Data: 2004-02-09 17:21:27
Temat: Zazylosc w relacjach asymetrycznych
Od: "Krzysiek" <c...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witajcie
Chodzi mi o relacje, ktore z natury sa ukladem pionowym, w stylu
dowodca/zolnierz, wychowawca/wychowanek, dyrektor/pracownik,
terapeuta/pacjent...
Niby wszystko jest jasne, dowodca ma dowodzic i tyle, ale jak oceniac relacje
bardziej prywatne miedzy tymi osobami? Na ile mozna sie "spoufalac" - w roznym
sensie, np. czy terapeuta moze opowiadac pacjentowi o swoich przezyciach i
problemach? Jakie sa granice, jak to zrobic, zeby nikomu nie zaszkodzic, nie
uzaleznic kogos od siebie ani nie przekladac na barki innych swoich problemow?
Na ile rodzice moga opowiadac dzieciom np. o swoich bledach czy pozyciu
seksualnym? Przyklady mozna by mnozyc... a z drugiej strony moze mozna jakos
pomoc wlasnie poprzez takie wlasne "swiadectwo", bardziej niz przez sztywne
przestrzeganie barier, tak jak np. gdy terapeuta w osrodku odwykowym sie
przyzna, ze on tez mial taki problem, a wiec nie udaje gieroja, tylko jak
prawie rowny pomaga grupie (co oczywiscie nie znaczy, ze nie stawia wymagan).
Mysle, ze wlasnie w przypadku osob zagubionych swiadomosc, ze ktos ma/mial
podobny problem sporo zmienia, przynajmniej moze uspokoic i pomoc
oddramatyzowac sprawe.
I na ile z kolei ten "podwladny" moze miec tupet, aby wprost pytac o osobiste
sprawy "przelozonego"
Czekam na Wasze opinie, a moze polecicie mi jakas ksiazke na ten temat?
Krzysiek
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|