Strona główna Grupy pl.sci.psychologia kilka tematów okołoadopcyjnych

Grupy

Szukaj w grupach

 

kilka tematów okołoadopcyjnych

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-02-04 15:54:56

Temat: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "tren R" <t...@s...na.sojusze> szukaj wiadomości tego autora

1. moi znajomi adoptują właśnie dziecko.
znają kilku lekarzy i ci jak jeden mąż bardzo przestrzegali przed dzieckiem
z rodziny patologicznej. nawet noworodkiem.
wg niech najwazniejsze jest źrodło urodzenia.
jesli brać, to tylko od osób, którzy zrzekli sie praw rodzicielskich,
a nie od tych, którym zostały zabrane.
geny aż tak?

2. kiedy dziecku powiedzieć, że jest adoptowane?

3. czy adoptując dziecko powinno się miec mozliwość jego wyboru?

na marginesie

według danych Monaru 60% bezdomnych to wychowankowie domów dziecka.

domy dziecka uczą bezradności. uczą bierności.

--
Gestapo obstawiło wszystkie wyjścia, ale Stirlitz ich przechytrzył.
Uciekł przez wejście.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-02-04 16:30:41

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "Vicky" <b...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "tren R" <t...@s...na.sojusze> napisał w
wiadomości news:bvr4in$2im0$1@news2.ipartners.pl...
> 2. kiedy dziecku powiedzieć, że jest adoptowane?

Ja w temacie nie bardzo "siedze" ale 20 lat temu mój wujek z ciotką
adoptowali dziecko ....
wszystko odbyło się anonimowo.. bodajże przez kościół .. więc szansa
dotarcia do prawdy
jest minimalna ... - jeśli chodzi o moją kuzynkę (dalej o tym nie wie) ...
ale...
"zagrożenie" ze strony rodziny (dalszej) zawsze istnieje ..
bo generalnie każdy kto starszy od tego dziecka to wie że jest adoptowane ..
a w życiu różnie bywa .. i może to brutalne :) .. ale wydaje mi się że
powinno się to
dziecku uświadamiać od początku chociaż napewno nie jest to łatwe ..
Wracająć do mojej kuzynki .. podam Ci przykład ..
od lat jezdzimy w gory pod namioty - gdzie zjezdza sie cala rodzina ..
dwa lata temu przyjechala jakas kuzynka procioteczna i oglosila ze jedno z
dzieci na naszej : "polanie" jest adoptowane
zaczela sie panika .. oczywiście każde z rodziców zaprzeczyło (nie byli na
to przygotowani) ale w glowach tych 17 i 18-latek klebily sie
różne domysły .. (a mimo to ze dowodow nie ma ... zawsze mozna dojsc do tego
drogą jakiegos podobienstwa zewnetrzengo .. ze to "ja"
bo skoro wszyscy z rodziny sa podobni do rodzicow a ja nie to cos jest nie
tak ..) wtedy zaczyna sie szukac .. a jak sie znajdzie ..
(to pewnie tez zalezy od wychowania .. ale kazdy z nas jest inny i pewne
rzeczy przyjmujemy z wiekszym czy mniejszym bólem .. ) trudno
wyczuc co sie stanie .. a przeciez gdyby wrocic sie 15 lat do tyłu i powoli
uświadomić to dziecku - konsekwencje mogą być zerowe...

to taka idiotyczna sytuacja .. w której rodzice żałują że nie mogą cofnąć
czasu ..
poza tym sam fakt że dziecko ich o to pyta w wieku 18 lat ... a oni muszą
dalej kłamać bo nie przygotowani są do tekiej rozmowy w danym momencie
powoduje pewnien dyskomfort i zagmatwanie sie w odpowiedziach - przez co
jeszcze łatwiej dziecku dojsc do tego że kłamią ..
I co wtedy?
Wtedy zapewne - w zależności od "zżycia" z rodzicami - albo zaczyna się bunt
i dramat obu stron
albo załamanie i chęć poszukiwania biologicznej matki ...

Jeśłi sytuacja jest taka,że nikt ale to naprwde nikt z zewnatrz o tym nie
wie (co nigdy gwarancji nie daje bo świat jest bardzo mały ) .. to być może
lepiej jest o wszystkim zapomnieć i nie mówić.

Pozdrawiam
Vicky




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-04 16:47:29

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "fen (z góry)" <k...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

> 1. moi znajomi adoptują właśnie dziecko.

to genialnie i takich ludzi trzeba podziwiać i dopingować.


> znają kilku lekarzy i ci jak jeden mąż bardzo przestrzegali przed dzieckiem
> z rodziny patologicznej. nawet noworodkiem.
> wg niech najwazniejsze jest źrodło urodzenia.

bo lekarze też są ludźmi i NIEPROFESJONALIZM ich w ła śnie w ten sposób
wychodzi. Nie ma prawa lekarz mówić takich rzeczy, bo bandziry wychodzą zarówno
z domów normalnych jak i patologicznych. CIekawe na jakiej podstawie tak mówią -
czy przeprowadzali badania? chowali takie dzieci? czy klepią bezmyślnie te
ploty i mity zas łyszane u prostaków. Patologią jest to, że oni tak mówią. A po
za tym, świat rodziny w ostatnio trochę się zminił (model).



> jesli brać, to tylko od osób, którzy zrzekli sie praw rodzicielskich,
> a nie od tych, którym zostały zabrane.
> geny aż tak?

bzdura kompletna. Geny - jak sie nie ma ostanio na co zwalić to najlepiej na
geny - wszystko geny. Które to geny, nie może zaczną konkretami sypać, a nie og
ólnikami. Owszem geny też możliwe znaczy np. dziedziczenie dysocjalności czyli
char. psychop., ale to jest 0,3 %.

Tutaj bardziej chodzi o to, że u takiego dziecka z powodu poczucia straty może
fakktycznie dojść do naruszenia struktur mózgu - SŁYNNY ZAKRĘT HIPOKAMPA, no i
CIA ŁO MIGDAŁOWATE. Długotrwały stres może uszkadzać mikrostruktury. Dalej, w
przypadku straty, możźe nastąpić to, że dziecko wyrobi w sobie pewien mechanizm
obronny "wimprintuje sobie" obronną postaw ę wobec świata, i tzreba to jakoś
przebić - czasem sie udaje czasem nie, największą i najskuteczniejszą bronią
jest. miło ść.

Skutki odrzucenia są straszne.
W przypadku dzici, które nie miały od momentu urodzenia bliskiej osoby -
nazswya się chorobą sierocą, ale w przypodku gdy mia ły rodzicó, a p óźniej
zostały odsunięte nazywa się zespo lem szpitalnym. Zarówno chorobę sierocą jak
i zespół szpitalny można wyprowadzić, nie zawsze, ale jednak. Fajna jest bajka
o kwiatach polnych, ale nie mog ę jej sobie dokłądnie przypomnie ć, mam ją
chyba gdzieś na dole na p łycie. :)


> 2. kiedy dziecku powiedzieć, że jest adoptowane?

zależy od tego, w jakich się jest i było stosunkach z dzieckiem. Sprawa
indywidualna i każdy pewnie b ędzie miał racjję. Ale ja my ślę i to nie jest
mój jakiś wymysl że jak najwcześniej - ale nie na zasadzie jestes adoptowany -
delikatnie, najpierw skąd się bior ą dzieci, cześto zapewniac ze dziecko jet
kochane, bezpieczne, potrzebne. - przepraszam za literowki, ale ohydna tu
klawiatura jakaś)



> 3. czy adoptując dziecko powinno się miec mozliwość jego wyboru?

hhhhhmmmmm, sprawa też indywidualna i pamiętam, że na szkoleniach zawsze były
ostre awantrury - my ślę, że tu intuicja gra główną rolę.

> na marginesie
> według danych Monaru 60% bezdomnych to wychowankowie domów dziecka.

zgadza się, nie tylko według monaru.


>
> domy dziecka uczą bezradności. uczą bierności.

oj, no nie jest tak do konca - one uczą się zaradności, bo jesli sie jej nie
nauczą to inne dzieci zabiorą im zabawki, ciuszki, jedzenie, walczą o miłość.
Bezradność - pewnie chodzi ci o sytuację bezdomności - po prostu le rozwiązana
sytuacja prawna - owszem ustawa jest, ale tak działa jak i reszta w polsce
(ustawa na usamodzielnienie osób opuszcz. plac.wych itd..)



> --
> Gestapo obstawiło wszystkie wyjścia, ale Stirlitz ich przechytrzył.
> Uciekł przez wejście.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-04 16:57:27

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "jbaskab" <j...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "tren R" <t...@s...na.sojusze> napisał w
wiadomości news:bvr4in$2im0$1@news2.ipartners.pl...

Nie wiem, czy to geny, czy raczej prowadzenie matki w czasie ciaży?
Oddziaływanie używek na
płód itp...Moja znajoma również kiedyś opowiadała mi dość tragiczną historię
swojego brata, którego życie przemieniły w piekło adoptowane dzieci,
pochodzące z patologicznej rodziny. Dzieciaki wplątały się w alkoholizm i
kradzieże. Oczywiście można się spierać czy to przypadkiem nie rodzice
adopcyjni popełnili błąd Znajoma twierdziła również, jakoby były prowadzone
jakieś badania nad losami takich rodzin adopcyjnych i wnioski,
eufemistycznie mówiąc, nie były optymistyczne.

I stałabym na stanowisku, że jak najwczesniej i bezboleśnie, tak aby dziecię
z tym wyrastało i to wyrastało w przekonaniu że to stan normalny a nie jakas
trauma. Ktos kiedyś mi opowiadał że gdzieś na zachodzie był zwyczaj
wydawania jakiegoś uroczystego przyjątka z okazji adopcji, uroczytymi
zaproszeniami, zdjęciami itp.. (bo to w końcu najważniejsze wydarzenie w
życiu rodziny). Od początku więc sprawa była jasno postawiona.

Aska




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-04 17:29:46

Temat: Odp: kilka tematów okołoadopcyjnych - długie
Od: "fen (z góry)" <f...@...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik tren R <t...@s...na.sojusze> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:bvr4in$2im0$...@n...ipartners.pl...

Pozwolę sobie na wklejenie FRAGMENTOW kilku artykułów, może komuś się
przydadzą.

uwaga długie



BÓL DUCHOWY DZIECI PORZUCONYCH PRZEZ RODZICÓW - Pawe ł Urbanowicz

2. Dziecko porzucone straciło dom i oparcie w osobach bliskich.

Przeżywa samotność i jest ogarnięte poczuciem straty, podobnej do śmierci
osób bliskich. Efektem porzucenia jest tzw. sieroctwo społeczne dziecka.
Jest to sytuacja, w której uprawnieni opiekunowie, najczęściej rodzice lub
rodzic, żyją, ale z przyczyn zawinionych lub niezawinionych, nie sprawują
pieczy nad swoim dzieckiem. Nie wszystkie dzieci osierocone są dziećmi
porzuconymi. Kilka procent zostało osieroconych w sposób naturalny. Dla
zobrazowania rozmiaru problemu społecznego przedstawię kilka liczb,
dotyczących obu tych kategorii.

w Polsce jest 113.000 sierot w wieku od 0 do 18 lat (przeważają oczywiście
dzieci w wieku szkolnym, starsze), z czego
62.000 dzieci przebywa w placówkach (domy dziecka, domy pomocy społecznej,
ośrodki szkolno-wychowawcze, itp.),
reszta - 51.000 - w rodzinach zastępczych, z których 93% to krewni dziecka
(najczęściej dziadkowie).

4. Człowiek powołany jest do kochania i do bycia kochanym.

To powołanie obejmuje miłość do Boga i do ludzi. Jest też zdolnością do
poddania się Bożej i ludzkiej miłości. Życie duchowe splata się z życiem
uczuciowym. Miłość ludzka może istnieć bez miłości do Boga, ale ta miłość
będzie fałszem jeśli nie przejawi się w miłości do człowieka. Jest olbrzymim
wyzwaniem, aby przygotować porzucone dzieci do miłości. Jest to w ogóle
uniwersalne zadanie i zapewne będzie o tym mowa w kolejnych wystąpieniach.
Tutaj chciałbym uczynić uwagę, że celem organizatorów i wykonawców opieki
nad porzuconymi i osieroconymi dziećmi jest nie tylko zapewnienie godziwych
warunków życia. Celem powinno być, tak jak u innych dzieci, dążenie do
uczynienia dziecka osieroconego szczęśliwym w przyszłości. A najlepiej,
człowiekiem rozsądnie żyjącym. To można osiągnąć przez przykład i naukę
miłości do Boga i ludzi, za pośrednictwem ludzi. W przypadku dzieci
obciążonych porzuceniem i samotnością miłość ta może przyjąć postaci ułomne,
co wcale nie znaczy, aby rezygnować ze stawiania sobie celów oczywistych dla
normalnych rodzin naturalnych. (wyjaśnić sens miłości)

5. Przeżywane przez dziecko rodzicielskiego odrzucenia ma bezpośredni wpływ
na życie uczuciowe.

Im wcześniej rodzice odrzucą dziecko, tym większe uczynią spustoszenie w
jego uczuciowości. Najczęściej bywa tak, że zdolność dziecka do kochania i
bycia kochanym zwiększa się wraz długością okresu pozostawania dziecka w
kontakcie z osobą kochającą. Czyli, im wcześniej (szczególnie w
niemowlęctwie) zazna braku osoby kochającej, tym trudniejsze może być
pragnienie, poznanie i pokochanie Boga. Boga poznajemy najczęściej w
opakowaniu ludzkiej miłości.

6. Brak osoby kochającej uruchamia w człowieku lęki przed bliskością i przed
uczuciem innych osób.

Bowiem, to naturalne pragnienie miłości nie spotkało się z uczuciową
odpowiedzią drugiej osoby. Zatem, brak miłości jest przez dziecko odbierane
jako sytuacja rodząca ból, cierpienie. A przecież bólu i cierpienia unika
się. Tak więc, aby nie bolało, dziecko nie dopuszcza do bliskości z innym
człowiekiem. Twierdzę, że nie jest w stanie dopuścić także bliskości Boga.
Zaczyna realizować własną pomyślność, własne potrzeby i popędy, korzyści
stają się mechanizmem działania. Następuje koncentracja na własnej osobie.
Uruchamia się mechanizm degradacji człowieczeństwa. Zło zaczyna odgradzać
człowieka od Boga i innych ludzi. Następują i nawarstwiają się złe
zaszłości, z których wydostanie się, czyli nawrócenie, staje się olbrzymim
trudem. Społeczeństwo zresztą, najczęściej nie wspiera zaburzonego dziecka,
nie podejmuje tego trudu w sposób skuteczny.
9. Z chwilą uzyskania przez dziecko porzucone świadomości swojej sytuacji
życiowej, rozpoczyna się odczuwanie stałego cierpienia z powodu braku
miłości rodziców biologicznych i innych krewnych.

Najczęściej, dziecko siebie same obwinia za odrzucenie przez bliskich. W
samym sobie szuka przyczyn, że rodzic nie kocha. To ono jest winne. To ono
nic nie jest warte. Obwiniając siebie za swoją sytuację życiową, uzasadnia
osamotnienie i niepodjęcie przez rodziców najważniejszego obowiązku, jakim
jest godna opieka nad potomstwem. Dlatego dziecko popada w stan takiej
permanentnej beznadziejności. Dziecko wytwarza sobie poczucie, że wszystko
jest złe i wszędzie jest źle. W takim stanie niemożliwe staje się
wyobrażenie dobra, czy normalności. Ale też zauważam w nich tęsknotę za
czymś, czego one same nie potrafią nazwać, ani wyobrazić sobie. Jest to coś
w nich pięknego i zapewne duchowego. Coś, co utwierdza mnie w przekonaniu o
istnieniu głęboko zaszczepionej w dziecku potrzeby ładu, ukojenia Proszę
wierzyć, że ta nieokreślona tęsknota istnieje nawet w bardzo
zdemoralizowanym dziecku. Nie śmiem jeszcze nazywać tego potrzebą Boga. Tym
bardziej, że ta tęsknota jest mało użyteczna dla życia duchowego dziecka tak
długo, jak długo tkwi w żalu lub złości, wynikłych z poczucia utraty
kochanej osoby. Ten temat budzi wiele wątpliwości, chociażby taką, czy same
już niezawinione cierpienie dziecka odrzuconego przez matkę, nie posiada
znamion duchowych? Jeśli tak, to pewnie każde osierocone dziecko
przeżywające cierpienie na skutek odrzucenia wcześniej, czy później, spotka
Boga. Byłoby to bardzo piękne.


SYNDROM SPADŁEGO LIŚCIA - chyba Andrzej O.

Prawdopodobnie każdy z nas - jak większość z ludzi - ma jakieś albumy,
albumiki, a w nich zdjęcia z dzieciństwa. Jak miło jest od czasu do czasu
powyciągać je z domowych zakamarków i powspominać, uśmiechnięte babcie,
dumnych rodziców, ten troszkę staroświecki wózek, przydługie śpioszki.
Niektóre ze zdjęć być może już pożółkłe, czarno-białe, ale to nie stanowi
żadnej przeszkody, by wyczytać z nich jakieś ciepło i miłość.
\
Jak pisze Irena Obuchowska w pracy DZIECKO W RODZINIE I INSTYTUCJI
"osierocone dzieci wychowywane w placówkach odgrywają niekorzystne dla
swojego rozwoju, specyficzne role społeczne. Rolę obiektu współczucia, rolę
osoby pokrzywdzonej prowadzącą do postawy roszczeniowej, rolę ciężaru
społecznego i rolę osoby przegranej. W tę ostatnią rolę osierocone dzieci
wchodzą niepostrzeżenie, co wiąże się z różnego rodzaju uwagami typu
podcinania skrzydeł, "to ten bachor z domu dziecka", "z ciebie i tak nic
dobrego nie wyrośnie", "będziesz taki sam jak twoi rodzice a twoje dzieci
oddasz do domu dziecka", "to nie dla ciebie". To są dość częste wypowiedzi
osób zajmujących się osieroconymi dziećmi. W konsekwencji kształtuje się u
nich postawa psychiczna, którą określam jako "syndrom spadłego liścia";
czują się zbędne, niepotrzebne, popychane przez los

Oczy dziecka nie kłamią - kolejny fragmenrt
----------------------------------------------------
------------------------
----


Oczy dziecka nie kłamią

Czy zaglądaliście kiedyś w oczy lokatora "bidula"? Nie jest to łatwe. Oczy
uciekają na boki, chowają się w głąb jak małe, spłoszone zwierzątka, boją
się kontaktu z ludźmi, a jednocześnie nad wyraz tego pragną. Oczy te, mimo
chwilowych pozorów wesołości, są smutne, bezradne, wyczekujące.

Zapyta ktoś - dlaczego? Taki Krzyś czy Marzenka niejednokrotnie przeżywający
prawdziwy koszmar w swoich biologicznych, często patologicznych rodzinach,
mają teraz ciepło, swoje własne łóżeczko, książki do szkoły, wystarczająco
jedzenia... Mało tego, są domy dziecka, jak na przykład Dom Dziecka Nr.1 w
Lublinie, gdzie warunki bytowania wychowanków, w eksperymentalnie
utworzonych grupach rodzinnych, są wręcz luksusowe. O co więc chodzi?

Myślicie, że tamtejsze dzieci mają weselsze oczy? Nic podobnego, zarówno
jednym jak i drugim brak mamy i taty, choćby to byli rodzice zastępczy, ale
darzący je autentycznym uczuciem (nie mylić li tylko ze współczuciem) i
skupiający na nich swoją uwagę.

Już samo słowo - mama posiada magiczną, emanującą ciepłem i wewnętrzną siłą
światłem. Prawdziwa matka, ta naturalna i ta przysposobiona, to coś w
rodzaju przytulnej jaskini, do której zaszyć się można kiedy dziecinne
kłopoty przerastają małą główkę. Trwa niezmiennie, przez lata, w swojej
miłości i poświęceniu. Kiedy zdarzy się, że wszyscy wokoło zawiodą, odwrócą
się w potrzebie, ona wyciągnie pomocną dłoń, wspierając jeśli nie czynem to
przynajmniej dobrym, kochającym słowem. Prawdziwy ojciec to autorytet,
ochronny parasol odpierający życiowe ciosy, kształtujący byt
egzystencjonalny ale i konsekwentnie temperujący niektóre błędy w zachowaniu
młodego człowieka.

Do kogo w typowym domu dziecka powiedzieć... mamo, tato, mam problem, kiedy
na jednego wychowawcę przypada, w najlepszym wypadku, kilkoro dzieci? Jak tu
dzielić uczucia "po równo", nawet z prawdziwą pasją oddając się swojej
profesji? A człowiek jest wszak niedoskonały, ma swoje sympatie, antypatie,
łatwo też popada w zawodową rutynę i często nie zauważa w oczach Marzenki
błagania - przytul mnie! Po prostu przytul, pokołysz, wysłuchaj przez
chwilę. Zazwyczaj nie ma na to czasu, a jeśli już się znajdzie to takie
przejawy czułości wzbudzają od razu zazdrość współmieszkańców - dlaczego to
nie ja? Pani bardziej lubi Krzysia niż Rafała i... wieczorny płacz w
poduszkę, nocne moczenie i to straszne kiwanie się.

Czy widzieliście kiedyś jednostajnie kiwające się dziecko? Porażający,
ściskający za serce obrazek. Jest to nic innego tylko objaw głębokiego
stresu, spowodowanego odrzuceniem. Dziecko, w swoim ogromnym pragnieniu
fizycznego kontaktu z rodzicami, popada w stan, który w skrócie nazwać można
"samo kołysaniem". Ono gdzieś, w głębi duszy wyobraża sobie ten moment,
wykreowując go w najprostszy dla siebie sposób - po prostu się kiwa. Wszyscy
mieszkańcy domów dziecka cierpią na, mniej lub bardziej głęboką, depresję
spowodowaną brakiem miłości i akceptacji. Nie dziwmy się więc, że są
nadmiernie pobudliwe, mają trudności z zapamiętywaniem co powoduje złe
wyniki w nauce, skłonności do ucieczek i napady nieuzasadnionej wściekłości.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-05 09:44:52

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "Filip Sielimowicz" <sielim@wyrzucic_wp.pl> szukaj wiadomości tego autora

> > 2. kiedy dziecku powiedzieć, że jest adoptowane?
>
> zależy od tego, w jakich się jest i było stosunkach z dzieckiem. Sprawa
> indywidualna i każdy pewnie b ędzie miał racjję. Ale ja my ślę i to nie jest
> mój jakiś wymysl że jak najwcześniej - ale nie na zasadzie jestes adoptowany -
> delikatnie, najpierw skąd się bior ą dzieci, cześto zapewniac ze dziecko jet
> kochane, bezpieczne, potrzebne. - przepraszam za literowki, ale ohydna tu
> klawiatura jakaś)

Kiedyś chyba był w GW (duży format ?) obszerny wywiad z kobietą,
która opisywała swoje znoje związane z adopcją dziecka.
Nie wiem, czy to tam było, ale gdzieś temat był tak przedstawiony, że
wydaje się oczywiste: mówić jak najwcześniej ! Kwestia rozchodzi
się więc nie o to, czy mówić, ale w jakim stylu. A przykład tłumaczenia
małemu dziecku był taki:
"Piotrusiu, taka jedna pani Cię urodziła, a _MAMUSIA_ Cię szukała,
znalazła i wzięła do siebie".
Myślę, że rodzice adopcyjni czasem właśnie tej kwestii nie kumają,
i do końca mają kompleks (przepraszam, jeśli to nieprofesjonalne użycie
tego słowa) wobec "prawdziwych rodziców". Mieszają pojęcia
rodzicielstwa formalnego z emocjonalnym i nie potrafią dziecku
przekazać informacji "my jesteśmy Twoimi prawdziwymi rodzicami",
a tylko takiej informacji dziecko potrzebuje. "Prawdziwość" jest
przez małe dziecko utożsamiana z "miłością", więc, jak będziemy
mówić, że bardzo kochamy, ale nie jesteśmy prawdziwi to
to może mieć to kiepski skutek. Kwestie techniczne i formalne
przekazuje się dzieciom dużo starszym, które mają już
wypracowane poczucie bezpieczeństwa i tożsamość w rodzinie.
Zresztą wydaje mi się, że jeśli sprawa od początku jest jasna,
to reszta przychodzi naturalnie i bezboleśnie.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-05 12:21:22

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

tren R; <bvr4in$2im0$1@news2.ipartners.pl> :

> według danych Monaru 60% bezdomnych to wychowankowie domów dziecka.
>
> domy dziecka uczą bezradności. uczą bierności.

A powiedz mi tren R, jak wygląda statystyka dla ludzi "ze wsi", którzy
idą do miast za pracą? - ilu zostaje, a ilu wraca do siebie lub wyląduje
na dworcu?

A wracając do wychowanków:

* brak im "skrystalizowanego" układu odniesienia - jedynym układem są
ich rówieśnicy, książki lub tv - często dzieci idą
zawodowo/wykształceniowo w ślady rodziców, odnoszą swoją drogę
życiową/postawy do postaw rodziców, korzystają z ich wiedzy on-line itd.
- do socjalizacji, czy wręcz ukształtowania postaw nie wystarczy
przeczytanie jednej mundrej książki - to proces, który musi być
"niewidoczny";

* mają problem w socjalizacji - czyli to co powyżej - część bardzo
mundrych prawd przyjmują jak przepis na kurczaka z książki kucharskiej;

* nie mają odpowiedniego statusu majątkowego - współmieszkanie z
rodzicami, nawet w bloku, to już jest niezły start - wychowanek musiałby
na własną chałupę wydać niezłą kasę - tu pomijam to, że np.
pomieszkiwanie w domu z garażem, czy warsztatem powoduje to, że
rozpoczęcie np. własnej działalności gospodarczej, czy produkcyjnej
[niby to samo, a jednak nie dokładnie] jest praktycznie "darmowe" i nie
wymaga od przyszłej gwiazdy biznesu praktycznie ŻADNEJ zaradności [masz
wszystkie zabawki, nie ponosisz wysokich kosztów początkowych - uda się,
to fajnie, nie uda - tata dopłaci];

Flyer

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-05 13:31:48

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "Chiron" <e...@p...com> szukaj wiadomości tego autora


"tren R" <t...@s...na.sojusze> wrote in message
news:bvr4in$2im0$1@news2.ipartners.pl...
> 1. moi znajomi adoptują właśnie dziecko.
> znają kilku lekarzy i ci jak jeden mąż bardzo przestrzegali przed
dzieckiem
> z rodziny patologicznej. nawet noworodkiem.
> wg niech najwazniejsze jest źrodło urodzenia.
> jesli brać, to tylko od osób, którzy zrzekli sie praw rodzicielskich,
> a nie od tych, którym zostały zabrane.
> geny aż tak?
Mój pomysł (oparty między innymi na obserwacji 4 letniej przysposobionej
córki znajomych) jest taki: PRAWDA.
Oczywiste dla mnie jest, że biorąc dziecko (nawet zaraz po urodzeniu) od
kogoś- nigdy nie będzie się miało z nim takich relacji jak ze swoim
biologicznym. Jednak nie znaczy to, że będą gorsze. Będą po prostu inne. W
moim przekonaniu dziecko jest silnym empatą. Doskonale więc chłonie wszelkie
uczucia- przede wszystkim najbliższych. Te niedopowiedzenia też- bo to one
są na ogół bardzo silnie "emocjogenne". Jestem przekonany, że jeśli dziecko
cały czas od swoich najbliższych (rodziców) dostawać będzie miłość, prawdę,
wybaczenie, to wtedy wpływ genów, uzależnień prenatalnych (np mamusia
narkomanka ćpająca w ciąży), traumy okołoporodowej (nie chciane dziecko-
czujące to od momentu poczęcia)- będzie całkowiie zmarginalizowane, a może
nawet nie dostrzegalne wcale. No - oczywiście- wymaga to o wiele większego
wysiłku od rodziców przysposobionych niż biologicznych- i tego nie należy
przed nimi ukrywać.

I tu nasuwa mi się coś, co usłyszałem niedawno od znajomych: "moja koleżanka
adoptowała dziecko- które teraz jest w poprawczaku. A koleżanka i jej mąż
tacy porządni! A cały czas mówiła nam, że miała złe przeczucia już jak
adoptowała dziecko..." Mnie tu się aż "rzuca w oczy" samospełniająca się
przepowiednia- to w tej macosze było tyle fałszu, niepewności, zakłamania-
że wykreowała sobie i swojemu dziecku taką sytuację...Dlatego jeszcze raz
chcę zwrócić uwagę na ważność tego, żeby to rodzice sobie zdawali sprawę ze
swoich uczuć- no bo tym karmią dziecko.
Chiron


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 10:10:14

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych - długie
Od: "Tomek Modelski" <t...@j...pl> szukaj wiadomości tego autora

bardzo ciekawe, raczej ksztalcace.

dzieki

Tomek Modelski


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 10:53:26

Temat: Re: kilka tematów okołoadopcyjnych
Od: "vonBraun" <i...@s...pl> szukaj wiadomości tego autora

Post rozpoczynający ten wątek dotyczył także wpływu tzw. "genów"
chyba tylko w jednej z odpowiedzi wspominano o realnym ale bardzo niewielkim
wpływie uwarunkowań genetycznych bodaj na zaburzenia zachowania.

Problem jednak może okazać się całkiem realny
w sytuacji kiedy niezdolna do opieki nad dzieckiem
chora na schizofrenię kobieta rodzi i oddaje dziecko
do adopcji.
Czytałem badania w których ryzyko schizofrenii
u wcześnie adoptowanych dzieci schizofreników wynosiło ok. 10%
(było to mniej niż u dzieci schizofreników
wychowywanych wraz z nimi - wg. danych podanych w tej
samej pracy przeglądowej -
niemniej wciąż dużo).

Badania są stare więc mogły być metodologicznie niedoskonałe
(od tego czasu się tym nie interesowałem).

Może ktoś z was zna jakieś nowsze oszacowania?

Wydaje mi się, że jeśli podane przeze mnie cyfry w przybliżeniu choćby
odpowiadają prawdzie, stajemy wobec problemu trudnego do rozwiązania
(np.: informowanie rodziców spowodowało by ucieczkę od dzieci
"znanego genetycznego ryzyka" w społecznościach nie mających zwyczaju adopcji
dzieci z jakimkolwiek obciążeniem, ale z drugiej strony.... - to tylko tak na
początek ewentualnej dyskusji)


pozdrawiam
vonBraun

PS. Ciekawe: badano też dzieci schizofreników które nie zachorowały (do chwili
badania), wychowywane poza wpływem
chorego rodzica. Różniły się od "przeciętnej populacji"
m.in. większą kreatywnością, nietypowymi zdolnościami specjalnymi


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Na tym świecie
Brrr znowu Walentynki.....
Imię nazwisko i USG Mózgu po zbóju :)
milosc, rozstanie, odskocznia ?
Mata chociaż prąd? A gdzie chodzita piechotą....

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »