nie słyszy drugiej strony. A Ty jednak
nie słyszysz. Ty przemawiasz. Tak ja to widzę.
> Ani mi w glowie nie pozostało dyskutować na temat jednostkowego przypadku
> o którym została podana znikoma ilość informacji, gdyż taka dyskusja jest
> jałowa i prowadzi do wieloznacznych wniosków.
Ale dlaczego? Przecież właśnie ten przypadek zapoczątkował wątek i jest na tyle
interesujący i wyrazisty, że nie wymaga dodatkowych informacji. Jest prekursorem
całej masy problemów etycznych związanych z rolą genetyki i głębokością ingerowania
jej w życie przyszłych pokoleń. A rzecz nie dotyczy w tym przypadku leczenia schorzeń
lecz czegoś, co jest na drugim biegunie - świadomego produkowania anomalii
ulokowanych w odrębnym człowieku, w przekonaniu, że ma się do tego prawo.
Ja tego prawa nie dostrzegam. A Ty?
> > Działasz na zasadzie "lampka=reakcja" nie zauważając, że "lampka" ma zwykle
> > swój kontekst, że coś oświetla, że coś ją wywołuje,
>
> No właśnie - większość skupiła się na lampce. A przecież ciekawsza jest
> dyskusja w ogóle o świetle.
Tak! Ale pod warunkiem, że jest to światło z tego samego źródła, w tym samym
pomieszczeniu, że nie jest to po prostu inny temat dyskusji. A na to zwracał Ci uwagę
niejeden dyskutant w tym wątku (Flayer, Eva, ja...).
> > irytujące jest obserwowanie jak skupiasz na sobie zawzięte ataki mniej
> > lub bardziej agresywne, mniej lub bardziej mieszczące się w konwencji
> > przyzwoitości. Nie próbowałaś sobie odpowiedzieć dlaczego tak jest?
>
> Ataki ludzi niezdolnych do uogólnień, stwarzania argumentów, ograniczających
> się do konkretów? W nauce konkret i przypadek nie liczą się.
W nauce konkret jest zaczynem zmiany. Jeśli nauka interesuje się wyłącznie
uogólnieniem ignorując przypadki - jest na prostej drodze do ślepoty. Na
szczęście tak nie jest. Czułki nauki węszą szukając przypadków. Często
błądzą, jednak interpretacja każdego jest konieczna. Sczególnie wtedy, gdy
jest odstępstwem od "normy". To przypadki są często początkiem genialnych,
nowych rozwiązań problemów. Również przypadki mogą być początkiem
błędnych dróg - dróg prowadzących do degeneracji. Nie zauważenie ich
z powodu błądzenia w chmurach uogólnień jest błędem.
> Szkoda. Przeceniłam Was.
A może jednak nie zrozumiałaś?
> Dorrit
All
|