| « poprzedni wątek | następny wątek » |
181. Data: 2005-08-20 21:35:07
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
Użytkownik "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> napisał w wiadomości
news:de76oc.3vs5r6b.1@gorm.hadc333e4.invalid...
Na dziś będzie tylko tyle:
W szkole średniej, gdzieś na zapleczu jakiegoś zapomnainego pomieszczenia
... znaleźliśmy perkusję i w ten sposób to się zaczęło. Kumpel przywoził
gitarę, podłączał ją do znalezionej w pomieszczeniu unitry, ja łomotałem.
Nawet nie wyobrażasz sobie tej rozkoszy, gdy w jednej pięciogodzinnej sesji
udało się idealnie zgrać ... na jedną, dosłownie jedną minutę tak że
"zagrało". Każde 5 godzin warte było tej jednej minuty - uwierz.
Teraz po latach, byłbym w stanie odegrać bezbłędnie wszystkie jednominutowe
"powodzenia" z tamtego okresu ... problem w tym, że chodzi o te
"bezproduktywne" 5 godzin które nadawały sens tej jednej minucie
Na post po zbóju zaprosił
P.D.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
182. Data: 2005-08-21 07:24:55
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
Przemysław D. w news:de87dp$9h5$1@inews.gazeta.pl...
/.../
> Na dziś będzie tylko tyle:
Jestem za :). Bierzemy misia w teczkę i śmigamy...
Ale coś jeszcze opowiem...
> W szkole średniej, gdzieś na zapleczu jakiegoś zapomnainego pomieszczenia
urządziliśmy sobie pracownię foto-filmową, i tak się zaczęło. Kumpel
miał aparat a ja miałem pożyczoną kamerkę - nawet nie pamiętam imienia;)
taką 8 mm z obiektywem boxer - czyli jakby dzisiejszy compact bez
nastawiania ostrości. Była jednak elektryczna!! Na baterie :)).
Ponadto mieliśmy kumpla który potrafił rysować.
W sumie powstał zespół ludzików - fanatyków, którzy nie tylko latali
po szkole robiąc zdjęcia i kręcąc "dokumenty", ale też wymyślaliśmy
najróżniejsze historyjki, i potem, klatka po klatce przenosiliśmy je
na proste rysuneczki, na kartki A4 a z nich, godzinami, klatka po klatce
prosto na taśmę filmową.
> Nawet nie wyobrażasz sobie tej rozkoszy, gdy w jednej pięciogodzinnej sesji
> udało się idealnie zgrać ... na jedną, dosłownie jedną minutę
I gdy już się to udało, gdy można było filmik wywołać i pokazać, gdy
do tego, na jakimś czterośladzie kumpel dopasował muzyczkę a cała reszta
dorabiała do mikrofonu odpowiednie efekty dźwiękowe - śmichy, chichy,
pluski, klapsy, huki stuki i trzaski drzwiowe....
> Teraz po latach, byłbym w stanie odegrać bezbłędnie wszystkie jednominutowe
> "powodzenia" z tamtego okresu ... problem w tym, że chodzi o te
> "bezproduktywne" 5 godzin które nadawały sens tej jednej minucie
Masz rację. Nasze stare filmy pożarł już czas. Taśma popękała, a projektory
zardzewiały. Ale nic się nie zmieniło jeśli chodzi o zapał wymyślania i tworzenia.
No może tylko to, że ... w międzyczasie działo się mnóstwo innych fantastycznych
"pojedynków z naturą":), a teraz to już nawet nie trzeba niczego nagrywać :).
Wystarczy cały ten proces wykonać w głowie.
Ot choćby na wycieczce - gdy misio siedzi w teczce....
;))
> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.
p.All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
183. Data: 2005-08-21 13:51:51
Temat: Re: Co to kurwa piknik?From: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
> Jeśli takiej listy nie widzi - to znaczy, że go po pierwszej stronie
>lustra, po prostu - nie ma.
> ps. Lea - nie denerwuj się. Czy jesteś, czy Cię nie ma - sprawy się toczą,
> a ja pamiętam o danych obietnicach :). Musisz jednak rozumieć, że to jest
> forum, a w związku z tym odpowiedź może pojawić się niekoniecznie
> w ścisle określonym miejscu i czasie.
>
Nie denerwuję się :) a jeśli już to z zupełnie innych powodów.
Jestem, takie przynajmniej odnoszę wrażenie... czasem...a właściwie to dosyć
rzadko... kiedykolwiek...?? Zacznę może częściej spoglądać w lustro... ;)
Ale mam jeszcze inny problem. Boję się, że przeoczę twoją odpowiedź. W
mieścince, w której obecnie pracuję i mieszkam (przeprowadzka gdzieś w
połowie piknikowego wątku:) nie mam komputera, nie wspominając o internecie,
mało tego, tu nie ma czegoś takiego jak kawiarenka internetowa i żeby był
komplet to telewizji i telefonu też jeszcze nie mam. Ciekawe doświadczenie
:) Właśnie sobie przypomniałam, że lustra też mi brakuje (mieszkanie
jeszcze nie umeblowane do końca) ale mam takie małe kosmetyczne.. Myślisz,
że wystarczy? ;)
No ale robię sobie czasem wycieczki do pobliskiego większego miasta, także
będę szperać i szukać :) Twojej odpowiedzi. Może znajdę też przy okazji
rożne inne zagubione drobiazgi :)
Lea
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
184. Data: 2005-08-22 10:30:05
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
"Lea" w news:67da.00000bfe.430886f6@newsgate.onet.pl...
/.../
> > ps. Lea - nie denerwuj się. Czy jesteś, czy Cię nie ma - sprawy się toczą,
/.../
> Nie denerwuję się :) a jeśli już to z zupełnie innych powodów.
> Jestem, takie przynajmniej odnoszę wrażenie... czasem...a właściwie to
> dosyć rzadko... kiedykolwiek...?? Zacznę może częściej spoglądać
> w lustro... ;)
Ważne, że jesteś pod znakiem pogody ducha :), to znaczy nie opuszcza Cię
jeszcze słuszna nadzieja na dobrą passę. Z tego opisu wnoszę, że szykujesz
się do przekroczenia pewnego progu - związanego z oderwaniem się od
rodzinnych korzeni - rozwinięciem własnych skrzydeł.
To trudny moment. Łatwo też ulec złudzeniom obrazów z drugiej strony lustra.
Zastanawiam się, czy czasem nawet takie małe, kosmetyczne lusterko, nie
może tu być ... _przeszkodą_ w odbiorze rzeczywistości...
> Ale mam jeszcze inny problem. Boję się, że przeoczę twoją odpowiedź.
Jeśli Twoja intuicja podpowiada Ci, ze może w niej być coś dla Ciebie
pożytecznego, i jeśłi dołożysz starań ;)), - nie przeoczysz. A jeśli przeoczysz,
to Twoje życie potoczy się dalej niemal takim samym torem, jak wraz z moimi
słowami, gdyż statystycznie rzecz biorąc, rzadko się zdarza, by słowa miały
moc generowania zmian zauważalnych. Nawet jeśli to czynią, dzieje się to
w sposób tajemniczy, jakby podskórny, gdzie część pojęć / treści / emocji
układa się niezauważalnie na półkach niepojętych szuflad, po to, by kiedyś
ujrzeć znów światło dzienne, bez wiedzy o źródłach ich pochodzenia.
> W mieścince, w której obecnie pracuję i mieszkam (przeprowadzka gdzieś
> w połowie piknikowego wątku:) nie mam komputera, nie wspominając
> o internecie, mało tego, tu nie ma czegoś takiego jak kawiarenka internetowa
> i żeby był komplet to telewizji i telefonu też jeszcze nie mam. Ciekawe
> doświadczenie :)
> Właśnie sobie przypomniałam, że lustra też mi brakuje (mieszkanie
> jeszcze nie umeblowane do końca) ale mam takie małe kosmetyczne..
> Myślisz, że wystarczy? ;)
Rzeczywiście - ciekawe doświadczenie. Sądzę, że na tyle absorbujące, że może
być Ci trudno znaleźć energię dla tej wirtualnej części życia. Jeśli tak się stanie -
trudno :). Wszystko co się dzieje, dzieje się po "liniach" minimalnego oporu -
wydatku energetycznego. A zatem Twoje świadome wybory określają to,
co dla Ciebie najkorzystniejsze. W tym momencie patrzenie w jakiekolwiek
lustro może - jak mi się wydaje - wprowadzić Cię w błąd. Lepiej już zamknąć
oczy i wtopić się w otoczenie tak, jakbyś była (bo jesteś!!) jego nierozłączną
częścią, składnikiem rozproszonym we wnętrzu całości, do której masz
większy dostęp niż ci, którzy tej świadomości nie posiadają.
> No ale robię sobie czasem wycieczki do pobliskiego większego miasta, także
> będę szperać i szukać :) Twojej odpowiedzi. Może znajdę też przy okazji
> rożne inne zagubione drobiazgi :)
Tak... Najbardziej poszukiwanym zazwyczaj "drobiazgiem" jest
drugi człowiek...
Jak sądzisz, czy to Ty znajdziesz Jego czy on Ciebie?
;)
> Lea
All
ps. jeśli rzeczywiście nie będziesz widoczna zbyt długo, a ja uznam, że pojawi
się tu tekst mogący być dla Ciebie interesujący - jeśli przetrwam i nie zapomnę
- pozwolę sobie wysłać Ci go na prywatną skrzynkę, o ile tylko adres jaki
podajesz, po usunięciu "wytnijto", jest funkcjonalny.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
185. Data: 2005-08-22 14:20:50
Temat: Re: Co to kurwa piknik?All:
> pośpiech zmusza go do podstawiania konkretnych danych natychmiast.
> Zderzenie następuje w chwili, gdy obaj usiłują porównać wyniki rozważań.
> Okazuje się, że Asmodeusz wplątał w rozważania same konkrety, generując
> w sobie skutki w postaci ocen, ale też obciążając Belbeliusza tym, czego on
> nie uczynił, nie pomyśłał - czyli błędnymi, konkretnymi wynikami cząstkowymi.
> Czy jesteś pewna, że zdolność do oceny sytuacji w wykonaniu Asmodeusza
> nie jest upośledzona? Moim zdaniem cechuje ją nadgorliwość i ciąg nadinter-
> pretacji, dotyczące konkretów, o których Belbeliusz ani chwilę nie pomyślał.
> Pytanie więc ogólne: czy mając do dyspozycji coś tak mało konkretnego
> jak słowa na ekranie, można w ogóle operować konkretami?
Jeżeli rozważania owego Belbeliusza są poprawne- to wyniki cząstkowe też
powinny wyjść poprawne. Jeżeli nie- teoria jest do niczego. I tym sposobem
działania asmodusza strzegą nieszczęsnego bezelbiusza przed niepotrzebnym
marnotrawieniem czasu i skręcaniem na bezdroża;). Co belzebiusz powinien
uszanować, a nie narzekać że nie jego wina, że teoria do niczego i robić w
ogóle za obrażoną primabalerinę, jak ktoś śmiał...;)
> > Jak mam Ci opisać stan ducha w którym miesza się rozbawienie, wkurzenie
> > zmęczenie i energia w jednym? Wkurzenie głownie potycztomowe;)
>
> Tak więc zalegające w Tobie jakieś fantomy dawnych zdarzeń, urazów czy
> czegokolwiek - rzutują na Twoje postrzeganie stanu aktualnego. Nie potrafisz
> (może tylko nie masz czasu i idziesz na skróty?), poddać swych opinii dyna-
> micznej analizie z uwzględnieniem faktu, że nic nie stoi w miejscu (prócz
> kanonów religijnych i reguł matematycznych, ale też betonowych umysłów
> ub.sz.), a już szczególnie nie stoją w miejscu elastyczne umysły młodych
> osobników ludzkich.
Rozumiem, że to nie jest diagnoza. Tak?:P
Jakiś znak zapytania? Jakaś wątpliwość? Pytający wzrok, głos?
A jeżeli chodzi o meritum – i tak i nie. W takiej sytuacji jak ta wpływają na
formę postu, a nie na ocenę zdarzeń. W innych- no cóż. Widząc lecącego psa,
który zwykle gryzie, nie należy się raczej nachylać i wołać „kochany
piesek!”.
A może się mylę?;)
>
> Dla Ciebie podstawą do rozmowy jest jakaś nieznana mi "szpileczkologia
> doAśkowa". Ponieważ taka podstawa w moich intencjach - słowach, nie istnieje,
> oczywiste jest że uznaję taką podstawę za fałszywą.
Od tej podstawy to jesteśmy już Ho! Ho! Na księżycu:)
> To "coś" Ty sama, na własne życzenie (nie wiem skąd) nazwałaś sobie "diagnozą"
> lub "teorią" związaną z diagnozą. Skoro w moich słowach i myślach nie istniała
> żadna, ale to żadna diagnoza osobnicza (konkretna), twierdzę że jej nie ma,
> a Ty zastanawiasz się nad trafnością bądź nietrafnością bytu nieistniejącego.
Jak chcesz, ja jestem zgodny człowiek…możemy ją nazwać hipotezą roboczą,
luźnymi dywagacjami, ...czymś tam jeszcze...
Diagnoza osobnicza:). Teraz Ty nie potrafisz przyjąć że ja absolutnie nie
potrzebowałam „diagnozy osobniczej” aby przyjąć, czy też nazwać coś
diagnozą.
Mnie było wsie rawno czy użyłeś słówka jbaskab, czy nie, aczkolwiek, przyznaję,
tylko jego użycie dało mi pretekst do napisania tego co napisałam:)
> Przecież rozmawianie abstrakcyjne niczemu i nikomu nie zagraża!! Jest właśnie
> tym, czym można (i chyba nawet trzeba) się zajmować - w przeciwieństwie do
> operowania konkretami typu "co kto komu dobrze zrobił", "czy Jacenty ma rację
> bijąc Hermenegildę po jej kurzym łbie wałkiem, czy też powinna to robić
pieluchą",
> oraz ile może wypić Ferdynanda aby nie uznano go za nałogowego saksofonistę.
A czy pozwolisz, że też będę decydować o tym, o czym chcę dyskutować?:)
> Podejrzewam jednak, że bawi Cię z powodu złudzenia, że rozumiesz tych ludzi.
> Nadałaś im jakieś swoje etykiety (konkretne) i zamiast zaangażować swój,
> że tak powiem, organ centralny do rozwikłania, co takiego Cię w nich wkurza,
> wolisz pokryć to przylepcem pod tytułem poczucie humoru. No ale to jest moja
> niegroźna hipoteza - żadna diagnoza.
Nie tak. Bo Wy mnie nie wkurzacie. Wy usiłujecie działać na jakiś dziwnych
emocjach, biorących się z zaskoczenia ( bo nikt „normalny” tak nie pisze)
i
ewentualnie z jakiś braków własnej wartości, a może wyniesionego z normalnego
domu poczucia godności. Jeżeli adekwatność epitetów do sytuacji ma się jak
pięść do nosa, jeżeli ktoś się przyzwyczai do nich, jeżeli ktoś wie co wie i
wie czego nie wie…..to..... wiecie;). Ja mogłabym być zaskoczona, co najwyżej
gdyby Jet nie nazwał mnie idiotką;).OOOOO, to tak, martwiłabym się czy wszystko
z nim w porządku;)
> W takim razie spójrz jeszcze raz na ten teatr, skoro już użyłaś
słowa "twórca".
> Są dwie strony tej relacji, prawda? Twórca i Odbiorca (może lepiej nazwijmy
> Twórcę - Nadawcą). Ty twierdzisz, że to Nadawca jest w pełni odpowie-
> dzialny za jasność przekazu, a ja twierdzę, że takie podejście zwalnia
całkowicie
> Odbiorcę z części jego własnej odpowiedzialnosci.
(ciach)
> No nie... Znów widzę tu NIESYMETRIĘ na jaką się najwyraźniej upierasz
> żądając od nadawcy jasności (do biernej oceny). To nie jest tak!!
> Nadawca nie ma obowiązku znać TWEGO systemu percepcyjnego, Twego
> bagażu doświadczeń i wiedzy. Nadawca jest SOBĄ, i jeśli tylko działa
> w dobrych intencjach, ma prawo oczekiwać, że dołożysz wszelkich starań
> aby jego przekaz był dla Ciebie jasny.
Bo ta niesymetria jest. Wyobraź sobie dwie wyspy, na każdej człowiek. Jeden z
nich ma zeszyt- drugi nie. Ten jeden pisze to co chce przekazać, robi samolocik
i puszcza na drugą wyspę, do kolegi (zakładamy, że na wyspach działają młyny
zagłuszające wszystkie dźwięki, migowego nasi panowie nie znają, morsa też,
komórki diabli wzięli, a pomiędzy wyspami krokodyle pływają. Głodne:). I teraz
tak – jedne samolociki trafiają na wyspę, inne lądują w wodzie, jeszcze inne
wlatują do młyna. Ten który puszcza samolociki widzi co się z nimi dzieje.
Zawsze, gdy wpadną do wody, może wysłać następny i następny i następny. Zadanie
pierwszego polega na tym, by puścić samolot tak, aby doleciał, drugiego aby go
znaleźć. Gdy pierwszy źle rzuci samolot, ten drugi jest bezradny, ale jak już
napisałam, samolot zawsze można rzucić jeszcze raz. Stąd niesymetria: Nadawca
może nadać komunikat powtórnie, odbiorca....co najwyżej może powiedzieć: nie
rozumiem.
Booooziuuuuuu, ja bajki piszę;)
> I zgoda!! Przykład całkiem dobry - tyle, że zbyt konkretny i tym samym mogący
> sugerować oczywiste tu roztargnienie jednej ze stron. Jeśli jednak druga
strona
> się tutaj uprze (a nie wykaże woli i wysiłku zrozumienia) będziemy mieć -
> wg Twojej koncepcji żądającej jasności - wojnę.
> Oskarżysz Nadawcę o celowe przekłamanie komunikatu, przypisując mu
> przy okazji nieistniejącą wolę pogrążenia Cię w niepewności, czy tez
sprowadzania
> na Ciebie niepotrzebnego wysiłku, i w ogóle gradobicia i wszelkich
klęsk.... ;).
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, i jeszcze raz nie:)
Według mojej koncepcji jedna istota mysli:
„No tak robi ze mnie idiotę i kretyna”
i pyta się drugiej:
„A o co tobie chodzi, bo nie rozumiem?”
i wojny nie ma (przy założeniu, oczywiście, że ta druga nie odpowie „kretyn
jesteś;).
A według twojej koncepcji:
Jedna istosta myśli:
„No tak robi ze mnie idiotę i kretyna, ale się nie zapytam, bo powie że mam sam
się domyślić, albo się obrazi, jak śmiałem go podejrzewać, a tak w ogóle to
idiotę ze mnie robi”.
Ale nie pyta:)
I mamy diabła, szpileczkę czy czarownicę. A jak pretensje się nagromadzą to
nawet i niegasnące stosy
.
> W takim razie - gdzie szukać winnych???
> ;)))
w zależności od sytuacji: bo winni, mniej lub bardziej, zawsze są;)
Choć czasem winna jest pogoda;)
Aska
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
186. Data: 2005-08-22 14:29:56
Temat: Re: Co to kurwa piknik? - baby ;)
Tycztomaszysko:
> A kogo czujesz?
chyba podobnych - o podobnym typie humoru, podobnym sposobie wyrażania emocji,
I podobnym poziomie otwartości.
Zresztą, nie wiem- czasami wydaje się że jest to wszystko, a jakaś taka
nieuchwytna ściana stoi między mną, a osobą, z którą rozmawiam.
Aska
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
187. Data: 2005-08-22 19:22:25
Temat: Re: Co to kurwa piknik? - baby ;)Użytkownik "jbaskab" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
news:67da.00000e94.4309e163@newsgate.onet.pl...
> Tycztomaszysko:
Jak miło ;)
>> A kogo czujesz?
> chyba podobnych - o podobnym typie humoru, podobnym sposobie
> wyrażania emocji, I podobnym poziomie otwartości.
Łatwizna. Po najmniejszej linii oporu (baba jesteś ;)
> Aska
TT
--
mansarda netopierza
http://tycztom.7net.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
188. Data: 2005-08-23 07:13:49
Temat: Re: Co to kurwa piknik? - baby ;)
Tycztomaszysko
> Jak miło ;)
No co poradzę, że Ciebie lubię;)
> (baba jesteś ;)
Trafiony zatopiony
Monsieur Cialdini;)
Aska
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
189. Data: 2005-08-23 13:32:09
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
"jbaskab" w news:67da.00000e90.4309df41@newsgate.onet.pl...
/.../
> > Pytanie więc ogólne: czy mając do dyspozycji coś tak mało konkretnego
> > jak słowa na ekranie, można w ogóle operować konkretami?
> Jeżeli rozważania owego Belbeliusza są poprawne- to wyniki cząstkowe też
> powinny wyjść poprawne. Jeżeli nie- teoria jest do niczego. I tym sposobem
> działania asmodusza strzegą nieszczęsnego bezelbiusza przed niepotrzebnym
> marnotrawieniem czasu i skręcaniem na bezdroża;).
A Ty nadal - przemiła:)), po swojemu. To znaczy - chcesz postawić werdykt,
diagnozę, które działania SĄ poprawne a które nie, w sytuacji, gdy nie masz
[NIE MASZ] możliwości ich poznania inaczej, jak tylko poprzez _własne_
lustereczko (może nawet wsteczne ;))).
Taki jest właśnie skutek sprowadzania wszystkiego do konkretów (własnych) -
tam, gdzie można jedynie stawiać hipotezy i być pewnym, że cokolwiek
zostanie postawione - jest _wyłącznie_ próbkowaniem, sondowaniem,
testowaniem, a nigdy diagnozowaniem i orzekaniem.
Proszę - wczytaj się w tę myśl powyżej i odpowiedz tak, jakby nie było
twierdzeniem (bo nie jest) ale abstrakcyjnym eksperymentem (bo jest).
> Co belzebiusz powinien
> uszanować, a nie narzekać że nie jego wina, że teoria do niczego
> i robić w ogóle za obrażoną primabalerinę, jak ktoś śmiał...;)
Jednym słowem - belzebiusz ma uznać _rację_ tego drugiego [już zapomniałem,
który jest którym :)))]. A na jakiej podstawie, skoro obaj operują własnymi,
odmiennymi spostrzeżeniami, własnym odmiennym wnioskowaniem, własnym,
odmiennym doświadczeniem? I obaj mogą mieć rację - w zależności z której
strony lustra patrzeć ?;)))
> > Tak więc zalegające w Tobie jakieś fantomy dawnych zdarzeń, urazów czy
> > czegokolwiek - rzutują na Twoje postrzeganie stanu aktualnego. Nie potrafisz
> > (może tylko nie masz czasu i idziesz na skróty?), poddać swych opinii dyna-
> > micznej analizie z uwzględnieniem faktu, że nic nie stoi w miejscu /.../
> Rozumiem, że to nie jest diagnoza. Tak?:P
> Jakiś znak zapytania? Jakaś wątpliwość? Pytający wzrok, głos?
OCZYWIŚCIE, ze nie jest to żadna diagnoza!!:))) Ktoś Cię jednak przyzwyczaił
do odbierania takich słów jako diagnozy, oceny - czegoś bez wątpienia personalnego,
dotyczącego imiennie jbaskab (nawet podejrzewam kto;). Nic bardziej błędnego.
Wszystko to, co wyżej - może być (I JEST) jedynie ostrożnymi hipotezami -
gdyż nie ma tu miejsca na ocenianie, stawianie diagnoz i werdyktów. Wystarczy
tylko wiedzieć, jak "nietrafione" mogą być tego typu próbki w odniesieniu do
nas samych, by nigdy nie traktować własnych tego typu próbek inaczej, jak tylko
próbki. Takie próbki nie mają prawa służyć niczemu innemu, jak tylko dostarczaniu
nowych danych, z których żadne nie mogą być brane za matematyczne zera bądź
jedynki. Jedyne co jest pewne na 100% to to, ze stale w tych kontaktach
posługujemy się prawdopodobieństwem w odniesieniu do interpretacji.
> A jeżeli chodzi o meritum – i tak i nie. W takiej sytuacji jak ta wpływają na
> formę postu, a nie na ocenę zdarzeń. W innych- no cóż. Widząc lecącego psa,
> który zwykle gryzie, nie należy się raczej nachylać i wołać „kochany
> piesek!”.
> A może się mylę?;)
Domyślając się Twych intencji w tym pytaniu, powiem, że się nie mylisz.
Rzecz w tym, że tutaj, na pspolanie, NIE MA żadnych latających psów!!
Gdy spotykasz takiego za realnym zakrętem ulicy, powinnaś wiedzieć,
że istnieje pewne prawdopodobieństwo, iż zwierzę rzuci Ci się do gardła
- stajesz się wiec ostrożna i uważna.
TUTAJ - jedyne co może Ci się rzucić "do gardła" to Twoje własne emocje,
reagujące mniej lub bardzie irracjonalnie na słowa czytane z ekranu.
I to właśnie obserwujemy od początku tej rozmowy na temat pikniku k**wa.
W Twoim przypadku rzecz nie tyle objawiła się reakcją na fioletowego wątkodawcę,
czy też na "obrzydzone niepozdrowienia" JeTa, ale na moje wymienienie Twego
imienia (w dobrej wierze sprowadzenia Cię do wątku), w którym dopatrzyłaś się
jakiegoś ukłucia. Zareagowałaś więc na ukłucie, którego faktycznie nie było.
> > Dla Ciebie podstawą do rozmowy jest jakaś nieznana mi "szpileczkologia
> > doAśkowa". Ponieważ taka podstawa w moich intencjach - słowach,
> > nie istnieje, oczywiste jest że uznaję taką podstawę za fałszywą.
> Od tej podstawy to jesteśmy już Ho! Ho! Na księżycu:)
Ja nie. Nie wybierałem się na żaden księżyc :)), a podstawa nadal jest tą samą
podstawą :). Jednak, skoro tak mówisz, to mamy tu do czynienia z innym
zjawiskiem. Z płynnością i rozproszeniem - co często się zdarza, gdy dwoje
mówi "to samo", by zajść do kompletnie innego celu czy tez finału ;)).
/.../
> > co takiego Cię w nich wkurza,
> > wolisz pokryć to przylepcem pod tytułem poczucie humoru.
> > No ale to jest moja niegroźna hipoteza - żadna diagnoza.
> Nie tak. Bo Wy mnie nie wkurzacie. Wy usiłujecie działać na jakiś dziwnych
> emocjach, biorących się z zaskoczenia ( bo nikt „normalny”
> tak nie pisze) i ewentualnie z jakiś braków własnej wartości, a może wyniesionego
> z normalnego domu poczucia godności. Jeżeli adekwatność epitetów do sytuacji
> ma się jak pięść do nosa, jeżeli ktoś się przyzwyczai do nich, jeżeli ktoś wie
> co wie i wie czego nie wie…..to..... wiecie;). Ja mogłabym być zaskoczona,
> co najwyżej gdyby Jet nie nazwał mnie idiotką;).OOOOO, to tak, martwiłabym
> się czy wszystko z nim w porządku;)
Tak długo, jak długo będziesz STAĆ na tym stanowisku, nie będziesz rozumiała,
co jest tutaj do przekazania i co jest od niepamiętnych już czasów przekazywane
(najczęściej w języku "suahili")
Trudność polega na tym, że ... znów klasyka... że nie ma sposobu porozumienia się,
gdy dla jednej ze stron kontaktu, werbalizowana przez drugą stronę treść, nigdy
dotychczas nie została ubrana we własne doświadczenia. Wówczas albo słyszy
ona ciągle bełkot "suahili", albo też, jak najszybciej tłumaczy sobie te dźwięki,
jako bełkotanie pomyleńców, co jest wyjątkowo częstym, bo najprostszym
rozwiązaniem. Pamiętasz? - "Nie wie jaskółka, że nie jest borsukiem!!"
Ale - co ważne - nie chodzi tu o nauczenie borsuka latania, bądź jaskółki
kopania jam i zapadania w sen zimowy. To przykład podany przez silne
szkło powiększające. Podany w ludzkim języku i dla ludzi. A więc również
dla tych, którzy wiedzą już, że:
"są ludzie których wyczuwam - i to niezależnie od długości szerokości
i głębokości kontaktu, i tacy, którzy są z Marsa. Ci drudzy zwykle
są mężczyznami;). " - koniec cytata ;)
Są też sytuacje, gdy możemy spokojnie mijać się z daleka, ale też najczęściej
stajemy przed sobą twarzą w twarz i .... I CO???
Okazuje się, że jesteśmy już ze sobą od dawna po ślubie i uciec nie ma gdzie
i nie ma jak. Bo dzieci, bo kredyty, bo mieszkanie...
Albo - oddajemy dziecko do szkoły, a tam trafia ono na ... ub.sz'a, który
koniecznie chce wtłoczyć dziecku do głowy własną wizję świata, nic nam
o tym nie mówiąc.
Albo - trafiamy na zgraję rozgorączkowanych polityków, z których większość
jest kompletnie niedojrzałymi krótkowidzami (tzn dobrze widzą jedynie
własne nosy), a którzy to, za sprawą naszych krzyżyków lub ich braku
będą jak zwykle tworzyć prawo, do którego musimy się dostosować.
Albo - ...
Więc jak to jest wg Ciebie z tymi prawdami widzianymi inaczej z każdej strony?
Można by oczywiście zaniechać tego gadania gdyby nie to, ze świat jest
przepełniony SKUTKAMI obcowania z wszechobecnym, ubranym szympansem,
który nie ma zamiaru rezygnować ze swego działania. A gdy spojrzy na siebie
w lustrze - zawsze widzi (własną duszą) kogoś, kogo świetnie wyczuwa,
i to niezależnie od długości szerokości i głębokości kontaktu.
Z własnym lustrem.
> > Nadawca nie ma obowiązku znać TWEGO systemu percepcyjnego, Twego
> > bagażu doświadczeń i wiedzy. Nadawca jest SOBĄ, i jeśli tylko działa
> > w dobrych intencjach, ma prawo oczekiwać, że dołożysz wszelkich starań
> > aby jego przekaz był dla Ciebie jasny.
> Bo ta niesymetria jest. Wyobraź sobie dwie wyspy, na każdej człowiek. Jeden z
> nich ma zeszyt- drugi nie. Ten jeden pisze to co chce przekazać, robi samolocik
> i puszcza na drugą wyspę, do kolegi (zakładamy, że na wyspach działają młyny
> zagłuszające wszystkie dźwięki, migowego nasi panowie nie znają, morsa też,
> komórki diabli wzięli, a pomiędzy wyspami krokodyle pływają. Głodne:). I teraz
> tak – jedne samolociki trafiają na wyspę, inne lądują w wodzie, jeszcze inne
> wlatują do młyna. Ten który puszcza samolociki widzi co się z nimi dzieje.
> Zawsze, gdy wpadną do wody, może wysłać następny i następny i następny. Zadanie
> pierwszego polega na tym, by puścić samolot tak, aby doleciał, drugiego aby go
> znaleźć. Gdy pierwszy źle rzuci samolot, ten drugi jest bezradny, ale jak już
> napisałam, samolot zawsze można rzucić jeszcze raz. Stąd niesymetria: Nadawca
> może nadać komunikat powtórnie, odbiorca....co najwyżej może powiedzieć: nie
> rozumiem.
> Booooziuuuuuu, ja bajki piszę;)
No fajnie :)). Poprzez pisanie bajek można się więcej nauczyć niż poprzez
dawanie rad obcym ludziom w kompletnie obcych sobie sytuacjach...
W tej bajce, założyłaś niesymetrię z urzędu. W kartki (zeszyt) wyposażyłaś
nadawcę (nauczyciela?), a po drugiej stronie postawiłaś kogoś .. w roli biernego
słuchacza. Taka sytuacja może być moim zdaniem modelem kontaktu matka -
dziecko, przy czym też istnieje tu nieuprawniona pokusa, aby dziecko było
jak najstarsze.
Niestety - nawet ten przykład jest z gruntu błędny, gdyż każde dziecko - nawet
to jednodniowe niemowlę WYSYŁA na zewnątrz sygnały, które muszą być
poprawnie interpretowane przez matkę (ojca). Jeśli taka matka jest ubranym
szympansem i uznaje płacz dziecka za _chęć dokuczenia matce_ (na przykład),
to mamy początek katastrofy. Jeśli natomiast matka jest 'na poziomie', wie, że
to, co nazywamy płaczem dziecka jest tylko i wyłącznie jego potrzebą
komunikowania się z otoczeniem. Że nawet jeśli nie widzi powodów tego
płaczu, one istnieją, a zatem powinna dołożyć wszelkich starań aby je odkryć
- rozszyfrować i reagować adekwatnie.
Trudno jednak wymagać od tygodniowego niemowlęcia, aby starało się
zrozumieć postępowanie matki i _dostosowało_ swoje krzyki do jej
poziomu percepcji. Ta niesymetria jest naturalna. Jednak tutaj nie mówimy
o matce i niemowlęciu (dwie wyspy oddzielone wodą z krokodylami), ale
o ludziach dorosłych - z założenia pełnoletnich (w każdym razie potrafiących
werbalizować swoje myśli w postaci ekranowych znaczków), a zatem nie wiem
dlaczego jedną wyspę wyposażyłaś w zeszyt i zdolność puszczania samolotów,
a drugą wyspę pozbawiłaś tego przywileju.
Wg mnie, mamy do czynienia z symetrią po obu stronach, a wola wymieniania
samolocików z komunikatami jest wyrazem niczym nie przymuszanej potrzeby
obu stron - konstruktorów samolocików na obu wyspach.
Trafne jest to porównanie, że część samolotów wpada do oceanu zamiast
na drugą wyspę - już choćby świadomość tego faktu nakazuje ostrożność,
a już __zakazuje__ wręcz oceniania i stawiania diagnoz przeciwnej stronie.
Nigdy, ale to nigdy nie staniemy własną stopą na wyspie przeciwnej, a zatem
nigdy nie będziemy widzieli świata tak, jak widzi go mieszkaniec drugiej wyspy.
Choć starać się wszelkimi siłami powinniśmy.
/.../
> Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, i jeszcze raz nie:)
> Według mojej koncepcji jedna istota mysli:
> "No tak robi ze mnie idiotę i kretyna" - i pyta się drugiej:
> - A o co tobie chodzi, bo nie rozumiem? - i wojny nie ma (przy założeniu,
> oczywiście, że ta druga nie odpowie - kretyn jesteś;).
>
> A według twojej koncepcji:
> Jedna istosta myśli:
> "No tak robi ze mnie idiotę i kretyna, ale się nie zapytam, bo powie że mam sam
> się domyślić, albo się obrazi, jak śmiałem go podejrzewać, a tak w ogóle to
> idiotę ze mnie robi".
> Ale nie pyta:)
> I mamy diabła, szpileczkę czy czarownicę. A jak pretensje się nagromadzą to
> nawet i niegasnące stosy
Poniekąd masz rację.
W takim razie jeszcze raz ... klasyka.
W jaki sposób "jaskółka może powiedzieć biedronce, że idzie wielka burza" ?
Jaskółka jest istotą społeczną, kocha biedrąki ;), ale też wie już, że nijak
z nimi nie da się pogadać - o ile jakimś cudem nie dokona się pewien
przeskok - przeskok zrozumienia. Niestety, najczęściej piski i krzyki jaskółki
są przez biedronkę odbierane jako bolesne sygnały o zagrożeniu i to wcale nie
nadchodzącą burzą, ale ukłuciem przez ostry dziobek ... Biedrąka generalizuje.
Biedrąka nie może ogarnąć myśli jaskółczej, nie może nawet uwierzyć, że
jaskółki nie jedzą biedronek, że chcą dla nich jak najlepiej... A mimo to - klapa.
Z komunikacji nici. Samoloty wiecznie wpadają w ocean, strącane tam
dobrowolnie przez odbiorcę - przez biedrąkę, która nie widzi w nich chęci
i potrzeby komunikacji, ale jakieś wraże wojska z zatrutymi strzałami....
Ot i cała filozofia....
> > W takim razie - gdzie szukać winnych???
> > ;)))
> w zależności od sytuacji: bo winni, mniej lub bardziej, zawsze są;)
> Choć czasem winna jest pogoda;)
Pogodamy - zobaczymy ;))
> Aska
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
190. Data: 2005-08-24 13:24:23
Temat: Re: Co to kurwa piknik?> to Twoje życie potoczy się dalej niemal takim samym torem, jak wraz z moimi
> słowami, gdyż statystycznie rzecz biorąc, rzadko się zdarza, by słowa miały
> moc generowania zmian zauważalnych. Nawet jeśli to czynią, dzieje się to
> w sposób tajemniczy, jakby podskórny, gdzie część pojęć / treści / emocji
> układa się niezauważalnie na półkach niepojętych szuflad, po to, by kiedyś
> ujrzeć znów światło dzienne, bez wiedzy o źródłach ich pochodzenia.
>
W tajemniczy sposób, ale czynią
>W tym momencie patrzenie w jakiekolwiek
> lustro może - jak mi się wydaje - wprowadzić Cię w błąd. Lepiej już zamknąć
> oczy i wtopić się w otoczenie tak, jakbyś była (bo jesteś!!) jego nierozłączną
> częścią, składnikiem rozproszonym we wnętrzu całości, do której masz
> większy dostęp niż ci, którzy tej świadomości nie posiadają.
Taaak... Trafiłeś w sedno albo przynajmniej bardzo blisko :) To wtapianie się
jest dla mnie zdecydowanie trudniejsze...
>
> Tak... Najbardziej poszukiwanym zazwyczaj "drobiazgiem" jest
> drugi człowiek...
>
> Jak sądzisz, czy to Ty znajdziesz Jego czy on Ciebie?
>
> ;)
Najpierw chciałabym się sama znaleźć a jak mi się to uda to się pewnie okaże,
że za mną jest już więcej niż przede mną :)
> ps. jeśli rzeczywiście nie będziesz widoczna zbyt długo, a ja uznam, że pojawi
> się tu tekst mogący być dla Ciebie interesujący - jeśli przetrwam i nie
>zapomnę - pozwolę sobie wysłać Ci go na prywatną skrzynkę, o ile tylko adres
>jaki podajesz, po usunięciu "wytnijto", jest funkcjonalny.
Jest funkcjonalny. Wielkie dzięki :)
Lea
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |