Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Chcie i umiec obdarowywac

Grupy

Szukaj w grupach

 

Chcie i umiec obdarowywac

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-04-04 06:58:26

Temat: Chcie i umiec obdarowywac
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

CHCIEC I UMIEC OBDAROWYWAC


"Ten tylko jest czlowiekiem, ktorego obchodza losy
ludzkie, a te nie koncza sie na sferze uczuc osobistych i
cierpien jednostkowych."
- Julian Marchlewski



Rozwazalismy wlasnie najrozniejsze, mocno zlozone
symptomy, najbardziej wymowne przejawy milosci. Po czym ja
poznac, jak zdefiniowac? Kazdy zaleznie od swoistych oczekiwan
i sposobu na odbieranie i obdarzanie tym uczuciem podawal
wskazniki nie do zbicia. Zainteresowala mnie szczegolnie jedna
wypowiedz: osoba, ktora kocha woli dawac niz brac. Prawdziwa
milosc jest bezinteresowna, sama ofiarowywujac, nie oczekuje
nic w zamian. Jakie to piekne - pomyslalam sobie. Czy jednak
realne?

Jeszcze do niedawna odczuwalam tak samo: dawalam z siebie
maksimum, wolana o pomoc, rozumiejac czy domyslajac sie tylko,
ze ta moja pomoc na cos sie przyda. Sprawialo mi to
najprawdziwsza radosc, bo to dawanie bylo na wskros naturalne i
jak najbardziej bezinteresowne. Nie jestem za mocna w
okazywaniu czulostkami, milymi slowkami mojej milosci. Bylam,
czuwalam, reagowalam, przychodzilam w sukurs - tylko w ten
sposob - konkretnym dzialaniem - potrafilam dac swiadectwo
moich najglebszych i najuczciwszych uczuc.

Nie mozesz dawac, dawac, dawac bez konca... bez
otrzymywania niczego w zamian. Czlowiek kochajacy musi byc
rowniez obdarowywany inaczej wczesniej czy pozniej poczuje sie
w jakis sposob wykorzystywany, oszukany. Ja czuje sie tak
dzisiaj po trzydziestu latach dawania. Dawania z siebie, co
mialam najlepszego na maksa - podejmowanie decyzji, wyrywanie
sie z inicjatywa, branie na siebie wszelkiej odpowiedzialnosci,
ponoszenie konsekwencji i co tam jeszcze... Sa ludzie, co
lubia, a nawet potrzebuja dawac. Sa inni, ktorzy biora bez
najmniejszej zenady, bez poczucia wdziecznosci, bez
najmniejszej wzajemnosci - daja, to biore. Jak inni glupi,
niech daja. Oni sami czuja sie tacy wyjatkowi, wspaniali, ze
czyjes poswiecenie odbieraja z cala beztroska naturalnoscia,
jakby im sie to jak najbardziej nalezalo. Nic w zamian.

Tacy wycisna cie do ostatniej kropli jak dorodna i
soczysta dawniej cytryne. Tak czuje sie dzisiaj. Zniechecona,
zmeczona dawaniem, wyzeta do ostatka z motywacji i odwagi, a
poniewaz nie potrafie zyc bez obdarowywania, moze tez dlatego
po raz pierwszy w zyciu poczulam sie niepotrzebna i stara.

Moze to wszystko przez tego azjatyckiego wirusa, z ktorym
bezskutecznie walcze od czterech miesiecy, ktory mnie oslabil
zapaleniem krtani, oskrzeli, przerodzonym szybko w zapalenie
pluc? A moze ten wirus przyplatal sie do mnie, skoczyl jak na
latwa zdobycz, bo znalazl we mnie to ogromne psychiczne
oslabienie, uczuciowa pustke, ktora jest zapewne doskonala
odzywka dla wszelkiego rodzaju "wirusow"?...

A moze to tylko zmeczenie starym, nie najlatwiejszym
rokiem, ktory mija? Wzbudzic w sobie nadzieje, zebrac sily,
uwierzyc na nowo w czlowieka, w potrzebe milosci, w radosc z
obdarowywania... Czego wszystkim, podobnie jak sobie, w tym
nadchodzacym roku z calego serca zycze.

Tu jeden z moich rozmowcow zaniepokoil sie o mnie: -
Wiesz, cos mi tu nie pasuje. Zawsze cie widzialem jako kobiete
z lbem na karku, ktora swoje przezyla, swoje przemyslala, wie
jak sie bronic i chronic, a tu ten "wirus"? Przylamaly cie
jakies kurduple?...

Tak, kurduple sa najgorsze, to tak jak drobne zyciowe
utarte duperele, ktorych jest mnostwo, ktore dokuczaja, ale
ktore trudno ze wzgledu na ich masowosc wylapac i zwalczac
jeden po drugim. Zakazony organizm sie poddaje, wyczerpuje sie
samoobrona i naturalna chec walki. Mowi sobie - ten organizm -
a tam, do dupy taka walka! Zwalcze jedno, zaraz przypieprzy sie
drugie. Chyba zeby kompletna transfuzja, renowacja taka od
fundamentow po sam czubek glowy, czy to jednak mozliwe, a
zreszta czy warto?...

Dzis w nocy byl u nas straszliwy huragan, ostatni o
podobnej sile byl ponad prawie sto lat temu. Wszystko, co bylo
wysokie, sztywne, na pozor solidne - silne i twarde - lezy
teraz w zalosnych gruzach. To, co bylo lichutkie, lecz gietkie,
wiotkie, podatne nie doznalo najmniejszego szwanku. Tak, tak,
jak mowi ludowe przyslowie: "Dab sie powali, a trzcina
zostanie." Niby taka madra juz sie zrobilam, tyle razy
powtarzam sobie i innym - wiecej elastycznosci, spontanicznosci
i luzu - tylko tak oprzesz sie zyciowym zawieruchom. Latwo
gadac, trudniej przekuc slowa w czyn. Mimo zrozumienia zasady
hartu ducha, pozostaje ciagle jak ten uparty sztywny dab.

Tu ktos inny slusznie mnie podsumowal: - Pewnie jestes
tego starego chowu, ktory zamanifestowanie potrzeb widzial jako
slabosc charakteru - radz sobie sam! Szybko dawaj innym i
splywaj, by nikt sie nie domyslil, ze ty tez czegokolwiek
oczekujesz?

Dokladnie. Nigdy o nic nie prosic! Niech ten drugi sam sie
domysli, niech podobnie jak ja ma emocjonalne wyczucie i
naturalna potrzebe pomocy. Pomoc wyproszona nie pomaga, jest
jak jalmuzna dawana z litosci czy laski - nie chce takiej!
Uzeram sie sama i cierpie na brak zrozumienia ze strony
bliskich, a prawda jest taka, ze ze swoja chorobliwa
wrazliwoscia chowam sie obronnie w swojej skorupie jak slimak.
A do schowanego slimaka trudno dotrzec. To chyba jeszcze jeden
jakis psychiczny defekt. Wlasnie taki - jak najwiecej dawac,
jak najmniej brac. Zadnych dlugow! Poczucie wdziecznosci wobec
czyjes bezinteresownej zyczliwosci wprawia mnie w niezrozumiale
zazenowanie i prowokuje natychmiastowa chec odplaty. Z
nawiazka!

Ostatnio czuje sie cos jakby zmeczona dawaniem.
Niespodziewanie dorwal mnie wirus niewdziecznosci i dal mi
potezny lomot. Wypalilo sie cos we mnie, zniechecilo, wygaslo?
- Jakas malpa wyrzadzila ci przykrosc, niewdziecznica jedna!
Zobaczysz, te malpy jeszcze sie polapia, ile jestes dla nich
warta. - zapewnial mnie i pocieszal moj rozmowca.

Prawda. Jednak, by sie takie "malpy" polapaly, musze od
nich odejsc. Zupelnie i ostatecznie. Dopiero wtedy
przyzwyczajona do ciaglego brania malo czula "malpa" zacznie
bezradnie rozgladac sie za zerwanym, obranym i podetknietym pod
morde dojrzalym bananem. Ciekawe jak duzo bedzie potrzebowala
czasu, by nauczyc sie wreszcie zyc wylacznie na wlasny
rachunek? Czy w ogole potrafi? Ale to nie bedzie juz moj
problem. ;-)

Ktos stanal w obronie "malp": Dlaczego, do cholery, nie
chcesz, nie potrafisz brac, dlaczego tak ci przeszkadza bycie
dluzniczka?! Nie dajesz "malpom" szans.

Byc moze. Wiem jednak, ze prawdziwa, uczciwa,
odwzajemniana milosc nie ciazy dlugiem - patrz macierzynstwo.
Ale mowimy o dwoch roznych rzeczach. Ja tu opowiadam o
"malpach", ktore zeby sie porobily, to i tak mi sie nie
wyplaca, ale maja to absolutnie w nosie. Wyobraz sobie
czlowieka, ktory oglasza uczuciowe bankructwo - nic nie oddam,
bo nie chce albo nie mam. Ale dawajcie, bo mi sie przyda. Dla
takiego milosc polega na przyzwoleniu (czytaj: wymogu!) bycia
obsluzonym, obdarowywanym. Za to tylko, ze JEST! Dziecko nigdy
ci nie zapomni milosci, ktora je obdarzylas. Ta milosc
pozostanie jego sila i wiara w siebie na cale zycie. Zaowocuje
kiedys miloscia, ktora ono samo bedzie w stanie innych
obdarowywac. I na tym polega roznica.

Moj psychiatra na ostatniej konsultacji podsumowal to tak
- Kazde zrodlo kiedys sie wyczerpuje. Nic dziwnego, ze po tylu
latach dawania bez otrzymywania niewiele w zamian poczula sie
pani zmeczona i slaba. Musi jednak pani koniecznie zrozumiec
jedno: - Przyznanie sie do wlasnej slabosci nie jest slaboscia!
Niech pani ja zaakceptuje, niech pani sobie na nia przyzwoli i
w kolejnych wysilkach bierze ja z cala konsekwencja pod uwage.
- Jak jednak z twardego debu zrobic sie wiotka trzcina?
Psychiatra obiecal, ze mi w tym pomoze. Prawde powiedziawszy,
bardzo na to licze, bo zupelnie nie mam pojecia jak sie do
takiej zasadniczej wewnetrznej metamorfozy w ogole zabrac.

Dobra, "malpom" wiecej nic nie daje! Ale czy potrafie zyc
w ogole bez obdarowywania? Na szczescie mam dwojke kochajacych
mnie dzieci, mam Matke - staruszke, ktora bez wzgledu jak sie
moje losy potocza, zaakceptuje kazda moja decyzje, mam moich
pensjonariuszy, ktorzy obdarowywuja mnie w sposob wprost
niesamowity, mam wierna i najwdzieczniejsza domowa zwierzyne.
Czy to malo?... Starczy. Musi starczyc!

Moj zyczliwy rozmowca zyczyl mi wielu milych rzeczy, tak
dla mnie nietypowych, jak egoistycznych radosci czy bycie
wybrana krolowa na najblizszym balu, dania czadu "malpom",
krzyczac jeszcze - na pohybel wirusom! Z tym balem, faktycznie
mnie rozbawil. Jedno, co moge powiedziec w tej chwili, nawet
pieknemu krolewiczowi z bajki - przepraszam, nie tancze. :-) Za
to sama siebie zatytuluje "krolowa", gdy uda mi sie raz jeszcze
zwyciesko rozegrac walke z egoistycznymi "malpami" i
zdradliwymi wirusami. Moj psychiatra we mnie wierzy, ci, co
mnie kochaja daja mi moralne wsparcie. A to bardzo duzo.
Zobaczycie - wygram! Boje sie tylko, ze bedzie to troche takie
pirrusowe zwyciestwo. Zaczynac wszystko od zera, gdy ma sie
gorne dziesci lat, nie jest najlatwiejsza sprawa. Lepiej jednak
pozno niz wcale. Jedno, co zrozumialam, takie "wcale" byloby
dla mnie jak mogila za zycia. Zbyt kocham zycie, zbyt cenie
sama siebie, by dac sie biernie pochowac na zywca. Bede wiec
walczyc! Znow. :-)))

Ale to jeszcze nie koniec naszej dyskusji o obdarowywaniu.
Znalazl sie gosc ostrozny i mocno sceptyczny w tej kwestii.
Prawie mnie rugnal w taki mniej wiecej sposob: Nie wolno nic
dawac, brac, ani nic innego czynic w sposob impulsywny! Nie
wolno! Czasem dajac w nieprawidlowy sposob, mozna kogos
skrzywdzic.

Nie moglam z nim sie zgodzic. Wykalkulowane dawanie jest
buchalteria, a nie plynacym z serca ofiarodawstwem. Cos za cos.
Nie dac nic, bo ryzykuje. Nie dam, bo i mnie nie daja... Za to
z tym uczynieniem komus, oczywiscie nieumyslnie, krzywdy jestem
sklonna potwierdzic - tak, czasem faktycznie cos takiego moze
sie zdarzyc. Potrzebna jest tu delikatnosc i wyczucie. Dawanie
jest znacznie trudniejsza sztuka od brania. Trzeba umiec tak
dawac, by nikogo nie urazic, nie ponizyc, by nie czul sie
dluznikiem.

Lepiej wiec nie dawac wcale niz zrobic to nieumiejetnie,
niewlasciwie. Fakt, zawsze istnieje pewne ryzyko. Ale gdzie go
nie ma? Czy jest to wystarczajacy powod, by zamknac oczy na
potrzeby innych? To tak, jakbys chcial pieknego i dzikiego
mustanga zlapac na arkan, wpedzic do strzezonej zagrody,
zalozyc mu uprzaz i jeszcze mu tlumaczyc, ze to dla jego dobra.
W ludziach powinna byc doza spontanicznosci, romantyzmu, nawet
uczuciowej brawury, bez tego staliby sie spekulujacymi karlami.
Spontanicznosc, wrazliwosc, intuicja, bezinteresownosc to
cechy, ktore trzeba by szczegolnie w tych dzisiejszych
cynicznych i "wykalkulowanych" czasach rozwijac, chronic,
wpajac, pielegnowac.

Jezeli ktos ma "wpisana" spontanicznosc w swoim
charakterze, a nie jest tez ostatnim glupkiem, te dwa aspekty -
spontanicznosc i analiza postepowania - ida ze soba w parze.
Spontanicznie, to niekoniecznie dzialanie z glupia frant,
zupelnie w ciemno. Spontanicznosc to pojscie za tym "odruchem
serca", ktore przez lata zostalo na pewno gleboko przemyslane i
wewnetrznie uzasadnione - mozna tak i tak, ale ja wole,
potrzebuje, lubie lub nawet musze reagowac w taki, a nie inny
sposob. Inaczej bedzie to narzucone, sztuczne, niezgodne z moja
akurat taka, konkretnie okreslona natura. Nic na sile, wbrew
naturze!

Na zakonczenie ktos pieknie podsumowal nasza dyskusje: - W
relacjach z ludzmi jest takie wahadlo: dalem - wzialem. Idealem
by bylo, by to wahadlo nie wychylalo sie za bardzo ni w jedna,
ni w druga strone. By gralo w spokojnym, sprawiedliwym, leniwym
rytmie: tik-tak. Oby tak sie dalo! Zycie z innymi staloby sie o
wiele prostsze, ale tez bardziej humanitarne, o niebo bogatsze.




Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka



--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Osoba mądra musi być śmiertelnie poważna
Naiwny
Re: jak najlepiej udoskonalac myslenie ?
bez pracy
Pytanie (ważne) do psychologów!

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »