Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Nienawidzę własnych rodziców.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Nienawidzę własnych rodziców.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 171


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2005-07-14 00:10:44

Temat: Odp: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "tren R" <z...@g...bezspamu.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik tycztom <t...@v...iem.pw.edu.pl> w wiadomości do
grup dyskusyjnych napisał:dfkr1d$2qf$...@j...coi.pw.edu.pl...


> P.S. Do prowokatorów z priva: daję Gormenowi to, czego on mi nie dał:
> SZANSĘ (w jego przypadku: na wycofanie się, z drogi 'płaczu' i 'krwi' na
> PSP). Ja tworzę przyszłość - nie oczekuję...

gwoli wyjasnienia, bo zapewne chodzi o mnie
wysąłłem kilkanaście minut temu mail do tycztoma
w całości cytuję niżej:

"----- Original Message -----
From: tycztom <t...@v...iem.pw.edu.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Sent: Tuesday, September 06, 2005 7:51 PM
Subject: Re: psp-parkiet


> To będzie jak wrzód - prawdziwy rak - z przeszczepami... aż zrozumiesz
> 'diable rogaty' (pastwiący się na tych, co nie mają backgroundu
> 'UBekowskich' fajerwerków vel ;) all_wieszam człowieka w foliowym worku
> i kopię w białych rękawiczkach).


no dobrze
tyczko
ogrodniczko

nie jest dla mnie jasne czy to alla miała kota, czy to kot robił miau.
jak sadzę, nikt postronny tego nie wie.
narobiłeś syfu - znowu.
jeśli miałbys tak cudowne czyste intencje, to załatwiłbyś to inaczej.
załóżmy że prawdą jest, że all to ubek manipulator i deprawator niewiniatek.
zatem jak nam to udowodnisz?
dorzuciłeś do pieca, wyrzuciłeś gówno na tory i rozjeżdżasz wesoło.
bez dodowów - to co robisz - to zwykłe skurwysyństwo.
natomiast przy założeniu że to co wypisujesz to twoje chore majaki
byłbys skurwysynem również. chorym, ale jednak.

tylko jedno rozwiązanie stawiałoby cię 'ponad'
posługujesz się w różnorakich momentach dziejowych 'papowymi' odniesieniami
pozwól zatem że strzelę sobie z twojej bronki
"Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy.
Jeżeli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze
sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków
opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi"
ty od razu kościołowi.
i to wchodząc do światyni z megafonem.

próbowałeś na prv?

choroba to czy skurwysyństwo?
głupota?"

treneiro from domeiro


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2005-08-24 13:24:41

Temat: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> szukaj wiadomości tego autora

Gdybym komuś napomknęła mimochodem, jakie odczuwam emocje względem swoich
rodziców, byłabym zapewne uznana za wyrodną i niewdzięczną córkę. Nie
poczuwam się jednak do bycia niewdzięczną córką w najmniejszym stopniu, choć
oprócz nienawiści nie odczuwam wobec nich innych, bardziej wysublimowanych
uczuć. Mało tego, najchętniej zdeptałabym ich obcasem jak nic nie warte,
pełzające żmije.

Ale po kolei.

Jako jedyne dziecko swoich rodziców okazałam się być wrażliwą, czułą osobą,
co zawsze niezwykle ich irytowało. Nigdy nie otrzymywałam od nich takiego
zaangażowania w mój rozwój emocjonalny jakbym sobie tego życzyła. Nigdy nie
byłam przytulana, nigdy mnie nie spytano się czy nie jest mi źle, czy coś
mnie nie boli, nigdy nawet nie spytano mnie dlaczego jestem smutna. Wręcz
przeciwnie. Im byłam starsza tym bardziej odczuwałam odium z ich strony, tym
częściej byłam poniżana, nazywana głupią, nic nie wartą, beznadziejną. Moje
łzy nie miały dla nich najmniejszego znaczenia, wręcz były pretekstem do
szyderstw na mój temat, że jestem beksą. W końcu ze wszystkimi swoimi
smutkami zaczęłam kryć się w pokoju, przebywając w nim od świtu do nocy.
Jedynym moim przyjacielem była poduszka, do której wtulałam się, bo zewdząd
otaczała mnie emocjonalna pusta. Przestałam ufać ludziom, nabawiłam się
kompleksów, wpadłam w depresję i fobię społeczną. W wieku 12 lat miałam
pierwszą próbę samobójczą, choć przyznam się, że na tym się nie zakończyło.
Dla moich rodziców nie przedstawiałam żadnej, ale to najmniejszej wartości,
co często dawali mi odczuć na swojej skórze. Dla siebie również tą wartość
przestałam przedstawiać, bo miałam zakodowane w swym umyśle, że jestem do
niczego. Moje życie stało się wegetacją. Potrafiłam godzinami wpatrywać się
w sufit, mętłym wzrokiem, nie interesowała mnie ani szkoła, ani koleżanki,
ani w ogóle cokolwiek.

I trwałoby tak pewnie bez końca... Ale tak jak to bywa i w życiu i w
bajkach, pojawił się w końcu książę na swym rumaku, zaintrygowany moją
ciemną, dziwaczną postacią, która tak bardzo różniła się od tych wszystkich,
z którymi do tej pory miał do czynienia. Zaczął mnie na siłę wyciągać z
domu, choć ja mu nie ufałam, nie potrafiłam się otworzyć, często stawając
się niegrzeczną, rozkapryszoną i tupającą nóżką dziewczynką. Wszystko po to,
aby zostawił mnie w spokoju. Nie zostawił jednak.

Kiedy więc zaczęłam znikać z nim z domu, wychodząc na przeciw światu
zewnętrznemu, moi rodzice stwierdzili: "Ooo, dziwne, Anka trochę zmądrzała".
Przestali tak często obrzucać mnie tak często inwektywami, straszyć, że gdy
osiągnę wiek 18 lat, to wyrzucą mnie z domu.
W końcu jednak powstał nowy problem - spostrzegli, że potrafię niemal całą
noc wczytywać się w książkę i prawie do rana mieć zapaloną lampkę nocną. No
tego było przecież za wiele! Mój "ojciec" postanowił, że najlepszym sposobem
wychowawczym będzie pobudka codziennie o 6 rano. W każdy dzień więc, gdy
wybiła ta godzina, stał pod moimi drzwiami, dobijając się do nich, a kiedy
nie odpowiedziałam: "nie śpię, tatusiu", co byłoby zresztą dla mnie
największym upokorzeniem, wkraczał do mnie do pokoju i wylewał na mą głowę
szklankę zimnej wody. Zaczęłam więc dźwigać ciężkie meble i codziennie
taranować drzwi, co nakłoniło go do zmiany postępowania, bo poczuł się
bezradny.

Potem była wzmożona fascynacja komputerem. Oczywiście to również bardzo
przeszkadzało "mojemu" staremu. Kiedy uznał, że siedzę zbyt długo potrafił
wpaść do pokoju i wytargać mnie za włosy. Nigdy nie byłam bita, ale wyrobiło
to we mnie nawyk, że gdy ktokolwiek stanął za mną z tyłu, odwracałam się
przerażona. Kilka razy (z powodu komputera) krzycząc na mnie próbował mnie
wyciągnąć z domu, bo jak twierdził: "powinnaś wylądować w psychiatryku". Na
szczęście jednak miałam swojego księcia na rumaku, którego rodzice cenili
sobie bardziej niż mnie i wykazywali mniejszą złość, kiedy spędziłam z nim
dużą część dnia. Dzięki jego istnieniu zdarzały się spokojne dnie.

W końcu spostrzegłam, jak wielką moc posiada podlizywanie się rodzicom.
Zaczęłam udawać grzeczną, pokorną dziewczynkę, dla której (pozornie) wielką
wartość przedstawia ich zdanie i opinia. Były to wakacje, a ja zdaje się
miałam wtedy 17 lat. Do nas do domu na czas wakacyjny wprowadziła się
partnerka mojego brata, która raczej pochodzi z ubogiej rodziny, więc w celu
zarobkowym zatrudniła się w firmie moich rodziców. Ja okazałam się być teraz
grzeczną dziewczynką, więc cała uwaga skierowała się na niej. Mój ojciec
prosto z mostu potrafił powiedzieć jej, że powinna zostać zapaśniczką sumo i
dawał najgorsze i najcięższe prace, bardziej odpowiednie dla mężczyzn. Przez
dwa miesiące permamentnego dokuczania dziewczyna stała się swoim cieniem,
przygnębiona, z bardziej pogłębionymi kompleksami, które i tak zawsze
posiadała. Obiecała sobie, że nigdy nie przekroczy przez próg tego
mieszkania. Od tego czasu minęły trzy lata, brat chciałby się z nią pobrać,
ale ona nie wyobraża sobie oglądania moich rodziców na ślubie, dlatego
odwleka ten moment jak tylko może.

Dzięki podlizywaniu się do rodziców dostałam od nich świeżo wybudowany dom
(gdy tylko 18 lat skończyłam), który początkowo miał być przeznaczony dla
mojego brata. Brat naraził się tym, że jako dziewczynę wziął sobie
"zapaśniczkę sumo". Zamieszkałam tam więc ze swoim księciem. Pomimo tego, że
ten dom znajdował się przy domie moich rodziców, to moja psychika uległa
znaczej poprawie, bo już tak dużo z nimi nie obcowałam. Z matką zaczęłam się
wyśmienicie dogadywać, a stary całkiem przestał mi dogadywać. Jakoś tak
zaczęłam nawet wybaczać im wszelkie krzywdy. Wybaczyłam im nawet to, jak
jakiś rok temu oskarżyli mnie o współżycie seksualne w obecności mojej
znacznie młodszej siostrze, co było zresztą kompletną bzdurą.

Moje granice teraz zostały jednak już przekroczone.

Z mężem (to ten książę na rumaku) zdecydowaliśmy się na pieska, labradora.
Ponieważ jednak mamy wspólne podwórko z rodzicami, uznaliśmy, że wypadałoby
to z nimi skonsultować. Nie było żadnych problemów, wręcz zaproponowali, że
także będą z nim chodzić na spacery i zajmować się, w razie gdybyśmy my nie
mogli mu poświęcić czasu. Kupiliśmy więc czarną, śliczną labradorkę - Bonę.
Zajmowałam się nią bardzo pilnie - wychodziłam jedynie do sadku, gdzie nie
ma kwiatków i gdzie może psocić do woli. Pewnego dnia musiałam jednak
koniecznie wyjść z domu, by odebrać wyniki krwi ze szpitala, dlatego
poprosiłam mamę i siostrę, aby zajęły się łobuzem. Kiedy przyjechałam matka
była zrozpaczona, ponieważ pies wyrwał kilka jej roślinek. Zaczęła
awanturować się, krzyczeć bym się pozbyła tego szkodnika, na co ja
stwierdziłam, że gdyby jej nie wpuściła do ogrodu, to nie byłoby problemu.
Od tej pory, kiedy potrzebowałam gdzieś wyjść, zostawiałam psa zamkniętego w
mieszkaniu. Mimo wszystko zarówno ja, jak i mąż, zaczęliśmy słyszeć przykre
komentarze.
Za każdym razem wychodząc z małą na spacer słyszałam: "znowu wyszłaś z tą
pizdą", lub: "wynocha, gówno", skierowane do tego, bardzo ślicznego zresztą,
pieska. Muszę powiedzieć, że bardzo pokochałam to maleństwo i dbałam o nią
najlepiej jak potrafiłam. Bałam się jednak panicznie agresji ze strony
rodziców na nic niewinnym psie, dlatego z mężem z ciężkim sercem
postanowiliśmy ją oddać. Płakałam wiele dni i obiecałam, że już nigdy
więcej... Jestem w piątym miesiącu ciąży i z goryczy schudłam 2 kilogramy.

Ktoś może powiedzieć, że jestem wyrodną i niewdzięczną córką, ale naprawdę z
całego serca nienawidzę rodziców. Czy naprawdę obowiązkiem człowieka jest
kochać swych rodziców, czy nawet szanować? Ja swoich postrzegam jedynie jako
wrogów.

Nie pozwolę sobie więcej napluć w kaszę. Chciałabym w jakiś sposób odpłacić
się pięknym za nadobne, bo wiem, że nie mogę wiecznie ogrywać dobrej, ale i
bez godności. Może ktoś mi coś zaproponuje? Jeśli nie załatwię tego raz a
dobrze, to nie wyobrażam sobie wychowywania swojego dziecka w takich
warunkach.

"Baczcie na swych wrogów, nie dajcie się im prowokować! Ignorujcie ich, bo w
swej małości nie zasługują na uwagę więcej niźli listek przez wiatr
szamotany".

