Data: 2003-05-22 23:54:17
Temat: "Atak ad personam". Było: Re: Internet
Od: "Jerzy Turynski" <j...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Magdalena Chlebna <m...@N...gazeta.pl>
napisała w news:baamae$pqe$1@inews.gazeta.pl...
> Piotr Kasztelowicz <p...@a...torun.pl> napisał(a):
>
> > Takie podejscie do sprawy promujemy na medycznych
> > listach dyskusyjnych unikajac atakow ad personam.
>
> Bardzo dobre założenie, ale niestety trudno promować :( Ale jest o co
> walczyć :). Niestety mając krótkie doświadczenia w dyskusjach internetowych,
> większość dyskusji, które próbowałam prowadzić odbiega od wartości
> merytorycznej - ginac właśnie na atakach personalnych, a szkoda... Wtedy nie
> ważne jak kto myśli, ale jakiego czasownika użył , ile błędów zrobił itp...
>
> Pozdrawiam, Madzia
Przestaniecie siać tu wreszcie cholerny POPULIZM, i to jak
zwykle strojony w piórka 'merytorycznego profesjonalizmu'
z koziejwólki!!!
To co powyżej PROJEKTUJECIE i wmanipulowujecie publice
jest _dokładnie_ tym samym, co promowanie na liście medycz-
nej technik autoaborcyjnych przy użyciu zmodyfikowanego wi-
delca i gotowanej z mielonym łajnem zaskrońca i oczami ba-
zyliszka pasty do butów!
Tłumaczę: "ATAK AD PERSONAM" (nie mylić z atakiem fizycznym!)
jest dla Psychologii tym, czym bakterie dla medyka. Chorobo-
twórcze własności 'zarazków' najskuteczniej 'leczy się'(/za-
pobiega) szczepionką, a nie wytruciem 'zagrożenia'. Dokładnie
analogicznie jak w medycynie - odizolowanie od 'problemu'
_nigdy_się_nie_udaje_, a prowadzi do jeszcze większej nieod-
porności/patologii odpowiednika "medycznego" układu immunolo-
gicznego.
Czytać póki co do poduszki: E. Berne, "analiza transakcyjna",
"trójkąt dramatyczny". I tak ABSOLUTNIE NIC z tego nie zrozu-
miecie, dopóki nie pojmiecie w całej pełni, w jaki sposób
Myśli "MARSJANIN" (tzn. aż sami nie staniecie się "marsjana-
mi"!)
<< Przypisy:
Marsjanin
U Berne'a: osoba posiadająca zdolność logicznego myślenia, lecz
pozbawiona emocji typowych dla człowieka, dzięki czemu jest nie-
zdolna do brania udziału w grach, w które grają ludzie i widzi
rzeczy takimi, jakimi są, a nie takimi, jak nam się wydają. >>
[ http://www.ii.uni.wroc.pl/~tomasz/kapturek/index.pht
ml?dodruk=1 ]
Nieświadome ustawianie się w którejkolwiek z ról "trójkąta d."
JUŻ jest oznaką działania/ulegania nieświadomości, a więc z pun-
ktu widzenia psychologii - oznaką PATOLOGII. Problemem psycholo-
gicznym nie jest to, że 'pacjent' ma 'niewłaściwe reakcje', ale
to, czy te reakcje są świadome czy nie (nawet wtedy, gdy są PO-
ZORNIE 'poprawne'/'nieszkodliwe' ale NIEŚWIADOME to są dla CZŁO-
WIEKA PATOLOGICZNE). Nie to, czy pacjent ma (nie)właściwy 'jakiś
wskaźnik'/'cechę' np. "stabilną psychikę"/"wysoką samoocenę" itd.
jako odpowiednik np. temperatury ciała 36.7, ale czy w zależności
od zmiennych warunków otoczenia JEST W STANIE ŚWIADOMIE i adekwat-
nie do tych zmian ów parametr 'regulować'.
Powyżej, by ów tekst nie wprowadzał nieświadomych 'ludzi' w błąd,
powinno stać zamiast <<lecz pozbawiona emocji typowych dla czło-
wieka>> - <<lecz pozbawiona NIEŚWIADOMYCH POSTZWIERZĘCYCH INSTYNK-
TÓW typowych dla NIEŚWIADOMEGO osobnika "homo sapiens", NIE MYLIĆ
ze "świadomym człowiekiem"!>>.
Bowiem "emocje świadome", a "emocje nieświadome" (swoich przyczyn/
źródeł)/odinstynktowne - to ABSOLUTNIE diametralnie dwie różne
rzeczy.
"Trójkąt dramatyczny" jest ARCHETYPEM sięgającym 'korzeniami' PO-
NIŻEJ "nieoznaczoności Heisenberga", dlatego problemy z 'nieświa-
domością' są tak niezwykle trudne i 'niepokonywalne'.
'Pełnych złej woli' agresorów 'ad personam' stawiacie w roli napa-
stników, siebie w roli 'profesjonalnych, uczciwych i merytorycz-
nych obrońców jedynie słusznej sprawy', ale w istocie nie macie
o tej _kluczowej_ kwestii ZIELONEGO POJĘCIA.
Z 'trójkątem d.' jest jak z jazdą na rowerze: TYLKO POZORNIE
wydaje się, iż istotne jest tylko to, co 'akurat najbardziej za-
graża' 'i musimy poprawiać' by np. "nie upaść", czyli np.: jeże-
li tracimy równowagę na lewą stronę, to działają wyłącznie czyn-
niki 'lewowywrotkowe'. Działają wszystkie czynniki, niezależnie
od ich WYPADKOWEJ. Jeśli ktoś uznaje, że można przewrócić się
tylko na lewo, to... natychmiast leży na prawym boku. Analogicz-
nie do: jeśli ktoś uznaje, że jest 'absolutnie słusznym obrońcą',
to z miejsca NIE BĘDĄC TEGO ŚWIADOM staje się kompletnie nieświa-
domym AGRESOREM.
Santorski, którego cytowałem poprzednio - wyjście z 'nałogu' 'de-
finiuje' jako:
<< Dojrzałość, o której mówiłem poprzednio, można zdefiniować w taki
sposób, że człowiek dojrzały pomaga nie będąc "ratownikiem", cierpi
nie wchodząc w rolę "ofiary" i egzekwuje swoje prawa czy twarde kon-
trakty, nie wchodząc w rolę "prześladowcy". >>
[ Message-ID: <ba30il$prq$2@atlantis.news.tpi.pl>]
Ale to jest "dzwony gdzieś biją", a Santorski 'słyszy je' baaaaaar-
dzooooo powierzchownie.
Faktyczna dojrzałość to świadomość faktu, iż ZAWSZE OBYDWIE STRONY
RELACJI znajdują się JEDNOCZEŚNIE WE WSZYSTKICH MOŻLIWYCH ROLACH T.D.!
Prawdziwa dojrzałość(/WYŻSZA ŚWIADOMOŚĆ) polega na umiejętności 'ob-
serwowania'/świadomości stanu _ich_wszystkich_jednocześnie_.
Np. żaden lekarz nie jest doskonały i nie operuje doskonałą wiedzą.
Starczy przyjąć do wiadomości, iż medycyna wobec swoich hipotetycz-
nych 'absolutnych'/opartych na 'wiedzy absolutnej' możliwości nie
poczyniła w ciągu ostatnich 100 lat jakiegoś znaczącego (w stosunku
do absolutu/'asymptoty prawdy') postępu. (Np. kalkulacje typu, że
w XIX wieku znaliśmy 30% wiedzy absolutnej a dzisiaj 60% lub jak się
niektórym nadgorliwcom wydaje 98%). Ale wystarczy porównać stan medy-
cyny z zeszłego wieku i obecny, by zauważyć, że ówczesne 'terapie'
w sporej części były AGRESJĄ LEKARZY w stosunku do pacjentów, a nie
żadnym leczeniem. I konsekwentnie przyjąć to do wiadomości! Za 100
lat spojrzenie na dzisiejszą medycynę będzie _identycznie_ krytycz-
ne.
Jeśli LEKARZ/nauczyciel traci 'poczucie niepewności' a czuje się
jak 'nieomylny bóg', to dokładnie w tym momencie powinien zacząć
szyć buty, a nie leczyć ludzi. Z 'psychologami' jest o _rzędy_wiel-
kości_GORZEJ_.
Wasz szkolny bełkot o "unikaniu ataków ad personam" jest totalnym
złudzeniem nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością. Wimputowa-
nym wam złudzeniem, analogicznym do mitomanii, iż np. politycy kie-
rują się 'dobrem ogółu', albo że 'grzeczne' dziecko 'nie grzeszy'.
Wasze przekonania, że czym wyżej w nauce, tym więcej 'merytoryczne-
go profesjonalizmu' a mniej ataków 'ad personam' są utopijnymi baj-
kami o nieistniejących aniołkach.
Wystarczy otworzyć oczy i przejrzeć literaturę, by przekonać się,
iż wasze bajeczki 'dobrymi chęciami'/marzeniami o porządku w stadzie
tapetowane - z jakąkolwiek prawdą nie mają absolutnie nic wspólnego.
Cytowałem np.: (i 'tysiąc' innych tego typu cytatów):
<< Na razie o wojnie w sprawie wartości stałej Hubble'a można powie-
dzieć wszystko, ale nie to, że jej uczestnicy nie są zaangażowani
emocjonalnie.>> [Ken Croswell "Alchemia nieba" str. 305 i dalej;
p. cały fragment: Message-ID: <01bf2ee7$c456a900$0b01a8c0@jtt> ]
Fascynująca jest każdorazowo REAKCJA NIEŚWIADOMOŚCI - BLOKUJĄCA
_kompletnie_ możliwości przyjęcia owych faktów/stanu rzeczy do
wiadomości przez typowych (nieświadomych) 'czytelników':
<< metoda jest uważana za "rzetelną" tylko wtedy, gdy przynosi
odpowiedź, w którą astronom[traktuj - dowolny człowiek] już wie-
rzy...>> [j.w.]
Dokładnie to samo jest u de Mello (i wszystkich innych geniuszy):
<< Czy słuchasz w taki sposób, jak czyni to wiekszość ludzi, któ-
rzy słuchają jedynie po to, aby się utwierdzić w tym, co i tak
wcześniej wiedzą ? >> [A. De Mello "Przebudzenie"]
Co powyżej znaczy "wierzy", "wiedzą"? Ano to, co 'wie' nieświa-
domość; dana osoba jest 'przekonana', że tak 'być musi' i...
żadne 'argumenty' do niej nie są w stanie dotrzeć.
Jeśli psycholog unika 'jak najbystrzejszego' przyglądania się
wszelkim 'atakom ad personam' vel grze trójkątów dramatycznych
i ich pilnej analizy, a zamiast tego doznaje porwań emocjonal-
nych, "skoków adrenaliny", odwołuje się do 'kultury' itp. szym-
pansich 'dewocji' - to jest w swojej 'fachowości' na poziomie
lekarza, który doznaje ataku paniki na widok pacjenta z grypą
i robi wszystko, by SIŁĄ wyrzucić go z gabinetu.
Powód jest 'bardzo prosty' - wykucie nawet absolutnie całej
literatury 'na temat' NIE DAJE _niczego_ w poprawnym uświado-
mieniu sobie właściwych treści/zrozumieniu CZEGOKOLWIEK.
Choć taki ktoś będzie pewien wartości swojego 'profesjonali-
zmu' i nawet może 'to udowadniać' na wszelkich egzaminach,
(że zna całą 'merytorykę') - TO NICZEGO NIE BĘDZIE poprawnie
rozumiał. Powodem tego jest NIEŚWIADOMOŚĆ, z którą rodzą się
Z DEFINICJI _WSZYSCY_.
Problem edukacyjny nie tkwi w 'jeszcze niedoskonałym dostoso-
waniu treści nauki do możliwości przeciętnego 'człowieka',
ale w czymś diametralnie innym, o którym przeciętnie akademi-
cka pseudonauka NIE MA ZIELONEGO POJĘCIA (bo nie jest w sta-
nie przyjąć tego do 'widaomości'): w praktycznej niemożliwo-
ści UŚWIADAMIANIA nieświadomych 'ludzi'.
Dlatego:
<< Całe życie zachowa Einstein gorzki żal do takiego systemu naucza-
nia, który polega na obarczaniu młodego umysłu faktami, nazwiskami
i formułkami. "Nie potrzeba wyższych studiów, żeby się zapoznać z
tymi rzeczami, można je znaleźć w książkach" - powtarzał stale Ein-
stein. Nauczanie powinno służyć tylko do tego, żeby młodzi ludzie
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^
nauczyli się myśleć, żeby zdobyli potrzebną zaprawę umysłową, któ-
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^^^^^^^^^
rej nie może dać żaden podręcznik".
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
"To prawdziwy cud - twierdził Einstein - że obecne nauczanie nie
stłumiło jeszcze świętej pasji badawczej" [...] >>
[Antonina Vallentin "Dramat Alberta Einsteina", str. 30]
Paradoksalnie proces "nauczyli się myśleć" w ogóle NIE MUSI MIEĆ
(i p. test Feynmana - lepiej gdy w ogóle NIE MA) jakiegokolwiek
KONKRETNEGO ZWIĄZKU ze 'studiowaną dziedziną'/'wyjaśnianym' zaga-
dnieniem !
Tymczasem edukacja dąży do wsadzenia ucznia w jak największą liczbę
'dziedzinowych konkretów'/'literatury' i to najlepiej z samego 'da-
chu', co skutkuje znajomością dużej liczby całkowicie zbędnych ga-
dżetów, i w totalnie zdecydowany sposób utrudnia/ODDALA od możliwo-
ści poprawnego ZROZUMIENIA czegokolwiek. Najprostszy przykład 'edu-
kacyjnego sukcesu'? Rzeczywisty przedmiot zainteresowania potencjal-
nych psychologów, czyli myślący lepiej lub gorzej, mniej lub bardziej
świadomie homo sapiens wywołuje w 'dyplomowanym (pseudo)fachowcach'
torsje obrzydzenia. Co nie jeden raz można było zaobserwować na tej
liście i co STANOWI (poza geniuszami) faktyczną REGUŁĘ.
JeT.
P.S. Geniusz, to inaczej "Marsjanin" Berne'go. I nie ma absolutnie
nic wspólnego z jakimikolwiek wyobrażeniami(/mitami pozornie 'na
temat') "Ziemian". Bo nie ma nic wspólnego z tym, co po usłyszeniu
tego słówka generuje NIESWIADOMOŚĆ w łepetynie "ubranego szympan-
sa".
P.S.S. Każdorazowo, gdy dotkniesz swojej własnej i identycznie czy-
jejś NIEŚWIADOMOŚCI - dana osoba 'sprawcę' jej 'bólu mentalnego' bę-
dzie traktowała jak najgorszego 'osobistego wroga'. Całkowicie 'szym-
pansio'/nieświadomie!
P.S.T. Wystarczy popatrzeć na dowolne stado goryli, szympansów etc.
by wiedzieć, iż reagują gwałtownie/natychmiast na wszystko, co nie
jest zgodne z 'uznanymi regułami' ICH stada. To, że na dowolnym uni-
wersytecie również panują 'uznane reguły' nijak nie ma związku z
prawdziwością twierdzeń, że są to reguły NAUKOWE (a nie reguły stada
ubranych w naukowe mundurki szympansów). O tym, czy mają cokolwiek
wspólnego z rzeczywistą nauką decyduje wyłącznie jeden wskaźnik:
przewada (mentalna/faktycznie merytoryczna) "MARSJAN" strzegących
Treści Nauki przed "ubranymi w naukowe gacie szympansami". Czyli po
prostu - faktyczna przewaga rzeczywistych LUDZI nad 'umysłami pospo-
litymi'/nieświadomymi !
|