Data: 2009-06-30 22:26:33
Temat: Re: zapłacę ci jak nie zajdziesz w ciążę
Od: tren R <t...@n...sieciowy>
Pokaż wszystkie nagłówki
michał pisze:
> Użytkownik "tren R" napisał w wiadomości:
>
>>> ...>>> ja bym powiedział, że słowa to forma, w która opakowane jest
>>> to samo
>>>>>> od lat. wystarczy słuchać tego co między słowami i nie ma kłopotu
>>>>>> z opakowaniem.
>
>>>>> Gdyby tak było, nie mielibyśmy żadnych granic, żeby bezpośrednio w
>>>>> pełni porozumiewać się z nacjami świata.
>>>>> Niestety prawda jest taka: Dopóki nie poznasz języka rozmówcy, nie
>>>>> poznasz samego rozmówcy.
>
>>>> zdaje się, że ty mówisz o formalnym dogadywaniu się takiego np
>>>> ruska z chińczykiem czy szweda z francuzem. faktycznie, żeby się
>>>> dogadać, trzeba co nieco liznąć.
>>>> ale w gruncie rzeczy, nie musisz znać języka takiego szweda, żeby
>>>> wiedzieć, że zapewne chce być kochany czy akurat ma ochotę pobzykać.
>>>> to jest to o czym ja mówię - potrzeby ludzkie są takie same. a już
>>>> na pewno w jednym obszarze kulturowym.
>>>> więc nie muszę znać slangu jakiejkolwiek subkultury, żeby wiedzieć,
>>>> co tam jednemu z drugim w duszy gra.
>
>>> Zgadzam się co do potrzeb. Różnice kulturowe są jednak w obyczaju.
>>> Obyczaj wyznacza granice między wolno - nie wolno; wypada nie
>>> wypada, do przyjęcia - nie do przyjęcia. Kultura języka należy do
>>> zwyczaju, a nie do potrzeb.
>>> Ta kultura języka musi mieć swoje miejsce.
>>> Ojciec do syna powie: "Na razie ucz się, później będzie czas na
>>> amory!" A kumpel w tej samej kwestii poinstruuje: "Dzieciaku, tyle
>>> okazji i
>>> jeszcze nie moczyłeś flaka?".
>>> No chyba jest różnica zasadnicza?
>
>> ale przecież przede wszystkim jest różnica w znaczeniu tych dwóch
>> komunikatów. mylisz dwie kwestie.
>> rozmawiamy tu o tym, że słowo to jest forma, a potrzeby ludzkie to
>> treść.
>
> Moim zdaniem to byłoby zbyt proste. Wystarczyłby wtedy mały kieszonkowy
> słowniczek szkolny czy podwórkowy. Ale obyczaj charakterystyczny dla
> subkultury jest czymś więcej niż tylko znaczenie słów. Ważne jest, co
> jest do przyjęcia, a co nie.
> Ojciec (zakładam, że przeciętnie zdrowy na umyśle) nigdy do syna tak nie
> powie, jak kolega. A jedna i druga odpowiedź może paść na takie samo w
> gruncie rzeczy pytanie zawierające ważną potrzebę. Tak to rozumiem i o
> tym mówię, kiedy zalecam wnikanie w świat "przyszłości narodu".
może tak dosłownie nie powie, ale z kolei postawa, którą zaprezentował
"twój" ojciec jest jakoś daleka od wsłuchiwania się. poza tym, ciekawy
jestem - dlaczego ma tak nie mówić? jak kolega?
>> gdyby ojciec powiedział: synu, nauka to potęgi klucz, ale odbądź kilka
>> stosunków seksualnych, zanim twoim koleżankom dziurki nie zardzewieją,
>> to byłby to komunikat zbieżny z komunikatem funfla. i mimo że
>> powiedziany inną grypserą, trafiłby tam, gdzie powinien, czyli do
>> serca i umysłu.
>
> Do syna w podstawówce tak nie powie, a funfel tak.
funfel w podstawówce mu powie o moczeniu flaka i tylu okazjach?
intresting miałeś podstawówkę.
zresztą o czym mytu.
wniosek jest jeden obywatele i obywatelki - słuchajmy swoich dzieci i
traktujmy je dobrze, a w podarunku otrzymamy to od nich z powrotem,
dodatkowo przyprawione szczyptą uczucia.
>> comprende wodzu?
>
> Słuchaj i wykonuj tylko! A strzały Cię ominą i będziesz żył!
naoglądałeś się za dużo rambo :)
>>>>>>> Ostatnie zdanie miało wyrażać, że obniżanie granicy "obcowania z
>>>>>>> tematem" (czyli jak rozumiem - brania udziału młodzieży w
>>>>>>> działaniach z nieplanowanymi konsekwencjami) wynika z takiego a
>>>>>>> nie innego klimatu. A Ty, zdaje się, języka jako nośnika całej
>>>>>>> subkultury nie doceniasz. :)
>
>>>>>> no a tenże klimat tworzą też media - czyli debilne gazetki.
>>>>>> al ty zdaje się że nie doceniasz wpływu zewnętrznych wzorców :)
>
>>>>> Doceniam, ale doceniam bardziej niż przedstawiciele młodzieży. Ty
>>>>> jedzież jeszcze bardziej na tym wózku wzorców zewnętrznych, bo
>>>>> zemocjonawany odpowiedzialnością za wychowanie swoich dzieci. Na
>>>>> Twoim miejscu zadbałbym bardziej na poznawanie subkultury
>>>>> (zazwyczaj dzieci do jakiejś należą lub będą należały). Zyskałbyś
>>>>> wtedy większy wgląd na obrót spraw w relacjach z dzieckiem. Ale
>>>>> jeśli tego nie zrobisz - nic się nie stanie z tego tytułu, tylko
>>>>> mniej będziesz wiedział.
>
>>>> tu zdecydowanie pełna zgoda. zawsze uważałem, że zdecydowana cześć
>>>> odpowiedzialności za wychowanie leży po stronie rodziców. żadne
>>>> szkoły czy inne tam media nie mogą przejąc tej roli, bo nie mają aż
>>>> tak efektywnych narzędzi wpływu.
>
>>> Ale za to maja większe rozeznanie. Zajmują się zawodowo (pominąwszy
>>> wszelkie niedociągnięcia w tej kwestii) tylko wychowaniem, można
>>> powiedzieć. Rodzice mają więcej obowiązków w domu, niż tylko
>>> wychowywanie i brak im zawodowego przygotowania. Praktycznie
>>> eksperymentują. Za to maja szansę, jak nikt inny budować
>>> najlwspanialsze relacje ze swoimi dziećmi.
>>> Tren, i szkoła i rodzice są niezbędni!
>
>> pierdolisz jak potłuczony wg mojego rozeznania :)
>> uczitiele rozeznanie mają o wiele mniejsze w porównaniu ze średnio
>> rozgarniętymi rodzicami. zajmują się zawodowo nauczaniem a nie
>> wychowaniem, jak usiłujesz to dziwacznie przedstawić.
>> owszem, dzieciaki się tam też wychowują. znaczy w szkole.
>> ale niejako przy okazji, a nie celowo.
>> ot po prostu chłoną to co się dzieje i tyle. dokładnie tak samo jak
>> debilne gazetki.
>> wyjątkiem są nauczyciele wychowawcy - ja miałem praktycznie jednego w
>> swojej karierze naukowej. wyjątkiem są wartościowe gazetki dla
>> nastolatków. ale nie oszukujmy się, wszystko co wartościowe jest
>> elitarne. i tak będzie zawsze.
>
> Takie same niedociągnięcia są wśród rzeszy średnio rozgarniętych
> rodziców. W rozważaniech o funkcji szkoły i funkcji rodziców w
> wychowaniu biorę pod uwagę jakąś średnią, wypadkową. A ty zaraz o
> wypaczeniach.
> Spróbuj sobie wyobrazić nastolatka w naszej szerokości geograficznej,
> który nie liznął szkoły, tylko czytał książki i już masz odpowiedź...
nie, nie, fcale nie mówię o wypaczeniach. choć miałbym powody, bo z
wszechobecnej kilkudniowej wilgoci, drzwi mnie się w domu trudniej
zamykają. ale ad rem - wychowanie to rodzice, szkoła to nauczanie -
mówię o GŁÓWNYCH funkcjach - zgadzamy się?
>> a co do niezbędności szkoły, jestem tu rozdarty :)
>> w jej wymiarze obecnym, skłaniam się do śmiałej hipotezy, że
>> koedukacja to złoooo :)
>
> Ja chodziłem do męskiej podstawówki. To była dopiero drama! :)
serio?!
to zajebiście miałeś. zwłaszcza w młodszych rocznikach koedukacja to złoo!
poza tym - jak ja mam dość bab!
począwszy od liceum, zawsze miałem baby w przewadze liczebnej dookoła.
nie powiem, że człowiek nie korzystał, ale pracować samemu i 17 kobiet
dookoła, to kurwa, można się stać ekspertem od błyszczyków w 2 tygodnie.
:)
--
http://www.lastfm.pl/music/Tu+i+Teraz/16+Minut
|