| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2005-07-05 06:37:51
Temat: Re: Kto nie chce... niech nie jeMarccel <m...@p...onet.pl> napisał(a):
> Własciwie to nie chcialem za duzo o sobie, bo to jest juz nudne.
> Ok, zagailem troszeczke, zeby nie bylo ze odrabiam jakąs prace ;)
> Własciwie to wiem, ze nie doczekam sie odpowiedzi zadnych
> Własciwie to nie powinno mnie tu być, wsród was
> Ale nie bede udawał ze mnie nie ma, skoro jestem :)
Cos podejrzanie duzo w Tobie zycia. Dieta pewnie nie sklada sie z szaranczy,
chleba i wody?
> No własnie
> Przyjmimy, na potrzeby tej, byłej juz w zasadzie, rozmowy przynajmniej,
> ze "moj problem" jest na tyle złozony, lub banalny, ze nie ma sensu
> podchodzic do niego powaznie i całościowo ;)
> I dlatego chcialem jeszcze raz przysluchac sie temu, co ludzie maja do
> powiedzenia o tym, co robia przez całe zycie, i to profesjonalnie ;)
> Nie maja wiele. Pewnie zapracowani.
Skoro juz w to gramy - o odpowiedzialnosci czy innych urokach tkwienia w
rutynie powiedziano juz sporawo. Na tyle, ze wszystko, co tu by padlo,
traciloby nieznosnym trywializmem.
W gruncie rzeczy, jak mi sie wydaje, pytasz o wiare. Dziwisz sie, ze brak
odpowiedzi?
> Skoro tak, musze odpowiedziec.
Porzuc te iluzje! (sorry, to ta nosna wilberowsko-demellowska fraza greka)
Chcesz, chce Ci sie!
> Generalnie to jestem przeciwny śmierci i umieraniu w ogole.
Nie, powaznie? Dlaczego i po co? To, bez obrazy, uniemozliwia zycie raczej.
> Ale oczywiscie wierze w śmierc, niemal czczę ;)
> Tyle, ze ja wierze ze moze byc dobra, bardziej nawet jak moze byc
> dobre zycie. I taka chce spotkac. No i wiem, ze smierc samobójcza jest
> zła, tak jak nie jest najlepsze zycie, które do niej prowadzi.
To nie calkiem na temat, ale co tam.
Mam wrazenie, ze duzo gorsze jest zycie, ktore jest z zycia wycofaniem. Zycie-
w-norze, w zatechlosci, w emocjonalnej abnegacji, totalnym odpuszczeniu
wszystkiego - takie, ktore wisi na cienkim wlosku i w istocie jest smiercia.
Z moich doswiadczen wynika, ze ono na takim wlosku moze wisiec latami, bez
zadnych dramatycznych zmian. Czyli jednak jest po cos, ale tego czegos
stanowczo za malo.
> Oczywiscie moge sie mylic. Rózne rzeczy juz "myslałem".
> Słyszałem np. ze smierc nagła spotyka tych, co sie jej nie spodziewają
> No i w zasadzie na tym moja zyciowa wiedza sie konczy :)
Jaka tam wiedza - bo znowu mowimy o wierze :-)
> Reszty, czyli wszystkiego co sie tu dzieje, nijak, czyli nawet
> niepoprawnie, "nie kumam"
No i?
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2005-07-05 21:35:29
Temat: Re: Kto nie chce... niech nie je ziemiomorze wrote:
> [...]
> Cos podejrzanie duzo w Tobie zycia. Dieta pewnie nie sklada sie z szaranczy,
> chleba i wody?
Sporo, nie moge narzekac. Dziękuję
>[...]
> W gruncie rzeczy, jak mi sie wydaje, pytasz o wiare. Dziwisz sie, ze brak
> odpowiedzi?
Byc moze. Tak dziwie sie!
Czemu?
>[..]
>>Generalnie to jestem przeciwny śmierci i umieraniu w ogole.
> Nie, powaznie? Dlaczego i po co? To, bez obrazy, uniemozliwia zycie raczej.
...takie, do jakiego przywyklismy je widziec ;)
Zycie to taka podróz.. jak wokól swiata - mozna ją próbowac przebyć
pieszo lub samolotem (z dwoma miądzylądowaniami).
Kusi drugi wariant, tyle ze .. tak naprawde trzeba sie oderwac od ziemi,
te miedzylądowania to na niemal identycznych portach, np typu OIOM,
no i.. tak - dociera sie prędzej do kresu.
> [...]
> To nie calkiem na temat, ale co tam.
> Mam wrazenie, ze duzo gorsze jest zycie, [...]
Mam inne, nowe, podejrzenia(?)...
To, co piszesz, to jakby powszechne złudzenie... gorsze-lepsze...
I jest nie jedno dno..
Juz jąłem sie łapać za słowa, juz pióro umoczyłem w kałamarzu..
ale na szczęście ugryzłem się w ręke ;)
> [...]
> No i?
zmęczenie mnie męczy
pozdrawiam
M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-07-05 21:56:13
Temat: Re: Kto nie chce... niech nie je ziemiomorze wrote:
> Marccel <m...@p...onet.pl> napisał(a):
> [...]
> traciloby nieznosnym trywializmem.
No cóz, ja nie mam specjalnie uprzedzen ;)
> W gruncie rzeczy, jak mi sie wydaje, pytasz o wiare. [...]
Jeszcze jedno, a włąsciwie trzy:
- jest wiara, która jest tylko wyborem, zdawałoby sie - koniecznym
- jest wiara, która jest wewnętrzną, prywatną prawdą,
- jest cała reszta, tj. wątpliwosci i przypuszczenia
No i ta moja smierc jest własnie w srodku. Strasznie to głupie i naiwne,
ale dle mnie prawdziwe
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-07-05 23:08:12
Temat: Re: Kto nie chce... niech nie jeMarccel <m...@p...onet.pl> napisał(a):
..
> > W gruncie rzeczy, jak mi sie wydaje, pytasz o wiare. Dziwisz sie, ze brak
> > odpowiedzi?
>
> Byc moze. Tak dziwie sie!
> Czemu?
Bo nie kazdego stac na deklaracje w stylu, bo ja wiem, 'Desideraty'.
Albo: po co to lapac w slowa? Jesli nie zlapane, to nie ma?
> >>Generalnie to jestem przeciwny śmierci i umieraniu w ogole.
> > Nie, powaznie? Dlaczego i po co? To, bez obrazy, uniemozliwia zycie
> > raczej.
> ....takie, do jakiego przywyklismy je widziec ;)
> Zycie to taka podróz.. jak wokól swiata - mozna ją próbowac przebyć
> pieszo lub samolotem (z dwoma miądzylądowaniami).
> Kusi drugi wariant, tyle ze .. tak naprawde trzeba sie oderwac od ziemi,
> te miedzylądowania to na niemal identycznych portach, np typu OIOM,
> no i.. tak - dociera sie prędzej do kresu.
Zycie jest czescia smierci i na odwrot. Jakiejs tam smierci - mniej lub
bardziej metaforycznej doswiadczalam w ciagu zycia co najmniej pare razy,
smierc (zupelnie juz nie metaforyczna) dotyczy bliskich, kres maja rozne
cieple relacje i inne wazne sprawy, ktore wolaloby sie zatrzymac. Jednak
buntowanie sie przeciw temu? Mozna chciec, zeby niebo bylo non-stop rozowe,
ale bedzie to pragnienie bolesnie niespelnione. Przyjac smierc z
dobrodziejstwem inwentarza, ktory ma, bo przeciez ma.
Zdaje sie, ze Elias Canetti kiedys dramatycznie pytal (cytuje
niedokladnie): "Czy zdecydowalibyscie sie na zycie, jesli nie byloby
smierci?" i to wcale glupie pytanie nie jest.
> Mam inne, nowe, podejrzenia(?)...
> To, co piszesz, to jakby powszechne złudzenie... gorsze-lepsze...
> I jest nie jedno dno..
>
> Juz jąłem sie łapać za słowa, juz pióro umoczyłem w kałamarzu..
> ale na szczęście ugryzłem się w ręke ;)
To mile, ze gryziesz swoja. Jednak: chetnie poslucham. 'Zludzenie'?
Jasne, mozna do czasu zahibernowania podejsc z szacunkiem, ze on tez po cos,
nie bez przyczyny, ze chroni zbyt wielki bol czy cos w tym stylu. Tyle, ze z
czasem trwanie moze stac sie sensem samo w sobie. Piszac o takim zyciu-
smierci mialam na mysli np. zycie w nalogu: moze on na poczatku chronic (z
moich doswiadczen wynika, ze zazwyczaj tak sie zaczyna), ale potem staje sie
sensem sam w sobie, pozera, zabiera wiecej, niz daje. Upre sie, ze tu
zludzenia nie ma.
Jasne - na jakims poziomie wartosciowanie czegokolwiek jest
pozbawione sensu, real to iluzja, a my jestesmy myslacym gazem z Plutona, ale
to inna bajka tak troche. Albo: tak, nie ma czarno-bialo, dobrze-zle, albo-
albo, bo to w istocie moze byc kwestia optyki, mniej lub bardziej
holistycznego widzenia; na potrzeby tej dyskusji 'gorszym' nazwalam stan,
ktory ja pragnelabym zmienic. Uff.
> zmęczenie mnie męczy
E, wykrecasz sie,
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-07-05 23:19:47
Temat: Re: Kto nie chce... niech nie jeMarccel <m...@p...onet.pl> napisał(a):
..
> Jeszcze jedno, a włąsciwie trzy:
> - jest wiara, która jest tylko wyborem, zdawałoby sie - koniecznym
> - jest wiara, która jest wewnętrzną, prywatną prawdą,
> - jest cała reszta, tj. wątpliwosci i przypuszczenia
> No i ta moja smierc jest własnie w srodku. Strasznie to głupie i naiwne,
> ale dle mnie prawdziwe
Te trzy mi sie specjalnie nie dziela, albo ja nic nie rozumiem.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-07-06 21:16:59
Temat: Re: Kto nie chce... niech nie je ziemiomorze wrote:
>>>W gruncie rzeczy, jak mi sie wydaje, pytasz o wiare. Dziwisz sie, ze brak
>>>odpowiedzi?
>>Byc moze. Tak dziwie sie!
>>Czemu?
> Bo nie kazdego stac na deklaracje w stylu, bo ja wiem, 'Desideraty'.
> Albo: po co to lapac w slowa? Jesli nie zlapane, to nie ma?
w słowa trudniej... za słowa za to łatwo, rzeczywiscie ;)
>>>>Generalnie to jestem przeciwny śmierci i umieraniu w ogole.
> [...]
> Zycie jest czescia smierci i na odwrot. Jakiejs tam smierci - mniej lub
> bardziej metaforycznej doswiadczalam w ciagu zycia co najmniej pare razy,
> smierc (zupelnie juz nie metaforyczna) dotyczy bliskich, kres maja rozne
> cieple relacje i inne wazne sprawy, ktore wolaloby sie zatrzymac. Jednak
> buntowanie sie przeciw temu? Mozna chciec, zeby niebo bylo non-stop rozowe,
> ale bedzie to pragnienie bolesnie niespelnione. Przyjac smierc z
> dobrodziejstwem inwentarza, ktory ma, bo przeciez ma.
Widzę, ze znowu musze wrócic do tej odpowiedzi, do której czułem sie
zmuszony. Tak to jest, jak odpowiada się pod presją ;)
To, o czym powyżej napomykasz tez mialem na mysli, mowiac, ze jestm
przeciwny smierci i umieraniu. I cos więcej. Moglo to zabrzmiec
rzeczywiscie jako wyraz buntu, ale uzyłem tak uproszczonego zwrotu,
majac jednak ciagle na mysli... takie procesy smierci, jakich miałem
okazję doswiadczac. Nie chodzi ze jekies wyjatkowe, tyle ze wlasnie
osobiste. I temu jestem przeciwny. I dlatego, własnie aby moc
zyc, uwierzyłem, ze skoro jest, bo doswiadczylem jej, smierc zła, to
moze tez być nie-zła. Mysle, ze to dosc istotne dla mnie osobiscie...
raczej spostrzezenie, które z jednej strony, lub w jednych
okolicznosciach, jest tak oczywiste, a w innych niemal nie mozliwe...
Ale w koncu dociera do mnie to samo. Nawet jesli to jest jakas naiwna
bzdurka, to jest to cos jak najbardziej mojego :)
Oczywiscie moze to byc tez brzytwa tonącego ;)
> Zdaje sie, ze Elias Canetti kiedys dramatycznie pytal (cytuje
> niedokladnie): "Czy zdecydowalibyscie sie na zycie, jesli nie byloby
> smierci?" i to wcale glupie pytanie nie jest.
Przyjmuje na wiarę, ze nie jest to głupie pytanie...
Pytania, które maja przywoływać z góry okresloną odpowiedz, zawsze
sprawiają mi kłopot ;)
>>Mam inne, nowe, podejrzenia(?)...
>>To, co piszesz, to jakby powszechne złudzenie... gorsze-lepsze...
>>I jest nie jedno dno..
>>
>>Juz jąłem sie łapać za słowa, juz pióro umoczyłem w kałamarzu..
>>ale na szczęście ugryzłem się w ręke ;)
> To mile, ze gryziesz swoja. Jednak: chetnie poslucham. 'Zludzenie'?
Na szczescie nie pamiętam co mi zaswitało. Pamiętam jednak ze
zdecydowałem sie tego nie pisac, bo zbyt słabo znam język aby moglo to
byc w szczatkowy sposob (czyli równiez przeze mnie) zrozumiane ;),
a napewno tez byloby potraktowane jako "herezja", nawet tu na tej
grupie. Niemniej jednak sam jestem spokojny o to, czy aby nie ulecialo.
To troche tak, ze podązajac w tym kierunku, mam swiadomosc ze zaglebiam
sie w szalenstwie, jak okreslilbym to z zewnatrz, ale z drugiej strony,
własnie tej jakby wewnętrznej, czuje sie znacznie normalniej i mam
wiekszac swiadomosc tego co sie dzieje wokól, niz kiedy usiluje
nasladowac standardowy sposob myslenia :)
> Jasne, mozna do czasu zahibernowania podejsc z szacunkiem, ze on tez po cos,
> nie bez przyczyny, ze chroni zbyt wielki bol czy cos w tym stylu. Tyle, ze z
> czasem trwanie moze stac sie sensem samo w sobie. Piszac o takim zyciu-
> smierci mialam na mysli np. zycie w nalogu: moze on na poczatku chronic (z
> moich doswiadczen wynika, ze zazwyczaj tak sie zaczyna), ale potem staje sie
> sensem sam w sobie, pozera, zabiera wiecej, niz daje. Upre sie, ze tu
> zludzenia nie ma.
Wydaje mi sie, ze kazda forma aktywnosci zyciowej, do ktorej podchodzimy
zupelnie bezkrytycznie, moze byc własnie nałogiem. Nałóg nie rodzi sie w
momencie, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, ze powtarzamy cos, czego
robic nie chcemy - wtedy mamy przeciez do czynienia juz z osobnikiem
dojrzałym i silnym a nie noworodkiem. Czesto taki nałóg to najsilniejsze
co w sobie posiadamy. Mysle ze podobnie jest z całym zyciem, całym tym
zbiorem drobniejszych i wiekszych przyzwyczajen, przyjemnostek, nadziei.
Rezygnacja z takiego zycie jest bardzo trudna, nawet jesli nie mamy
wyboru stojąc w obliczu smierci. Tym bardziej cierpimy im bardziej jest
nieuchronna, a my przywiazani to tych wszystkich pierduł, które jeszcze
przeciez nie dały nam pełnego szczescia. Jakbysmy chcieli aby chociaz te
przyzwyczajenia przetrwaly.
Złudzeniem w takim zyciu jest poczucie, ze innej drogi nie ma. Znika,
kiedy sie to dostrzeze, chocby, ze to tylko jakas droga. A nie dostrzeze
sie raczej niczego, jesli zbyt głeboko tkwimy w jej koleinach.
Jezeli szukamy, czy oczekujemy w zyciu jedynie dobra, szczescia, to silą
rzeczy, niedostrzezone, nie omija nas zło. Np. jesli w uzywkach szukamy
doraznej ulgi czy upojenia, zdajemy sie zupelnie nie dostrzegac tak
oczywistych wydawałoby sie konsekwencji.
Hibernacja.. jesli moge zapozyczyc, dotyczyc mialaby tej czesci, tej
fazy pragnienia, która przechyla szale, przymykaoczy, pozbawia
przytomnosci.. ale jest to mysle niemozliwe, dopoki sie nie sprobuje,
nie pozna calej gamy doznan realizujac je, pragnienia, w pelnej
swiadomosci, aby mozna bylo okreslic granice, co jest potrzebne, a co
nadmiarowe lub szkodliwe. Na przyklad, gdybym mial napisac to jeszcze
raz, ograniczylbym sie tylko do tego co chcialbym abys zrozumiala i ujął
bym to znacznie krócej... Nie powiesz chyba ze to złe ;)
Jednak pierwszy raz trzeba przejsc, doznac, nawet pełniej, dokladniej,
pewniej, niz 'normalnie'. Idealnie wystarczyłoby raz, aby miec w zyciu
wiecej miejsca na inne przezycia, ale tego nawet ja nie potrafie... ;-))))
Chyba mocno przesadzilem, ale to juz koncówka ;)
> Jasne - na jakims poziomie wartosciowanie czegokolwiek jest
> [...] na potrzeby tej dyskusji 'gorszym' nazwalam stan,
> ktory ja pragnelabym zmienic. Uff.
Jesli pragnęłabys zamienic na lepszy.. to bylbym ostrozny na Twoim
miejscu ;) Nauczyłem sie.. no moze przesadzam... niejednokrotnie
odczułem nawłasnoskornie wielosci stanow w tej samej sytuacji... to
jakby wiele osob, zyc w jednym zyciu, jak spojrzenie na jeden krajobraz
z porzeciwnych kierunków, gdzie niby to samo drzewo a raz z lewej a raz
z prawej...
Oczywiscie ze jest to klopotliwe w codziennym zyciu.. ze wzgledu na
niejednoznacznosc zajmowanego stanowiska, czego ludzie nie lubia, ale z
drugiej strony, mysle ze mogloby sie kiedy przydac, gdyby zostal obrany
nadrzedny cel wybierania sporod znanych mozliwosci
To co pisałem o wierze, to moje spojrzenia na niby to samo, gdzie z
kazdej strony widac cos wiecej, a w zaleznosci o wyboru mozna stwozyc
zupelnie inny, swój, czyli ograniczony, swiat.. lub nie tworzyc zadnego
na sile...
dzis mysle tak, a jutro.. kto wie? ;)
pozdrawiam
M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |