| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2010-07-09 06:32:43
Temat: jednoZacznijmy od tego, że są różne obrazy rzeczywistości, aspirujące do
całościowej wiedzy o tym, co się wydarza. Niby żyjemy w jednym świecie,
ale jakby wieloma korytarzami otrzymujemy sygnał o prawdzie. Jednym z
korytarzy jest korytarz naukowy, w jej dzisiejszej postaci. Skupię się
tu na wątku tego czym jest życie i czym jest śmierć. Krótko, bo każdy
mniej więcej wie, jakie ogólne wnioski na dzień dzisiejszy można
wyciągnąć z tego korytarza. Wniosek: ciało się rodzi, ma funkcje
biologiczne, pochodzi z procesu zwanego ewolucją, umysł jest funkcją
mózgu, śmierć to po prostu koniec funkcji ciała, w tym koniec umysłu.
Jest strach przed śmiercią (tak, włączam teraz wątek podmiotu - jak ten
podmiot, "ja", może rozumieć i przeżywać szczątki nauki, jakie potrafi
zrozumieć na swój sposób i postrzegając je na swój sposób), ale to
właściwie wszystko. Taki smutek, strach, ale dalej jakby nic, pusta
ściana, nic nie można wiedzieć (co dalej po śmierci).
Drugi korytarz, jakby równoległy, jakby żyjący własnym swoim życiem
obok, to korytarz religijny. Mieszkam tutaj, więc zapewne inaczej
odczuwam informacje z tego korytarza, niż np. mieszkaniec Tajlandii, ale
to nie znaczy, że nie mam szczątków wiedzy o innych religiach. Jednak
przyznaję, że największe oddziaływanie na mój umysł ma przekaz kapłanów
katolickich oraz zakonnic, które były mistyczkami. Z tego korytarza wiem
(jeśli można to nazwać wiedzą, ale po prostu używam tego słowa, nie chcę
się czepiać), że po śmierci staję przed sądem, jest to sąd Boży. Będzie
się mnie sądzić m.in z tego, czy się spowiadałem i przyjmowałem Komunię.
Oczywiście, nie wyłącznie z tego. Ze wszystkich win wobec innych ludzi,
z cierpień jakie im zadałem, z tego co mogłem dla nich zrobić a nie
zrobiłem. To jest groźne, widzę swoją winę teraz gdy o tym myślę, będzie
ciężko, a najgorsze, że nawet teraz nie specjalnie potrafię cokolwiek
zrobić dla innych, mam wrażenie jakby cierpieli przeze mnie (niektórzy),
a ja nie potrafię tego zmienić. Mógłbym to dalej rozwijać, ale na razie
zakończę.
Są dwa korytarze. Wiedza z żadnego z nich nie jest zupełnie pewna
(mógłbym rozwijać, dlaczego, ale na razie poprzestanę).
Tych korytarzy oczywiście może być, albo nawet jest więcej. Na razie
mówię o tych.
Jest też trzeci korytarz - który często brałem pod uwagę próbując
zaradzić memu życiu, znaleźć odpowiedź i drogę do wyzwolenia z
bolesności - korytarzem tym jest nauka Buddy. Gdy często staram się ją
badać, wcielać w życie i rozumieć, a zwłaszcza gdy staję przed chęcią
zdecydowanego praktykowania jej i uwierzenia (zaufania) temu, co głosi,
moja myśl czy wola skręca ku korytarzowi nr jeden: "a co jeśli on nie
miał racji, i bardziej prawdziwa i bezpośrednia jest prawda o normalnym,
ewolucyjnym rozwoju organizmów, rozwoju wszechświata - bez żadnych tam
odrodzeń i ponownych narodzin?".
Chcę tu pokazać, jak sprzeczne są wizje świata i dróg postępowania,
które tworzą jakby ileś korytarzy, ale żaden nie jest ze sobą zgodny
(uściślając, żeby się nie doczepiono: nie jest ze sobą całkowicie zgodny).
Poza tym jest jeszcze nasze życie: to jakie ono jest naprawdę przeżywane
w bezpośrednim doświadczeniu, z jego pragnieniami, z pragnieniem
satysfakcji - ale i z pragnieniem dobra innych, współczuciem dla innych.
Ono oczywiście nie jest jakoś oddzielone od powyższych korytarzy.
Korytarze, czy jakby wyobrażeniowe kierunki, z racji ich sprzeczności,
tworzą chaos, albo nazwijmy to zamieszaniem. Zdecydowane wytrwałe
podążanie jakimś jednym z nich nigdy nie było dla mnie możliwe. Nie
można też podążać wieloma naraz, jakby w rozkroku. Wielość bodźców,
wielość kierunków, wielość prawd tworzy zamieszanie. I przecież to nie
są tylko te korytarze, które opisałem. Zwykłe pragnienie czegoś, kogoś -
jest korytarzem, kierunkiem, za którym można pójść bądź nie. Pragnień
jest wiele i często są sprzeczne. A już w ogóle: wiele z tych pragnień
jest z kolei sprzecznych z którymś z korytarzy wcześniej wymienionych -
właściwie zwykle z którymś z korytarzy "światopoglądowo-religijnych".
Pomagając ludziom, też nie można pomóc wszystkim. Pomagając, nie można
pomóc całkowicie. Jak rozłożyć akcenty między własnym poświęceniem i
jego stopniem, a czyimś dobrem i pomyślnością. Jak rozwiązać konflikt
między dobrem czyimś a dobrem własnym.
Wiadomo, że wszystkiego tu nie mogę opisać i przelać całej zawartości
mojej świadomości.
Teraz: co chcę powiedzieć i dlaczego o tym napisałem. Jakie jest wyjście
z tego chaosu? Bo np. chcąc mieć w czymś satysfakcję (mówię ogólnie, nie
podaję konkretów, ale nie jest to zabijanie kogoś), i wybierając jej
realizację - jednocześnie może mnie zacząć gryźć niezgodność z
korytarzem religijnym, poczucie że czeka mnie za to sąd, że powinienem
zupełnie poświęcać się Bogu i pracy dla bliźnich, bo to jest tylko droga
do zupełnego zbawienia, a nie to co robię w tej chwili. Jest wyobrażenie
sądu i bojaźń religijna. Ale jednocześnie mam świadomość (za chwilę), że
to wiedza niepewna. No ale jednocześnie to, że tak nie jest, też nie
jest pewne. Widzimy znów rozedrgany chaos. Widzimy też (widzę), że
przecież tą drogą "Bożą" nie byłem w stanie nigdy na dłuższą metę iść.
Było to dla mnie torturą. Co z tego że to wiem? Mimo to i tak to na mnie
działa i mnie gryzie, powstrzymuje. Dochodzi jednak myśl: przecież żyję
teraz i mam prawo właśnie teraz czerpać satysfakcję z życia, tym
bardziej że to co jest tam "potem" jest niepewne. Tak, ale bardzo
możliwe: bo zakonnice miały objawienia Chrystusa, bo tak ot sobie
przekaz Starotestamentowy i Nowotestamentowy nie powstał, bo stamtąd
bije jakieś światło, bo etyka, itd....
Jak wyjść z chaosu i jaka jest prawda? Teraz stawiam tylko pewną
hipotezę, ale wydaje mi się ona bardzo prawdopodobna. Tylko nie wiem jak
to wyrazić.
Rzeczywistość to jest to co się wydarza, bez osądu, bez żadnej
kwalifikacji. Takie jakie jest.
Spostrzeżenie chaosu i zamieszania, sprzeczności kierunków, jest
otrzeźwieniem, nagłym postawieniem do pionu: że tak nie może być.
I zobaczeniem, że to wszystko jest jedną grą, jednym współdziałaniem.
Współdziałaniem dosłownie wszystkiego: także tego, co widzę będąc na
dworze, patrząc na domy, czując ciągle przebiegające myśli i uczucia.
Jestem skutkiem wszystkiego co działo się dotąd i przyczyną wszystkiego
co stanie się potem.
spostrzeżenie chaosu i zamieszania, sprzeczności kierunków, jest
otrzeźwieniem, nagłym postawieniem do pionu
wszystkie te obrazy prawdy znoszą się wzajemnie
(jak plusy i minusy)
wszystkie te wyobrażeniowe wiry, które mają tendencję wciągać człowieka,
znoszą się
nawet jeśli wciąż fluktuują, działają, wyłaniają się - wiemy że są
wytworem i emanacją żywego jednego
żywe jedno jest absolutnie widoczne i bezpośrednio doświadczane
jak powiedział pewien Pan z Austrii, którego pewnie znasz, "nie ma nic
ukrytego"
rzeczywistość jest jednym działaniem, a my nie jesteśmy ustawieni poza
tym działaniem
jest rzeczywistość, której obrazami są te korytarze
rzeczywistość, której treścią są także te korytarze
rzeczywistość nie jest poza nami
rzeczywistość nie jest słowem
rzeczywistości nie trzeba szukać
najlepsze słowa jakie znajduję:
to jest to.
życie = prawda
prawda = życie
rzeczywistość = prawda
prawda = rzeczywistość
nie ma poznającego ani poznawanego
albo
poznający i poznawane są jednym
wszystko jest widoczne i jasne
albo lepiej:
moje życie i wszystko co się w nim dzieje = prawda
prawda = moje życie i wszystko co się w nim dzieje
to samo oczywiście stosujemy do Ciebie
wszystko wzajemnie warunkowane
wszystko wzajemnie powodowane
bez wyjątku
i to oczywiście pycha, że formułuję słowami coś, co mnie przekracza; i
mogę kłamać, bo mogę się mylić
Tomaszu, wyzwolenie!: pierwsza przyczyna, którą sytuujesz poza sobą i w
przeszłości, zaczyna Cię wyzwalać
dlaczego?
bo skutek jest przyczyną; nie musisz patrzeć wstecz
Ty jesteś tym (mówię do fikcyjnego Tomasza, gdyby jeszcze żył)
a poniższy link dla lepszej komunikacji
http://www.youtube.com/watch?v=0dB_eS59RZs&feature=r
elated
hehehehaha... przecież może być wiele wymiarów i poziomów komunikacji
nie wypowiedziałem tu wszystkiego; to co nie zostało wypowiedziane,
zostało wypowiedziane przez to co zostało wypowiedziane
czubek góry lodowej mówi nam o całej masie lodu pod wodą
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |