Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!warszawa.rmf.pl!news.tpi.pl!not-for-
mail
From: "Konrad Milczar" <a...@p...wp.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Cień anioła
Date: Tue, 23 Jan 2001 02:42:07 +0100
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl
Lines: 80
Message-ID: <94inj9$6kd$1@news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: pa7.warszawa.cvx.ppp.tpnet.pl
X-Trace: news.tpi.pl 980214185 6797 213.76.96.7 (23 Jan 2001 01:43:05 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: 23 Jan 2001 01:43:05 GMT
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.00.2417.2000
X-MSMail-Priority: Normal
X-Priority: 3
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.00.2314.1300
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:71170
Ukryj nagłówki
"Nawet w czasie odpoczynku na łóżku
Sen nocny zmienia mu wyobrażenia:
Zaznaje mało spoczynku, jakby nic
A już w snach, jakby w dzień stał na czatach
Jest przerażony widzeniem swego serca,
Jakby uciekał przed bitwą -
Budzi się w chwili ocalenia"
Mądrość Sarycha [40, 5-7]
Kolejny raz otwierasz zmęczone oczy, których gwiazdy od dawna już nie świecą
a żarzą się tylko. Czasem marzysz o tym by zgasły już na zawsze... Lecz
zawsze gdy to robisz ronisz łzę, która wznieca ich blask na nowo. Potem
poranna toaleta, znowu zmywasz z twarzy słone ślady swojej własnej
interpretacji świata. Jeszcze tylko kawa, ciężka jak niebo przed burzą i
czarna niczym myśli, które spędziły tej nocy sen z powiek. I opuszczasz
cztery ściany swojej "świątyni ciszy i spokoju", miejsca w którym nie
potrafisz nawet wypocząć, miejsca które przyprawia o pewien rodzaj
klaustrofobii. Wędrujesz przez deptak wyłożony brudną kostką brukową, jak ta
mrówka, którą ktoś właśnie zdeptał... Pamiętasz tą drogę - krok w krok ta
sama co wczoraj, przedwczoraj, w poniedziałek, tydzień temu, miesiąc, rok...
Idziesz, idziesz i idziesz... przecież to blisko... ale jakby drepcząc w
miejscu... widzisz jak kurczysz się z każdym krokiem i jak z coraz to
większym wysiłkiem podnosisz każdą stopę. Zatrzymujesz się...
.
..
.. .
Stajesz na środku placu... w środku miasta, środku Ziemi i w centrum
Wszechświata... Wpośród miejsc i czasu... Wznosisz te ledwo żarzące się
źrenice ku niebu, tak jak wiele lat temu, kiedy matka pierwszy raz mówiła o
Bogu. Otwierasz usta by wbrew temu wszystkiemu krzyknąć "nie!". Lecz nagle
ktoś potraktował tę chwilę refleksji ot tak - barbarzyńsko z bara, jak bydło
w ubojni, jak tę mrówkę, którą tu wczoraj zdeptali, jak... wiesz jak. Padasz
na kolana, prosto w kałużę łez. Na samo jej dno, tam gdzie nie ma już
żadnego czasu, ani żadnej przestrzeni... Cisza... spokój ...i ból. Nie wiesz
ile to trwa... Nagle dobiega stłumione dudnienie, które głucho lecz wyraźnie
bije... znajomy odgłos. Przebija się przez słone wstęgi, przez lodowatą
skorupę, aż w końcu głośno i przytomnie krzyczy ustami jakiejś chorej
kobiety: "dzwońcie po karetkę! ma Pan telefon?! szybko! chyba coś z nogami!!
niech kt.... d....... .. ...e ....". Znowu zamykasz oczy by znaleźć się tam
gdzie przed chwilą, urywają się głosy, głuche dudnienie oddala się coraz
bardziej, ...i znowu cisza.... Długa i smutna...
. .. . . ... . .. .. ...
. . . .. . ..
.. .. .
. . ..
. ..
. .
.
Potem kolejny raz otwierasz zmęczone oczy, których gwiazdy od dawna już nie
świecą a żarzą się tylko. Czasem marzysz o tym by zgasły już na zawsze...
Lecz zawsze gdy to robisz ronisz łzę, która wznieca ich blask na nowo. Potem
poranna toaleta, znowu zmywasz z twarzy słone ślady swojej własnej
interpretacji świata. Na stoliku "witaminy" i jeszcze tylko zupka, ciężka
jak niebo przed burzą i brudna niczym myśli, które spędziły tej nocy sen z
powiek. I opuszczasz cztery ściany swojej "świątyni ciszy i spokoju",
miejsca w którym nie ma klamek od wewnątrz, miejsca które przyprawia o
pewien rodzaj klaustrofobii. Znowu zakładasz biały mundurek i wędrujesz z
kolegami przez deptak wyłożony szarą kostką brukową, jak ta mrówka, którą
ktoś właśnie zdeptał...
. . ..
. ..
. .
.
"Udzielał mi jeszcze cennych wskazówek, ale z każdym
dniem coraz wyraźniej był nieobecny. Odchodził, jak
odchodzą zwierzęta, bez teatralnych gestów i okazywania
bólu, który wgryzał się w jego ciało coraz głębiej. Pragnął
odejść, żeby odrodzić się w tym, w którego wierzył. "
--
Konrad Milczar
|