Pozdrawiam
Ania
GG:785234
e-mail: d...@o...pl



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2005-08-24 15:37:57

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "madamjo" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> napisał w
wiadomości news:dehsf6$4dh$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Gdybym komuś napomknęła mimochodem, jakie odczuwam emocje względem swoich
> rodziców, byłabym zapewne uznana za wyrodną i niewdzięczną córkę.
>
>
> Dzięki podlizywaniu się do rodziców dostałam od nich świeżo wybudowany dom
> (gdy tylko 18 lat skończyłam), który początkowo miał być przeznaczony dla
> mojego brata.
"Baczcie na swych wrogów, nie dajcie się im prowokować! Ignorujcie ich, bo
w
> swej małości nie zasługują na uwagę więcej niźli listek przez wiatr
> szamotany".
>

Powtórzę, za Adamem, ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, tyle że nie w kontekście aby
odpowiednie dać rzeczy słowo.
Raczej ćwiczyć umiejętność kontaktowania się z własnymi rodzicami. Bo
potworami oni mi się w żaden sposób nie jawią. Potwory nie rozdają domów
swoim poniżanym, nic nie wartym dzieciom. A czy psa kazali wyrzucić? Czy
ddanie go nie było wygodnictwem może.
Aniu, mieszkasz w oddzielnym domy, jesteś dorosłą osobą , za kilka miesięcy
będziesz matką. zachowuj się jak dorosła kobieta. Porozmawiaj ze swoimi
rodzicami, postarajcie się wspólnie rozwiązać problemy, uzgodnić zasady.
Zacietrzewienie, złość i nienawiść nie przyniosą nic dobrego, ani Tobie, ani
twojemu dziecku.
Jedyne co można zaproponować w tej sytuacji to szukanie drogi porozumienia.
pozdrawiam
madamjo


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2005-08-24 15:44:36

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "Hania " <v...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

madamjo <j...@w...pl> napisał(a):

> > Jedyne co można zaproponować w tej sytuacji to szukanie drogi
porozumienia.

hmm, w 100% sie zgodze.

Poza tym jeszcze mozna zamienic dom na dalej polozony.

Poza tym, czy maz Ani w niczym Jej nie pomaga? Tak sobioe chadza cichutko,
taki Ksiaze, a nie pracuje nad polepszeniem sytuacji? Troszke w tym dlugim
opisie brakuje mi nakreslenia jego osoby...no ale moze to moja spiskowa
teoria - cos mi tu zgrzyta i tyle.

Zdrowki
Hania

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2005-08-24 16:16:52

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> szukaj wiadomości tego autora

Witam

> Powtórzę, za Adamem, ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, tyle że nie w kontekście
aby
> odpowiednie dać rzeczy słowo.
> Raczej ćwiczyć umiejętność kontaktowania się z własnymi rodzicami.

Nie ma na to raczej żadnych szans, abym potrafiła dogadać się z rodzicami.
Do "ojca" nie odzywam się od 12 roku życia, ponieważ oprócz kpiny nigdy nic
więcej z jego ust nie potrafiłam wyczytać. Moja matka za to udaje
przyjaciółkę, która zawsze wszystkich podjudza przeciwko mnie. Także mi nie
zależy na kontaktach z nią. Zresztą kiedy bym się jej czegoś nie poradziła,
to słyszę: "Co mnie obchodzą twoje problemy? Mi nigdy nikt nie pomógł". Jest
egoistyczna i egocentryczna, potrafi skupiać się jedynie na swoich
zmartwieniach. Ja mam w OBOWIĄZKU jest słuchać, a ona ma gdzieś mnie.

> Bo
> potworami oni mi się w żaden sposób nie jawią. Potwory nie rozdają domów
> swoim poniżanym, nic nie wartym dzieciom.

A dlaczego by nie? A może to chodzi o to, aby uzależnić od siebie swoje
dzieci?
Mi dali dom, mojemu mężowi dali pracę. Cały czas grożą nam, że wykopią nas z
domu, jeśli nie zrobimy wszystkiego po ich myśli. Nie odpowiada im jeśli za
dużo czasu spędzamy w mieszkaniu, nie odpowiada im, kiedy zbyt często z
niego znikamy. Nie mamy poczucia bezpieczeństwa. Wiemy, że gdybyśmy
postanowili wynająć jakieś mieszkanie, to mąż mógłby stracić pracę, ponieważ
na pewno nie spodobałoby się to mojemu "staremu", który chce nas
kontrolować. Mi nie zależy na luksusach, mogę mieszkać w byle jakim
mieszkanku, byle jak najdalej od moich rodziców, których szczerze
nienawidzę. Wiem, że poczucie szczęścia mogę osiągnąć tylko przebywając
daleko od nich i nie utrzymając żadnych kontaktów. Już dawno przestało mi
zależeć na swojej rodzinie - dlatego zależało mi, aby założyć własną.
Znajomi dziwili mi się, że nie poszłam na studia, że jestem tylko po
ogólniaku, gdzie ja mam swój rozum, aby rezygnować z nauki. A moim szczytem
marzeń i szczytem ambicji jest posiadanie rodziny, normalnej, kochającej się
rodziny, której zawsze mi brakowało.

> A czy psa kazali wyrzucić? Czy
> ddanie go nie było wygodnictwem może.

Niejednokrotnie słyszeliśmy słowa typu: "pozbądźcie się tego gówna. Na co
wam to?". Do naszych uszu dochodziło (brat nam o tym mówił), że wyrzucą nas
z domu, że według nich nie zasługujemy sobie na to, aby w nim mieszkać.
Moich rodziców problemem jest to, że nie szanują ani niczego ani nikogo.
Zresztą to nie przypadek, że tylko ja mam do nich pretensje - mój brat także
uważa, że są nic nie warci, chociaż zawsze był traktowany zdecydowanie
lepiej niż ja. Wystarczy jednak spytać się mojej szwagierki czy nie
dramatyzuję. Czasem myślę, że jej nienawiść do nich jest jeszcze większa niż
moja.
Dla mnie wygodnictwem nie było pozbycie się psa i to, co napisałeś, jest
wielką obelgą dla mnie. Odpowiadało mi posiadanie mojej suczki, ponieważ mam
ogromne instynkty opiekuńcze, które mogłam w ten sposób zaspokoić.
Kilkakrotnie w nocy wstawałam, aby wyprowadzić ją na toaletę i nigdy nie
zrezygnowałam choć z chwili pobawienia się z nią, nigdy też nie narzekałam.
Gdybym tak bardzo nie pokochała tego stworzenia i gdyby tak bardzo nie
zabolała mnie jej strata, to nie napisałabym tego postu.


> Aniu, mieszkasz w oddzielnym domy, jesteś dorosłą osobą , za kilka
miesięcy
> będziesz matką. zachowuj się jak dorosła kobieta. Porozmawiaj ze swoimi
> rodzicami, postarajcie się wspólnie rozwiązać problemy, uzgodnić zasady.

Z moimi rodzicami nie ma dyskusji. Oni wszystko wiedzą najlepiej.

> Zacietrzewienie, złość i nienawiść nie przyniosą nic dobrego, ani Tobie,
ani
> twojemu dziecku.

Wiem o tym. Dlatego już teraz zaprzestałam kontaktować się z rodziną i
planuję ograniczyć jego kontakty z dziadkami. Nie chcę usłyszeć kiedyś słowa
typu: "ale Anka ma brzydkie dziecko".

> Jedyne co można zaproponować w tej sytuacji to szukanie drogi
porozumienia.

Z każdą inną osobą może droga porozumienia byłaby możliwa. W tym wypadku to
odpada. Nie znam tak podłych, wrednych i zepsutych ludzi jak moi rodzice.
Ciągle mile zaskakuję się na ludziach, dzięki temu, że byłam wychowywana
przez takich degeneratów. Mój mąż mówi na nich patologia, choć nie piją i
nie ćpają. Mają jednak zachowania typowe dla patologii.

> pozdrawiam

Również pozdrawiam

> madamjo

Ania


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2005-08-24 16:23:50

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: Jesus <n...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Hania napisał(a):
> Poza tym, czy maz Ani w niczym Jej nie pomaga? Tak sobioe chadza cichutko,
> taki Ksiaze, a nie pracuje nad polepszeniem sytuacji? Troszke w tym dlugim


Nie nie nie nie! Ci się coś pomyliło.
Książe to Książe, Książe kupy nie dotyka ;))

Ja to rozumiem, ja to popieram i wogóle spierdalaj.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2005-08-24 16:28:56

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "Hania " <v...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

driada leśna <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> napisał(a):

> Nie ma na to raczej żadnych szans, abym potrafiła dogadać się z rodzicami.
[...]

sorki, ze reszte wycielam.
Zacznij NIE od zmiany myslenia rodzicow, od prob wplyniecia na nich, ale od
zmiany SWOJEGO myslenia. Ich gierki znasz. Z ich opisu wnioskuje, ze nie sa
do konca zli. Chca Wami kierowac, "ubezwlasnowolnic", "ponizyc" by wystepowac
potem w roli zbawcy. To cos takiego, co uprawia wiekszosc lekarzy: idziesz
sobie do doktorka, on widzac Twoje wyniki robi marsowa mine i smutno na
Ciebie patrzy, Tobie zaczyna trzasc sie broda i w myslach wybierasz
pelargonie na grob, potem on ci przepisuje witaminki, ty przychodzisz zdrowa,
a on do Ciebie "no, udalo mi sie wyciagnac pania z tego strasznego stanu".

Spojrz na to z boku: oni odstawiaja teatrzyk, inaczej nie potrafia. Matka
mowi "nie obchodzi mnie to" nie dlatego, ze tak mysli, ale w poczuciu
bezradnosci.
BTW, czy naprawde, ale to naprawde Twoj maz nie ma szans na inna prace niz u
Twoich rodzicow? A moze niech wyciagnie przy nich kiedys gazete z
ogloszeniami i pokaze, ze jej szuka? Jak zareaguja?

Zdrowki
hania

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2005-08-24 17:24:51

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "madamjo" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> napisał w
wiadomości news:dei6ii$hjb$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Dla mnie wygodnictwem nie było pozbycie się psa i to, co napisałeś, jest
> wielką obelgą dla mnie.
> Z moimi rodzicami nie ma dyskusji. Oni wszystko wiedzą najlepiej.
>
>> Zacietrzewienie, złość i nienawiść nie przyniosą nic dobrego, ani Tobie,
> ani
>> twojemu dziecku.
>
> Wiem o tym. Dlatego już teraz zaprzestałam kontaktować się z rodziną i
> planuję ograniczyć jego kontakty z dziadkami. Nie chcę usłyszeć kiedyś
> słowa
> typu: "ale Anka ma brzydkie dziecko".

Co do kwestii psa, nie chciałam Cię obrazić. Z tego co napisałaś, można było
tak wnioskować. wiadomo, pisząc idziemy na skróty.
Widzę, że konflikt jest naprawdę powazny. I najlepiej byłoby gdybyście
poważnie wzięli pod uwage możliwość wyprowadzenia się z ofiarowanego przez
rodziców domu i rozpoczęcia życia zupełnie na własny rachunek z dla od nich.
Ale tu nic nie można robić pod wpływem chwili ani zbyt impulsywnie.
Równoczesnie obawiam się, że ograniczenie kontaktów gdy mieszkacie na jednym
podwórku będzie bardzo trudne.
Skoro naprawdę nie chcesz / czy też nie widzisz możliwości porozumienia nie
pozostaje nic innego jak możliwie największa izolacja. Musiz się uodpornić
na kąśliwe uwagi rodziców. A może przyście na świat wnuka zmieni wasze
relacje.
Mimo wszystko nie pal wszystkich mostów, pozostaw najmniejszą choćby
furteczkę, może oni jednak się zmienią
czego Tobie i twoim najbliższym życzę
madamjo


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2005-08-24 17:35:23

Temat: całkiem nie na temat
Od: "madamjo" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

gdzie mogę dowiedzieć się jak to zrobić, żeby post pokazywał się
równocześnie na kilku grupach?
z góry dziekuję za podpowiedź
madamjo


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2005-08-24 19:03:40

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "Wojciech Kulesza" <w...@N...org> szukaj wiadomości tego autora

> Mi dali dom, mojemu mężowi dali pracę. Cały czas grożą nam, że wykopią nas
> z
> domu, jeśli nie zrobimy wszystkiego po ich myśli. Nie odpowiada im jeśli
> za
> dużo czasu spędzamy w mieszkaniu, nie odpowiada im, kiedy zbyt często z

To spakujcie się, znajdźcie sobie mieszkanie, pracę i nie żyjcie na koszt
opluwanych rodziców.

Wojtek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 10 ... 18


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: Psychologia naukowa a taplanie się w bagnie humanistyki
wreszcie jadę na wakacje!
Roznice
nieumiejetność dochodzenia...
terapeuta też człowiek

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »