Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Chyba ostatnie wolanie o pomoc (dlugie)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Chyba ostatnie wolanie o pomoc (dlugie)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-11-19 11:47:47

Temat: Chyba ostatnie wolanie o pomoc (dlugie)
Od: "zagubiony" <l...@W...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam
Moze niektorzy pamietaja jak pisalem o naszych klopotach malzenskich, po tym
jak zawiodlem zone i sytuacja miiedzy nami nie byla najlepsza.
Obecnie jak wielu z was przewidywalo jest tragicznie.
Mimo tego, ze probuje sie zmienic, probuje zmienic swoje postepowanie to
jednak chyba pewna granica zostala juz nieodwolalnie przekroczona. Zona mowi,
ze nie potrafi mi zaufac. Ubliza mi i nie liczy sie ze slowami w momentach
kiedy nie daje sobie juz ze soba rady. Sytuacja staje sie naprawde koszmarna.
Ostatnie tygodnie, miesiace, to dni pelne smutku, prestensji, klotni. Mimo, ze
milosc tli sie w naszych sercach, to nie potrafimy tego pokonac...a moze to ja
nie potrafie tego pokonac? Co chwile pada haslo zebym sie wyprowadzil, z
drugiej strony ze uciekam od wszystkiego. Co ja mam zrobic?
Moje starania na nic sie nie zdaja, staralem sie dawac jak najwiecej uczucia i
milosci, ale to na nic. Chwile jest dobrze, a potem wystarczy drobny problem
aby wszystko wrocilo.
Zona obracza mnie teraz za wszystkie niepowodzenia jakie spotkaly ja w zyciu:(
Chce abym oddal jej to co stracila...byc moze przez to ze zdecydowalismy sie
na usuniecie dziecka, ona juz nigdy nie bedzie mogla byc w ciazy. Wyobrazam
sobie jak wielki musi to byc bol i rozpacz. Jak moge jej pomoc? Czy w ogole
moge jej jakos pomoc? Czy moge pomoc nam obojgu???

Boje sie o nia. Zawsze bylismy innymi osobami, o roznym podejsciu do zycia.
Ona wrazliwa, czasami az nazbyt, co znacznie utrudnialo jej zycie. Ja,
czlowiek ktory zawsze mial szczescie, luzno podchodzacy do zycia, pewnie zbyt
luzno i olewczo. Staralem sie dac jej milosc, ale chyba na swoj sposob czego
ona nie akceptowala. Wielokrotnie zachowalem sie jak szczeniak, niedojrzaly
gowniarz, ale nigdy nie robilem jej przykrosci swiadomie. Wynikalo to chyba z
mojego braku wiedzy o powaznym zwiazku, o odpowiedzialnosci. Zaczynam to
dopiero rozumiec teraz, ale chyba jest juz za pozno. Sytuacja jest krytyczna i
chyba kazde wyjscie jest zle.

Nie zycze nikomu takich chwil i zycia takiego jak nasze obecnie. Ja nie wiem
co mam robic, nie raz wydaje mi sie, ze najlepiej jakbym zniknal ze swiata i
moze wtedy nie musialaby na mnie patrzec i czuc tego wszystkiego czego
doznala. W glebi serca czuje, ze nie jestem az tak zly, po prostu nasze
podejscie do zycia w zwiazku znacznie sie roznily. Oczywiscie dla mnie to
zadne wytlumaczenie, bo zostawienie zony w szpitalu samej to gowniarstwo, a
nie inne podejscie do zycia. Moze gdyby trafila na innego mezczyzne bylaby
teraz szczesliwa, a ja moze zwyczajnie nie nadaje sie do zwiazku.

Wybaczcie za tak dlugie zwierzenie, ale musialem to wyrzucic z siebie. Zbyt
duzo smutku i cierpienia przepelnia moje wnetrze abym mogl to uniesc.

Nie musicie odpisywac, nie sadze aby ktos znal wyjscie z tak trudnej sytuacji.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-11-19 12:41:21

Temat: Re: Chyba ostatnie wolanie o pomoc (dlugie)
Od: "Chiron" <e...@p...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "zagubiony" <l...@W...onet.pl> napisał w wiadomości
news:740f.00000165.3fbb5863@newsgate.onet.pl...
> Witam
> Moze niektorzy pamietaja jak pisalem o naszych klopotach malzenskich, po
tym
> jak zawiodlem zone i sytuacja miiedzy nami nie byla najlepsza.
> Obecnie jak wielu z was przewidywalo jest tragicznie.
> Mimo tego, ze probuje sie zmienic, probuje zmienic swoje postepowanie to
> jednak chyba pewna granica zostala juz nieodwolalnie przekroczona. Zona
mowi,
> ze nie potrafi mi zaufac. Ubliza mi i nie liczy sie ze slowami w momentach
> kiedy nie daje sobie juz ze soba rady. Sytuacja staje sie naprawde
koszmarna.

> Wybaczcie za tak dlugie zwierzenie, ale musialem to wyrzucic z siebie.
Zbyt
> duzo smutku i cierpienia przepelnia moje wnetrze abym mogl to uniesc.
>
> Nie musicie odpisywac, nie sadze aby ktos znal wyjscie z tak trudnej
sytuacji.
Witam!
Piszesz tu- więc Ci odpowiem. To, co napisałeś- starałem się przeanalizować
i- wbrew temu, co piszesz- wiem, że jest wyjście. To, że tu o tym piszesz-
traktuję jako Twój pierwszy krok. Mały- ale jednak. Moim zdaniem- masz
problem- i sądzę, że tak do końca sam sobie z nim nie poradzisz. Jestem
przekonany, że żaden z nas w sposób bezpośredni Ci nie jest w stanie pomóc -
fakt. Wiem- autopsji - że pomóc Ci jest w stanie terapia. Jednak-
nie jednorazowa wizyta u takiego czy innego terapeuty. Niezbędna jest
gruntowna praca nad sobą. Przecież- z tego, co piszesz- masz ugruntowane
pewne nawyki- które Ci przeszkadzają (tak Cię rozumiem). Jasne więc wyda Ci
się, że zastąpienie ich nowymi nie zajmie kilka chwil. No bo jak długo
praktykowałeś te stare? Ba! Być może na początku osiągniesz nawet
spektakularny sukces- polegający na szybkich zmianach (pewne formy terapii-
np uwolnienie kundalini może spowodować niemalże natychmiastowe zmiany)- to
nie kontynuując terapii- zapewne będzie czekać na Ciebie klapa- która może
Cię postawić w gorszym miejscu, niż to, z którego wystartujesz. O
początkowych pozornych brakach efektów terapii nie wspominam- z tym sobie na
ogół ludzie radzą dobrze (a poza tym są one przecież pozorne).
Piszę to- bo może zechcesz zrobić następny krok i skorzystasz. Może nawet
razem z partnerką. Ryzykujesz to, że się zmienisz. Jeśli byś chciał porady
na temat konkretnej formy terapii- możesz na priv- jednak, jak sądzę- i tak
sam podejmiesz decyzję, co zrobić- jaką terapię wybrać. A z tym wyborem
terapii- to podobnie jak w tej bajce (z głowy) "kocie! A wiesz, jak dojść do
tego cudownego ogrodu?-Tak. -Możesz pójść tędy, lub tędy- bez różnicy. -Jak
pójdziesz tędy na przykład- to spotkasz Marcowego Zająca. No to powiedz mi,
kocie- któa droga jest krótsza?-Aaaa- moja droga- krótsza- to tylko zależy
od tego, jak bardzo chcesz tam się znaleźć..."
pozdrawiam
Chiron




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-11-19 14:32:02

Temat: Re: Chyba ostatnie wolanie o pomoc (dlugie)
Od: "zagubiony" <l...@W...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Chiron" <e...@p...com> napisał w wiadomości
news:<bpfoeb$bll$1@atlantis.news.tpi.pl>...

> Witam!
> Piszesz tu- więc Ci odpowiem. To, co napisałeś- starałem się przeanalizować
> i- wbrew temu, co piszesz- wiem, że jest wyjście. To, że tu o tym piszesz-
> traktuję jako Twój pierwszy krok. Mały- ale jednak. Moim zdaniem- masz
> problem- i sądzę, że tak do końca sam sobie z nim nie poradzisz. Jestem
> przekonany, że żaden z nas w sposób bezpośredni Ci nie jest w stanie pomóc -
> fakt. Wiem- autopsji - że pomóc Ci jest w stanie terapia. (...)

Dziekuje za odpowiedz. Probowalem juz jednej terapii, ale skonczylo sie
fiaskiem. Po prostu nie czulem, ze cokolwiek sie zmienia w moim zyciu. Kobieta
ktora mnie prowadzila, starala sie jeszcze tlumaczyc mi, ze to moze nie do
konca moja wina, a ja chcialem aby wlasnie ktos mna potrzasnal. Nie udalo sie,
po kilku spotkaniach zrezygnowalem :(
Poza tym zona chciala wiedziec co dzieje sie na tych spotkaniach i gdy jej
opowiadalem od razu to przekreslila, powiedziala ze to bez sensu ze tam
chodze, ze ona bylo juz na terapii i wie jak to wyglada. To tez mnie bardzo
zniechecilo, bo z drugiej strony po co sie starac jak i tak z gory wiadomo, ze
nie moze byc lepiej :(
Jestem z Lodzi. Czy w naszym miescie sa terapie o ktorych mowisz? Co do
uczestnictwa z zona to moze byc problem, poniewaz ona nie chce nigdzie sie ze
mna udac. Boje sie, ze sam nie dam rady temu sprostac. Poza tym jest kolejny
problem, bo dzis mam sie wyprowadzic :(
Ehhh...

Pozdrawiam, Zagubiony

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-11-20 09:58:37

Temat: Re: Chyba ostatnie wolanie o pomoc (dlugie)
Od: "Krzysztof J. Kwiatkowski" <k...@i...com> szukaj wiadomości tego autora

Bardzo mnie poruszylo Twoje pisanie...
Problem - wybacz za okreslenie - banalny, bo mnogosc takich zdarzen u
mnogosci ludzi...
Wrazenie zrobilo na mnie to, jak o tym piszesz. Nawet nie podejmuje sie
tlumaczyc Ci - dlaczego. To jest chyba sprawa chwili, pierwszych odczuc...

Chce krotko, tak, jak to widze.
Nie sadze, zeby ktorekolwiek z Was bylo potworem. Gdzis, kiedys, moze w
nieznanym Wam momencie przekroczyliscie bariere - niewidoczna i nie do
okreslenia - waszej tolerancji na argumenty, poziom glosnosci, tembr glosu,
gesty, cos tam jeszcze... Teraz oboje jestescie pokaleczeni i dyszycie
ciezko po starciach. I ciagle ich sie obawiacie. I ciagle szczerzycie sie na
siebie ze swoich jamek-schowkow.

Ja zyje wyznajac filozofie radzenia sobie ze wszystkim. Mam przekonanie, ze
rozwiazanie istnieje ZAWSZE. Problem w znalezieniu motywacji, metody,
sposobu, kluczyka...

Trzeba uwazac na jedno... zeby nie zdarzylo sie tak, ze przy probie
poszukiwania wyscia z sytuacji, kiedy jedno potknie sie, drugie nie uznalo
tego za atak i samo nie skoczylo do gardla... Urazy czynia z nas
stworzeniami instynktownie reagujacymi na pierwszy sygnal, bez analizy go...

PS. Tez jestem z Lodzi...

--
....................................................
....
Krzysztof J. Kwiatkowski
http://www.survival.infocentrum.com
....................................................
....


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Trema?
a może by tak jeszcze raz!
poszukuję książki
[Polecam!] Film - Wiezien nienawisci
mokotowskie pola

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »