Strona główna Grupy pl.soc.edukacja Jak wykorzystac komputery

Grupy

Szukaj w grupach

 

Jak wykorzystac komputery

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2001-11-06 12:38:10

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery
Od: M...@f...edu.pl (Marek Pawlowski) szukaj wiadomości tego autora

zairazki wrote:

>> 2. Mamy wtedy odbior bierny. Na to byc moze znalazlem rade.
>> zapraszam pod www.klub.chip.pl/doradztwo
>
> Witam
> Byłem, czytałem, a nawet wydrukowałem (do użytku domowego). Pomysł prosty i
> tak oczywisty do wymyślenia, choć - nietrywialny w zastosowaniach
> praktycznych :-)))

No to ja też zajrzałem. Wszedłem na przykład z matematyki (bo koszula
bliższa ciału),
a tam w "rozwinięciach" znalazłem taką oto uzupełniankę (do uzupełnienia
za EDU-romem)

>>>>>>

1. Rozwinięcie dziesiętne liczby wymiernej, jest to przedstawienie
ułamka zwykłego w postaci .......................................... .

2. Rozwinięcie dziesiętne może być ...............................
lub ...................................

3. Ułamek zwykły zamienimy na postać dziesiętną poprzez dzielenie
..................... przez ................................ lub
rozszerzenie go do mianownika ......., ......, ...... .

4. Ułamek zwykły posiada rozwinięcie dziesiętne skończone, gdy
mianownik ułamka rozkłada się na czynniki ........................ takie
jak ...... lub ...... oraz. ..... i ...... .

5. Ułamek zwykły, który posiada rozwinięcie dziesiętne nieskończone
nazywamy ....................................................
.............

>>>>>>

i tak dalej.

Nóż w kieszeni rozerwał mi dwie warstwy materiału raniąc boleśnie
podramiennik fotela, który właśnie się nad nim znajdował!

To ma być uczenie matematyki!? Z użyciem technologii informatycznej!?
Toż to zwykłe uczenie klepania zaśmiecających pamięć banialuk.

Pani, która coś takiego wymyśliła, to mi nawet trochę żal (mniej niż
jej uczniów). Ale przecież ktoś ją musiał nauczyć, dopuścić,
nie dać porządnie po łapach gdy "zbłądziła" po raz pierwszy.
Może nawet ktoś ją zainspirował durnymi zeszytami ćwiczeń
"dopuszczonymi - też przez kogoś - do użytku" (kiedyś byłem przeciwnikiem
palenia książek na stosie, ale chyba się starzeję).

Do durniactwa zwykłego dojdzie nam teraz jeszcze durniactwo
dyplomowane wspomagane komputerowo.
Signum temporis, czy jak to tam było.

MP


--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.soc.edukacja

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2001-11-06 14:30:59

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery
Od: "Kanaan" <s...@w...edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

Mam nadziej, ze to "Panie" nie bylo do mnie :)))

> Szanowny panie!



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-06 14:48:24

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery
Od: "Sławomir Żaboklicki" <z...@k...chip.pl> szukaj wiadomości tego autora


> No to ja też zajrzałem. Wszedłem na przykład z matematyki (bo koszula
> bliższa ciału),
> a tam w "rozwinięciach" znalazłem taką oto uzupełniankę (do uzupełnienia
> za EDU-romem)
>
> >>>>>>
>
> Nóż w kieszeni rozerwał mi dwie warstwy materiału raniąc boleśnie
> podramiennik fotela, który właśnie się nad nim znajdował!
>
> To ma być uczenie matematyki!? Z użyciem technologii informatycznej!?
> Toż to zwykłe uczenie klepania zaśmiecających pamięć banialuk.
>
> Pani, która coś takiego wymyśliła, to mi nawet trochę żal (mniej niż
> jej uczniów). Ale przecież ktoś ją musiał nauczyć, dopuścić,
> nie dać porządnie po łapach gdy "zbłądziła" po raz pierwszy.
> Może nawet ktoś ją zainspirował durnymi zeszytami ćwiczeń
> "dopuszczonymi - też przez kogoś - do użytku" (kiedyś byłem przeciwnikiem
> palenia książek na stosie, ale chyba się starzeję).
>
> Do durniactwa zwykłego dojdzie nam teraz jeszcze durniactwo
> dyplomowane wspomagane komputerowo.
> Signum temporis, czy jak to tam było.
>

Jest zle. Moze byc gorzej, jesli nie bedziemy szukali rozwiazan.
Są eduROMy. Jest problem, jak je wykorzystać w nauczaniu.
Matematyki takze. Zgadzam się, ze cala rzesza matematykow
produkuje ludzi z wszczepionym w szkole wstretem do matematyki.
Jest problem. Jak temu zaradzic? Na pewno przedstawiajac
konkretne propozycje. Czekam
SZ


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-06 14:52:32

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery
Od: "zairazki" <z...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Kanaan" <s...@w...edu.pl> napisał w wiadomości
news:9s8sem$fph$1@news.tpi.pl...
> Mam nadziej, ze to "Panie" nie bylo do mnie :)))
>
> > Szanowny panie!
W kwestii porządkowej - oczywiście nie - z całym szacunkiem dla płci
pieknej - w końcu zwracałem sie do przedmówcy p. Sławomira o podzielenie się
doświadczeniami zawodowymi ;-)))
pozdrowionka
zairazki


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-06 14:58:02

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery
Od: "Sławomir Żaboklicki" <z...@k...chip.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Kanaan" <s...@w...edu.pl> napisał w wiadomości
news:9s8c2d$7j9$1@news.tpi.pl...
> jesli masz jakies materialy a propos prowadzenia (bezbolesnego dla
> nauczyciela i uczniow) zajec z informatyki w podstawowce, gimnazjum i
> liceum, to chetnie skorzystam...
>
> I jeszcze jedno... wolalabym, zebys piszac do mnie pisal "chcialabys"
jakby
> na to nie patrzec, jestem kobieta ;))
>
Przepraszam za forme. Nick Kanaan kojarzy mi sie wylacznie z Biblia.
Wyprawka dla nauczycielki informatyki zajmuje po spakowaniu 1,3MB.
Gdzie ją przeslac?
SZ



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-06 15:01:05

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery
Od: "Sławomir Żaboklicki" <z...@k...chip.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "zairazki" <z...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:9s8k2c$mla$1@news.tpi.pl...
> Witam!
>
> Użytkownik "Sławomir Żaboklicki" <z...@k...chip.pl> napisał w
> wiadomości news:3be6cfa3$1@news.vogel.pl...
> [ciach]
> > Znam ten bol. Znalazlem na to lekarstwo. Jak bedziesz chcial wrocic
> > do informatyki, napisz to podesle Ci materialy.
> > Sz
>
> Szanowny panie!
> To mało my się naklepali w klawiaturki przy różnych okazjach? Czemu
taaaakie
> informacje na priva ze szkodą dla ogółu? Przecież ładnych kilka kB tekstu
> powstało tu na temat dzielenia się własnymi doświadczeniami...
> Priv privem, ale główne idee tego pomysłu - do publikacji! Może ci z
innych
> przedmiotów wyłowią jakies uogólnienia do zastosowania np. w chemii :-)))
> pozdrowionka
> zairazki
>
Bo jest to skrypt z metodyki wykorzystania komputerow w nauczaniu.
macierzysta uczelnia moze mieć cos przeciw. Ale dla przyjaciol, po
znajomosci
chyba moge wysylac? (1,3MB po spakowaniu).
SZ


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-07 10:22:56

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery i W szkole uczymy sie .....
Od: M...@f...edu.pl (Marek Pawlowski) szukaj wiadomości tego autora

Odpowiem na oba listy Pana Sławka łącznie, bo odpowiedzi sie uzupełniają.

Sławomir Żaboklicki wrote:

> Jest zle. Moze byc gorzej, jesli nie bedziemy szukali rozwiazan.
> Są eduROMy. Jest problem, jak je wykorzystać w nauczaniu.

Niestety, samych eduROMów nie widziałem - za drogie na prywatną kieszeń,
więc nic mądrego o nich nie napiszę. Może tylko to, że takie opracowanie
- jeśli
dobrze zgaduję co zawiera - powinno być dziełem zamówionym i opłaconym
ze środków publicznych (w drodze konkursu, oczywiście) i dostępnym bez
ograniczeń w wersji
internetowej. Jestem generalnie przeciwny "robieniu pieniędzy" na edukacji
w zakresie głównych ciągów edukacyjnych (nie mam nic przeciwko robieniu
pieniędzy np. na edukacji w zakresie origami czy maszynopisania). Tezę
mówiącą,
że wolny rynek programów, podręczników i pomocy naukowych może okazać
się zbawienny dla poziomu tych opracowań, uważam za fałszywą, a jej
fałszywość
została moim zdaniem w dużym stopniu ujawniona przez doświadczenia ostatnich
trzech lat. Jak na razie ten rynek wydaje się poszukiwać złotego środka
pomiędzy
schlebianiu gustom i przyzwyczajeniom (złym) oraz nie zawsze
"pozytywnej" wygodzie
uczących, a efektownością opakowania, która pozwoli przekonywać rodziców do
wykładania coraz to wyższych sum na wyposażenie swych pociech.
Moje starsze dzieci pisały w pierwszej klasie w zeszytach w 3 linie -
obecnie za 50 gr
- młodsza córka pisze w podobnym zeszycie, tyle że z nadrukiem firmowym
cyklu programowego i z pierwszymi literkami w rządku już wydrukowanymi;
koszt
circa 4 zł.

> Zgadzam się, ze cala rzesza matematykow
> produkuje ludzi z wszczepionym w szkole wstretem do matematyki.
> Jest problem. Jak temu zaradzic? Na pewno przedstawiajac
> konkretne propozycje. Czekam

a w drugim liście

> A tu wprowadza się
> zupełnie nowe narzędzia, wszyscy łącznie z wyżej podpisanym (MP) mówią,
> że trzeba uczyć procesów, mechanizmów zjawisk i róznych takich,
> a nikt nie mówi jak to zrobić.

To chyba nie do końca sprawiedliwa recenzja moich tu wysiłków.
Od dwóch lat - odkąd pojawiły się pierwsze (i ostatnie :-() projekty
standardów
wymagań egzaminacyjnych - usiłuję agitować za tym, że w tym właśnie
miejscu (w standardach) powinna się rozpocząć prawdziwa reforma treści i
form nauczania.
Nie zgadzam się z powszechną opinią, że uczenie "pod egzaminy" to "be",
a uczenie pod "pojmowanie słuszności i piękna przez mistrza" to "cacy".
Ja nie wierzę w to, by w naszym kraju było pół miliona "mistrzów"
zdolnych być sobie samym (i uczniom) wiatrem, sterem, żaglem i okrętem.
A ponieważ pół miliona nauczycieli pewnie rzeczywiście nam potrzeba,
to dla dobra większości uczonych (i z ewidentną, niestety, szkodą dla
części tych,
którzy rzeczywiście mieli szczęście trafić na samodzielnych, kreatywnych
mistrzów)
to właśnie standardy wymagań powinny dokładnie wyznaczać (i przekonywująco
wyjaśniać po co i dlaczego) to, do czego i jak dążymy, do czego należy
uczyć.

To o czym piszę nie jest żadną teoretyczną utopią. Ośmielam się o tym pisać,
bo mam gdzieś w szafie brytyjski odpowiednik standardów wymagań z
matematyki.
Jest to gruba broszura, w której precyzyjnie wyliczono każdą wymaganą
umiejętność
i każdy fakt, przypisano je do poziomu nauczania (poziomy podzielone na
jednostki
roczne - z możliwością skrócenia ich dla zdolniejszych - a nie jak u nas
trzyletnie).
Każdą umiejętność (na każdym poziomie uczenia) zilustrowano przykładem
zastosowania adekwatnym do poziomu, przy czym przykłady dobrano z dbałością
o ich wiarygodność na danym poziomie rozwoju dziecka (tak by uczeń i
uczący nauczyciel
rozumieli po co się tego właśnie uczy). Żadnej publicystyki, minimum
dowolności
co do meritum, jasno i przejrzyście, tak iż na dobrą sprawę nauczyciel,
pełen
własnej inwencji co do sposobów tłumaczenia (bo nie wystarczy powiedzieć
co, trzeba też wiedzieć jak to sprawić) i do wymyślania nowych przykładów,
mógłby zrezygnować z dalszych pomocy dydaktycznych.

Nie wiem jak wyglądają tamtejsze odpowiedniki standardów wymagań z
historii, geografii czy biologii. Domyślam się jednak, że precyzyjnie
wyliczają wszystkie
(niezbyt liczne) fakty, które trzeba zapamietać. Oczekiwałbym, że
wyliczają też
szczegółowo wszystkie procesy i zależności, które trzeba poznać i umieć
rozpoznać (ilustrując to faktami, których znajomość sama w sobie nie
stanowi treści wymagań). Oczekiwałbym też, że wyliczają
techniki i umiejętności w dziedzinie docierania do informacji, umiejętności
łączenia ich i analizowania, a każdą z wymienionych umiejętności ilustrują
odpowiednim przykładem adekwatnym do wieku i dojrzałości uczniów na danym
etapie edukacji. (Tak na marginesie: Przypominam sobie relację naszych
nauczycieli, którzy odwiedzając jedną ze szkół w Hamburgu, byli
zaszokowani faktem,
iż uczniowie w klasie bodaj szóstej nie umieli wskazać z biegu na mapie,
gdzie leży
Polska. Ich szok był jeszcze większy, gdy okazało się, że ci sami uczniowie
potrafią w ciągu kilku sekund posłużyć sie skorowidzem atlasu i odszukać
z taką pomocą nie tylko Polskę, ale i dowolne inne państwo.)

To, że od przygotowania precyzyjnych standardów wymagań nie rozpoczęto
naszej reformy jest dla mnie jej największą słabością. Tłumaczę to sobie
po części brakiem środków (bo rzeczywiście pracę trzeba wykonać niemal
katorżniczą
- choć pewnie można skorzystać z licznych światowych wzorców). Po części
tłumaczę to naszymi wadami - jakośtobędzizmem, umiłowaniem "poezji", a
nie konkretów,
i pryncypialną "bezkompromisowością" (gdzie dwóch "mądrych" tam trzy
zdania), która
powoduje, że do dziś wśród "fachowców" brak zgodności czego tak na prawdę
i kiedy należy uczyć (odzwierciedlają to istotne różnice pomiędzy programami
i podręcznikami). W takiej sytuacji jedyny możliwy kompromis, to
kompromis na poziomie
nic nie znaczących ogólników, deklaracji intencji i listy życzeń do
złotej rybki.
Dokładnie to fundują nam obecne standardy. W tej sytuacji kolejne kursy
i szkolenia
niewiele dadzą poza podniesieniem stopy życiowej tych, którzy załapią
się do grona
szkolących. Nie wiadomo bowiem do czego szkolić. Jeśli tak, to stosowanie
wiedzy zdobytej na szkoleniach (pomijając relatywizm jej wartości) i tak
nie jest
niczym koniecznym. Jeśli tak dyktuje
wygoda/przyzwyczajenie/poczucie-własnej_nieomylności
to cały efekt szkolenia można szybko wyrzucić z pamieci i dalej robić swoje.

Jeśli pyta Pan co zrobić to od dawna odpowiadam niezmiennie - zacząć od
głowy:
od precyzyjnego ustalenia czego się chce, do czego się dąży. Ten etap - choć
kosztowny - będzie zapewne znacznie tańszy niż rozpoczynanie od opłacenia
kolejnej partii szkoleń i kursów przed sprecyzowaniem po co i do czego.
(No, może tu się trochę mylę, bo "Polak potrafi" i zawsze obowiązek
pokrycia kosztów
kursów można zwalić na samych nauczycieli lub na ich gminy).
W tym ustaleniu czego chcemy (i na co nas stać) głos nauczycieli musi
być uważnie
wysłuchany, ale też i krytycznie wysłuchany, gdyż ich partykularny interes
(w swej masie naturalnie konserwatywny) nie musi pokrywać się z
interesem publicznym.
Kto powinien dokonać takiego ustalenia?
To może najważniejsze pytanie. Powstrzymam się w tym momencie od
wysuwania propozycji, poza stwierdzeniem, że moim zdaniem to zadanie
przekracza
statutowe i merytoryczne kompetencje samego ministerstwa.

Pozdrawiam,

MP

--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.soc.edukacja

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-07 12:23:50

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery i W szkole uczymy sie .....
Od: "Sławomir Żaboklicki" <z...@k...chip.pl> szukaj wiadomości tego autora


Tezę
> mówiącą,
> że wolny rynek programów, podręczników i pomocy naukowych może okazać
> się zbawienny dla poziomu tych opracowań, uważam za fałszywą, a jej
> fałszywość
> została moim zdaniem w dużym stopniu ujawniona przez doświadczenia
ostatnich
> trzech lat.

A moze lepiej, zeby nie bylo narzucanych odgórnie jedynych slusznych
wzorcow? Ludzie mają do nich uraz.
>
>
> To chyba nie do końca sprawiedliwa recenzja moich tu wysiłków.
> Od dwóch lat - odkąd pojawiły się pierwsze (i ostatnie :-() projekty
> standardów
> wymagań egzaminacyjnych - usiłuję agitować za tym, że w tym właśnie
> miejscu (w standardach) powinna się rozpocząć prawdziwa reforma treści i
> form nauczania.

W teori zgoda w 100%. W praktyce, jak sobie pomyslę kto będzie takie
standardy ustalał .... Zwykle wybiera się do tego celu profesorów
uniwersytetów,
którzy widzą świat przez pryzmat uprawianych przez siebie dyscyplin. Głos
nauczycieli praktyków niewiele tu znaczy (nie mają tytułów!). Myślę, że
zewnętrzne, niezależne egzaminy są rozwiązaniem bardziej skutecznym.
One określają poziom i zakres materiału. I tu się chyba zgadzamy.


> To o czym piszę nie jest żadną teoretyczną utopią. Ośmielam się o tym
pisać,
> bo mam gdzieś w szafie brytyjski odpowiednik standardów wymagań z
> matematyki.
> Jest to gruba broszura, w której precyzyjnie wyliczono każdą wymaganą
> umiejętność
> i każdy fakt, przypisano je do poziomu nauczania (poziomy podzielone na
> jednostki
> roczne - z możliwością skrócenia ich dla zdolniejszych - a nie jak u nas
> trzyletnie).

Z którego roku pochodzi ten brytyjski standard i jakiego poziomu dotyczy?
Wydaje mi się, że jest to przejaw angielskiej metody tzw. Kings Regulations
zapewniających wykonanie określonych działań niezależnie od inteligencji
wykonawców. Jest to w zasadzie dobra metoda, ale nam ogromnie brakuje
ludzi myślących, umiejących znaleźć się w każdej sytuacji i środowisku.
Wykonawców mamy w nadmiarze.

> W tym ustaleniu czego chcemy (i na co nas stać) głos nauczycieli musi
> być uważnie
> wysłuchany, ale też i krytycznie wysłuchany, gdyż ich partykularny interes
> (w swej masie naturalnie konserwatywny) nie musi pokrywać się z
> interesem publicznym.
> Kto powinien dokonać takiego ustalenia?
> To może najważniejsze pytanie. Powstrzymam się w tym momencie od
> wysuwania propozycji, poza stwierdzeniem, że moim zdaniem to zadanie
> przekracza
> statutowe i merytoryczne kompetencje samego ministerstwa.
>

Zgoda z tym ostatnim. I wróciliśmy do punktu wyjścia. Wiemy co trzeba
zrobić (standardy), wiemy jak (jak w Wielkiej Brytanii), nie wiemy kto to
ma zrobić. Dla mnie wniosek jest jeden - komisje egzaminacyjne. One
faktycznie
ustalają standardy. Nadzór nad ich realizacją sprawują dyrektorzy i rodzice.
To oni
jedynie mogą wymusić na nauczycielach zmianę sposobu myślenia, uczenia.
Czego mi jeszcze brakuje, to rzetelnych, obiektywnych rankingów szkół.
To może przyspieszyć proces reformy (myslenia - nie oświaty) o ładnych
kilka lat.

Pozdrowienia
SZ



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-07 13:10:57

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery i W szkole uczymy sie .....
Od: M...@f...edu.pl (Marek Pawlowski) szukaj wiadomości tego autora

Sławomir Żaboklicki wrote:

> Tezę
>
>> mówiącą,
>> że wolny rynek programów, podręczników i pomocy naukowych może okazać
>> się zbawienny d
>
> A moze lepiej, zeby nie bylo narzucanych odgórnie jedynych slusznych
> wzorcow? Ludzie mają do nich uraz.

Każde rozwiązanie ma swoje wady. Zgniłokompromisowym rozwiązaniem
może być konkurs na realizację "oficjalną", ocenianą pod kątem
zgodności ze standardami wymagań (celem), walorów dydaktycznych,
wykonalności w typowych warunkach i czasach, umiaru w formie i cenie
itp. Inne propozycje nie byłyby wyklęte, ale musiałyby zdobyć
w drodze jasnej procedury (a nie opinii znajomego szwagra jak obecnie)
potrzebne certyfikaty zgodności i wykonalności. Konkurs mógłby być
powtarzany
okresowo, a certyfikat "oficjalności" mógłby być ważny jeszcze przez pewien
czas po rozstrzygnięciu nowego konkursu.

> W teori zgoda w 100%. W praktyce, jak sobie pomyslę kto będzie takie
> standardy ustalał .... Zwykle wybiera się do tego celu profesorów
> uniwersytetów,
> którzy widzą świat przez pryzmat uprawianych przez siebie dyscyplin.

> Głos
> nauczycieli praktyków niewiele tu znaczy (nie mają tytułów!).

Ja bym ani nie wyklinał w czambuł profesorów, ani nie przewartościowywał
"głosu praktyków" (bo dotychczasowa praktyka jakaś taka nie najlepsza).
Sądzę, że wiele punktów widzenia trzeba uwzgledniać.
Także samorządowców, autorytety kultury, psychologów, pracodawców,
rodziców itp.
Myślę, że powinni do tego zostać powołani ludzie niekontrowersyjnie
rozpoznawani
jako mądrzy i solidni. Myślę, że praca powinna się rozpocząć od nakreślenia
wielowariantowej wizji absolwenta każdego poziomu edukacji. Po uzyskaniu
szerszej akceptacji dla tej wizji, powinna ona zostać obudowana szczegółami
determinującymi proces edukacyjuny.

> Myślę, że
> zewnętrzne, niezależne egzaminy są rozwiązaniem bardziej skutecznym.
> One określają poziom i zakres materiału. I tu się chyba zgadzamy.

Tak. Określeniu zakresu wymagań egzaminacyjnych służą standardy wymagań.
Doprowadzeniu do ich wypełnienia służy proces edukacyjny.
Mam tylko wątpliwości czy egzaminowanie w cyklu co trzy lata jest
dostatecznie
częste by wymusić jakość pracy uczących. Myślę, że wiedza i umiejętności
ucznia powinny być rozpisane na krótsze cykle i przynajmniej
potencjalnie (bo to
kosztuje) powinny podlegać weryfikacji.

>
> Z którego roku pochodzi ten brytyjski standard i jakiego poziomu dotyczy?

Rok sprawdzę w wolnej chwili. Jest to rozpisanie na wszystkie "level'e".

> Dla mnie wniosek jest jeden - komisje egzaminacyjne. One
> faktycznie
> ustalają standardy.

Ależ właśnie one to zrobiły (CKE) i wyszło to co wyszło, czyli jak zwykle.

> Nadzór nad ich realizacją sprawują dyrektorzy i rodzice.
> To oni
> jedynie mogą wymusić na nauczycielach zmianę sposobu myślenia, uczenia.

To niestety nadal raczej życzenia do złotej rybki.

> Czego mi jeszcze brakuje, to rzetelnych, obiektywnych rankingów szkół.

Są możliwe jedynie w oparciu o egzaminy zewnętrzne.
W murach szkoły wszelkie cuda są możliwe.

Pozdrawiam,

MP


--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.soc.edukacja

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-11-07 14:54:05

Temat: Re: Jak wykorzystac komputery i W szkole uczymy sie .....
Od: "Roman Stachowiak" <r...@a...odn.zgora.pl> szukaj wiadomości tego autora

> > Głos
> > nauczycieli praktyków niewiele tu znaczy (nie mają tytułów!).
>
> Ja bym ani nie wyklinał w czambuł profesorów, ani nie przewartościowywał
> "głosu praktyków" (bo dotychczasowa praktyka jakaś taka nie najlepsza).

Rozziew między teorią a praktyką niekoniecznie musi oznaczać, że ta ostatnia
'jakaś taka nie najlepsza'.

> Sądzę, że wiele punktów widzenia trzeba uwzgledniać.
> Także samorządowców, autorytety kultury, psychologów, pracodawców,
> rodziców itp.

Niemal wszystkie wzajemnie się wykluczają

> Myślę, że powinni do tego zostać powołani ludzie niekontrowersyjnie
> rozpoznawani
> jako mądrzy i solidni. Myślę, że praca powinna się rozpocząć od
nakreślenia
> wielowariantowej wizji absolwenta każdego poziomu edukacji. Po uzyskaniu
> szerszej akceptacji dla tej wizji, powinna ona zostać obudowana
szczegółami
> determinującymi proces edukacyjuny.

Jeszcze nie tak dawno był taki jeden Joker-wizjoner i na dodatek z misją do
spełnienia. Fakt, że ta jego wizja nie miała szerszej akceptacji w niczym mu
nie przeszkadzał.
A propos: jak określić wystarczający rozmiar szerokości akceptacji? Czy
wystarczą samorządowcy + pracodawcy, czy też autorytety kultury + rodzice?
Czy też wystarczy SLD + PSL + ew. Samoobrona, czy też musimy dodać do tego
PiS i LPR? Dla każdej konfiguracji społecznej, kulturowej i politycznej
wizja absolwenta będzie inna.

> Mam tylko wątpliwości czy egzaminowanie w cyklu co trzy lata jest
> dostatecznie
> częste by wymusić jakość pracy uczących.

Tym bardziej, że żaden z tych egzaminów nie ma najmniejszego wpływu na
ukończenie szkoły (SP i Gimnazjum). Jakość pracy uczących może być
niebotyczna, ale jeśli uczeń wie, że może przez cały nie uczyć się, zbierać
najniższe oceny, a i tak - jeśli tylko PRZYSTĄPI do egzaminu (bez
konieczności jego zaliczenia) - to szkołę ukończy, to motywacji - tej
bezpośredniej - do nauki nie ma żadnej. Jaki procent uczniów kieruje się (na
poziomie SP i Gim) motywacją sięgającą dalej niż rok czy dwa?

> Myślę, że wiedza i umiejętności
> ucznia powinny być rozpisane na krótsze cykle i przynajmniej
> potencjalnie (bo to
> kosztuje) powinny podlegać weryfikacji.

Co pół roku egzamin i sito? Coś mi tu pachnie japońskim wyścigiem
szczurów...

RomanS


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . 2 . [ 3 ] . 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

wejdz
historia gospodarki polskiej po 1989
Nostryfikacja
Licencjat w Cieszynie
PILNE! Narzedzie do badan

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

NOWY: 2025-12-07 Algorytmy - komentarz [po lekturze ks.]
Reżim Talibów w Afganistanie zakazał kobietom: pracy w większości zawodów, studiowania, nauki w szkołach średnich i podstawowych!!!
Edukuję się jak używać Thunderbirda
NOWY: 2025-09-29 Alg., Strukt. Danych i Tech. Prog. - komentarz.pdf
Tak działa edukacja Putina. Już przedszkolaki śpiewają, że są gotowe skonać w boju

zobacz wszyskie »