Strona główna Grupy pl.soc.dzieci.starsze Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]

Grupy

Szukaj w grupach

 

Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 52


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2008-09-22 16:49:01

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 15:58:23 +0200, 666 napisał(a):

> Bardzo dobry tekst, gratuluję, że komuś się chce!

Oj, żeby się chciało. Jak przychodzi do wybrania trójki to najczęściej jest
to tzw. łapanka.
--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2008-09-22 17:23:02

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 16:12:39 +0200, 666 napisał(a):

> W szkołach jest różnie.

Ano jest.
>
> I nie ukrywajmy, że jest - jak dla mnie zadziwiająco dużo - rodziców na "nie".
>
> Nie dla mundurków, nie dla religii, nie dla wuefu, nie dla mycia zębów w klasach
nauczania początkowego, nie dla Giertycha, nie dla
> Hall (no to ja ;)) nie dla 10 zł miesięcznie składki klasowej, nie dla wspólnego
ogniska, nie dla jakiejkolwiek pracy dla szkoły
> (malowanie, dekorowanie, inne -nie).

Jest sporo na nie. My dawałyśmy w pierwszej klasie ankietę, w jaki sposób
chcieliby państwo wspomóc życie klasy. Nie chodziło nam o działalność na
etapie całej szkoły, ale o zorganizowanie naszego życia klasowego, żeby tej
grupce dzieciaków, rodzicom i nam było ze sobą choćby tylko dobrze.
Najczęściej w tym miejscu pusto, ewentualnie ktoś coś uszyje, ktoś upiecze.
My propagujemy regionalizm, uczymy gwary, dzieci występują w strojach
ludowych. Mamy ich trochę, ale czasem trzeba własnemu dziecku dopasować,
zawinąć, uprać, wyprasować i tu już bywa problem, bo mama powiedziała, że
mi tego nie zrobi...
Jak robimy imprezy to zazwyczaj z poczęstunkiem przygotowanym na zajęciach
przez dzieci, coś kupujemy i na kilka imprez, które rok temu były, tylko
jedna mama coś upiekła (razem z dzieckiem) i to ta, która późno wraca do
domu i ma jeszcze dwulatka na głowie.


>
> W Radach Rodziców zwykle chce działać garstka (podkreslam słowo "chce"), ale jest
to pewnego rodzaju świadoma elita rodziców
> ("elita" nie oznacza tu statusu, po prostu stan umysłu).

A ja mam od kilku lat inne doświadczenie. W naszej Radzie Rodziców przez
kilka lat były panie, które nie chodziły do pracy, nie miały co robić więc
się zgłosiły, niestety, użyję wspomnianej terminologii- elita jako stan
umysłu- to one absolutnie do elity nie należały. Ostatnio próbowałam
przekonać pana, który faktycznie ma głowę na karku i w takiej radzie byłby
świetny. On, chętnie pomoże, zrobi to czy tamto, ale na bawienie się w radę
rodziców nie ma czasu. PO czym wymienia mi, że jakieś tam decyzje rady
uważa, za głupie, to ja znowu swoje, że sam widzi, że skoro ludzie, którzy
się na tym znają nie chcą, to idą tam tacy, którzy się nie znają. (znam
przypadek gdy pani na zebraniu pyta czy można na siebie głosować, rok
później zawiedziona, bo ona nie mogła być na zebraniu i jej nie wybrali, bo
nieobecnych nie można).
>
> Ta świadoma elita - a więc już rodzice ponadprzeciętni - zderzają się
(statystycznie!!) z przeciętnym nauczycielem bądź przeciętną
> dyrekcją/kuratorium/wydziałem oświaty.
>
> I z tego zderzenia elity z przeciętnością wyłaniają się nieporozumienia.

Moje doświadczenie z tą świadomą elitą jest takie, że to oni np. przychodzą
na konsultacje, mają świadomość, że w szkole stopnie nie są za darmo, chcą,
by dziecko uczyło się pływać, czy dodatkowego języka. Jak mają problem to
nie przychodzą, bo pani się uwzięła, tylko mówią, mam problem z tym i tym,
wydaje mi się, że to jest niesprawiedliwe, możemy o tym porozmawiać, i
sobie prowadzimy rozmowę, raz ja mam rację, raz oni, różnie bywa.
Jeśli dalej traktować elitę w znaczeniu podanym przez Ciebie, to ja z elitą
problemu nie mam.

>
> Przeciętny nauczyciel czy przeciętny urzędas trafiając na ponadprzeciętnego rodzica
zaczyna okopywać się przed czyms, czego nie
> rozumie / nie chce / nie czuje / nie potrzebuje.

Tu się zgodzę.

>
> Wybitne szkoły powstają tam, gdzie ponadprzeciętni nauczyciele (są tacy!) i
ponadprzeciętna dyrekcja (są takie!) spotkają się z
> ponadprzeciętnymi rodzicami i nie mniej niż przeciętną młodzieżą.

A tu, nie. Nie ma placówki gdzie wszyscy są ponadprzeciętni, jest kocioł
zupy jarzynowej czyli mieszanka wszystkich ponadprzeciętnych, przeciętnych
i tych poniżej. Tylko nauczyciela ostatecznie wyeliminujesz, a rodzica nie.
--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2008-09-22 17:38:43

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 16:29:28 +0200, Iwon(K)a napisał(a):

> problem w tym, ze ci przecietni urzednicy zasiadaja na najwyzszych
> stanowiskach, i poniewaz ich przecietne macki siegaja dalej i wyzej, niz
> nieprzecietnego rodzica, nic sie wskorac nie moze. Wszyscy po drodze, ktorzy
> cos chca zrobic sa uciszani, i mieszani z blotem.

Jak wszędzie.
Ja bym wspomnianą panią z pocałowaniem ręki przyjęła do rady rodziców, a
tak to co roku muszę się prosić, zagadywać, a nie będę rzucać głupimi
tekstami, że będziemy tu siedzieć tak długo póki się ktoś nie znajdzie.
Skoro nie chcą tzn., że nie mają takiej potrzeby. I co z tego, że w końcu
kogoś tam namówiono, przekonano, jak na zebranie trójek już ta osoba nie
poszła. Jeśli teraz ktoś z rodziców mi powie, że dlaczego są mundurki, bo
rada rodziców się zgodziła, dlaczego taka stawka na komitet, komitet jest
dobrowolny, a proponowaną stawkę ustaliła rada rodziców itd., itd.
--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2008-09-22 17:51:27

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 18:03:17 +0200, 666 napisał(a):

> "Róbmy swoje" jak spiewał Wojciech Młynarski :-)
>
> Np. posyłając dziecko do dobrej szkoły, po rozmowie z dyrektorem.

Naprawdę tylko rozmowa z dyrektorem wystarczy??
Na poziomie jednego rocznika w różnych klasach uczą różni nauczyciele np.
dwóch różnych matematyków. Masz pecha trafić do dobrego, ale i tak gorszego
od tego drugiego i rozmowa z dyrektorem przeprowadzona wcześniej była....
na nic. Teraz wychowawca, trafia się taki co to chętnie weźmie plecak i
pojedzie z bandą w góry, jeden rodzic zachwycony, a inny narzeka- no znowu
gdzieś jadą, ile to kasy itd. W klasie równoległej wychowawca nie jeździ
nigdzie, i znowu jeden rodzic, uuuuuuuuuuu żadnej wycieczki, a drugi,
dobrze, niech się uczą, a nie jeżdżą.
Jak chcesz robić swoje. To najpierw zadbaj o to, by dziecko trafiło do
dobrego nauczycielka w I-III, potem to wybór już masz niewielki. Jednak
jeśli okażesz, zaintersowanie i chęć w angażowanie się w życie klasy to,to
"róbmy swoje wystarczy". Najpierw twoje dziecko, więc angażowanie się w
jego klasę, a reszta przyjdzie sama, bo jak się wciągniesz w klasę, to
potem już odruchowo i w życie szkoły.
Nie neguję absolutnie roli dyrektora, bo jak mówią pańskie oko konia tuczy
i ja na razie moją nową dyrekcję bardzo sobie za to chwalę, że ją widać na
terenie szkoły, że słucha każdej strony i widzi co się dzieje czyli dyżury,
punktualność itd. I na pewno w większości spraw taki dyrektor postawi
szkołę do tzw. pionu. Ale co do wyboru szkoły to rozmowy z dyrektorem nie
stawiałabym na pierwszym miejscu.

--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2008-09-22 18:04:54

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 18:38:46 +0200, Iwon(K)a napisał(a):

> no ja mialam wyjscie jedyne, wypisac dziecko ze szkoly. I tak sie stalo.
> Koniec z "polska szkola' i polskim bagnem.

Ja przez rok toczyłam boje z przedszkolem, o wychodzenie na dwór, o
spacery, wyjścia na przedstawienia (powiedzmy, że profesjonalne do teatru,
a nie chałtury w sali zajęć). Ożywienie dziecka, któremu należało tylko
odlać talerz zupy przed jej zabieleniem. Próbowano mnie zbyć, że się nie
da, a ja jako rodzic się nie znam, bo np. pierwsze ubrane zimą dziecko się
zgrzeje zanim ostatnie się ubierze i dlatego nie wychodzą. Argument "rodzic
się nie zna" upadł w chwili gdy okazało się, że rodzic pracował w
przedszkolu trzy lata (i to w czasach wyżu gdzie się w dzienniku doklejało
kartkę żeby dopisać dzieci, a grupa liczyła ponad 30 osób), miał kontakt z
przedszkolakami niepełnosprawnymi, bo taką formę miała między innymi jego
placówka i ma pomysły na to, że się da wyjść zimą na dwór itd. Jednak mimo
to zmian żadnych nie zanotowano, oprócz jednej, dziecko przyszło i
powiedziało "pani mówi na mnie.....". I to był ostatni dzień dziecka w tym
przedszkolu (no dobrze i tak by był ostatni, bo akurat były wakacje). Po
wakacjach posłałam do innego, kosztowało nas to sporo wyrzeczeń, bo zamiast
koło domu, to miałam przedszkole daleko od domu, daleko od pracy, musiałam
dziecko zrywać rano i żeby samej potem zdążyć do pracy. Ale tam się paniom
chciało, było koło teatralne, malowanie na dworze na sztalugach, były nawet
posiłki (podwieczorek) przy stolikach na zewnątrz, własny ogródek, w którym
dzieci hodowały warzywa, a kucharki je czasem siup do zupy, albo dzieci do
sałatki.
A stare przedszkole istnieje dale, te same panie pracują, nic się nie
zmieniło, ale też są rodzice, którym pewne rzeczy nie przeszkadzają. Ja już
wtedy usłyszałam argumenty rodziców, na dwór??, przecież jak idzie do
przedszkola i z powrotem to ma spacer, a na placu z innymi się ubrudzi.
Teatrzyk?? szkoda kasy, jak ktoś chce to niech idzie sobie sam z dzieckiem
po południu, to jest przedszkole i nie miejsce na fanaberie. Więc jednym
taki stan odpowiada, a ci inni próbują coś zrobić, ale ile można z
wiatrakami i w końcu szukają miejsca przyjaznego. A wierzcie mi sporo jest
takich placówek chociaż nie zawsze to widać, bo najbardziej chwytliwym
tematem dla mediów są afery, a nie miejsce gdzie dobrze się dzieje, bo co
pisać o sielance??
--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2008-09-22 18:15:43

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: "Iwon(K)a" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

waruga:


> A stare przedszkole istnieje dale, te same panie pracują, nic się nie
> zmieniło, ale też są rodzice, którym pewne rzeczy nie przeszkadzają. Ja już
> wtedy usłyszałam argumenty rodziców, na dwór??, przecież jak idzie do
> przedszkola i z powrotem to ma spacer, a na placu z innymi się ubrudzi.
> Teatrzyk?? szkoda kasy, jak ktoś chce to niech idzie sobie sam z dzieckiem
> po południu, to jest przedszkole i nie miejsce na fanaberie. Więc jednym
> taki stan odpowiada, a ci inni próbują coś zrobić, ale ile można z
> wiatrakami i w końcu szukają miejsca przyjaznego. A wierzcie mi sporo jest
> takich placówek chociaż nie zawsze to widać, bo najbardziej chwytliwym
> tematem dla mediów są afery, a nie miejsce gdzie dobrze się dzieje, bo co
> pisać o sielance??

masz przynajmniej opcje, i przedszkole do ktorego moze dziecko chodzic. Ja nie
mam. Znaczy niby mialam takie przykoscielne, ale to kompletna strata czasu
wiec odpuscilam. A do tej poslkiej szkoly, przy konsulacie wozilam 36 mil w
jedna strone. Troche wyrzeczan bylo, ale jak sie spotyka rodzicow ktorzy
twierdza, ze "po co czytac Dziady- kto by takie nudy czytal", przy wtorze
nauczyciela z jezyka polskiego, ktorego sie chcialo zmienic, a piatki to sie
zalatwialo prezentami, i poklepywaniami po pleckach z konsulem na czele, i
miniestrami po kolei, i niepokolei- wtedy odchodzi ochota. No i tak sie
skoczylo poska szkola (teraz dochodza mnie sluchy, ze problem z MENem maja w
Toronto- ech...)

i.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2008-09-22 18:21:48

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: "Iwon(K)a" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Dnia Mon, 22 Sep 2008 16:29:28 +0200, Iwon(K)a napisał(a):
>
> > problem w tym, ze ci przecietni urzednicy zasiadaja na najwyzszych
> > stanowiskach, i poniewaz ich przecietne macki siegaja dalej i wyzej, niz
> > nieprzecietnego rodzica, nic sie wskorac nie moze. Wszyscy po drodze,
ktorzy
> > cos chca zrobic sa uciszani, i mieszani z blotem.
>
> Jak wszędzie.

nie wszedzie. W szkole amerykanskiej tak nie jest (przynajmniej tu gdzie corka
chodzila).

i.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2008-09-22 18:22:42

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 20:15:43 +0200, Iwon(K)a napisał(a):

> Troche wyrzeczan bylo, ale jak sie spotyka rodzicow ktorzy
> twierdza, ze "po co czytac Dziady- kto by takie nudy czytal", przy wtorze
> nauczyciela z jezyka polskiego, ktorego sie chcialo zmienic, a piatki to sie
> zalatwialo prezentami, i poklepywaniami po pleckach z konsulem na czele, i
> miniestrami po kolei, i niepokolei- wtedy odchodzi ochota.

Nooooooo wiem. Moja sprawa oparła się o wizytatora, nic nie dało, na
szczęście miałam opcję, mogę zmienić na lepsze, zmieniłam.
Jak szedł do szkoły, to wiedziałam co go czeka ;) (oj, matka dała wycisk).
Teraz też wiem mniej więcej czego po kim mogę się spodziewać. Do głowy
tłukę- jeśli pani wymaga, to ma być zrobione i nauczone, nie ma szans na
luzy, tylko dlatego, że matka jest z panią na ty.
--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2008-09-22 18:24:19

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: "Harun al Rashid" <a...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Iwon(K)a"
>> Jak wszędzie.
>
> nie wszedzie. W szkole amerykanskiej tak nie jest (przynajmniej tu gdzie
> corka
> chodzila).
>
Bo to polskie wszędzie ;)

EwaSzy

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2008-09-22 18:33:32

Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Od: waruga <w...@g...plll> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 22 Sep 2008 20:21:48 +0200, Iwon(K)a napisał(a):

> nie wszedzie. W szkole amerykanskiej tak nie jest (przynajmniej tu gdzie corka
> chodzila).

Tak jak napisałaś, przynajmniej tu gdzie chodziła.
A pisząc "wszędzie" to już były moje ogólne dywagacje, że macki
przeciętnych to nie tylko w oświacie, ale polityce, policji, służbie
zdrowia, kościele i wśród bezdomnych tez.
Ja broń Boże, nie bronię swojego środowiska, tym bardziej, że to o
lekarzach najczęściej w naszym kraju się mówi, że trzymają "sztamę". O
nauczycielach się tego nie mówi. Wiem, że są szkoły takie jak ta z gazety,
że rodzic chce, a szkoła mu kłody pod nogi, wiem , że bywa i na odwrót.
Jedyne co pozostaje to samemu pracować tak, by móc sobie spojrzeć w oczy.
--
waruga

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 6


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Fryzury dla dziecka
czachy cd. - teraz czapki i kaptury
odrabianie lekcji
Tatusiowe "Last minute"
[press] Religia po raz n-ty + 1

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Młodzieżowe Słowo Roku 2025 - głosowanie", ale bez podania znaczeń tych neologizmów
Statystyki inicjacji seksualnej
Poszukuje tytułu książki
Jak wyobrazacie sobie otwarcie przedszkoli i klas I - III ?
Dobre rady i sprytne sposoby przydatne dla dzieci, młodzieży i dorosłych

zobacz wszyskie »