Data: 2013-01-18 10:05:16
Temat: Re: życzenia
Od: "Chiron" <e...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ren@t@" <r...@w...pl> napisał w wiadomości
news:kd5sq6$98u$1@node1.news.atman.pl...
>
> Użytkownik "V" <f...@h...com> napisał w wiadomości
> news:kcn9l9$tr9$1@mx1.internetia.pl...
> W dniu 2013-01-02 15:26, Ren@t@ pisze:
>> U?ytkownik "V" napisa? w wiadomo?ci
>> news:kbvpgh$i6o$1@mx1.internetia.pl...
>
>>> czesc :) nie spisz? :) marzenia maja sie spelniac, i wtedy jest git, nie
>>> wazne jakie, wazne zeby byly naprawde :)
>>
>> Bardzo ważne jakie.
>>
>
> | ważne jest tylko żeby były naprawdę, resztą się nie martw za kogoś...,
>
> Już tak mam, że się martwię - mimo dwójki mocno nieletnich dzieci
> najwyraźniej nadal mam niezutylizowane pokłady zapędów pedagogicznych ;)
>
> Kawał pewnie czytałeś i Cię nie przekonał więc podam Ci dwa fakty z mojego
> własnego życia. Będzie też o tym, że czasami spełnianie marzeń jednych
> (ludzi) oznacza niespełnienie marzeń innych (ludzi). Będzie o dwóch
> największych i najważniejszych marzeniach mojego życia - a może tylko o
> dwóch odsłonach tego samego marzenia (nie mogę się zdecydować nad
> kwalifikacją więc sobie oceń sam).
>
> Nieco ponad 4,5 roku temu mój wówczas 15 dniowy syn znajdował się na
> granicy
> życia i śmierci (w czasie operacji jego serce spuchło i się zatrzymało).
> Jedyną myślą, jedynym marzeniem, jedyną rzeczą o jaką się wtedy (i jeszcze
> rok później też) modliłam było aby mój syn żył dłużej niż ja (swoją drogą
> dość egoistycznie). Rok i miesiąc później (mniej więcej) usłysałam
> diagnozę
> dotyczącą mnie samej: prawdopodobnie złośliwa zmiana rozrostowa w
> strukturach głębokich mózgu. *
> Zaczęłam się modlić o to, żeby mój syn w zdrowiu, szczęściu i radości
> dożył
> późnej starości :).
> To był przykład marzenia głupiego (chociaż jak najbardziej prawdziwego -
> bo
> za żadne skarby świata nie chciałabym żyć dłużej niż moje dzieci czy mąż).
> Ale właśnie IMHO mądrzej jest marzyć aby długo żyli.
>
> Teraz cofnijmy się dzień wcześniej (w stosunku do początku poprzedniego
> akapitu). Na salach przedoperacyjnych jest trójka dzieci wymagających jak
> najszybszej operacji (w tym moje) i tylko jedno miejsce na sali
> pooperacyjnej bez większych widoków na to, że w rozsądnym czasie się coś
> zwolni bo na OIOM-ie też komplet - wszystkie respiratory i monitory
> zajęte.
> Lekarze muszą podjąć decyzję, któremu dziecku dać szansę - trzy pary
> rodziców: jak myślisz o czym wtedy marzyliśmy? Spełniło się marzenie moje
> i
> mojego mężą. I wiesz jakie były tego skutki?: nasz syn żyje, tamte dzieci
> nie. Oczywiście jestem wdzięczna Bogu, że to moje marzenie zostało
> spełnione
> i że to moje dziecko żyje (czyli w sumie, że to nie mój świat wtedy runął
> w
> gruzy ale świat tych dwóch innych par), ale też i nie umiem o nich nie
> myśleć. A może wg. Ciebie powinnam zapomnieć - bo w sumie nie miałam
> większego wpływu na decyzję lekarzy (choć będę szczera - gdybym mogła mieć
> ten wpływ to sprzedałabym wszystko co miałam).
> Zajęliśmy wtedy miejsce na sali pooperacyjnej na ponad tydzień. Gdyby
> został
> zoperowany wcześniej pewnie leżałby tam krócej - ale takie są realia
> polskiej służby zdrowia - nie wątpię, że takie lub podobne fakty mają
> miejsce codziennie i to nie tylko w jednym miejscu.
> To był przykład marzenia autentycznego, spełnienie się którego miało wpływ
> negatywny na życie innych ludzi. Ale mimo to zaliczyłabym go do "mądrych
> marzeń".
>
> | martw się jeśli ktoś kogo znasz, nie mam marzeń,
>
> Nie znam nikogo takiego - nawet wątpię aby to było możliwe u ludzi mniej
> więcej zdrowych psychicznie. Tyle, że marzenia mogą być mądre albo głupie.
> I
> pewnie zawsze będę namawiać do zastanowienia się nad tym o czym się marzy.
> W
> każdym razie teraz tak robię. Na pewno należy się nad marzeniami
> zastanowić
> przed przystąpieniem do ich realizacji.
>
> | zastanów się czy nie
> | przez ciebie, bo może wytępiłaś mu cały katalog marzeń...,
>
> Jakby były głupie to lepiej dla tego kogoś.
>
> | sorry, że się wyzłośliwiam,
>
> Akurat wyzłośliwianie się mi nie przeszkadza. Brak refleksji, gdy chodzi o
> sprawy ważne już tak.
>
> | ale gdzieś tam wcześniej dość koszernie mi pojechałaś. :D
>
> O ile pamiętam wyjaśniłam też dlaczego - w ps.
>
> |...a jestem tylko człowiekiem :D
>
> W chwili wolnego czasu poczytaj tutejsze archiwum: polecam długie wątki
> ;).
>
> --
>
> Renata
> PS. * Oczywiście diagnoza mnie dotycząca była błędna - do dziś tak
> naprawdę
> nikt nie wie co to było/jest (bo tak zdiagnozowane zmiany nadal znajdują
> się
> w mojej czaszce).
> PPS. Ile masz lat?
>
Nie chcę ciągnąć wątku "co Aicha chciała powiedzieć" bo- jak już napisałem-
każde z nas pewno i tak zostanie przy swoim. Jak dla mnie- ok. To, co
napisałaś powyżej uważam za co najmniej ciekawe. Widzę tu potwierdzenie
tego, co piszę tu także cały czas- i przez co czasem zbieram cięgi i
zarzuty o antykatolicyzm. Jednak- to naszymi wyobrażeniami, myślami,
myślokształtami, etc- kształtujemy naszą rzeczywistość. Coś, co się wydarza-
najpierw zaistnieje w naszej "głowie". Gdzieś kiedyś przecież właśnie tak
wyobrażałas sobie np Twojego męża, dzieci- czyż nie? Jeśli napiszesz, że
nie- zadam pytanie: czym w swoim życiu się "programujesz"? Zaraz wyjaśnię-
np kiedyś na shareingu kolega opowiadał, że od małego dziecka miał takie
powiedzenie: "ja się nie boję- ja mam raka". To ze starego dowcipu, jemu
jednak to bardzo jakoś pasowało. Stało się to właściwie jego prawdą
życiową- i pewnego dnia okazało się, że ma złośliwego nowotwora. Praca ze
swoją osobowością, (jak myślę- przede wszystkim)- pozwoliły mu się uwolnić
od tych myślokształtów- co też zaskutkowało szybkim ozdrowieniem. Nigdy nie
miał przerzutów- co przy jego rodzaju nowotwora prorokowali mu lekarze. Nie
chcę trywializować jego życia- był naprawdę wspaniałym człowiekiem. Zrobił
sporo w swoim życiu, obserwowałem, jak u niego wspaniale zachodzi proces
wybaczania- a miał co, zapewniam. Zawsze też miał marzenie, żeby nie być od
nikogo zależnym- w sensie bycia sparaliżowanym, takim, który nie może
samodzielnie żyć. Miał wypadek samochodowy- groził mu paraliż (coś z
kręgosłupem). Nasza wspólna znajoma rozmawiała z nim jednego dnia-
opowiadała, że był bardzo zaniepokojony tym, że będzie niezdolny do
samodzielnego życia- pocieszała go. A w nocy...stanęło mu serce.
Akurat przyszła mi ta historia na myśl jak czytałem ten post. Choć na kursie
Silvy nauczyłem się specyficznie patrzeć na różne wydarzenia i związane z
nimi myśli- akurat pomyślałem o tym. Jakże ważne jest to, o czym naprawdę
marzymy. Ważne, żebyśmy byli za nasze marzenia odpowiedzialni. Uważaj, o
czym marzysz- bo Ci się spełni.
Niejako druga część Twojego postu. Moje dziecko urodziło się z brakiem
komory międzyprzegrodowej. W RPA przeprowadzano już takie operacje na
świecie, i- do Holandii przyjechał lekarz, który te operacje przeprowadzał.
Istniała możliwość załatwienia tej operacji w Holandii. Istniała- więc z
żoną zrobiliśmy wszystko, żeby załatwić. Ponieważ nie pojechało inne dziecko
z podobną wadą- to pewno ono umarło- nie wiem. Nie pojechało- bo rodzice nie
mieli takiej siły przebicia. Sytuacja podobna do Twojej, prawda? Tylko
szukanie swojej winy w takiej sprawie to IMO chyba tylko chęć "dowalenia"
sobie. Owszem, można było niezałatwiać, wtedy pojechał by ktoś inny. Można
równie dobrze nie jeść- i pożywienie rozdawać ubogim. To mniej więcej to
samo. Tak uważam.
--
Demokracja to rządy osłów, prowadzonych przez hieny
Arystoteles
--
Chiron
|