« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-02-27 18:53:18
Temat: samotnoscWitam,
Jak przyzwyczaić się do samotności? Jak pogodzic się z tym, że tak naprawdę
i do końca każdy z nas jest sam i tylko sam? Ze nawet jak jest ktoś, to i
tak go nie ma? Jak uniezależnić się? Jak nie ryczeć z bezsilności i z
poczucia takiego cholernego osamotnienia? Jak się wziąć w garść? Jak
sprawić, żeby nigdy nie mieć chwil załamania, żeby zawsze trzymać siebie i
nerwy na wodzy, żeby zawsze do przodu i na przekór? Czy w ogole tak można?
Wiem, że nie można.. ale jak mam się z tym pogodzić? Jak mam zaakceptować
to, że ja zawsze jestem i będę tak naprawdę sama, że ludzie przychodzą,
odchodzą, a ja trwam? Że mam pozwolić komuś odejść? Że nawet jak potem ktoś
przyjdzie, to i tak odejdzie? Że nawet jeśli mam przyjaciół, to nie mogę im
głowy zawracać non stop, bo każdy ma swoje życie? że muszę się nauczyć
zawsze i wszędzie sama rozwiązywać problemy?
że mam nie patrzeć w przeszłośc.
że jest tu i teraz.
mam dość tego... bezsilności i niemożności zaakceptowania pewnych
nieuchronnych faktów i konsekwencji.
mam dość wlasnego idealistycznego czasami patrzenia na świat.
Kropeczka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2003-02-27 19:20:46
Temat: Re: samotnosc
Użytkownik "Kropeczka" <U...@p...xo.pl> napisał w wiadomości
news:b3lmts$9bd$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Witam,
>
> Jak przyzwyczaić się do samotności? Jak pogodzic się z tym, że tak naprawdę
> i do końca każdy z nas jest sam i tylko sam? Ze nawet jak jest ktoś, to i
> tak go nie ma? Jak uniezależnić się? Jak nie ryczeć z bezsilności i z
> poczucia takiego cholernego osamotnienia?
ech, natura nas już tak urządziła, żeniektóre lekcje musimy sami odrobić. Na niektore
pytania sami musimy sobie odpowiedziec.
nikt tego za nas nie zrobi. nie ma na zycie recepty. jedno ci tylko powiem, wcale nie
musisz byc samotna, czlowiek do
samotnosci raczej nie jest stworzony - to takie raczej stadne zwierzatko.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 19:29:53
Temat: Re: samotnoscUżytkownik "d.v." <o...@o...pl> napisał w wiadomości
news:b3lo7m$etp$1@aquarius.webcorp.pl...
> ech, natura nas już tak urządziła, żeniektóre lekcje musimy sami odrobić.
Na niektore pytania sami musimy sobie odpowiedziec.
> nikt tego za nas nie zrobi. nie ma na zycie recepty. jedno ci tylko
powiem, wcale nie musisz byc samotna, czlowiek do
> samotnosci raczej nie jest stworzony - to takie raczej stadne zwierzatko.
Nie podobają mi się te lekcje. Mam ich czasem dosc.
I wiem, ze nie ma recepty. Ale czasami po prostu nie mogę albo nie potrafię,
albo nie chcę się z tym pogodzić. Czasem coś we mnie krzyczy mocno i
przeraźliwie, tupie nogą i gorąco protestuje.
Czasem to życie bardzo mi się nie podoba. Bo nie potrafię pewnych rzeczy
zaakceptowac i juz.
Człowiek może jest stadny, w mniejszym lub większym stopniu. Ale co z tego,
skoro w głębi duszy nawet otoczony przyjaciółmi czuje się samotny?
Co z tego, że mam z kim pogadać - nie zawsze, wiadomo, każdy ma swoje
życie - skoro i tak wiem, że ta rozmowa się skonczy a ja zostanę znow. ja i
moje problemy.
Kropeczka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 19:53:33
Temat: Odp: samotnoscKropeczka
> Jak przyzwyczaić się do samotności? Jak pogodzic się z tym, że tak
naprawdę
> i do końca każdy z nas jest sam i tylko sam? Ze nawet jak jest ktoś, to i
> tak go nie ma? Jak uniezależnić się? Jak nie ryczeć z bezsilności i z
> poczucia takiego cholernego osamotnienia? Jak się wziąć w garść? Jak
> sprawić, żeby nigdy nie mieć chwil załamania, żeby zawsze trzymać siebie i
> nerwy na wodzy, żeby zawsze do przodu i na przekór? Czy w ogole tak można?
a jak _przestać_być_człowiekiem_?? :)
myślę że samotność jest bardzo ważna ale może być niebezpieczna
chcesz uniknąć problemów i MZ, to Twój 'problem' bo.. błędy, dołki... i
wszystko co złe _uczy_ a nauki nigdy za wiele.
wyobraź sobie taką maxymalną sielankę.. grrr... z nikim się nie
posprzeczasz, nikomu nie dogryziesz, straszne! ;)
pewne rzeczy nalezy zaakceptować, a pewne (masz rację) wyleczyć
niestety chyba nie ma 1 recepty dobrej na wszystko i dla wszystkich (dlatego
tez każdy ma swojego lekarza i nie idzie do dentysty ze złamaną nogą..)
ja myślę że (myślę, że zawiedzie Cię moja odpowiedź) że UŚMIECH jest lekiem
na większość "nieuleczalnych choróbsk". tylko taki szczery, prawdziwy, prsto
z... no właśnie :) i koniecznie, bezinteresowny (no chyba że naszym
'interesem' jest "otrzymanie" takiego uśmiechu od kogoś)
ludzi ciągnie do pogodnych...
a ludzie.. są nalepszymi... ~ ...
IMHO oczywiście!
cieplutko
patrycja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 20:14:28
Temat: Re: samotnoscUżytkownik "patrycja." <p...@K...pl> napisał w wiadomości
news:b3lqd4$81g$1@nemesis.news.tpi.pl...
> a jak _przestać_być_człowiekiem_?? :)
no wlasnie, to jest to pytanie
> myślę że samotność jest bardzo ważna ale może być niebezpieczna
> chcesz uniknąć problemów i MZ, to Twój 'problem' bo.. błędy, dołki... i
> wszystko co złe _uczy_ a nauki nigdy za wiele.
nie, nie unikam problemow. To akurat wiem na pewno. Wlasnie problem w tym,
że ja nie potrafię unikać problemów, ze czasem chciałabym o nich zapomnieć,
chciałabym po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Pogodzić się z
tym, że raz na wozie, raz pod wozem.
A czasem nie potrafię. czasem jestem perfekcjonistką, po prostu.
> wyobraź sobie taką maxymalną sielankę.. grrr... z nikim się nie
> posprzeczasz, nikomu nie dogryziesz, straszne! ;)
> pewne rzeczy nalezy zaakceptować, a pewne (masz rację) wyleczyć
> niestety chyba nie ma 1 recepty dobrej na wszystko i dla wszystkich
(dlatego
> tez każdy ma swojego lekarza i nie idzie do dentysty ze złamaną nogą..)
a jak nie ma lekarza? jak tak naprawdę i tak nikt nie rozumie? bo ja wiem,
że z pewnymi rzeczami niestety jestem sama i tyle...
> ja myślę że (myślę, że zawiedzie Cię moja odpowiedź) że UŚMIECH jest
lekiem
> na większość "nieuleczalnych choróbsk". tylko taki szczery, prawdziwy,
prsto
> z... no właśnie :) i koniecznie, bezinteresowny (no chyba że naszym
> 'interesem' jest "otrzymanie" takiego uśmiechu od kogoś)
> ludzi ciągnie do pogodnych...
> a ludzie.. są nalepszymi... ~ ...
>
> IMHO oczywiście!
a potrafisz sie non stop usmiechac? bo ja nie potrafie.
a potrafisz sie zawsze usmiechac? czy wtedy to nie bylaby wlasnie ta Twoja
opisywana pare linijek wyżej sielanka?
A o to chodzi, ze ja sie usmiecham - do ludzi na pewno. Potem jak przychodzę
do domu, siadam, to się okazuję, że tak naprawdę to wszystko jest inaczej.
Owszem, ludzi ciągnie do pogodnych - dzięki temu tamci ludzie mogą tym
optymistom poopowiadac o swoich problemach. A co mają zrobić optymiści, jak
ich chandra złapie?
w końcu nikt nie jest idealny...
Kropeczka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 20:31:12
Temat: Odp: samotnoscKropeczka
> nie, nie unikam problemow. To akurat wiem na pewno. Wlasnie problem w tym,
> że ja nie potrafię unikać problemów, ze czasem chciałabym o nich
zapomnieć,
> chciałabym po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Pogodzić się z
> tym, że raz na wozie, raz pod wozem.
> A czasem nie potrafię. czasem jestem perfekcjonistką, po prostu.
to tak jakbyś zamykając oczy próbowała uciec przed snem... :)
przechodząc _obok_ unikasz ich.. ignorujesz
> a jak nie ma lekarza?
to sama idź na "medycynę" :)
mam nadzieję że rozumiesz :)))
> a potrafisz sie non stop usmiechac? bo ja nie potrafie.
ja tez nie! oczywiscie że nie! ale uśmiechając się non stop... wpadłabyś z
jednego pikielnego kotła.. w drugi!
mówię tylko że i to i to jest potrzebne
> a potrafisz sie zawsze usmiechac? czy wtedy to nie bylaby wlasnie ta Twoja
> opisywana pare linijek wyżej sielanka?
> A o to chodzi, ze ja sie usmiecham - do ludzi na pewno. Potem jak
przychodzę
> do domu, siadam, to się okazuję, że tak naprawdę to wszystko jest inaczej.
> Owszem, ludzi ciągnie do pogodnych - dzięki temu tamci ludzie mogą tym
> optymistom poopowiadac o swoich problemach. A co mają zrobić optymiści,
jak
> ich chandra złapie?
> w końcu nikt nie jest idealny...
tu mnie masz... niestety znam to z autopsji... z chwilą gdy sie nie
roześmiejesz z czycjegoś żartu, stajesz się tą złą, ludzie się juz
przyzwyczaili i oczekują że zawsze będziesz ok, tak? sama sobie z tym nie
radzę... ale tak kombinowałam żeby _poznac_ kogoś, kto nie znał mnie
wcześniej z tej strony i... 'zaatakowac' go swoimi problemami zanim zdąży
sie zorienotwac:) mi sie nie udało (jeszcze?) ale moze Tobie-> powodzenia!!
cieplutko.
patrycja.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 20:38:30
Temat: Re: samotnoscUżytkownik "patrycja." <p...@K...pl> napisał w wiadomości
news:b3lsln$hnq$1@nemesis.news.tpi.pl...
> to tak jakbyś zamykając oczy próbowała uciec przed snem... :)
no czasem, podkreslam, czasem bym tak chciala.
> przechodząc _obok_ unikasz ich.. ignorujesz
ale ja nie przechodze obok ;) ja wlasnie chcialabym _czasem_ móc przejść
obok. A nie potrafię. i to mnie _czasem_ gryzie
> > a jak nie ma lekarza?
> to sama idź na "medycynę" :)
> mam nadzieję że rozumiesz :)))
trzecie studia? ;) no w sumie, czemu nie, kiedyś chciałam.
Ale to też nie jest wyjście.
> ja tez nie! oczywiscie że nie! ale uśmiechając się non stop... wpadłabyś z
> jednego pikielnego kotła.. w drugi!
> mówię tylko że i to i to jest potrzebne
no ja wiem, że jedno i drugie jest potrzebne. Ale widzisz, ja to wiem, ale
pewnych rzeczy nie potrafię lub nie chcę zaakceptować. A może siebie nie
potrafię zaakceptowac?
> tu mnie masz... niestety znam to z autopsji... z chwilą gdy sie nie
> roześmiejesz z czycjegoś żartu, stajesz się tą złą, ludzie się juz
> przyzwyczaili i oczekują że zawsze będziesz ok, tak? sama sobie z tym nie
> radzę... ale tak kombinowałam żeby _poznac_ kogoś, kto nie znał mnie
> wcześniej z tej strony i... 'zaatakowac' go swoimi problemami zanim zdąży
> sie zorienotwac:) mi sie nie udało (jeszcze?) ale moze Tobie->
powodzenia!!
nie poznaję ludzi tak często to po pierwsze. A po drugie jak poznaję, to
jednak podchodzę do nich z mojej optymistycznej strony a nie od tej
problematycznej.
Kropeczka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 20:58:42
Temat: Re: samotnoscKropeczka wrote:
> Witam,
>
> Jak przyzwyczaić się do samotności? Jak pogodzic się z tym, że tak
> naprawdę i do końca każdy z nas jest sam i tylko sam? Ze nawet jak jest
> ktoś, to i tak go nie ma? Jak uniezależnić się? Jak nie ryczeć z
> bezsilności i z poczucia takiego cholernego osamotnienia? Jak się wziąć w
> garść?
[ciach]
Wiesz co? Sam mógłbym zadać te wszystkie pytania... (poważnie, one brzmią
jak moje).
Ale do rzeczy: każdy z nas jest/był/"będzie" młody lub przeciwnie: dojrzały,
zafascynowany kimś - drugą osobą. Jeżeli nawet nie związek, to angażujemy
się w przyjaźń, dobre stosunki z rodziną itd., ale ja napiszę na przykładzie
związku.
Miłość jest dla mnie czymś b. szczególnym, ale niestety ta "szczególność"
trwa dopóki miłość kwitnie ("zdrowe" układy, ogólne porozumienie, seks,
wspólne plany itp.). Kiedy to wszystko znika, znika jakaś cząstka nas
samych - po prostu wsiąka bez śladu... (bezlitośnie - bez jakiegokolwiek
prawa "veta" ). Na nic poszukiwania - to jeszcze gorzej - "szydercze echo
rozpaczy". Im więcej dajemy, im bardziej sie staramy, tym więcej "gubimy"
podczas rozstania... To wzsystko to nic nowego, prawda? :)
Człowiek jest tak "ślepy" jak miłość którą uprawia - a mimo to WARTO.
Do czego zmierzam? Po 3,4,5,..., razie pojawia się dystans - jakis taaaki
choler.. egoizm, niby człowiek kocha itd. ale bardziej ze stanowiska
sceptycznego obserwatora, powtarząjąc sobie (z odrobiną humoru): "hmmmmm,
ciekawe co z tego będzie". Sam, nawet, jestem wielce zadziwiony obserwacjami
swojej "głupoty?": żadnych przyzwyczajeń, żadnych nadziei, rozczarowań - OK,
nie masz dzisiaj czasu, to nic, pójdziemy następnym razem... dzisiaj też nie
masz...? OK, nic sie nie stało.. (ze stockim spokojem). Egoizm? Zaczynasz
myśleć o sobie - w aspektach edukacyjnych, zawodowych, itd. - prewencja i
profilaktyka przed własnym "strachem" (ale jakaś automatyczna - no i dobrze
na tym wychodzisz). Kiedy myślisz w kategoriach "my", to jest to z jakąś
taką "mgiełką", bardzo wyraźne,natomiast, jest postrzeganie własnych
potrzeb.
Wiesz co jest najgorsze w tym wsystkim? Nawet nie to, że to pomaga (a
pomaga), tylko, że to jest 'wygodne'... i tak jak pisałem automatyczne.
Fakt: ułatwia rozstanie - ale ktoś może powiedzieć: wredne, to nie na tym
polega związek!!
Czy druga, nowo poznana, osoba to wyczuwa? To temat na następny wątek :)
Jak przyzwyczaić się do samotności? Kochać/przywiązywać się i ciepieć...
rozwiązanie przyjdzie samo. Organizm się uodporni - to tak jak z "grypą" :),
lub zmianą klimatu.
--
Pozdrawiam Serdecznie
Tomek Tyczyński
**
"Przy utrzymaniu obecnego tempa wymiany personelu
pewnego dnia ludzie będą okazami równie rzadkimi jak ptaki dodo."
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 21:07:47
Temat: Re: samotnoscUżytkownik "tycztom" <t...@N...pw.edu.pl> napisał w wiadomości
news:b3lumg$i0e$1@ochlapek.sierp.net...
> Wiesz co? Sam mógłbym zadać te wszystkie pytania... (poważnie, one brzmią
> jak moje).
> Ale do rzeczy: każdy z nas jest/był/"będzie" młody lub przeciwnie:
dojrzały,
> zafascynowany kimś - drugą osobą. Jeżeli nawet nie związek, to angażujemy
> się w przyjaźń, dobre stosunki z rodziną itd., ale ja napiszę na
przykładzie
> związku.
> Miłość jest dla mnie czymś b. szczególnym, ale niestety ta "szczególność"
> trwa dopóki miłość kwitnie ("zdrowe" układy, ogólne porozumienie, seks,
> wspólne plany itp.). Kiedy to wszystko znika, znika jakaś cząstka nas
> samych - po prostu wsiąka bez śladu... (bezlitośnie - bez jakiegokolwiek
> prawa "veta" ). Na nic poszukiwania - to jeszcze gorzej - "szydercze echo
> rozpaczy". Im więcej dajemy, im bardziej sie staramy, tym więcej "gubimy"
> podczas rozstania... To wzsystko to nic nowego, prawda? :)
> Człowiek jest tak "ślepy" jak miłość którą uprawia - a mimo to WARTO.
wiem, ze warto. wiem, bo na tym polega życie. ja to wiem. Ale co z tego, że
ja to wiem, skoro nie potrafię się z tym pogodzic?? z tym, że wlasnie za
kazdym razem gdzieś tam zostaje jakas cząstka mnie, ktora już nigdy nie
wroci. Ja nie lubię nie miec prawa veta, ja wlasnie chcę protestowac.
> Do czego zmierzam? Po 3,4,5,..., razie pojawia się dystans - jakis taaaki
> choler.. egoizm, niby człowiek kocha itd. ale bardziej ze stanowiska
> sceptycznego obserwatora, powtarząjąc sobie (z odrobiną humoru): "hmmmmm,
> ciekawe co z tego będzie". Sam, nawet, jestem wielce zadziwiony
obserwacjami
> swojej "głupoty?": żadnych przyzwyczajeń, żadnych nadziei, rozczarowań -
OK,
> nie masz dzisiaj czasu, to nic, pójdziemy następnym razem... dzisiaj też
nie
> masz...? OK, nic sie nie stało.. (ze stockim spokojem). Egoizm? Zaczynasz
> myśleć o sobie - w aspektach edukacyjnych, zawodowych, itd. - prewencja i
> profilaktyka przed własnym "strachem" (ale jakaś automatyczna - no i
dobrze
> na tym wychodzisz). Kiedy myślisz w kategoriach "my", to jest to z jakąś
> taką "mgiełką", bardzo wyraźne,natomiast, jest postrzeganie własnych
> potrzeb.
nie chce tego dystansu :(
wiem, ze trzeba. wiem, ze czasem dla wlasnego zdrowia psychicznego trzeba
byc egoista i trzeba się zdystansować. Ja nie chcę. Z jednej strony chcę zyc
i przezywać wszystko maksymalnie, bo dzięki temu czuję że żyję, a z drugiej
strony wiem, że mnie to powoli wykańcza i czasem chciałabym poczuć się
inaczej, bardziej egoistycznie i bardziej zdroworozsądkowo. Chciałabym
czasem odciąć moje pewne odczucia i obawy i życ tak, jak potrafią niektorzy.
> Wiesz co jest najgorsze w tym wsystkim? Nawet nie to, że to pomaga (a
> pomaga), tylko, że to jest 'wygodne'... i tak jak pisałem automatyczne.
> Fakt: ułatwia rozstanie - ale ktoś może powiedzieć: wredne, to nie na tym
> polega związek!!
jasne, że to pomaga, ale ja tak nie chcę :(
mam żal do swiata za to, że taki jest.
mam żal do siebie, że nie potrafię być taka wygodna.
mam żal do siebie, że tak naprawdę to nie chciałabym byc taka wygodna, bo to
nie na tym polega.
> Czy druga, nowo poznana, osoba to wyczuwa? To temat na następny wątek :)
no to czekam na następny wątek :)
> Jak przyzwyczaić się do samotności? Kochać/przywiązywać się i ciepieć...
> rozwiązanie przyjdzie samo. Organizm się uodporni - to tak jak z "grypą"
:),
> lub zmianą klimatu.
ale ja nie wiem, czy chcę żeby się uodpornil. Dlaczego to akurat moj
organizm ma się uodparniac, skoro inni sobie zyją i jest im dobrze i nie
muszą przeżywać tego, co ja??
nie chcę stać sie obojętna i niewrazliwa.
nie chcę stać się zimną suką z wyrachowaniem idącą przez zycie.
A wiem, że byłoby to dużo latwiejsze. Wiem, że mogłabym i wiem, że z
obiektywnego punktu widzenia wyszłabym na tym lepiej. Może powinnam? Może
jednak na tym polega życie?
Kropeczka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-02-27 21:26:12
Temat: Odp: samotnoscKropeczka
> > przechodząc _obok_ unikasz ich.. ignorujesz
> ale ja nie przechodze obok ;) ja wlasnie chcialabym _czasem_ móc przejść
> obok. A nie potrafię. i to mnie _czasem_ gryzie
to to uszczypnij /to bardziej nieprzyjemne ;)
uważam ze 'przechodzenie obok' jest bzdurne... ostrożnie.. na koturnach...
ale nie obok..
można stracić dobrą lekcję..
nie warto :)
> no ja wiem, że jedno i drugie jest potrzebne.
to czemu chcesz z jednego zrezygnować? ha?!
> Ale widzisz, ja to wiem, ale
> pewnych rzeczy nie potrafię lub nie chcę zaakceptować. A może siebie nie
> potrafię zaakceptowac?
oj! właśnie miałam powiedzieć żebyś siebie akceptowała ale to byłoby
sprzeczne z moimi wywodami z innych wątków ;D
nawiasem.. nie wszystko trzeba akceptować.. przecież :)
> nie poznaję ludzi tak często to po pierwsze. A po drugie jak poznaję, to
> jednak podchodzę do nich z mojej optymistycznej strony a nie od tej
> problematycznej.
yeah... zakładamy klub wariatów? ;)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |