Data: 2007-01-21 09:14:55
Temat: przychodzi baba do lekarza...
Od: "Jurek" <m...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
PRZYCHODZI BABA DO LEKARZA
Mierzi mnie już dyskusja, którą śledzę w mediach o finansowaniu usług
medycznych, leczeniu, finansowaniu "służby zdrowia", leków itp. W polskiej
medycynie - bieda aż piszczy, tymczasem sedno problemu leży zupełnie gdzie
indziej.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi baba do lekarza ze swoimi
dolegliwościami. Lekarz bada babę i stwierdza: babo masz cukrzycę i ja teraz
będę cię leczył. To bardzo dobra wiadomość! Oczywiście nie dla baby. Ale dla
lekarza, jak najbardziej - ma klienta i to na lata, dla przemysłu
farmaceutycznego - baba potrzebuje codziennie dawki insuliny i innych leków,
dla producentów strzykawek i igieł - baba potrzebuje ich codziennie, dla
producentów kosztownych aparatów i testów cukrzycowych, dla szpitali - maja
klienta, dla aptek - robią utarg, dla stowarzyszeń cukrzyków i klubów -
dostaną więcej pieniędzy podatnika, dla budżetu - wszystkie w/w produkty i
usługi są opodatkowane i przynoszą zyski, dla ZUS-u - baba długo nie pożyje
i nie będzie trzeba jej płacić emerytury. Wszyscy są zadowoleni, z wyjątkiem
chorej baby - rzecz jasna. To taaaki interes i to na dłuższy czas.
No dobrze, ale co biedna, chora baba ma począć? Przecież musi się leczyć,
bo jeszcze szybciej lekarze (nie za darmo) powiadomią firmę pogrzebową, że
jej "skóra" jest do wzięcia.
Otóż, wbrew pozorom sytuacja nie jest beznadziejna. Potrzeba, jeno nieco
wiedzy, bo nasza baba wcale nie musi się leczyć. Fakt. Początkowo trafiła do
lekarza, który potrafi (i to naukowo i nowocześnie) leczyć, ale nie
wyleczyć. Nie ma w tym zresztą żadnego interesu. Wręcz przeciwnie -
wyleczenie równa się utracie dochodowego pacjenta. Lekarz do którego musimy
udać się po raz drugi, trzeci, dziesiąty jest kiepskim lekarzem. Potrafi
leczyć, ale nie wyleczyć. Do dobrego lekarza, na ogół, idzie się tylko jeden
raz. Mądry - powiecie - przecież cukrzyca (tutaj podana jeno przykładowo)
jest nieuleczalna i coś z nieszczęsną babą trzeba począć, bo zemrze nam
pewnie w męczarniach i dopiero będzie nieszczęście.
A może nie? Może medycyna się myli lub celowo kłamie! O dziwo, nasza baba
ma szczęście, bo mieszka w Polsce. Tutaj, ma szansę trafić w ręce lekarza
optymalnego. Proszę się nie obawiać - to nie znachorzy ani żadna "medycyna
alternatywna" - to zwykli lekarze tylko, że optymalni. Szczęśliwie jest ich
coraz więcej.
Do lekarza optymalnego idzie się, na ogół, tylko raz. To dziwne wizyty.
Przy lżejszych dolegliwościach, ci medycy, w ogóle pacjenta nie badają, nie
zapisują żadnych leków, nie wysyłają na specjalistyczne badania. Mało tego!
Zalecają wyrzucenie dotychczasowych leków do śmietnika. I leczą. Leczą
każdego dnia, coraz częściej seryjnie również choroby "nieuleczalne" np.
cukrzycę, chorobę Buergera, miażdżycę, nadwagę, nadciśnienie tętnicze i
inne. Właściwie wszystkie!
Mają pewno cudowny, kosztowny, tajemniczy lek - dostępny jeno
wtajemniczonym i on działa takie cuda. G... prawda! Nic nie mają. Czasem
nawet słuchawek. Mają "tylko" wiedzę. Szczęśliwie ta wiedza powstała w
Polsce. Jej twórca był kandydatem do nagrody Nobla w dziedzinie medycyny.
Zgłosili go do niej Austriacy i Szwajcarzy. Cóż: "nikt nie może być
prorokiem we własnym kraju". Lekarze optymalni dają ludziom po prostu dobrze
zjeść! Mało tego! Często kontakt z lekarzem jest w ogóle niepotrzebny -
wystarczy książka lub doświadczony doradca żywienia optymalnego. Ten mówi co
jest jadalne dla człowieka, a co nie (jest to zupełnie coś odwrotnego niż
się jawi "państwowej, urzędniczej medycynie") i po wszystkim. Człek zdrów i
wesół - lekko, łatwo, przyjemnie i... tanio!
I co? I miażdżąca większość całej państwowej medycyny (i przemysłu
towarzyszącego) okazuje się zupełnie niepotrzebna. Optymalni nie boją się
chorób "cywilizacyjnych", bakterii, wirusów, pryszczycy, a nawet AIDS,
próchnicy i innych wąglików, a katar, jeśli go nawet (rzadkość) złapią trwa
u nich nie 7 dni ale góra 7 godzin. A do aptek chodzą, i owszem po ...
plasterki i wodę utleniona.
Twórcą żywienia optymalnego jest Polak, dr Jan Kwaśniewski, lekarz z
Ciechocinka
Dziś, niemal każdego dnia, spotykam się z żywym przykładami "cudownych"
uzdrowień. Nie muszę w nie "wierzyć", bo wiem i widzę.
To tłumaczy ślepą furię "urzędowej" medycyny, z którą szarżuje na
Optymalnych. Dotychczasowa medycyna, państwowa "służba zdrowia", wobec
lawinowego rozwoju Optymalnych stoi na skraju śmietnika nauki - gdzie jej
miejsce. I ona to już wie: będzie się bronić zębami i pazurami, ale damy
radę!
Sprawdziłem to na sobie, mojej rodzinie i wiem, że od żywienia
optymalnego: chory wyzdrowieje, gruby schudnie, chudy utyje, mądry
zmądrzeje, a głupi nie będzie się żywił optymalnie.
|