Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!not-for-mail
From: "nawrocki" <p...@n...art.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: (fragment pewnego listu)
Date: Wed, 6 Aug 2003 14:27:39 +0200
Organization: news.onet.pl
Lines: 118
Sender: w...@o...pl@pd131.konin.cvx.ppp.tpnet.pl
Message-ID: <bgr14r$opq$1@news.onet.pl>
NNTP-Posting-Host: pd131.konin.cvx.ppp.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news.onet.pl 1060177883 25402 217.99.144.131 (6 Aug 2003 13:51:23 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 6 Aug 2003 13:51:23 GMT
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.50.4133.2400
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.50.4133.2400
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:218760
Ukryj nagłówki
Rychwał, sierpień 2003
Witam!
Trudno jest napisać list na dowolny temat, tym bardziej, że temat musi być
taki, by dzięki niemu pozyskać przychylność czytelnika, tak, by ów czytelnik
zafascynowany górnolotnością mej wypowiedzi wskazał na mnie mówiąc: - Oto
jest ten, który będzie! - Niech zatem tematem tego listu będę ja sam; skoro
mam o czymś pisać, to najlepiej o sobie, bo przecież to o sobie wiem
najwięcej. Postaram się więc pisać w sposób naturalny, nie ubarwiając
własnej osoby, tak, by nie oszukiwać czytelnika, i by pozostać uczciwym w
stosunku do siebie.
Zacznę od przedstawienia się... Mam na imię Łukasz. Imię to nadała mi
babcia, która nadawała imiona wszystkim swoim wnukom, zanim Bóg ją zabrał do
swego królestwa, gdzie wieczny odpoczynek racz jej dać Panie. W zasadzie po
babci pozostał mi jedynie metalowy krzyż z pielgrzymki do Częstochowy; wałek
do ciasta; przedwojenna fotografia babci, którą dziadek miał przy sobie w
obozie koncentracyjnym; i to imię, Łukasz. Do tego imienia zdążyłem się
przyzwyczaić; odnoszę jednak wrażenie, że gdyby nie to imię, nie byłbym tym,
kim jestem. Myślę, że imiona ludzi mają znaczący wpływ na ich rozwój i
charakter. Tak, czy inaczej; moje imię na pewno ma duży wpływ na mnie. Na
szczęście moje imię jest imieniem świętym, imieniem patrona lekarzy; dlatego
wpływ jaki ma na mnie moje imię, jest wpływem pozytywnym (można by
powiedzieć, wartościującym i dowartościującym).
Mam dwadzieścia jeden lat i pół roku życia za sobą, co zważywszy na warunki
socjalne, jakie zapewnia nam państwo, jest osiągnięciem dość znaczącym
(mówiąc o złych warunkach socjalnych, mam na myśli wysoką scalę przestępstw
na tle rabunkowym, oraz zerową stopę dotacji finansowych dla młodych
artystów). Szczęśliwie udało mi się uzyskać maturę i dostać się na studia
dziennikarskie, na których już drugi rok edukuję się w kierunku umiejętności
obrotu informacją. Media jednak nie pociągają mnie tak bardzo, jak myślałem,
że pociągać mnie będą. Okazało się bowiem, że w dziennikarstwie jest bardzo
dużo miejsca na reklamę, a bardzo mało na sztukę, a przecież to sztuka jest
głównym motorem napędzającym machinę mojej egzystencji, bo to sztuka właśnie
jest najbliżej magii, a jeśli jest najbliżej magii, to znaczy, że jest mniej
ludzka od całej reszty ludzkiego świata, a więc jest boska. Mówiąc o
boskości sztuki, chcę powiedzieć o jej niematerialnym pochodzeniu; o tym, że
jej formą oddziaływania na człowieka jest oddziaływanie na psychikę za
pomocą uczyć, a nie za pomocą jedynie słowa, czy obrazu. Sztuka, prawdziwa
sztuka, to głos duszy, i nie ważne, czy mówimy o jungowskiej duszy, którą
była psychika, czy o duszy biblijnej, którą była część jedynego Boga; mówiąc
o duszy, mówię o tym, co w nas najlepsze, i najczystsze, i to, co mamy
najcenniejsze.
Jeśli chodzi o moje zainteresowania, to są one wszechstronne. Imałem się
różnych zajęć, z różnym skutkiem. Byłem już na przykład filozofem
egzystencjalistą, pragnącym wskrzesić w ludziach ideę miłości i wiary w
dobro. Prowadziłem też prywatną praktykę psychoanalityczną dla znajomych,
oraz zgłębiałem strukturę kwantową materii z której jest zbudowany
wszechświat. Samoloty też sklejałem; malowałem graffiti i wyplatałem z
wikliny koszyki. Piszę czasem wierszę i rysuje. Tych moich rozluźniających
rozrywek jest pokaźna kolekcja. Niektóre eksponaty zamieszczam na stronie
internetowej: www.nawrocki.art.pl , gdzie staram się zaprezentować światu
moją ideologię, co wychodzi mi z bardzo różnym skutkiem. Generalnie mam dwie
dewizy: żyje po swojemu dla innych, oraz żyję dzięki sztuce. To pierwsze
jest chyba zrozumiałe, to drugie natomiast jest moim życiowym motto, zgodnie
z którym staram się postępować. To motto jest niczym innym, jak zasadą
wyrażania siebie poprzez sztukę. To dzięki właśnie sztuce człowiek może
przekazać innym ludziom swoje wnętrze, swoją wrażliwość, swoje cierpienie i
radość, i to dzięki sztuce człowiek może po sobie coś zostawić, coś dobrego.
Mieszkam w Rychwale. Rychwał to cztero-tysięczno-mieszkańcowa miejscowość, o
której kilkukrotnie już chciałem napisać książkę. Rychwał bowiem jest
idealnym miejscem, w którym można osadzić akcję jakiejś powieści
detektywistycznej, lub dreszczowca. To dzięki swojej prowincjonalnej
przypadłości, jaką jest drobnomieszczaństwo, Rychwał jest miastem
wyjątkowym, gdzie mieszkają wyjątkowi ludzie, cechujący się wyjątkowymi
własnościami. Niedawno przyszedł mi do głowy świeży pomysł na opowiadanie,
którego akcja toczyłaby się właśnie w Rychwale. Motywem przewodnim tego
opowiadania miała być zbrodnia, popełniona na terenie szkolnych kolonii
wypoczynkowych. Całe miasto Rychwał byłby oczywiście tą jedną wielką
kolonią, gdzie ścierałyby się różne kultury ludzkie, i gdzie zostało by
popełnione krwawe morderstwo na tle religijnym - rytualne złożenie ofiary
jakiemuś bóstwu, które to bóstwo po otrzymaniu tej ofiary wyzwoliłyby się z
więzi i zawładnęło całą kolonią, czyniąc z niej piekło na ziemi. Scenariusz
ten jest idealny dla groteskowego, z odrobiną czarnego humoru, opowiadania w
stylu rychwalskim, czyli zabawnej, pozbawionej logiki, nieprawdopodobnej
historyjki.
Wzięcie udziału w trzeciej edycji Baru zasugerowała mi mama, która
powiedziała przy okazji reklamy tego programu w telewizji: - Ty byś się tam
nadawał! - Oczywiście nie wiem czy się nadaję, czy nie; problem jednak nie
tkwi w tym, czy ja się nadaję, tylko w tym, czy czytelnik uzna, że tak jest.
Przy kwestii mojego uczestnictwa w Barze należy postawić pytanie: Dlaczego
chcę uczestniczyć w Barze? Odpowiedź nie będzie zbyt jasna, bo i bodźce
determinujące mnie do działania nie są jasne. W Barze chciałbym uczestniczyć
dlatego, że między innymi mógłbym podejrzeć, jak się taki program produkuje.
Dla studenta dziennikarstwa, takiego jak ja, z pewnością byłoby to bardzo
pouczające doświadczenie. Taka odpowiedź jednak nikogo nie usatysfakcjonuje.
Będę mówił więc dalej: Bar jest dla mnie szansą zaistnienia jako człowieka i
artysty. Ja, jako człowiek mieszkający na prowincji mam niewielkie
możliwości zrobienia jakiejkolwiek kariery, i dlatego Bar jest dla mnie tak
atrakcyjnym kąskiem. Oczywiście takie powody może podać każdy. W tej kwestii
nie będę zbyt oryginalny. Być może to zwykła pycha pcha mnie przed kamery;
może to chęć wzbudzenia wśród znajomych zazdrości powoduje we mnie chęć
ekspansji na media. Naprawdę, trudno jest mi na dzień dzisiejszy powiedzieć,
dlaczego zgłosiłem się do programu; może to przygoda, zabawa, albo chęć
podzielenia się sobą z innymi przywiodła mnie przed komputer, i kazała
napisać ten list.
Generalnie nigdy nie byłem zwolennikiem tego, żeby pchać się do reality
show. Po pierwszej edycji Big Brothera uznałem, że do takich programów
trafiają tylko psychologiczni wykolejeńcy. Potem były następne programy tego
typu, aż doszliśmy do punktu, gdzie powstało reality show o jednym
człowieku, Michale Wiśniewskim. Moje prywatne animozje z panem Wiśniewskim
pozostawię po za treścią tego listu. Chcę jednak powiedzieć, że myślę, że
reallity show trzeba w Polsce ratować, bo powoli zaczyna się staczać po
równi pochyłej ku medialnemu szambu. Co ja bym robił, gdybym dostał się do
Baru? Zostałbym barmanem... :)
z wyrazami niekwestionowanego szacunku
Łukasz Nawrocki
[Chemical Brothers - Star Guitar.mp3]
--
www.nawrocki.art.pl
|