| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-10-12 22:46:10
Temat: więcej niż synchroniczność? dręczące
Proszę się nie śmiać, chociaż to wszytko brzmi jak bajeczka. A to suche
fakty. Tao psychologii.
Oto zdarzenia jakie mnie spotkały. Niby zewnętzrenie błahe, ale uważam, że
jednak znaczące. Teraz tylko boję się, żeby nie przegapić tego, na czym mi
zależy. I czym się kierować.
Spotykałem przez pewnien czas w autobusie i na ulicy koło osiedla,
gdzie mieszkałe rok temu, pewną kobietę; bardzo mi się spodobała. Miałem
już nawet plan jakiegoś zagadnięcia, nawiązanie jakiejś prostej rozmowy.
Zanim zdarzyła się jakaś sposobność, zacząłem jeździć do pracy samochodem
i te nibyspotkania się skończyły. Potem chciałem trafić na nią jeżdżąć o
porach jak dawniej, ale nic z tego, nie było jej. Ale nie posunałem się do
czatowania na nią ;-).
Wkrótce przeprowadziłem się na drugi koniec miasta i o sposobności
natknięcia się można było pomarzyć. I marzyłem.
Czasem przejeżdżałem tamtędy, przechodziłem - bez rezultatu.
Po jakichś 3 miesiącach przyśniła mi się. Pamiętałem ten sen. Następnego
dnia chodziłem po mieście myśląc o tym czy ją spotkam, czy muszę być
czujnym, ale zdalem sobie sprawę, że skoro ma się coś wydarzyć, to tak
będzie. I zaraz na ulicy - ona. W takim płaszczu, w jakim mi się
przyśniła, a w którym jej nigdy dotąd nie widziałem. Niezdecydowanie
zacząłem się zbliżać, ale wtedy podeszła do niej jakaś koleżanka i gdzieś
się zaczęły spieszyć... Zrezygnowałem tamtym razem. I znów od czasu do
czasu wycieczki w tamte okolice osiedla z nikłą nadzieją, że ją spotkam.
Kiedyś w sklepie poczułem jakby jej obecność, ale coś było niezupełnie
tak, że ta obecność to jednak nie ona, ale jakby ktoś związany z tamtym
miejscem, czy ktoś podobny do niej... wyszedłem przed sklep i spotkałem
inną osobę z sąsiedniego bloku, z tego osiedla gdzie mieszkałem. No i
tyle.
Dziś, nie wiem czemu, postanowiłem przejść się tamtędy, już nie z
nadzieją spotkania jej, ale tylko taką, że spotkam kogoś innego, kto
jeździ też tym samym porannym autobusem i że może poproszę o pomoc w
skontaktowaniu się z moją wymarzoną kobietą; miałem zostawić swoją
wizytówkę i napisać parę słów, jeżeli ten będzie jechał po południu do
centrum tym właśnie autobusem. Lecz wybralem się za późno i spóźniłbym się
na tamten przystanek na osiedlu. Postanowiłem poczekać przy końcówce
autobusu prawie w centrum, i że wtedy tego kogoś poproszę. Wyobrażałem
sobie taką sytuację, jak podchodzę i mówię o co chodzi. Widzę, że autobus
niedawno przyjechał, podążam w tamtą stronę i wtem widzę JĄ samą. Tego się
naprawdę nie spodziewałem, choć to było moim celem.
Co zrobiłem? To, co w myślach mi się kotłowało od prawie roku. Pominę
dialog. Powiedziałem w każdym razie to, że szukałem jej - zaskoczyło ją
to, wydaje się, że mile. Ale nie liczyłem na wiele - kurtuazyjna rozmowa,
przepraszałem, że tak na ulicy, ale że chciałem. itd... nic z
tego nie wyszło. Bo któż da się zaprosić tak znienacka prosto z ulicy, czy
też poda
numer telefonu? Ale nie miałem możliwości nawiązania rozmowy i poznania
się w jakichś zwyczajnych okolicznosciach. Pewnie to wszystko było dziwne.
Może nawet bardziej niż teraz mi się wydaje. Powiedziała w każdym razie,
że widać, że możemy się jeszcze spotkać. Do zobaczenia. Spieszyła się
na tramwaj.
Dręczy mnie, że może mogło być lepiej, że coś schrzaniłem...
I co to wszystko ma znaczyć? To są moje odczucia jej dotyczące, w jakiś
sposób znaczące. Czy to wynika tylko z mojego ukierunkowania na nią? I czy
naprawdę można coś z tego odczytać?
Czy to jest ważne?
--
Jerzy
~~~~
Dobrego pisarza poznaje się bardziej po tym co drze na strzępy, niż po tym
co drukuje
~~~~
http://duskj.republika.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |