Data: 2001-09-25 23:59:56
Temat: Do eTaty i... Kobiet przez duże K. (i wszystkich, co zechcą przeczytać)
Od: "Jerzy Turynski" <j...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Cześć !
Toż to 'takie proste': 'Normalny' nie jest w stanie 'holono-
ma' pojąć/zrozumieć, a jedynie 'przyzwyczaić się i zapamię-
tać', bo po prostu zupełnie inaczej działa jego mózg. Zawsze
wychodzi dyskusja Einsteina z ambasadorem/kamerdynerem, kie-
dyś podawałem tu zestaw odpowiednich cytacików, zresztą jest
tego wszędzie pełno... a nie do pojęcia i 'zauważania'...
Holonom ma _zupełnie_inny_ "zdrowy rozsądek", tyle że zdrowy
jest u 'holonoma' a nie "normalnego" (mimo, że ten pierwszy
to 'wariat').
Tłumaczę różnicę: Jakikolwiek poprawny argument(/fakt) jest
w stanie u 'holonoma' zmodyfikować ~CAŁY MÓZG, wszystkie sy-
napsy jednocześnie, zaś do normalnego "dociera", 'gdy pasuje'
do jego indywidualnie niepowtarzalnej mózgownicy, albo "nie
dociera" gdy nie pasuje, zupełnie niezależnie od poprawności
argumentu.
Łopatologicznie: np. 'kobiecość'/'męskość' (jak i każda inna
cecha) jest 'zapisana' w każdej synapsie niczym obraz w każ-
dym kawałku hologramu, (skoro jest 'zapisana' w każdej komór-
ce, to dlaczego nie miałaby _to_ być wielce prawdopodobna hi-
poteza ? Dla mnie to oczywistość... a nie żadna hipoteza...)
Choćby dlatego wśród geniuszy było tylu 'homików', bo po 'naru-
szeniu instynktu' niekoniecznie łatwo jest wrócić do 'zewnętrz-
nego' instynktu. (n/b. 'holonom' ze mnie jeszcze kiepski, sko-
ro nazwijmy to - w celach ekstremalnie _naukowo_ badawczych
_własnej_ (podkreślam!) świadomości nie jestem w stanie wyobra-
zić sobie świata myśli 'pedała' (nie tylko płciowego, ale i fi-
nansowego) wzdychającego np. do teraz wielce 'atrakcyjnej' buź-
ki Millera... tudzież jego teczek...
Cóż, stale wygrywa obrzydzenie nad 'ochotą', ale myślę że to
nieduża skaza, bo i to "doświadczenie myślowe", (szczególnie
"płciowe", przyznaję to z pokorą) - jest ekstremalnie szurnię-
te. :-)))
Ale - nieźle mi to wychodziło z kobietami, choć 'za boga' i
strasznie długo nie mogłem pojąć, dlaczego one nie były w sta-
nie odpłacać pięknym za nadobne i 'przestawiać' tak swoich móz-
gownic, jak ja to potrafię...
Od walenia główką w ową (dla mnie wyraźnie niczym narysowaną)
granicę 'to' się zaczęło... Dawno temu... Patrz romantycy...
W największym trudzie, ba... wręcz 'szaleństwie' wyławiałem
pierwsze sformułowania/próbowałem paru 'interesantkom' (zafa-
scynowanym 'z zewnątrz' atrakcyjnym... choć nie 'majętnym'
buhajkiem) wyłożyć, w czym rzecz. Tj. to, w jaki sposób ja
potrafię percypować ich psychikę/"duszę", a one za cholerę...
Dopiero po wielu latach sięgając do pierwszej książeczki o
Einsteinie podskoczyłem jak 'rażony gromem', gdy zobaczyłem
w niej 'czarno na białym':
<< Wzajemne porozumienie możliwe jest tylko poprzez wysiłek,
aby tak całkowicie zrozumieć myśli, pobudki i obawy swego
przeciwnika, żeby spojrzeć na świat jego oczyma. >>
[Albert Einstein]
Toż DOKŁADNIE TO tłumaczyłem na milion możliwych i niemożliwych
sposobów 'mojej' "jednej i drugiej" 'owieczce' ... jak "krowie
na miedzy"! Na co w odpowiedzi 'słyszałem' wyłącznie upiorne
"meee, ja chcę barana!". Oj niedoczekanie - 'albo albo'! Bo mo-
że jestem nienormalny, ale baranem to ja nie jestem, a na pewno
nie wyłącznie. Jeśli naprawdę chcesz, to warunek _konieczny_
jest 'prosty' :-): masz dobrze pojąć, co we mnie jest _ponad_
baraniną, inaczej nici z wspólego meczenia/produkcji baranią-
tek... _Musi_ być Miłość, a nie 'hodowla' z 'dupnego automata'.
No i owieczki ... poszły sobie na 'fajniejsze pastwiska' owiecz-
kami pozostając; mizerne to 'pocieszenie' że Albertowi lepiej
wyjaśnianie onego 'drobiazga' nie wychodziło...
Nie tylko zresztą jemu - ot:
<< Antonia była mężatką, inne "ukochane" zanadto przewyższały kompozy-
tora pod względem pozycji społecznej. Być może w głębi ducha Beethoven
wolał, żeby tak właśnie było. Są dowody na to, że kompozytor nie żył
w zupełnym celibacie. Możliwe, że nie bronił się przed zdarzającym mu
się od czasu do czasu flirtem. Jego uczeń Ferdinand Ries wspomina, jak
pewnego razu przyszedł na lekcję i zastał kompozytora w towarzystwie
"przystojnej kobiety siedzącej wraz z nim na sofie. Czując, że przyby-
łem w nieodpowiednim momencie, chciałem wyjść jak najszybciej, lecz
Beethoven zatrzymał mnie i powiedział: "Usiądź i graj przez chwilę!"
Oboje z damą przez cały czas siedzieli za moimi plecami. Niedługo
potem: "Coś melancholijnego!" Następnie "coś namiętnego" i tak dalej."
Ries nie potrafił nam powiedzieć, czy ta niezwykła próba uwiedzenia
udała się. Istnieje jednak wiele mówiący zapis w notatniku Beethovena
z 1817 roku:
"Zmysłowa rozkosz bez zjednoczenia dusz jest i zawsze będzie zwierzęca.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Nie pozostają po niej wyższe uczucia, tylko wyrzuty sumienia".
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^^^^^
Może to nasuwać przypuszczenie, że Beethoven znał te "wyrzuty sumienia"
z własnego doświadczenia. Jakkolwiek było naprawdę, jego poczucie osa-
motnienia i skłonność do patrzenia w swą duszę, które zauważono u niego
już w dzieciństwie, miały się pogłębić w latach po napisaniu listu do
"Nieśmiertelnej Ukochanej". To także, tak jak wcześniejsze zmagania z
losem, miało znaleźć odzwierciedlenie w jego muzyce. >>
[Stephen Johnson "Beethoven" Przekład: Maciej Tumasz
Wydawnictwo naukowe PWN Warszawa-Poznań str. 82]
Celowo przytaczam z kontekstem, byście mogli potrenować i zauważyć,
(co ja widzę na pierwszy rzut oka), że 'komentował' typowy baran,
nie mający pojęcia o owej tajemniczej zoofobii takoż samo jak i o
"uczuciach wyższych". Cóż, normalny, a dla nich to zupełnie nie do
pojęcia. Na pastwisko a nie komentować Beethovenów ! Albo zacząć
uczyć się Myśleć... holonomicznie.
Ot, ile ja już o tym piszę i poza Januszem H. - jak grochem o ścia-
nę: (Fragment postu np.: Re: Terapia grupowa 99.07.01)
<< Może więc powinniśmy pogadać o empatii? (Jako niezbędnym elemen-
cie terapii umysłu, w istocie zawsze samodzielnej...)
Jak ją budować i odkrywać jej istnienie lub nie u siebie i innych...
(by zwiewać gdzie pieprz rośnie od psychologów, którzy jej nie mają????)
Przyznam, że z empatią miałem problemy.
Z jej nadmiarem. Byłem i dalej jestem święcie przekonany, że wyrobiłem
sobie ten nadmiar rozumowo (!), ale za diabła nie mogłem nakłonić żadnej
z moich (niewielu) kobiet do powtórzenia takiego treningu, jaki sam so-
bie fundowałem. >>
---------------------
Powtórzę istotny cytat o 'holonomie' w widoku... z zewnątrz:
<< Albert Einstein jest tu, razem z nami, z krwi i kości - jak najbardziej,
biorąc żywy udział w rozmowie, promieniejąc życiem, witalnością, zwyczajną
radością istnienia. Jest nas dwoje lub troje albo też pokój jest pełen
gości. Einstein właśnie kończy zdanie lub zdaje się przysłuchiwać bardzo
uważnie rozmowie. Nagle milknie, nie słucha dalej. Wstaje bez słowa albo
siedzi bez ruchu. Ten sam efekt. Nie można już z nim nawiązac kontaktu.
Bez względu na to, czy jest głośno, czy też panuje milczenie jeszcze
bardziej krępujące, choć wszystkie spojrzenia skupiaja sie na nim,
Einstein nie widzi nas ani nie słyszy. Ten stan nie ma nic wspólnego
z roztargnieniem człowieka pochłoniętego swymi myślami, który choć
popełnia niedorzeczne pomyłki, nie odrywa się od rzeczywistości - u
Einsteina wyłączenie się jest całkowite. Pozornie nic nie zmieniło się
w wyrazie jego twarzy. Cień uśmiechu tai się jeszcze w kącikach warg,
jeśli przedtem się śmiał, zmarszczka troski rysuje sie jeszcze, jeśli
rozmowa toczyła sie na przykry temat, ale w niczym nie przypomina już
Einstein człowieka, którym był przed chwilą. Przymyka ciężkie liliowawe
powieki albo ma oczy wciąż szeroko otwarte, lecz tak czarne i bez blasku
jak oczy niewidomego. Może będzie tak nieobecny bardzo długo albo drzwi
otworzą się nagle, tak jakby zamknął je przez pomyłkę; może będzie trwał
tak nieruchomo przez czas, który wyda nam się wiecznością, albo powróci
do nas tak szybko, że będzie się nam zdawało, iż śniliśmy. Jego powroty
są tak nagłe jak odejścia. Ale nie będziemuy już mogli pozbyć się wraże-
nia, że jego obecność między nami to tylko chwilowy dar.>>
[A. Vallentin Dramat AE str. 41]
Pojmujesz jak diametralnie jest to inny tryb pracy mózgu, skoro 'wyłą-
cza' zmysły, motorykę itd. itp. ? Ale to właśnie on dostarcza skoja-
rzeń, po nabyciu których... sens dobrych tekstów, ba, całych działek
wiedzy, których nigdy wcześniej na oczy w książkach się nie widziało
jest... znajomy bardziej, niż własna twarz. Wszystkie cytaty, które
przytaczam należą właśnie do tej 'klasy'. Rozumiałem je przed prze-
czytaniem (!), po prostu sam to - czego dotyczą - wcześniej przeżyłem
na 'własnym mózgu'... we własnej wyobraźni...
A są to jedyne naprawdę poprawne skojarzenia i cała sztuka w nabyciu
'tajemniczej' i pozornie nie do wysłowienia - umiejętności odróżnia-
nia ich od fałszywych...
Poniżej jest przykład takiego tekstu. Powinieneś załapać, o co w nim
chodzi: żadna konkretna wskazówka, ani jakikowiek 'najprawdziwszy fakt'
nie jest w stanie 'przekonać' normalnego, jeśli nie nauczył się My-
śleć... i odwrotnie - żaden 'normalny' nie przekona do niczego typo-
wego wariata, bo nijak nie jest w stanie go zrozumieć (odtworzyć jego
myśli), a tym samym pokazać mu jego błędy i słabe miejsca rozumowania.
By wariat był 'grzeczny' - normalny 'fachowiec' może jedynie elektrycz-
ną (jeszcze niedawno) bądź chemiczną (teraz) _pałką_ w białym kitlu
zamias kaptura dać mu...w łeb, co 'pomaga' na krótko, jak każde solid-
ne 'ogłuszenie'... lub na zawsze, gdy troszkę przesoli...
Nie ten tryb pracy mózgu. Potrzebny jest 'holonom', a takiego wśród
psychologów czy psychiatrów ze świecą szukać... Jak już się znajdzie,
to 'normalni' zaraz go sądami i nagonką na noże ześlą za ocean, niczym
K. Jankowskiego. Polecam uwadze...
'Ślepy' zna i 'rozumie' edukacyjną wersję "konsensusu miernot", która
z pełnym Rozumieniem Geniuszy nie ma ani _jednego_punktu_wspólnego_.
Stąd od zawsze odbywała się i odbywa - w miejsce totalnych mitów "sza-
cunku dla mędrców" - krzyżykiem symbolizowana "huzia na Józia" vel
'wieża samotnika'... Ów mit jest obalalny najprostszą logiką: za co ma
być ów mityczny szacunek dla mędrców, skoro głupcy nijak nie są w sta-
nie pojąć owej holonomicznej mądrości? Więc wymagają tego, co sami uz-
nają za mądrość - zewnętrznej SYMBOLIKI: "grzeczności", "powagi", su-
mienności, załatwiania od ręki kasy, stołka autorytetu/biskupa czy
innego profesora, naprawiania od ręki 'nienaprawialnego', pasowania
do któregoś z ich hurtem kretyńskich wzorców itp. _idiotyzmów_. Nic z
nich się nie potwierdza, bo zwyczajnie w "holonomii"/w ogóle nie mają
sensu, no i skutkiem tego głupcy 'odwiecznie' wrzucają mozartów do do-
łów dla ubogich, częstują cykutą itd. itp. - przed tym najczęściej...
na dokładkę - skutecznie doprowadzając ich do rzeczywistego szaleństwa.
P. Leotar - który ponoć na początku newsowania "gadał całkiem inteli-
gentnie", był oczytany itd. itp. 'Dziwnym trafem' oszalał... no cóż
"trudno", kara boska za 'jego grzechy' i oddech zadowolenia cymbałów,
gdy wreszcie zniknął... bo się 'udało'.
By poprawić błędną interpretację 'ślepego' trzeba by _jednocześnie_
poprawić fałsze tkwiące we WSZYSTKICH jego interpretacjach WSZYSTKIE-
GO, bo wszystkiego źle się po trochu 'nauczył', a tego nie byli w sta-
nie wykonać nawet najwięksi... Cały czas oczywiście działa holonomicz-
ne 'sprzężenie zwrotne...' 'naprawiające' ew. poprawki... stąd owa
absolutna, permamentna 'niemożność'.)
------------------------------------------
Ostatnia nauka Milarepy udzielona Gampopie
Chociaż Milarepa żył w XI wieku, Tybetańczycy do dziś opowiadają o
cienkich, białych i często obszarpanych bawełnianych szatach, które
nosił przez cały rok w zaśnieżonej głuszy Himalajów. Milarepa uważany
jest za największego jogina; niektórzy mówią, że włożył w praktykę
tak wielki wysiłek, że Koło Dharmy, którym obrócił kręci się do dziś,
a błogosławieństwo płynące z jego praktyki wciąż rośnie.
Bohaterem tej historii o Milarepie jest jego uczeń, oddany lekarz i
mnich, Gampopa, który głęboko ukochał swego mistrza. Kiedy po wielu
latach Gampopa musiał opuścić swego nauczyciela, poprosił go o ostat-
nią naukę, wskazówkę, którą mógłby się kierować. Początkowo Milarepa
był niechętny do udzielania nauk, powtarzając, że po tylu latach je-
dyną potrzebną rzeczą jest większy wysiłek, a nie jeszcze jedna wska-
zówka.
Jednak kiedy Gampopa wyruszył w drogę i przekroczył wąski strumyk
oddzielający go od mistrza, Milarepa krzyknął : "Hej, doktorku! Mam
jedną, niezwykle głęboko tajemną wskazówkę. Jest ona zbyt cenna abym
dał ją komuś, kto na nią nie zasługuje." Gampopa przystanął aby z ra-
dością przyjąć ostatnią naukę od swego umiłowanego mistrza, który
odwrócił się, schylił i uniósł w górę swoje liche szaty. Pośladki Mi-
larepy były dziobate jak końskie kopyto, całe pokryte odciskami i
stwardniałe po latach spędzonych na medytacji na twardych kamieniach.
Wtedy Milarepa wykrzyknął : "Oto moja ostatnia nauka mój synu! Zrób
to!"
-------------------
Jak to się ma do tutejszych i ... wszystkich 'dyskusji', w tym te-
lewizyjnych ? Konkret za konkret, niczym 'rozmowa' w rysunkowych
jaskiniowcach i to w obowiązkowej masce "grzeczności"...
Pozdrawiam (powyższym, jeśli powyższe zrozumiecie...)
JeT.
P.S. Cały ten post to przykład na pączkowanie bezsensownego sło-
wotwórstwa, więc podkreślę: holonom='zabytkowy' geniusz i tyle...
|