Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Czas Internetu - Pietaszek

Grupy

Szukaj w grupach

 

Czas Internetu - Pietaszek

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-07-16 07:38:26

Temat: Czas Internetu - Pietaszek
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


CZAS INTERNETU

(odnaleźć Piętaszka)

"Internet wciąga jak.... chodzenie po bagnie"
- podpatrzone



Internet wciąga. Dlaczego tak się dzieje? Jakie są nasze
motywy takiego zapamiętałego ślęczenia przed ekranem? Czego
oczekujemy, na co liczymy, oddając się tej pasji? Rozmawiam z
innymi, zadają pytania. A ja widzę to mniej więcej tak:

Podobno jesteśmy tacy, jakimi widzą nas inni. Człowiek
żyjący samotnie na pustelni byłby duchowo ubogi, nijaki. Nawet
Robinson Crusoe miał swego Piętaszka. Potrzebujemy ciągłego
odniesienia i weryfikacji dla własnych nastawień i postaw. Bez
tego grozi nam behawiorystyczny marazm i psychiczna stagnacja.
Musi być sprzężenie zwrotne - bez tego nie ma komunikacji.

Robinsonowi musiał wystarczyć jeden Piętaszek. Internet
oferuje takich Piętaszków tysiące. A właściwie nieograniczoną
ilość. Nasz rozmówca - odnośnik w swej nieokreślonej
różnorodności staje się mozaikowym symbolem, abstrakcją. Zmusza
to nas do samookreślenia się, ukształtowania pojęć przy ich
dynamicznej weryfikacji.

I właśnie taka wymiana: dynamiczna i wysoce sprzężona jest
najlepszą drogą do integracji osobowości, do ewolucji. Na tym
według mnie polegają przeogromne możliwości Internetu, tego
środka komunikacji, który nie ma równego sobie. Jest to
rewolucyjny wynalazek nie tylko w aspekcie techniki, ale
również osobowościowego rozwoju jednostki.

Inna rzecz, czy potrafimy z tego skorzystać. Jak zawsze w
kontaktach międzyludzkich istnieją niebezpieczeństwa, pułapki.
I tu do rozmowy o blaskach i cieniach Internetu włącza się mój
wirtualny przyjaciel Stefan. Za jego zgodą przytoczę tu nasz
dialog jako klarowniejszy w odbiorze niż moje tej rozmowy
streszczenie:

>Na sieci to "widzenie" jest chyba innego rodzaju, coś w
rodzaju "jak nas piszą, tak nas widzą", z czego wynikają
różnorodne nieporozumienia, obrażanie się, wymiana obelg,
dramatyczne dezercje z list dyskusyjnych i równie łzawe powroty
na ich łono... Internet z jakichś powodów tworzy niesłychane
emocjonalne natężenia, które chyba każdy z nas odczuwa od czasu
do czasu chociaż może nie w tej samej mierze. Jeśli tak reagują
normalni, emocjonalnie stabilni ludzie, to jakie spustoszenia
mogą zrobić te sieciowe kontakty w zaburzonych psychikach, w
młodych i mało odpornych czy uczuciowo upośledzonych? >

Inni widzą nas takimi, jakimi chcemy się pokazać. Tylko od
nas samych zależy nasz osobowościowy wizerunek, jaki decydujemy
się wysłać w przestrzeń. Składają się na niego nasze
przekonania, poglądy, emocjonalne reakcje. Zarówno deklaracje
jak i przemilczenia. Jedne rzeczy prowokują nas do krzyku, inne
postanawiamy sobie odpuścić. A ryzyko spustoszenia, o którym
mówisz, czy ja wiem? Nie dać się zwariować! - to przede
wszystkim. Traktować tę szczególną wymianę emocji i myśli z
lekkim przymrużeniem oka. To taka gra - może więcej jak
chińczyk, ale jeszcze nie szachy.

>Czy ten tak żywo opisany symboliczny tłum Piętaszków może
zadowolić naszą potrzebę bliskości, intymnej przyjaźni? Wydaje
mi się, że czasem właśnie ta różnorodność staje się psychicznie
męcząca. Sfatygowany łażeniem po sieci, szukam mojego jedynego
Piętaszka, do którego mógłbym otworzyć w zaufaniu moje
pustelnicze serce. Niestety, nawet gdy nie ma tłumu Piętaszków,
w moich e-mailowych kontaktach, spotykam tylko niemożliwe do
zweryfikowania wirtualne fantomy. >

Z fantomami też da się żyć i to nawet bardzo ciekawie.
Jednak takie kontakty nie mogą wystarczyć, nie powinny zastąpić
osób "fizycznych". A już jest bardzo źle, jeśli fantomy nasze
realne kontakty z ludźmi zubożają lub wręcz wypierają. A Twój
Piętaszek? Łaź dalej po sieci i szukaj. Być może siedzi on
gdzieś przycupnięty w tym wprawdzie zaludnionym, lecz
anonimowym bezkresie i tylko czeka na Twój przychylny,
przyjazny gest.

>Mówisz o Internecie jako o rewolucji również w aspekcie
osobowościowego rozwoju jednostki. Czy mogłabyś zaryzykować
jakąś skalę czasu w której ta rewolucja urzeczywistni jej
ideały?? Bo jeśli Internet może nas powieść do tego wirtualnego
"raju", gdzie rozkwitniemy w pełną, integralną osobowość - to
może nawet dla mnie będzie warto poczekać? ;-)) >

Pewnie, że warto. Ale to już się dzieje - jest w Tobie i
we mnie. Kiedy odkładasz książkę na półkę, nieprzeczytane
gazety do szuflady, przypalasz Swoje ulubione danie, by lecieć
z rozpaloną pomysłami głową i aż trzęsącymi się do klawiatury
rękami, dokonujesz wyboru, sięgasz po tę nowa formę
wypowiedzenia się i kontaktu. Przystajesz na konsekwencje - i
te uciążliwe, i te nieprawdopodobnie korzystne. I na ile Cię
już poznałam, raz połknąwszy tego bakcyla, pójdziesz jeszcze
dużo, dużo dalej...

Z najlepszymi życzeniami na tej wirtualnej drodze.

Dziękuję Stefanowi za tę interesującą rozmowę.




Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka










--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-07-16 10:21:38

Temat: Re: Czas Internetu - Pietaszek
Od: "Łukasz" <l...@t...pl> szukaj wiadomości tego autora

Magdalena Nawrocka napisał(a) w dniu 16 lip 2002 tak:

> Internet wciąga. Dlaczego tak się dzieje?

Mnie wciagnal poniewaz:
- to najwieksza baza informacji;
- nudze sie w domu;

> >Na sieci to "widzenie" jest chyba innego rodzaju, coś w
> rodzaju "jak nas piszą, tak nas widzą", z czego wynikają
> różnorodne nieporozumienia, obrażanie się, wymiana obelg,
> dramatyczne dezercje z list dyskusyjnych i równie łzawe powroty
> na ich łono...

Wszelkich przeprosin, tlumaczen itp., ktore pojawiaja sie na usenecie
nie rozumiem. Ludzie chyba za bardzo powaznie traktuja internet.

> Pewnie, że warto. Ale to już się dzieje - jest w Tobie i
> we mnie. Kiedy odkładasz książkę na półkę, nieprzeczytane
> gazety do szuflady, przypalasz Swoje ulubione danie, by lecieć
> z rozpaloną pomysłami głową i aż trzęsącymi się do klawiatury
> rękami, dokonujesz wyboru, sięgasz po tę nowa formę
> wypowiedzenia się i kontaktu.

To juz jest uzaleznienie i jako takowe nalezy je leczyc.

Co prawda napisalem na wstepie, ze internet mnie wciagnal, ale nie
czuje sie uzalezniony. W kazdej chwili moge przestac korzystac z
sieci. Byle bym mial inne zajecie, ktoremu mogl bym sie poswiecic.

Jesli przyjmiemy, ze internet to pasja to ja wychodze z zalozenia, ze
kazda pasje da sie zastapic inna.
--
Pozdrawiam
Łukasz Kryj [x...@p...wp.pl] [www.gminacmielow.republika.pl]
====================================================
===========
Jak umrę, to nie powiem o tym nikomu.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-16 10:49:25

Temat: Re: Czas Internetu - Pietaszek
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Magdalena
w news:20020716073752.OCFW9315.viefep13-int.chello.at@
jupiter.micznet.fr...
/.../


W serwisie psphome jest taki dział - ewolucja poglądów na temat internetu.
Postuluję włączenie fragmentów artykułu Magdy do tego działu. Sądzę, że
stanowi on rekapitulację aktualnego status quo sieci, wprawdzie cząstkową,
niemniej cenną i interesującą.

/.../
> Robinsonowi musiał wystarczyć jeden Piętaszek. Internet
> oferuje takich Piętaszków tysiące. A właściwie nieograniczoną
> ilość. Nasz rozmówca - odnośnik w swej nieokreślonej
> różnorodności staje się mozaikowym symbolem, abstrakcją. Zmusza
> to nas do samookreślenia się, ukształtowania pojęć przy ich
> dynamicznej weryfikacji.

> I właśnie taka wymiana: dynamiczna i wysoce sprzężona jest
> najlepszą drogą do integracji osobowości, do ewolucji. Na tym
> według mnie polegają przeogromne możliwości Internetu, tego
> środka komunikacji, który nie ma równego sobie. Jest to
> rewolucyjny wynalazek nie tylko w aspekcie techniki, ale
> również osobowościowego rozwoju jednostki.
/.../

> Magdalena Nawrocka


z uszanowaniem
All

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-17 18:29:51

Temat: Re: Czas Internetu - Pietaszek
Od: "Pyzol" <p...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora


"Magdalena Nawrocka"

> "Internet wciąga jak.... chodzenie po bagnie"

Nie jestem pewna, czy jest to j a k chodzenie po bagnie, bo owo mi sie nie
przytrafilo, natomiast zdarzylo mi sie calkiem niedawno przekonac, iz chyba
rzeczywiscie, to wciagniecie przybiera czasem formy patologiczne.

Zauwazylam to juz wczesniej. Ja, typ zdecydowanie "sowi" ( czyli
funkcjonujacy w nocy, wstawalam o 5 rano, aby sprawdzic poczte - kiedy
pracowalam o 7 rano. Musialam i juz!


Kilka dni temu rozpoczelismy remont pokoju komputerowego taki duuuuzy, z
budowaniem nowego biurka, polek etc. Oczywiscie, komputer byl uruchomiony i
moglam normalnie zaczynac swoj dzien od tony kawy, szesciu papierosow i
stukania w klawisze. Przedwczoraj, jednakze, moj ukochany synek, podczas
malowania zlecial z drabiny dokladnie na puszke z farba. Przybylo nam wiec
nowe zajecie - wymiana wykladziny, a do tego to juz nalezalo wyniesc i
komputer z pokoju. Po powrocie z pracy jeszcze jakos przezylam brak sieci,
ale nastepnego dnia rano - nie moglam sobie znalezc miejsca do tego stopnia,
ze wyszlam do pracy 3 godziny wczesniej! ( teraz rozpoczynam prace o 3 po
poludniu). Nie moglam wysiedziec w domu.

Jakiez radosne bylo moje zdumienie, kiedy po powrocie znalazlam podlaczony
komputer w living roomie, w gniazdku gdzie kiedys stal telewizor! Jakby mi
kto maske z tlenem zalozyl!

Niestety, komputer byl oblegany przez w/w syna, gadudadujacego z kolezanka z
Polski. Gadowal ostro i nie bylo mowy aby mi ustapil. Medytowalam
narastajace we mnie zniecierpliwienie, bylam juz o krok od wykrzykniecia, ze
to przeciez "moj komputer! ( ale bym sie zblaznila, jasne, ze moj syn by mi
na takie dictum acerbum wstal, ale atmosfere w domu popsulabym na kilka
dni). Znalazlam inne wyjscie, podsunelam mu, aby do niej zadzwonil. Teraz z
trwoga czekam na rachunek telefoniczny, bo wisial na telefonie przeszlo
godzine.

Remont sie jeszcze pociagnie, ale teraz to juz moze sie i miesiac ciagnac,
nie przeszkadza mi. Juz sie nauczylam chodzic pomiedzy kolumnami ksiazek,
moze nawet dzis w nocy bede pamietac o pudlach z papierami w naszej
malenkiej sypialni - na ktorych raczylam sie wylozyc wczoraj, idac po ciemku
do lozka. Taka chcialam byc delikatna, i nie budzic najdrozszego swiatelem -
skoczyl za to jak z procy z lozka, slyszac lomot mego watlego cialka
rozpirzajacego w drabiazgi piramide domowych archiwow.

Kaska




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-04 07:48:01

Temat: Budowac kokon
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


BUDOWAC KOKON


"Klamstwo jest o wiele drozsze, anizeli prawda. Kosztuje
calego czlowieka."
- Christian Friedrich Hebbel



Rozmawialismy wlasnie o ludziach nadwrazliwych, o ludziach
zbyt niesmialych lub wrecz cierpiacych na psychoze. Padaly
przyklady zaslaniania sie maska jak obronna tarcza, zamykania
sie przed agresywnie pojmowanym swiatem w stworzonym przez
siebie kokonie. Kokon jest zludzeniem, czyli w jakims sensie
klamstwem. "Milczenie jest najpewniejsza rzecza dla tego, kto
nie ufa samemu sobie." - tak wyrazi to Francois De La
Rochefoucauld. Tak rodzi sie chory, zamkniety, psychotyczny
swiat. I to jest duzo powazniejsze i niebezpieczniejsze niz
maska przywdziewania z koniecznosci czy potrzeby jako w jakims
sensie narzucony lub przylegajacy do naszej zyciowej sytuacji
czy wrecz scisle okreslonej roli przyporzadkowany jej styl:
maska srogiego nauczyciela wobec niesfornej dzieciarni, maska
autorytatywnego szefa wobec niezdyscyplinowanych pracownikow,
maska wymagajacej matki wobec uciekajacych od wszelkich
obowiazkow i odpowiedzialnosci dzieciakow, itp.

Wiec maska jako instrument, a tu inaczej - maska jako
obronna tarcza? Oslona spoza ktorej strach wyjrzec, by spojrzec
w nieprzychylne, zawistne, wrogie slepia. Niekiedy tylko w
naszym mniemaniu sa one takie, jednak nie bez powodu wydaje nam
sie, ze patrza na nas tak, ze az nam ciarki grozy po plecach
przechodza. I takiej ochronnej maski za nic nie mozna zrywac,
trzeba cierpliwie czekac az czlowiek z wlasnej woli, powoli i
ostroznie sam jej uchyli. Jesli bedzie czul sie bezpieczny i
bedzie chcial! Jak slimak wystawiajacy swe rozki i pospiesznie
w razie najmniejszego niepokojacego sygnalu chowajacy je z
powrotem do skorupki. Gdy "zdemaskujesz" czlowieka w masce
bezpardonowo i brutalnie, schowa sie jeszcze glebiej i
zatrzasnie sie w swej skorupce, w swym kokonie, byc moze nawet
bezpowrotnie.

Pracuje z ludzmi z bardzo powaznymi problemami: autysci,
psychotycy. Nie tylko, ze kryja sie za ochronna maska, chowaja
sie pod grubym niemal zupelnie matowym kloszem. I tego klosza
nie wolno rozbic ani nawet uchylic, prowadzi sie psychoterapie
z calym respektem dla wymyslnego ochronnego pancerza. Dobry
psychoterapeuta, zdobywajac zaufanie pacjenta, po dlugim czasie
i wielu staraniach zostanie jakby w glab tego pancerza
dopuszczony. Tam, zostanie "wtajemniczony" w niebywale
inteligentnie, logicznie, spojnie, drobiazgowo stworzony przez
pacjenta swiat symboli, szyfrow, wyimaginowanych postaci,
niekiedy nawet na wlasny uzytek stworzonego jezyka. Raz sie tam
juz dostawszy, bedzie w tym zyciu pacjenta pod kloszem mu
towarzyszyl. By poznac przyczyny tej ucieczki w glab siebie, by
zrozumiec jej przyczynowosc i mechanizmy. Stad duze
niebezpieczenstwo dla psychiatry czy psychoterapeuty - by
pomoc, sam musi wejsc w glab psychozy. Dlatego bezwzglednie
musi pozostawac czujny, obiektywny, zachowac dystans, z cala
swiadomoscia "normalnego" zycia na zewnatrz.

Towarzyszacy choremu wewnatrz klosza terapeuta, pomoze mu
uporzadkowac tak zwane chore mysli i uczucia, wskaze na ich
geneze, bedzie go delikatnie i ostroznie "przekonywal" do
swiata na zewnatrz. Nieraz udaje sie to calkowicie, kiedy
indziej jedynie czasowo albo i wcale. W duzej mierze zalezy to
od psychicznych urazow, ktore sprawily o ucieczce chorego w
glab odizolowanej i zamknietej psychotycznej przestrzeni.

Rodzimy sie mali, goli, ze wszystkim otwarci i szczerzy -
naturalni! Bezbronni! A zycie bywa bolesne, okrutne, brutalne,
najmocniej uderza w ufnych, a wiec w jakims sensie naiwnych, w
szczegolnie wrazliwych, a wiec w jakims sensie slabych. Jest to
historia malego, naiwnego, zauroczonego pieknem i doskonaloscia
swiata slimaczka, ktory niczego nie podejrzewajac, caly wysunal
sie ze swojej ochronnej skorupki, by wiecej doswiadczyc, wiecej
wchlonac, a przypadkowy przechodzen nadepnal na niego twardym,
zabloconym butem. To bolalo. Musialo zabolec.

Trudno poskladac "rozdeptanego" slimaczka. W panicznym
leku schowa sie w resztce roztrzaskanej skorupki. Z wysilkiem,
w ciaglej obawie i w nieprzemijajacym rozgoryczeniu zacznie
budowac swoj kokon, ktory ma go izolowac, oslaniac przed
zagrozeniem zewnetrznego swiata. Kokon jest jego schronieniem,
ucieczka, samoobrona. Bedzie cierpial i milczal, nie odwazajac
sie wiecej wychylic ze swej kryjowki. Moze i pamieta piekno
swiata na zewnatrz, pamieta tez jednak zadany mu bol i wybierze
izolacje i samotnosc, wszystko, by tego bolu na przyszlosc
uniknac. Cierpienie przychodzi z zewnatrz, stworzy wiec sobie
wlasny, wewnetrzny, obronny, wydumany, spojny i logiczny, lecz
w calym znaczeniu tego slowa - nierealny swiat. Psychotyczny
swiat!

Podobna do tej jest historia mego zycia, z ta tylko moze
roznica, ze z czasem wraz z uwolnieniem sie od poczucia winy,
za to "zdeptanie butem", udalo mi sie odnalezc zaufanie do
siebie samej i innych, odwage, by sie otworzyc i krzyczec z
buntem i przestroga, o tym, co kazdemu "slimaczkowi" moze sie
przytrafic. Moj chory swiat tez byl deformacja, zaklamaniem,
mimo ze w depresji umysl pracuje prawidlowo, zaburzone sa, i to
mocno, nasze emocje, oceny, odczucia.

I mnie musieli poskladac inni ludzie. Dlugo czekalam na
zabliznienie sie doznanych ran. Wreszcie przyszedl moment, ze
mimo pamieci doznanego bolu i paralizujacego leku przed
nastepnym zyciowym kopem, zdobylam sie na odwage, by porzucic
ochronna skorupe i znow maszerowac po nieznanym, niebezpiecznym
lesie. Lecz jakze pieknym lesie! Wlasnie tak - mysle, ze wbrew
temu, co mi sie przytrafilo, a moze nawet dzieki temu, jeszcze
bardziej doceniam piekno i wartosc kazdego przezytego dnia poza
moja ciasna skorupa, w ktorej chowalam sie obolala, przerazona
przez dlugie, czarne lata. Chyba zdecydowanie jeszcze bardziej
intensywnie przezywam wszystko, co mi sie przytrafia. Tylko
nieczulych, brudnych i bezmyslnych "buciorow" unikam. Jestem
juz teraz takim swiadomym niebezpieczenstw, duzo
ostrozniejszym, "madrym slimakiem". Ale wciaz zachlystujacym
sie pieknem swiata i pieknem ludzi - o ile na takowe trafiam.
:-)

czego Wam wszystkim zycze,





Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka



--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

felieton MN - hamulec bezpieczenstwa
było: porozumieć się (do myslacych inaczej ;)
Testy Ravena
Przepraszam
a propos wnuczat ... z Gormenghast ...

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »