Strona główna Grupy pl.rec.kuchnia wewnetrzny monolog restauracyjny [dlugie i inne]

Grupy

Szukaj w grupach

 

wewnetrzny monolog restauracyjny [dlugie i inne]

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-07-30 12:19:50

Temat: wewnetrzny monolog restauracyjny [dlugie i inne]
Od: "eM" <...@...c> szukaj wiadomości tego autora

-----------> i uprzedzam: prawdopodobnie wyjdzie mi kompletny brak
przepisow :-)


Zwykle czwartkowe popoludnie. Twarze pochylone nad karta wygladaja
znajomo, swojski widok okularow wyciaganych pospiesznie z torebek, te
są do czytania, bo tu milo, ale ciemno. Sluzbowy obiad :-).

Cichy brzęk sztućcow rozpoczyna pochwaly przynoszonych dań. Zaczyna sie
od talerzy wielkich jak slonce, na ktorych szef kuchni starannie
odnalazl punkt centralny i na nim zlozyl salatę, ziola, cząstkę
pomaranczy i skropil je oliwą. Pojawia się chrupiąca bagietka z
najprawdziwszym maslem.Usmiechnięta kelnerka częstuje pieczywem, zawsze
podawanym z lewej strony, kladzionym na maly baldy talerzyk, co
przycupnąl z boku. Moja uwage przykuwa rząd czterech noży.

Kelner o zmęczonej twarzy otwiera butelkę wina, kątem oka zauważam,
jakie on ma mlode i gladkie ręce... Szef probuje wino, przytakuje lekko
glowa, po czym wszyscy umiechamy sie z aprobatą przelknąwszy wino, co
wyroslo pewnego lata, ktorego nikt z nas i tak nie pamięta. Serwetka
zsuwa mi sie z kolan. No i co? Dać nura pod stól, schylić się,
podnieść?

Przeglądając kartę zatrzymaliśmy sie przy "corn fed chicken",
wymieniając uwagi z pozoru naukowe, z pozoru ważne, nikt jednak nie
jest pewnien, co mowil. Teraz wszyscy mamy szanse spojrzeć na
talerz i sprawdzić, czy kurczak karmiony kukurydzą rzeczywiście jest
żolty. Jakos mi nieswojo. Czy to jest chwyt reklamowy? czy to jest nowa
superkonsumpcyjna rzeczywistość? Nagle wzrok przyciaga sushi, pomruk
zachwytu obiega zgomadzonych - jakaż odwaga jeść surowe ryby: dobre?
smakują? Jakos naturalnie rozmowa schodzi na feng shui, tai chi i jogę.
Medytacja i zdrowie. Cwiczenie mięsni, ćwiczenie ducha. Z daleka
docierają do mnie żarty o paleczkach i widelach.

Ukrywając podziw patrze na niesmialą czarnowlosą dziewczyne, ktora
siedzi naprzeciwko. Mowi raczej cicho, ale smieje sie czesto,
zakrywając przy tym usta dlonią. Wygląda przez to jak mala dziewczynka.
Jest muzulmanką. Uczynny przystojny sąsiad napelnia jej niską
szklanke wodą gazowaną . Na talerzu ma nadziewane czerwonokrwiste
paryki z bialym soczystym wnętrzem, talerz posypany pistacjami. W moim
świecie wino jest definicją eleganckiego obiadu, tak jedzą gwiazdy
Hollywood. Ponętnego ksztaltu kieliszka nie da się porownać z prostą
linią szklanki. To jakby porównywać bąbelki gazowanej wody z bąbelkami
noworocznego szampana ;-). Wnikliwie szukam usprawiedliwienia jej
silnego charakteru. Sama waham się między podziwem i zazdrością.

Przy stoliku obok siada piekna para. On ma sliczne dlugie palce, ona
smieje sie zdecydowanie za glosno.

W tle stoi pianino. Jego wypolerowny blask i światlo swiec odciaga mnie
na moment w dalekie miejsce do palacyku mysliwskiego. Koncert. Szopen w
barwach jesieni. Nokturny. Obok mężczyzna, ktorego tak bardzo chcialam
byc zoną. Spoglądam uparcie i z nadzieją w pustą bezduszną beżową
tapete. Probuje przypomniec cos sobie, probuje usilnie zapomnieć.
Crescendo noża przywoluje mnie do porządku :-).

Na scianie wisi obraz, esy-floresy, nie moge dostrzec tytulu i trudno
mi zgadnąc zamysl autora. Brązowe, czerwone i żolte chaotyczne linie.
Wysilkiem pamięci przywoluje jakis mądry artykul, ktory dawno temu
czytalam - to sa kolory, ktore mają oszukiwac rozum, zachęcac do
jedzenia. Stąd te kolory w McDonald's. Dociera do mnie
nieprzystawalność mojego porownania - ta restauracja i McDonald's :-)).
Wybucham smiechem i wtedy zauwazam, ze jestem otoczona. Niemy szereg
twarzy wpatruje się we mnie. "How about Poland, eM?" - dretwieje z
zimna, to pytanie jest na pewno do mnie. Nie wiem, o czym mowimy. Nie
wiem, co odpowiedziec. Panicznie szukam w pamięci jakichs slow.
Zaraz... przeciez pytają o jedzenie w Polsce. Esy-floresy przypominają
mi karpia po żydowsku, nie wiem, czy poradze sobie z zawilościami
historii, by zrozumieli, ze po żydowsku znaczy po polsku i to jest
piekne, jak piękna jest sztuka, co zarazem zachwyca i boli.

Marszcze czolo. Kupuje czas wyglądając, jakbym musiala sie dobrze
zastanowic. Ach... kluski śląskie, Śląsk to Silesia, no i fiasko - bo
nie wiem jak przetlumaczyc kluski.

Trwa to niemilosiernie dlugo, ktos z litości ratuje mnie rewelacjami o
kapuscie kiszonej. Bigos! Opowiadam o bigosie. Trudno się dziwic, ale
szatkowana kapusta i krojone mięso nie wzbudza pomruków najmniejszego
nawet zainteresowania. Widelce zaczynają nerwowo skrobać po talerzach,.
Ratunku! Opowiadam o puszczach i polowaniach, o zmęczonych mysliwych.
Tętno i tętent spoconych koni. Pachnie grzybami i mokrą ziemią.
Przelatuje niemala sfora psów ;-). Bizony, mnostwo pędzących bizonów
:-))). Zahaczam nawet o Rozlogi, przed ganek wychodzi Skrzetuski i
Helena Kurcewiczówna, slychać rubaszny smiech Zagloby ;-). Miód
pitny. Żubrówka, wodka i trawa :-)). Zdaje się, ze sarmatyzm uratowal
Polskę przed IV (restauracyjnym tym razem) rozbiorem.

I wtedy ktos przypomina sobie podróz na Krym, tamtejszą goscinność
i wodkę. I samowar. Tak, tak - potakująco odpowiadam na pytanie o
herbatę z cytryną. Oczywiście z cukrem. Nie slodzę, wszystko mi jedno,
trzy skladniki, to nie dwa ;-), przeciez dla nich to fascynujące danie,
ktore skrzetnie notują w pamięci. Samowar, car, barszcz i Krym... jak
tu dotarlismy? Jak Tuhaj-bej przymykam oczy i spod krotkiej grzywki
zastanawiam się, czy szczególowa geografia zza żelaznej kurtyny wroci
tu kiedykolwiek do szkoly ;-).

Filigranowe kelnerki roznoszą talerze z deserami. Polówki truskawek
strannie ulożone przecięciem do gory, plywają jak serca w mojej zupie z
przetartych gruszek i ananasów. Strasznie prosty deser, ktorego nazwa
zajmowala trzy linijki w karcie, serwowany w najelegantszym miejscu w
tym zakątku zwyklej Ziemi. Genialne! Pochwaly dla szefa kuchni! Moj
niewidzialny duch stacza sie pod stol, zasmiewa sie do rozpuku, lapie
sie za boki, po czym dlawi się i umiera ze smiechu :-))).

W kraju o czterech porach roku, z ktorych kazda jest deszczowa, po
deserze serwuje się ciastka i krakersy, kolekcje serow, jablka lub
winogrona. Smaruję krakersa maslem, ucinam kawalek sera. Zagryzam
jędrnym winogronem. Pije wino jak bogini na Olimpie. Jem, wiec jestem i
udowadniam niesmiertelność ducha ;-). Winogrona do wina, jakaś
wrodzona przekora natury?

Czy bogini wolno publicznie oblizac slonego kciuka? Paluszki - moglam
im zaimponowac polskimi paluszkami :-).

Pora na kawę. Ulotną chwilę dedykuję braciom kapucynom ;-).


Pora do domu. Zegnamy sie niby pospiesznie, kilka razy, do jutra.
Prawie kazdemu udaje sie odejść w inną strone, mimo ze wczesniej strony
byly tylko cztery. Wtulam się w zimny parasol. Rozglądam się za mokrym
autobusem. Niebo ma smak bitej smietany.



[eM]


































































































































































































































































› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-07-30 12:40:25

Temat: Re: wewnetrzny monolog restauracyjny [dlugie i inne]
Od: "Jerzy Kozłowski" <j...@o...org.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "eM" <...@...c> napisał w wiadomości
news:cedect$ihm$1@news.onet.pl...
> -----------> i uprzedzam: prawdopodobnie wyjdzie mi kompletny brak
> przepisow :-)

> Zwykle czwartkowe popoludnie. Twarze pochylone nad karta wygladaja
> znajomo, swojski widok okularow wyciaganych pospiesznie z torebek, te
> s? do czytania, bo tu milo, ale ciemno. Sluzbowy obiad :-).

.......> Prawie kazdemu udaje sie odej?ć w inn? strone, mimo ze wczesniej
strony
> byly tylko cztery. Wtulam się w zimny parasol. Rozgl?dam się za mokrym
> autobusem. Niebo ma smak bitej smietany.
>
>
>
> [eM]
>
Milo, cieplo, klimatycznie....
eM rzuc te dragi....
Jerzy

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-07-30 12:53:01

Temat: Re: wewnetrzny monolog restauracyjny [dlugie i inne]
Od: "ela" <e...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Jerzy Kozłowski" <j...@o...org.pl> napisał w wiadomości
news:cedff3$i5l$1@pippin.warman.nask.pl...

> >
> Milo, cieplo, klimatycznie....
> eM rzuc te dragi....
Un nie moży - un jest w szponach!
e.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-07-30 12:58:06

Temat: Re: wewnetrzny monolog restauracyjny [dlugie i inne]
Od: "Jerzy Kozłowski" <j...@o...org.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "ela" <e...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cedgh4$3nh$1@nemesis.news.tpi.pl...
> > eM rzuc te dragi....
> Un nie moży - un jest w szponach!
> e.
Una jesli juz....
Pozdro J.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Okolice Leby a sprawa ryb...
Jakie przetwory z Cukini?
Toster
sok pomidorowy
[OT] [Q] Projektowanie kuchni - CAD kuchnie

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »