Jak juz wspominalem, w poniedzialek remontujacy sasiedni lokal robotnicy
spowodowali zwarcie elektronarzedziem, co skutkowalo zniszczeniem komputera
ktory stanowi(ł) moje jedyne zrodlo utrzymania...
Uszkodzeniu ulegla praktycznie polowa komputera, plyta glowna, karta graficzna,
dwa z czterech dyskow twardych.
W Poniedzialek wieczorem, odwiedzilem wlascicielke mieszkania, ktora stanowczo
oswiadczyla ze nie bylo zadnej awarii, nie poda swoich danych osobowych i polisy
oraz nie poda nazwy firmy ktora u niej pracowala!
We wtorek rano bylem zglosic to na Policji, skad mnie splawiono - bo to nie jest
sprawa Policji.
Dzis, wlasnie wrocilem, ze spoldzielni - ktora takze twierdzi ze nie jest strona
w sprawie i umywa rece od tego!
Poradzcie co robic, nie stac mnie na nowy komputer, nie stac mnie na prawnika...
Czy zlozenie zawiadomienia do Prokuratury cos da, czy zostaje tylko droga
cywilna?
Jutro mam odebrac opinie z serwisu komputerowego co sie stalo i kiedy sie do
nich zglosilem. Juz teraz wiem ze naprawa jest nieoplacalna, a koszt podobnych
czesci to minimum 4000 zl, zakladajac ze procesor i pamieci dzialaja!

Jestem zalamany i nie wiem co robic, grozi mi takze ze bede musial zaplacic kare
za niedotrzymanie terminu oddania pracy.

Krzysztof

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl