Strona główna Grupy pl.sci.medycyna Kołatania serca (nerwica?)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Kołatania serca (nerwica?)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 4


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2001-01-23 08:45:54

Temat: Kołatania serca (nerwica?)
Od: <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Na początek przepraszam za anonimowość. Nie lubię rozmów o własnych
problemach zdrowotnych w szerszym gronie, a ta grupa to w zasadzie
forum publiczne. Ostrzegam też że list jest długi, ale moje problemy
są dość dziwne a chciałem opisać wszystko dokładnie - może ktoś ma
podobne problemy i podzieli się ze mną doświadczeniem, a może jakiś
lekarz będzie potrafił mnie skierować do odpowiedniego specjalisty...

Od jakiegoś czasu mam dziwne problemy, które powracają jak bumerang.
Zaczęło się od tego, że przed maturą "przedawkowałem" kawę. Uczyliśmy się
u znajomych, zrobiliśmy sobie kawę z pół torebki mielonej kawy i dzbanka
wody. Nad ranem obudziłem się i czułem jakby serce chciało wyskoczyć mi
z piersi. Na szczęście po chwili jakoś doszedłem do siebie i nawet udało
mi się zasnąć o sprawie zapomniałem, tyle że długo nie mogłem spojrzeć
na kawę :-)

Kilka lat później co jakiś czas w nocy zaczęły pojawiać się podobne
problemy - bezsenność, szybkie tętno (ponad 120) mimo leżenia bez ruchu,
i paraliżujący strach. Zwykle wszystko mijało nad ranem i później już spałem
spokojnie, a po przebudzeniu wręcz śmiałem się z tych problemów, tak
wydawały mi się odległe... Teraz nie pamiętam dokładnie, ale przynajmniej
kilka razy (a możliwe że zawsze) problemy pojawiały się po przesadzeniu
z kawą.

Za którymś razem poszedłem do lekarza, zrobiłem EKG - wyniki były
bez zastrzeżeń. Dostałem jeszcze skierowanie na EEG - tam również wszystko
było w normie.

Problemy pojawiały się, trwały kilka dni po czym znikały bez śladu na długo.
Z tego co pamiętam (znowu - niedokładnie, bo to już kilka lat) dobrym
sposobem na te problemy był ruch fizyczny i chyba nie miałem problemów
w okresie gdy ruchu miałem więcej. Na pewno przynajmniej raz problemy
rozwiązałem wsiadając na drugi dzień na rower i przejeżdżając 50km.
Znowu miałem spokój przez dłuższy czas.

Ostatnio przerwa trwała ponad dwa lata, albo dłużej (już nie pamiętam kiedy
ostatnio miałem tego typu problemy) więc myślałem że już się na dobre
z tego wyleczyłem. A tu przyszła jesień i mniej więcej w listopadzie
problemy powróciły ze zwiększoną siłą. Podejrzewam że jeśli teoria o braku
ruchu jest prawdziwa, to duży wpływ miał tutaj fakt że od półtora roku
mam samochód, co zdecydowanie ograniczyło mój ruch fizyczny - często
cały mój ruch na świeżym powietrzu w ciągu dnia to przejście z domu do
samochodu, z samochodu do pracy, a wieczorem to samo w odwrotnej kolejności.

O ile jeszcze do października grałem często w tenisa, o tyle później
było to niemożliwe - i akurat wtedy pojawiły się kłopoty. Zbiegło się
to w czasie z silnym stresem który z żoną przechodziliśmy, co ciekawsze
objawy pojawiły się dopiero w momencie gdy nasze problemy znalazły
wreszcie szczęśliwy finał.

Zaczęło się "klasycznie", w czasie zasypiania nagle się budzę,
tętno gwałtownie wzrasta (120 i więcej), pojawia się lęk który jeszcze
bardziej zwiększa tętno i tak sobie leżę aż do świtu - kiedy wreszcie
zasypiam i śpię aż do budzika. Niestety - wstaję do pracy ok. 6:15
więc często spałem zaledwie 1-2 godziny, co oczywiście nie poprawiało
mi samopoczucia. Pojawiły się też niezbyt silne bóle w klatce piersiowej
- ale bardzo z lewej strony, czasami wręcz pod pachą, przy czym ból pojawiał
się wyłącznie w czasie spoczynku, najczęściej w pracy przed komputerem.
Lekarz do którego się zgłosiłem sugerował problemy z kręgosłupem.

Tym razem problemy rozwijały się - wpadłem w nieskończoną pętlę bo
problemy ze snem powodowały silny stres, który oczywiście utrudniał
zaśnięcie i jak podejrzewam zwiększał objawy. W ciągu dnia pojawiały
się kołatania serca, które też powodały strach że to jakieś problemy
z sercem (sam się z tego chwilami śmieję, ale z drugiej strony nie
potrafię opanować tego lęku). Po tym jak nie przespałem
dwóch nocy z rzędu poszedłem do lekarza. Po wysłuchaniu historii
najpierw wypytał mnie czy nie odczuwałem bólu w klatce piersiowej - to
charakterystyczne, że jeżeli czasami odczuwałem ból to wyłącznie w
spoczynku, nigdy natomiast po wysiłku mimo że często uprawiałem dość
intensywny sport (w lecie), później zmierzył mi ciśnienie,
stwierdził że jest troszkę za wysokie (zdaje się 140/90) i przepisał
magvit (magnez + B6) i kalms (delikatne tabletki uspokajające).
Faktycznie pomogło (możliwe że pomogła sama wizyta u lekarza i jego
spokojna reakcja), odstawiłem tabletki i kilka dni był spokój.
Później - wszystko wróciło. Tym razem dostałem też tabletki
na obniżenie ciśnienia. Wziąłem tylko jedną, problemy minęły,
odstawiłem leki - do świąt było dobrze.

W międzyczasie dostałem jakiejś dziwnej grypy (tak mi się zdaje), oprócz
tygodnia typowych objawów (silny kaszel, ból gardła) praktycznie przez
cały grudzień nie miałem zupełnie apetytu. Możliwe że to efekt silnego
stresu. W każdym razie mogłem nie jest przez 24 godziny i nie czuć głodu.
W sumie przydało mi się to, bo trochę schudłem (teraz ok. 90kg/176cm).

Przed świętami po stresującym dniu położyłem się spać i poczułem znajome
przyspieszenie akcji serca. Co ciekawsze - zażyłem kalms i czułem się
wyjątkowo spokojnie. Mimo to tętno pozostawało na wysokim poziomie aż
do świtu i dopiero nad ranem udało mi się usnąć.

Po świętach poszedłem znowu do lekarza, dostałem całą serię badań
(najpierw pod kątem zapalenia mięśnia sercowego, później morfologia,
coś pod kątem wątroby i kilka innych). Dokładnie wszystko było w idealnym
porządku. Dostałem zalecenie brać nadal magvit i kalms. Zacząłem też
mierzyć ciśnienie - było za wysokie, kiedy doszło do 145/100 odwiedziłem
pana doktora po raz kolejny. Zrobiłem badanie EKG - w czasie badania czułem
się fatalnie (kolejna niedospana noc), odczuwałem lekki ból w klatce
piersiowej i odczułem kilka razy charakterystyczne "kołatanie". Co mnie
bardzo zaskoczyło, EKG wyszło idealnie i nie było na nim śladu po owym
kołataniu - mimo że na pewno miało ono miejsce w czasie badania.

Lekarz stwierdził że trzeba coś zrobić z tym ciśnieniem "do wiosny"
- dostałem atenolol (jakiś beta-blocker), dawkę minimalną (zdaje się
25ug/dzień). Reakcja organizmu była wręcz szokująca - byłem
przyzwyczajony do tętna w granicach 120, tymczasem
już na drugi dzień po zażyciu leku spadło do ok. 60 i tak pozostawało
w spoczynku, wzrastając oczywiście przy wysiłku.

Przez pierwsze dwa dni miałem problemy z zaśnięciem :-) bo przyzwyczaiłem
się już do szybkiego pulsu i czułem się wręcz nieswojo. Ale szybko
się przyzwyczaiłem i samopoczucie mi się poprawiało. Duże znaczenie
miał też fakt, że wreszcie znalazłem przyczynę moich problemów.
Odkąd pamiętam, zawsze najbardziej stresujące było dla mnie oczekiwanie
przed wizytą lekarza - kiedy już wiedziałem co mi dolega, zwykle
stawałem się spokojny (nawet gdy było to coś poważnego).

Codzienne pomiary ciśnienia wskazywały na poprawę - po kilku dniach doszło
do poziomu 125/85 i tak się stabilnie utrzymuje. Po wizycie kontrolnej
lekarz zalecił pozostanie przy leku do wiosny, kiedy "spróbujemy jakiegoś
ruchu na świeżym powietrzu - teraz nie jest na to dobra pora bo by się pan
zaraz przeziębił".

Niestety, problemy ze snem nie zniknęły do końca. Mam wrażenie, że na skutek
działania leku wszystko zostało "przeskalowane" i np. znacznie łatwiej jest
mi się uspokoić przy zasypianiu - a często gdy akcja serca przyspiesza to
udaje mi się ją zwolnić poprzez kilka głębokich oddechów. Mimo to nadal
w ciągu dnia czuję kołatanie serca (a może to tylko złudzenie - skoro EKG
tego nie wykazało?). Żeby było jasne - przez kołatanie rozumiem pojedyncze
silne uderzenia które dają się odczuć, w przeciwieństwie do normalnej pracy
serca której nie czuję. Trochę to przypomina reakcję na gwałtowny bodziec,
gdy np. ktoś nas przestraszy i dostajemy dawkę adrenaliny :-)

Teraz bardzo ciekawa sprawa - wszystkie objawy pojawiają się wyłącznie wtedy,
gdy mam jak to określam "za dużo czasu dla siebie" i zawsze w spoczynku.
Gdy jestem w ruchu - np. na spacerze - problemy znikają. Gdy mam
coś ważnego do załatwienia i jestem tym zaprzątnięty - także nic mi nie jest.
Gdy zaczynam myśleć swoich problemach, szczególnie przed zaśnięciem -
problemy się pojawiają jak na zawołanie :-)

Kilka dni temu nie mogłem zasnąć, typowe objawy. Ale wtedy moja żona wpadła
w depresję i zacząłem ją pocieszać. Gdy zająłem się jej problemami, po jakimś
czasie o swoich zapomniałem i później zasnęliśmy razem bez żadnych problemów.
Za to wczoraj - żona zasypiała spokojnie, a ja myślałem o tym że ostatnio
coraz częściej w ciągu dnia czuję owo kołatanie, a wczoraj nawet chwilami
czułem niewielki ból w klatce piersiowej. Mimo że starałem się o tym nie
myśleć, serce stopniowo przyspieszało i w żaden sposób nie mogłem usnąć
- udało mi się dopiero po dłuższym czasie (chociaż nie tak jak dawniej nad
ranem, więc obudziłem się w dość dobrym nastroju). Apropos - wczoraj był
spadek ciśnienia, zauważyłem że moje "dolegliwości" nasilają się przy takich
zmianach pogody.

Uff... Opisałem się, myślę że teraz czas na analizę. Zdaję sobie sprawę, że
opisane powyżej przypadki dość jednoznacznie sugerują że problemy mają
podłoże psychologiczne. Lekarz to określił że mam bardzo czuły współczulny
układ nerwowy. Nie wiem czy to ma związek, ale zauważyłem że odkąd mam te
problemy (od jesieni), faktycznie czuję się jak ...kobieta w ciąży :-)
- mam gwałtowne zmiany nastroju, jestem też bardzo wrażliwy, zdarza mi się
popłakać z wzruszenia oglądając w TV już nawet nie romantyczny film ale
nawet Jurka Owsiaka *opowiadającego* o swojej akcji :-)

Jedyne co mi psuje tą teorię to fakt, że czasami czuję się wieczorem bardzo
spokojny a mimo to serce galopuje w swoim szybkim rytmie. No i problemy
ze snem mam zwykle nie w okresie stresu, tylko tuż po nim. Ale może to tak
właśnie ma być...

Z drugiej strony dostałem wręcz fobii na punkcie serca - każda wzmianka o
chorobie serca u kogoś, czy nawet usłyszenie słowa "serce" powoduje u mnie
natychmiastowe przypomnienie moich problemów (czy może też "problemów").
Nie chciałbym więc sprawy zlekceważyć i za jakiś czas dowiedzieć się np.
że moje serce jest w złym stanie i jest za późno na leczenie.
Mam pytanie czy leczenie owym atenololem na pewno pozostanie bez negatywnego
wpływu na mój organizm? Lekarz zapewnia że nic mi grozi.

Z trzeciej strony przeprowadzono badania, nie narzekam na wydolność,
nigdy nic mnie nie bolało nawet po dużym wysiłku, więc może jednak nie
powinienem się bać? Tylko że to się łatwo mówi, a gdy po raz kolejny po
spokojnym dniu nie mogę zasnąć, zaczynam się załamywać i nie wiem
co robić. Moja żona, mimo że też jest raczej zdania że to są problemy na
tle nerwowym, jest już bliska załamania bo nie potrafi mi poradzić a sama
też ma mocno nadszarpnięte nerwy.

Może zatem powinienem udać się po pomoc do psychoanalityka?

Acha, i jeszcze jedno - moja mama ma bardzo podobne problemy. I z tego co
widzę to leczy się od wielu lat u różnych lekarzy - ale żaden jej nie pomógł.
Nie chcę z nią o tym rozmawiać, bo jest kobietą która lubuje się w chorobach
i boję się że mogłaby mnie później zamęczyć prowadząc od lekarza do lekarza
i opowiadając o chorobach jakie mogą mnie spotkać jeżeli nie zacznę się
leczyć. Wolałbym poradzić sobie samodzielnie.

P.S. Mam 28 lat.

K.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2001-01-23 09:41:00

Temat: Re: Kołatania serca (nerwica?)
Od: Piotr Kasztelowicz <p...@a...torun.pl> szukaj wiadomości tego autora

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2001-01-23 15:10:00

Temat: Odp: Kołatania serca (nerwica?)
Od: "Iwicz" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Hej Anonimie, moze to lęk napadowy albo napady paniki - mojego przyjaciela
leczono z tego Xanaxem a potem Lerivonem, ale on byl z podobnymi objawami
(serce zdrowe) u psychiatry.
Moze warto pojsc? Zaden wstyd
zdrowia

iwicz


Użytkownik <a...@p...onet.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:6...@n...onet.pl...
>
> Na początek przepraszam za anonimowość. Nie lubię rozmów o własnych
> problemach zdrowotnych w szerszym gronie, a ta grupa to w zasadzie
> forum publiczne. Ostrzegam też że list jest długi, ale moje problemy
> są dość dziwne a chciałem opisać wszystko dokładnie - może ktoś ma
> podobne problemy i podzieli się ze mną doświadczeniem, a może jakiś
> lekarz będzie potrafił mnie skierować do odpowiedniego specjalisty...
>
> Od jakiegoś czasu mam dziwne problemy, które powracają jak bumerang.
> Zaczęło się od tego, że przed maturą "przedawkowałem" kawę. Uczyliśmy się
> u znajomych, zrobiliśmy sobie kawę z pół torebki mielonej kawy i dzbanka
> wody. Nad ranem obudziłem się i czułem jakby serce chciało wyskoczyć mi
> z piersi. Na szczęście po chwili jakoś doszedłem do siebie i nawet udało
> mi się zasnąć o sprawie zapomniałem, tyle że długo nie mogłem spojrzeć
> na kawę :-)
>
> Kilka lat później co jakiś czas w nocy zaczęły pojawiać się podobne
> problemy - bezsenność, szybkie tętno (ponad 120) mimo leżenia bez ruchu,
> i paraliżujący strach. Zwykle wszystko mijało nad ranem i później już
spałem
> spokojnie, a po przebudzeniu wręcz śmiałem się z tych problemów, tak
> wydawały mi się odległe... Teraz nie pamiętam dokładnie, ale przynajmniej
> kilka razy (a możliwe że zawsze) problemy pojawiały się po przesadzeniu
> z kawą.
>
> Za którymś razem poszedłem do lekarza, zrobiłem EKG - wyniki były
> bez zastrzeżeń. Dostałem jeszcze skierowanie na EEG - tam również wszystko
> było w normie.
>
> Problemy pojawiały się, trwały kilka dni po czym znikały bez śladu na
długo.
> Z tego co pamiętam (znowu - niedokładnie, bo to już kilka lat) dobrym
> sposobem na te problemy był ruch fizyczny i chyba nie miałem problemów
> w okresie gdy ruchu miałem więcej. Na pewno przynajmniej raz problemy
> rozwiązałem wsiadając na drugi dzień na rower i przejeżdżając 50km.
> Znowu miałem spokój przez dłuższy czas.
>
> Ostatnio przerwa trwała ponad dwa lata, albo dłużej (już nie pamiętam
kiedy
> ostatnio miałem tego typu problemy) więc myślałem że już się na dobre
> z tego wyleczyłem. A tu przyszła jesień i mniej więcej w listopadzie
> problemy powróciły ze zwiększoną siłą. Podejrzewam że jeśli teoria o braku
> ruchu jest prawdziwa, to duży wpływ miał tutaj fakt że od półtora roku
> mam samochód, co zdecydowanie ograniczyło mój ruch fizyczny - często
> cały mój ruch na świeżym powietrzu w ciągu dnia to przejście z domu do
> samochodu, z samochodu do pracy, a wieczorem to samo w odwrotnej
kolejności.
>
> O ile jeszcze do października grałem często w tenisa, o tyle później
> było to niemożliwe - i akurat wtedy pojawiły się kłopoty. Zbiegło się
> to w czasie z silnym stresem który z żoną przechodziliśmy, co ciekawsze
> objawy pojawiły się dopiero w momencie gdy nasze problemy znalazły
> wreszcie szczęśliwy finał.
>
> Zaczęło się "klasycznie", w czasie zasypiania nagle się budzę,
> tętno gwałtownie wzrasta (120 i więcej), pojawia się lęk który jeszcze
> bardziej zwiększa tętno i tak sobie leżę aż do świtu - kiedy wreszcie
> zasypiam i śpię aż do budzika. Niestety - wstaję do pracy ok. 6:15
> więc często spałem zaledwie 1-2 godziny, co oczywiście nie poprawiało
> mi samopoczucia. Pojawiły się też niezbyt silne bóle w klatce piersiowej
> - ale bardzo z lewej strony, czasami wręcz pod pachą, przy czym ból
pojawiał
> się wyłącznie w czasie spoczynku, najczęściej w pracy przed komputerem.
> Lekarz do którego się zgłosiłem sugerował problemy z kręgosłupem.
>
> Tym razem problemy rozwijały się - wpadłem w nieskończoną pętlę bo
> problemy ze snem powodowały silny stres, który oczywiście utrudniał
> zaśnięcie i jak podejrzewam zwiększał objawy. W ciągu dnia pojawiały
> się kołatania serca, które też powodały strach że to jakieś problemy
> z sercem (sam się z tego chwilami śmieję, ale z drugiej strony nie
> potrafię opanować tego lęku). Po tym jak nie przespałem
> dwóch nocy z rzędu poszedłem do lekarza. Po wysłuchaniu historii
> najpierw wypytał mnie czy nie odczuwałem bólu w klatce piersiowej - to
> charakterystyczne, że jeżeli czasami odczuwałem ból to wyłącznie w
> spoczynku, nigdy natomiast po wysiłku mimo że często uprawiałem dość
> intensywny sport (w lecie), później zmierzył mi ciśnienie,
> stwierdził że jest troszkę za wysokie (zdaje się 140/90) i przepisał
> magvit (magnez + B6) i kalms (delikatne tabletki uspokajające).
> Faktycznie pomogło (możliwe że pomogła sama wizyta u lekarza i jego
> spokojna reakcja), odstawiłem tabletki i kilka dni był spokój.
> Później - wszystko wróciło. Tym razem dostałem też tabletki
> na obniżenie ciśnienia. Wziąłem tylko jedną, problemy minęły,
> odstawiłem leki - do świąt było dobrze.
>
> W międzyczasie dostałem jakiejś dziwnej grypy (tak mi się zdaje), oprócz
> tygodnia typowych objawów (silny kaszel, ból gardła) praktycznie przez
> cały grudzień nie miałem zupełnie apetytu. Możliwe że to efekt silnego
> stresu. W każdym razie mogłem nie jest przez 24 godziny i nie czuć głodu.
> W sumie przydało mi się to, bo trochę schudłem (teraz ok. 90kg/176cm).
>
> Przed świętami po stresującym dniu położyłem się spać i poczułem znajome
> przyspieszenie akcji serca. Co ciekawsze - zażyłem kalms i czułem się
> wyjątkowo spokojnie. Mimo to tętno pozostawało na wysokim poziomie aż
> do świtu i dopiero nad ranem udało mi się usnąć.
>
> Po świętach poszedłem znowu do lekarza, dostałem całą serię badań
> (najpierw pod kątem zapalenia mięśnia sercowego, później morfologia,
> coś pod kątem wątroby i kilka innych). Dokładnie wszystko było w idealnym
> porządku. Dostałem zalecenie brać nadal magvit i kalms. Zacząłem też
> mierzyć ciśnienie - było za wysokie, kiedy doszło do 145/100 odwiedziłem
> pana doktora po raz kolejny. Zrobiłem badanie EKG - w czasie badania
czułem
> się fatalnie (kolejna niedospana noc), odczuwałem lekki ból w klatce
> piersiowej i odczułem kilka razy charakterystyczne "kołatanie". Co mnie
> bardzo zaskoczyło, EKG wyszło idealnie i nie było na nim śladu po owym
> kołataniu - mimo że na pewno miało ono miejsce w czasie badania.
>
> Lekarz stwierdził że trzeba coś zrobić z tym ciśnieniem "do wiosny"
> - dostałem atenolol (jakiś beta-blocker), dawkę minimalną (zdaje się
> 25ug/dzień). Reakcja organizmu była wręcz szokująca - byłem
> przyzwyczajony do tętna w granicach 120, tymczasem
> już na drugi dzień po zażyciu leku spadło do ok. 60 i tak pozostawało
> w spoczynku, wzrastając oczywiście przy wysiłku.
>
> Przez pierwsze dwa dni miałem problemy z zaśnięciem :-) bo przyzwyczaiłem
> się już do szybkiego pulsu i czułem się wręcz nieswojo. Ale szybko
> się przyzwyczaiłem i samopoczucie mi się poprawiało. Duże znaczenie
> miał też fakt, że wreszcie znalazłem przyczynę moich problemów.
> Odkąd pamiętam, zawsze najbardziej stresujące było dla mnie oczekiwanie
> przed wizytą lekarza - kiedy już wiedziałem co mi dolega, zwykle
> stawałem się spokojny (nawet gdy było to coś poważnego).
>
> Codzienne pomiary ciśnienia wskazywały na poprawę - po kilku dniach doszło
> do poziomu 125/85 i tak się stabilnie utrzymuje. Po wizycie kontrolnej
> lekarz zalecił pozostanie przy leku do wiosny, kiedy "spróbujemy jakiegoś
> ruchu na świeżym powietrzu - teraz nie jest na to dobra pora bo by się pan
> zaraz przeziębił".
>
> Niestety, problemy ze snem nie zniknęły do końca. Mam wrażenie, że na
skutek
> działania leku wszystko zostało "przeskalowane" i np. znacznie łatwiej
jest
> mi się uspokoić przy zasypianiu - a często gdy akcja serca przyspiesza to
> udaje mi się ją zwolnić poprzez kilka głębokich oddechów. Mimo to nadal
> w ciągu dnia czuję kołatanie serca (a może to tylko złudzenie - skoro EKG
> tego nie wykazało?). Żeby było jasne - przez kołatanie rozumiem pojedyncze
> silne uderzenia które dają się odczuć, w przeciwieństwie do normalnej
pracy
> serca której nie czuję. Trochę to przypomina reakcję na gwałtowny bodziec,
> gdy np. ktoś nas przestraszy i dostajemy dawkę adrenaliny :-)
>
> Teraz bardzo ciekawa sprawa - wszystkie objawy pojawiają się wyłącznie
wtedy,
> gdy mam jak to określam "za dużo czasu dla siebie" i zawsze w spoczynku.
> Gdy jestem w ruchu - np. na spacerze - problemy znikają. Gdy mam
> coś ważnego do załatwienia i jestem tym zaprzątnięty - także nic mi nie
jest.
> Gdy zaczynam myśleć swoich problemach, szczególnie przed zaśnięciem -
> problemy się pojawiają jak na zawołanie :-)
>
> Kilka dni temu nie mogłem zasnąć, typowe objawy. Ale wtedy moja żona
wpadła
> w depresję i zacząłem ją pocieszać. Gdy zająłem się jej problemami, po
jakimś
> czasie o swoich zapomniałem i później zasnęliśmy razem bez żadnych
problemów.
> Za to wczoraj - żona zasypiała spokojnie, a ja myślałem o tym że ostatnio
> coraz częściej w ciągu dnia czuję owo kołatanie, a wczoraj nawet chwilami
> czułem niewielki ból w klatce piersiowej. Mimo że starałem się o tym nie
> myśleć, serce stopniowo przyspieszało i w żaden sposób nie mogłem usnąć
> - udało mi się dopiero po dłuższym czasie (chociaż nie tak jak dawniej nad
> ranem, więc obudziłem się w dość dobrym nastroju). Apropos - wczoraj był
> spadek ciśnienia, zauważyłem że moje "dolegliwości" nasilają się przy
takich
> zmianach pogody.
>
> Uff... Opisałem się, myślę że teraz czas na analizę. Zdaję sobie sprawę,
że
> opisane powyżej przypadki dość jednoznacznie sugerują że problemy mają
> podłoże psychologiczne. Lekarz to określił że mam bardzo czuły współczulny
> układ nerwowy. Nie wiem czy to ma związek, ale zauważyłem że odkąd mam te
> problemy (od jesieni), faktycznie czuję się jak ...kobieta w ciąży :-)
> - mam gwałtowne zmiany nastroju, jestem też bardzo wrażliwy, zdarza mi się
> popłakać z wzruszenia oglądając w TV już nawet nie romantyczny film ale
> nawet Jurka Owsiaka *opowiadającego* o swojej akcji :-)
>
> Jedyne co mi psuje tą teorię to fakt, że czasami czuję się wieczorem
bardzo
> spokojny a mimo to serce galopuje w swoim szybkim rytmie. No i problemy
> ze snem mam zwykle nie w okresie stresu, tylko tuż po nim. Ale może to tak
> właśnie ma być...
>
> Z drugiej strony dostałem wręcz fobii na punkcie serca - każda wzmianka o
> chorobie serca u kogoś, czy nawet usłyszenie słowa "serce" powoduje u mnie
> natychmiastowe przypomnienie moich problemów (czy może też "problemów").
> Nie chciałbym więc sprawy zlekceważyć i za jakiś czas dowiedzieć się np.
> że moje serce jest w złym stanie i jest za późno na leczenie.
> Mam pytanie czy leczenie owym atenololem na pewno pozostanie bez
negatywnego
> wpływu na mój organizm? Lekarz zapewnia że nic mi grozi.
>
> Z trzeciej strony przeprowadzono badania, nie narzekam na wydolność,
> nigdy nic mnie nie bolało nawet po dużym wysiłku, więc może jednak nie
> powinienem się bać? Tylko że to się łatwo mówi, a gdy po raz kolejny po
> spokojnym dniu nie mogę zasnąć, zaczynam się załamywać i nie wiem
> co robić. Moja żona, mimo że też jest raczej zdania że to są problemy na
> tle nerwowym, jest już bliska załamania bo nie potrafi mi poradzić a sama
> też ma mocno nadszarpnięte nerwy.
>
> Może zatem powinienem udać się po pomoc do psychoanalityka?
>
> Acha, i jeszcze jedno - moja mama ma bardzo podobne problemy. I z tego co
> widzę to leczy się od wielu lat u różnych lekarzy - ale żaden jej nie
pomógł.
> Nie chcę z nią o tym rozmawiać, bo jest kobietą która lubuje się w
chorobach
> i boję się że mogłaby mnie później zamęczyć prowadząc od lekarza do
lekarza
> i opowiadając o chorobach jakie mogą mnie spotkać jeżeli nie zacznę się
> leczyć. Wolałbym poradzić sobie samodzielnie.
>
> P.S. Mam 28 lat.
>
> K.
>
> --
> Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2001-01-24 03:18:34

Temat: Re: Kołatania serca (nerwica?)
Od: "Marta" <m...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dokladnie szesc lat temu przechodzilem b. podobna historie. Od czasu do
czasu mocniej bilo mi serce. Pozniej omdelnie w autobusie (okres przed
matura). Wysokie cisnienie, interwencja lekarza, EKG,... Okazalo sie, ze cos
nie jest w porzadku z moim EKG, i cisnienie jest zbyt wysokie. Ze wzgledu na
to, ze uprawialem sport, "cierpialem" na bradykardie - czyli obnizone tetno
(choc zawsze mialem obnizone i zawsze dobrze sie czulem). Byl to poczatek 2
miesiecznego pobytu w szpitalach, ogolny, kardiologia, nefrologia. Wszedzie
okazywalo sie, ze wszystko jest w porzadku, a ja wciaz czulem sie zle,
kolatanie serca, leki - w zasadzie stan ten poglebial sie w trakcie pobytu w
szitalach. Kilku doswiadczonych lekarzy stwierdzilo w koncu, ze moje
dolegliwosci maja podloze psychologiczne - mam uwierzyc w to, ze jestem
zdrowy. W kilka dni po opuszczeniu szpitala zaczalem cwiczyc, po dwoch
miesiacu wrocilem do poprzedniego trybu zycia. Objawy, ktore opisujesz,
przebieg wydarzen, pokrywaja sie prawie calkowicie z moimi - no moze w moim
przypadku bylo to bardziej "dramatyczne" - chciano mi nawet wszczepic
rozrusznik serca ! Jezeli lekarze sugeruja rowniez, ze moze sprawa ta ma
podloze psychologiczne, to oto moja recpta: jezeli tylko wydaje Ci sie, ze
cos jest nie tak - nie mysl o tym - zajmij sie jak najszybciej czyms
konkretnym lub czymkolwiek, nie kladz sie do lozka poki nie jestes na prawde
zmeczony, powrot do tych 50km co drugi dzien na rowerze!
pozdrawiam i zycze powodzenia
marcin (marta to moja zona) :))


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Bakteria Coli II
co na gazy?
FARMACJA
naprawde nikt nie wie co to za lek o nazwie "pave"?
Fizykoterapia

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
Medycyna - czy jej potrzebujemy?
Atak na [argentyńskie - przyp. JMJ] badaczki, które zbadały szczepionki na COVID-19
Xi Jinping: ,,Prognozy mówią, że w tym stuleciu istnieje szansa dożycia 150 lat"
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem

zobacz wszyskie »