Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Do Smutasków ;)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Do Smutasków ;)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-03-19 14:16:10

Temat: Do Smutasków ;)
Od: "Konrad_" <y...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Do Smutasków ;)

Czy próbowaliście kiedyś spojrzeć na smutek na tyle obiektywnie aby móc
dostrzec jego zasadniczą, a jednocześnie najbardziej destrukcyjną cechę? Czy
udało Wam się wyodrębnić jego istotę spośród pozostałych elementów Waszej
osobowości i rozłożyć go w dalszej kolejności na czynniki pierwsze? Wiem, to
nie jest proste... Kiedy słona kropla spływa po policzku a huragan emocji
rozwiewa zalążki jakichkolwiek kreatywnych myśli, nie jest się w stanie
zrobić niczego co wyrwie nas z okropnej czeluści gniewu i rozpaczy. W takich
chwilach potrzebny jest ktoś kto poda nam swoją dłoń, powie coś miłego, albo
chociaż spojrzy na nas, okazując nam w ten sposób swoje zainteresowanie.
Jeśli tylko chcesz, to możemy teraz o tym porozmawiać... To będzie właściwie
monolog ;), ale być może dzięki niemu skierujesz swoje myślenie na właściwe
tory - na te które biegną we właściwą stronę.

Kiedy niepokoi Cię zachowanie Twojej nastoletniej córki, nie potrafisz
cieszyć się tym, że szef wczoraj awansował Cię na wyższe stanowisko. Jeśli
odbyłeś dzisiaj kłótnię ze swoją małżonką, nie umiecie się dobrze bawić na
przyjęciu u znajomych. Gdy zerwał z Tobą chłopak a Twoje serce nadal rozrywa
tęsknota, smutek jest na tyle silny, że przesłania swoim płaszczem wszystkie
inne wydarzenia kolejnych dni. A co jest TWOIM utrapieniem? Dlaczego masz w
sobie tyle żalu i czemu czujesz taki dyskomfort? Powiedz o tym w swoich
myślach - śmiało! Problemów jest tyle ile "Smutasków" na świecie, ale jedno
jest pewne i charakterystyczne dla nich wszystkich. Mianowicie musisz mieć
świadomość, że analogicznie do powyższych przykładów, również i Twój smutek
ma tę destrukcyjną właściwość, że przesłania wszystkie przyjemne wydarzenia,
które mogłyby choć trochę Cię rozweselić. Szczęście i spokój odsuwasz wtedy
w bliżej nieokreśloną przyszłość, aż do czasu, kiedy uznasz swój problem za
rozwiązany. Jednak na dłuższą metę takie nastawienie może okazać się
wyjątkowo irytujące, ponieważ Twoja głowa byłaby cały czas zaprzątnięta
kłopotami a to oznaczałoby, że szczęście nigdy nie nadejdzie.

To schematycznie zachowanie występuje w ogromnej większości przypadków u
ludzi, którzy charakteryzują się skłonnością do obwiniania o wszystko samych
siebie. To z kolei wywołane jest zazwyczaj głębokim brakiem poczucia własnej
wartości. Taka postawa kształtuje się zwykle w dzieciństwie, w warunkach
ciągłego obwiniania, upokorzenia lub nawet stosowania przemocy. Są też
osoby, które mają poczucie winy dlatego, że wychowali się w rodzinie, która
uznawała okazywanie radości za niewłaściwe, a nawet naganne. W myśl tej
zasady szczęście jest oznaką lekkomyślności i jeśli nie udaje się go
opanować, należy czuć się winnym. Istnieją więc jednostki, które z różnych
przyczyn nie są w stanie cieszyć się chwilą obecną, a gdy tylko pojawi się
problem, wydają westchnienie ulgi, ponieważ znów wszystko wraca na swoje
miejsce. Oczywiście błędem jest twierdzić, że takie osoby czerpią
satysfakcję ze swojego nastawienia. Z całą pewnością chcieliby przestać się
martwić, jednak jest w nich coś, co im na to nie pozwala.

Czy są to przeżycia z dzieciństwa, czy też stres wywołany za sprawą Twoich
obecnych życiowych niepowodzeń, musisz zapamiętać jedno - nawet w
najcięższych chwilach, przytrafiają się też dobre rzeczy. Niestety często
ich nie zauważamy, ponieważ zmartwienia absorbują nas do tego stopnia, że na
nic innego nie zwracamy uwagi. Strzeż się więc nieustannego rozmyślania o
swoim problemie bo Twój umysł uczyni go jeszcze większym. Skoncentruj się na
sprawach przyjemnych, nawet jeśli nie ma ich zbyt wiele. Jeśli zajmiesz się
tylko tym co pozytywne, nie zostanie już miejsca na negatywne uczucia.
Pamiętaj też, że cokolwiek powiedzieli Ci w przeszłości, życie jest po to,
by się nim cieszyć. Zobaczysz, że w momencie gdy oddzielisz dany problem i
związany z nim smutek od reszty swojego życia, będziesz w stanie nad nim
zapanować i przez to szybciej się z nim uporać.


Konrad_


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-03-19 14:29:42

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: "EvaTM" <e...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Konrad_" <y...@w...pl> napisał w wiadomości
news:a77h6q$aj4$1@news.onet.pl...
> Do Smutasków ;)
>
> Czy próbowaliście kiedyś spojrzeć na smutek na tyle obiektywnie aby móc
> dostrzec jego zasadniczą, a jednocześnie najbardziej destrukcyjną cechę?
Czy
> udało Wam się wyodrębnić jego istotę spośród pozostałych elementów Waszej
> osobowości i rozłożyć go w dalszej kolejności na czynniki pierwsze? Wiem,
to
> nie jest proste... Kiedy słona kropla spływa po policzku a huragan emocji
> rozwiewa zalążki jakichkolwiek kreatywnych myśli, nie jest się w stanie
> zrobić niczego co wyrwie nas z okropnej czeluści gniewu i rozpaczy. W
takich
> chwilach potrzebny jest ktoś kto poda nam swoją dłoń, powie coś miłego,
albo
> chociaż spojrzy na nas, okazując nam w ten sposób swoje zainteresowanie.
> Jeśli tylko chcesz, to możemy teraz o tym porozmawiać... To będzie
właściwie
> monolog ;), ale być może dzięki niemu skierujesz swoje myślenie na
właściwe
> tory - na te które biegną we właściwą stronę.

To też do Wybranych:))
Gdzie oni to wszystko pomieszczą ;))) ?
Eva


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 15:40:42

Temat: Odp: Do Smutasków ;)
Od: "Ania" <a...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Do Smutasków ;)
>
> Czy próbowaliście kiedyś spojrzeć na smutek na tyle obiektywnie aby móc
> dostrzec jego zasadniczą, a jednocześnie najbardziej destrukcyjną cechę?
Czy
> udało Wam się wyodrębnić jego istotę spośród pozostałych elementów Waszej
> osobowości i rozłożyć go w dalszej kolejności na czynniki pierwsze? Wiem,
to
> nie jest proste... Kiedy słona kropla spływa po policzku a huragan emocji
> rozwiewa zalążki jakichkolwiek kreatywnych myśli, nie jest się w stanie
> zrobić niczego co wyrwie nas z okropnej czeluści gniewu i rozpaczy. W
takich
......................................


Bo latwiej byc smutnym niż szczęśliwym. Ja jestem obecnie w fazie poznawania
szczesci bo pozwolilam doprowadzic sie do depresji. Szcześliwym trzeba się
uczyć byc . Wszystkim zyczę zeby spotykali w swoim otoczeniu ludzi
szczęśliwych

pozdrawiam Ania


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 16:43:43

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: "Greg" <o...@f...sos.com.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkowniczka "Ania" napisala:
>
> Bo latwiej byc smutnym niż szczęśliwym.

Otoz to! :)

> Szcześliwym trzeba się uczyć byc . Wszystkim zyczę zeby
> spotykali w swoim otoczeniu ludzi szczęśliwych

Przylaczam sie do zyczen. Radosc jest dosc mocno zarazliwa. Jesli jednak o
mnie chodzi to ta choroba niech sie szerzy jak swiat szeroki i niech
"cierpia" na nia wszyscy :)


pozdrawiam
--
o...@f...sos.com.pl /^^\ _ __ __
http://republika.pl/szedhar/ / ___ \/ \ /__) / \
ICQ UIN: 50765541 \___/ / \__ \__/
_______________________________________________/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 16:53:46

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: "Forgoth" <p...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Bo latwiej byc smutnym niż szczęśliwym. Ja jestem obecnie w fazie
poznawania
> szczesci bo pozwolilam doprowadzic sie do depresji.

To blad. Depresji nalezy unikac. Z tego mozesz nie wyjsc. Lepiej doprowadz
sie do szczescia :)

> Szcześliwym trzeba się
> uczyć byc . Wszystkim zyczę zeby spotykali w swoim otoczeniu ludzi
> szczęśliwych

Niektorzy z zawisci potrafia niszczyc szczescie u innych, wiec szczescia
nalezy maskowac. Niestety nie da sie.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 17:19:05

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: Dawid <p...@u...gda.pl> szukaj wiadomości tego autora


>Czy są to przeżycia z dzieciństwa, czy też stres wywołany za sprawą Twoich
>obecnych życiowych niepowodzeń, musisz zapamiętać jedno - nawet w
>najcięższych chwilach, przytrafiają się też dobre rzeczy. Niestety często
>ich nie zauważamy, ponieważ zmartwienia absorbują nas do tego stopnia, że na
>nic innego nie zwracamy uwagi. Strzeż się więc nieustannego rozmyślania o
>swoim problemie bo Twój umysł uczyni go jeszcze większym. Skoncentruj się na
>sprawach przyjemnych, nawet jeśli nie ma ich zbyt wiele. Jeśli zajmiesz się
>tylko tym co pozytywne, nie zostanie już miejsca na negatywne uczucia.
>Pamiętaj też, że cokolwiek powiedzieli Ci w przeszłości, życie jest po to,
>by się nim cieszyć. Zobaczysz, że w momencie gdy oddzielisz dany problem i
>związany z nim smutek od reszty swojego życia, będziesz w stanie nad nim
>zapanować i przez to szybciej się z nim uporać.

Mogę jak zwykle zaprotestować? ;-) Chyba sobie to do nicka dopiszę
(Protestant).

Tak jak piszesz problemem jest to, że przenosimy smutki z sytuacji na
sytuacje. Ale koncentrowanie się na sprawach przyjemnych też nie jest
rozwiązaniem. Jeśli dostałem podwyżkę i idę na pogrzeb, to chyba nie
zbyt dobrze, będzie sie uśmiechac choćby pod nosem. IMHO podstawą jest
zycie tu i teraz. Problem w pracy dotyczy tylko pracy, problem z
dziewczyną dotyczy tylko dziewczyny, problem z samochodem samochodu.
Przyjmujemy na każdym kroku różne role i nie potrafimy wystarczająco
szybko przeskoczyć z jednej na drugą - przykład: jesteśmy w pracy,
gramy konkretnych, szybko myślących, obiektywnych, szybko
załatwiających; przychodzimy na randkę i .... przez jakiś czas dalej
zachowujemy się jak w pracy. Rola "kochanka" i "pracownika", to dwie
różne role i takie przenoszenie zachowań przynosi konflikty i następne
powody do smutku. Tymczasem, gdyby życ "tu i teraz", to po wyjściu z
pracy cieszę się Słońcem i ptaszkami :)

pozdrowienia,

Dawid

ICQ: 16199503

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 17:19:06

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: Dawid <p...@u...gda.pl> szukaj wiadomości tego autora

"Ania" <a...@w...pl> napisal:

>Bo latwiej byc smutnym niż szczęśliwym.

Dlaczego łatwiej?

>Ja jestem obecnie w fazie poznawania
>szczesci bo pozwolilam doprowadzic sie do depresji. Szcześliwym trzeba się
>uczyć byc .

A bycie nieszczęśliwym mamy wrodzone??

>Wszystkim zyczę zeby spotykali w swoim otoczeniu ludzi
>szczęśliwych

Dzięki :)

pozdrowienia,



Dawid

ICQ: 16199503

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 22:36:23

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: bopp <b...@b...gnet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Ania wrote:

Szcześliwym trzeba się
> uczyć byc .


albo trzeba sie nim urodzic ;)





--




pozdrawiam
[Bopp]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 22:40:38

Temat: Re: Re: Do Smutasków ;)
Od: bopp <b...@b...gnet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Dawid wrote:

Jeśli dostałem podwyżkę i idę na pogrzeb, to chyba nie
> zbyt dobrze, będzie sie uśmiechac choćby pod nosem.


ale sprobuj odwrocic sytlacje, z pogrzebu idziesz do pracy i tam
dowiadujesz sie ze dostales podwyzke, cieszysz sie, ale za chwile
przypomia ci sie ze byles na pogrzebie, ze ktos umarl i znow jestes
smutny, no a druga kwestia jest taka ze nie da sie tego waszystkiego od
siebie oddzielic, emocji nie mozna za pstryknieciem zmienic, musza same
opasc




--




pozdrawiam
[Bopp]
http://www.kajtex.com.pl/bopp

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-03-19 22:56:19

Temat: Re: Do Smutasków ;)
Od: "Ktos" <d...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

Witam

> powody do smutku. Tymczasem, gdyby życ "tu i teraz", to po wyjściu z
> pracy cieszę się Słońcem i ptaszkami :)
Jest to "filozofia" buddyzmu, żyć "tu i teraz", którym się ostatnio
zainteresowałem. Nie piszę jednak by się "pochwalić", ale z pobudek czysto
osobistych. Już na wstępie chciałem jednak napisać, że teksty, które mnie
dotyczą w szczególny sposób, jakoś trudno mi wyrazić, dlatego proszę o
wybaczenia (być może) chaotycznej formy.
Moje życie to pasmo udręk, nie fizycznych czy materialnych ale
psychicznych. Życie wydaje mi się pozbawione, sensu. Świat wydaje mi się tak
beznadziejny i głupi. Jeszcze parę dni temu, jakoś sobie "radziłem"
psychicznie, czytałem wiele 'mądrych' książek (w tym szczególnie Anthonego
de Mello, Krishnamurtiego, Osho itp...), które wpłynęły na moje życie
pozytywnie. Oczywiście nie samo to, że je przeczytałem, ale to, że
doświadczyłem wielu rzeczy. Kiedyś byłem np. agresywny, kłótliwy, myślałem
że jestem najważniejszy. Nienawiści, strach i wrogość - były to naturalne
moje stany. Dzięki jednak tym nauczycielom zrozumiałem małą cząstkę.
Ostatnio jednak wszystko zaczęło się psuć w moim życiu, nie to że strach,
agresji i tym podobne rzeczy wróciły - oj nie! Jestem nadal tym "lepszym"
człowiekiem, jednak wszystko nagle wydało mi się bez sensu. Kiedyś miałem
cel w życiu i choć może wydawać się to śmieszne to moim sposobem na życie
było programowanie, następnie granie w gry komputerowe (fabularne), później
przyszła faza, że czytałem wiele książek (tak więc uzależnienie od komputera
jak wszyscy podejrzewali było nie prawdą - w tej ostatniej fazie w ogóle go
nie odpalałem). Przeszła jednak i ta faza czytania książek - pewnego dnia
zdałem sobie sprawę, że moje życie nie ma celu (a że wszystkie książki, gry
komputerowe itp... to formy ucieczki. Zastanawiam się nawet czy lepiej nie
żyć w tym świecie iluzji, czy nie powrócić do któregoś z tych światków. Cóż
bowiem pozostaje mi jeśli nie ucieczka? Przychodzę do domu, kładę się na
łóżku, robię to co muszę i nic oprócz tego nie robię. Cóż mam robić, jak nic
mnie nie cieszy?). Najgorsze wydało mi się to, że dla nikogo nic nie znaczę.
Owszem spotykam wielu ludzi, niektórzy mnie lubią, niektórzy nawet
podziwiają, jednak, odkryłem, że znaczę dla nich coś tylko wtedy, kiedy się
spotykamy, a spotykamy się rzadko. Sprawa wygląda tak, że chodzę do szkoły
100% męskiej w obcym wielkim mieście, do którego dojeżdżam z innego miasta,
z którego to znowu nikogo nie znam, bowiem wrzucono mnie tu niemalże samego
(bez rodziców, przyjaciół itp...). Nie chcę się użalać, w sumie to nawet nie
wiem po co to piszę, może ktoś mi coś mądrego powie, a może mam potrzebę
wylania wszelkich brudów jakie we mnie siedzą? Nie wiem. W każdym bądź razie
doszedłem do wniosku, że nie ma na tym świecie choćby jednej osoby, dla
której znaczyłbym coś więcej i że życie nie ma sensu. Pomyślałem więc, że
może powinienem sobie kogoś znaleźć, jakąś dziewczynę. Jednak natychmiast
pojawiła się blokada (pomijając fakt, że jest to robienie czegoś na "siłę"),
do której przyczyn już doszedłem. Otóż, jest pewna dziewczyna, która mi się
podoba fizycznie (być może jej temperament mi również odpowiada), która
chodzi ze mną na prywatny angielski, nie potrafiłbym jednak zagadać
(jesteśmy na "cześć"). Nie chcę tu pisać o moim, życiu więcej niż trzeba, bo
nie o to mi chodzi. Chodzi o to, że nie mam odpowiedniej dozy śmiałości,
żeby podejść, zapytać "czy mogę odprowadzić" i zagadać. Od razu mój mózg
serwuje mi papkę "a co jak odmówi", "a co jak ma chłopaka" (z drugiej strony
"co z tego") itp... Doszedłem do wniosku, że bierze się to z mojego
dzieciństwa i rodziców, którzy nie wychowali mnie w miłości. Chodzi tu
szczególnie o ojca, sam miał (i ma coraz większe) problemy ze sobą, ponieważ
nigdy nie potrafił okazać uczuć komukolwiek. Nigdy nie przeprosił, nigdy nie
potrafił ukorzyć się, przez jego gardło nie przeszły nigdy przepraszam,
dziękuję, proszę (dosłownie). Kiedy np. miałem problem ponieważ "nabroiłem"
w szkole (dawno temu) to wolał nie mówić o tym, uciekał od problemu. Zawsze
wolał mnie traktować jako dorosłego. To z kolei wzięło się z patologii,
którą on wyniósł z własnej rodziny (tam wszyscy pisali sobie o wszystkim na
kartkach. Całe rozliczenie finansowe, wyrażenie dezaprobaty w stosunku do
partnera itp... - nigdy nie mówili o niczym wprost. Rodzina inteligencka!).
W momencie, kiedy dotarłem do źródeł uświadomiłem sobie, że mi się to
strasznie udzieliło. Jak popatrzę wstecz to robi się to straszne, jest to
kumulowanie negatywnych uczuć w sobie w skutek czego prędzej czy później
nienawiść wybucha. Pewne bariery przeszedłem, np. kupienie kwiatka na dzień
kobiet i powiedzenie kilku miłych słów choćby własnej koleżance nie stanowi
dla mnie problemu (co kiedyś było nie do pomyślenia, a u mojego ojca jest
tak, ze zapewne chciałby wyrazić kilka miłych snów, ogranicza się jednak do
rzucenia kwiatka na stół i powiedzenie żonie "to dla Ciebie". A trzeba
zauważyć, że jest to wysoce inteligentna osoba - również oczytana), jednak
pewne bariery nadal pozostają. Nie potrafię zapytać tejże dziewczyny (jak i
każdej innej jak analizuje swoje życie) o to czy by nie chciała ze mną
gdzieś pójść. Nie potrafię! Myślałem o wizycie u psychologa, doszedłem
jednak do wniosku, że po pierwsze mnie nie stać, rodziców nie mogę nawet
prosić ponieważ są straszne konflikty, a poza tym nie wiem czy byłoby mnie
na to stać psychicznie (swoją drogą myślałem o psychologu szkolnym, żeby iść
zagadać, ale po pierwsze nie wiem czy taki psycholog może pomóc, czy należy
to do jego kompetencji, a po drugie nie chciałbym, żeby się jakiś nauczyciel
dowiedział o moich osobistych problemach). Nadal jednak wchodziłem w siebie
i odkryłem, że jestem strasznie niedowartościowaną osobą, że nieśmiałość
bierze się z niedowartościowania, a to z nieszczęśliwego dzieciństwa
(wiecznie kłótnie w domu, brak okazywania uczuć, nakazy, seks - tabu
itp...). Samo dotarcie odmieniło mnie, jednak nie zrzuciło całego ciężaru ze
mnie, już nie jestem osobą, która boi się podnieść ręki na lekcji, kiedy zna
odpowiedź, już nie boję się patrzeć starszej osobie, kobiecie czy
komukolwiek innemu, prosto w oczy tak po prostu "bezczelnie". Jednak nadal
nie potrafię się zdobyć na "wyższe" rzeczy. Może to się bierze stąd, że jak
chodziłem do ósmej klasy i poszedłem do pewnej dziewczyny i zatkało mnie
tak, że nic nie mówiłem w skutek czego dziewczyna mi grzecznie powiedział
"ze ma już innego" to nie potrafię już żadnej tego powiedzieć? Boję się
odmowy?
Dodatkowo wyobrażam sobie, że zmarnowałem życie, że mam dziś 18 lat i
przegrane życie za sobą, że w moim wieku ludzie bawią się chodzą na
dyskoteki, przeżywają pierwsze miłości, chodzą na piwko po lekcji, cieszą
się, śmieją, chodzą do kin, jeżdżą na wakacje. Moje położenie jest inne,
nikogo nie znam, więc jestem sam, nie chodzę na imprezy ani dyskoteki bo po
pierwsze nikogo nie znam, po drugie kompletnie nie potrafię tańczyć (myślę,
że wyśmiewanie się ze mnie w podstawówce przez dziewczyny również udzieliło
mi się na psychikę), w skrócie żyję jałowo. Najgorsze jest to, że nie widzę,
żadnej szansy na poprawę, Budda mówi "żyj tu i teraz", ja pytam jak? I czy
to jest rozwiązanie na moje życie? Czy dzięki temu nie będę się przejmował,
własnymi problemami? Czy psychiczne bariery zostaną przełamane!? Nieraz
myślałem o samobójstwie, jednak i z tego nic nie wyjdzie bo jestem za słaby
psychicznie. Życie wydaje mi się tak bez sensu i za przeproszeniem do dupy,
że jest nie warte przeżywania. Nie wierzę w nic, ale nie to jest powodem
moich problemów, wręcz przeciwnie, to mi daje pewną siłę, kwestionowania
wszystkiego, nie-przyznawania racji komukolwiek. Ostatnio jedyne co mnie
cieszy to odprawianie pewnej medytacji (siedzenie w samotności na krześle z
zamkniętymi oczyma, i wprawienie się poprzez obserwację >a nie np. natężenie
oddechów< oddechu w stan w którym wszystko wydaje mi się takie jasne - Po
prostu siedzę i o niczym nie myślę)

pozdrawiam


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Bajki dla dzieci
czy sa studenci psychologii z Uniwersytetu Warszawskiego ?
Patologia społeczna
Turcja - trampem
Egotyzm altruistyczny

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »