| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-03-20 14:37:33
Temat: Dyskrecja po francusku DYSKRECJA PO FRANCUSKU
Nie wsadzaj nosa do czyjegoś prosa.
- przysłowie ludowe
Jeżeli chodzi o prywatność życia, Francuzi są chyba
faktycznie szczególni. Sprawy osobiste to prawdziwe tabu. Nikt
tu nie zapyta drugiego o wysokość zarobków, ilość przebytych
rozwodów, pochodzenie czy, nie daj Boże, orientację seksualną,
bez rendez-vous nie wpadnie sąsiad do sąsiada po pożyczenie
przysłowiowej soli czy zapałek. Niemożliwość, zupełnie jak
świętokradztwo.
Z początku bardzo mi się to nie podobało, więcej,
drażniło. W takim podejściu widziałam jedynie dążenie do
izolacji, sobkostwo. To nie to co w Polsce - przychodzi kuma do
kumy: "a co to też kuma dzisiaj na obiad gotuje? Widać dziś w
nocy kum kumie nieźle wygodził, bo taki dobry kapuśniaczek...",
tu podnoszenie kumowych pokrywek. Swojskość.
Z czasem zrozumiałam, że ta szczególna ochrona prywatności
przez Francuzów to coś więcej. To usiłowanie zrekompensowania
dużego wysiłku, jeśli tak można powiedzieć, psychologicznych
inwestycji w bardzo intensywne życie zawodowe. Prywata to
odskocznia i azyl, trochę zasłużonego luzu po wyczerpującej
pracy. Ja się nie wtrącam do ciebie, ty bez mojego zaproszenia
nie grzeb w moim ogródku - to nie tylko izolacja, ale i respekt
drugiego, daleko idąca dyskrecja.
Co się kryje za taką dyskrecją doświadczyłam kiedyś na
własnej skórze. Jechałam z dziećmi podmiejskim pociągiem do
Paryża i mała jeszcze wtedy Dorotka niespodziewanie straciła
przytomność. Była to utrata przytomności głęboka i samo zajście
stało się dość spektakularne. Oczywiście straciłam głowę,
dyskretni Francuzi wokół. Obcość. W Polsce byłaby to zapewne od
razu atmosfera niezdrowej sensacji, w końcu pamiętam jeszcze
takie rodzime scenki. Tu ta dyskrecja - jakby nigdy nic i...
działanie: ktoś otworzył okno, inny wyciągnął wodę w aerozolu,
położono Dorotkę, tłum się spontanicznie rozstąpił, już na
dworcu nie wiem kto wezwał pogotowie, odprowadzono nas do
punktu pierwszej pomocy. Dopiero, gdy odchodziliśmy w otoczeniu
sanitariuszy do karetki kilku towarzyszących nam aż dotąd
pasażerów z pociągu zdecydowało się nas opuścić, by pospieszyć
do swych codziennych obowiązków. Wciąż dyskretni.
Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |