Strona główna Grupy pl.sci.psychologia (PO)ROZUMIENIE

Grupy

Szukaj w grupach

 

(PO)ROZUMIENIE

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2000-07-13 16:10:46

Temat: (PO)ROZUMIENIE
Od: Janusz Harasimowicz <h...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Czy można komuś pomóc, nie rozumiejąc ani jego, ani jego problemu?
Na usta ciśnie się: "nie, a jeśli nawet to przypadkiem". Wydaje się to
oczywiste, ale... czym jest rozumienie - kluczowe przecież w powyższym
pytaniu. Czy można to łatwo wyjaśnić, opisać?

Kiedyś usłyszałem taką odpowiedź: "zrozumienie jest to przetłumaczenie
zastałej sytuacji na wewnętrzny język skojarzeń, w taki sposób, aby
możliwe było odzwierciedlenie istotnych mechanizmów poznawanej rzeczy".
Tyle tylko, że mój rozmówca przytoczył zapamiętaną regułkę i nie był w
stanie wyjśnić bliżej co kryje się za tymi słowami. Poproszony o
wyjaśnienie, podanie jakiegoś przykładu/sytuacji/analogii szybko
zamilknął. Dlatego uznałem, że sprawa nadal nie jest dostatecznie jasna,
a powyższe to tylko zbitka słów, które niekoniecznie muszą rzecz
tłumaczyć (jeśli ktoś jednak uzna, że to bardzo dobry opis - chciałbym
go prosić, by wyjaśnił je bliżej, własnymi słowami/analogiami i na
dodatek dostosawanymi do poziomu tych, dla których nie jest to całkiem
oczywiste, zrozumiałe).

Ale próbując dalej znaleźć odpowiedź można zapytać, czy rozumienie to
poznanie. Czy to nie jedno i to samo? Hm... Można przecież poznać wiele
zachowań danego człowieka i niekoniecznie je (ani jego) rozumieć.

A może zrozumienie łatwiej wyjaśnić, jeśli zapytamy o to, czym jest
porozumienie? Czy uzgodnieniem wspólnego stanowiska?
Ale jakie warunki muszą być ku temu spełnione? Być może jednym z nich
jest uległość/natarczywość jednej ze stron. Jednak... czy wóczas można
mówić o wzajemnym porozumieniu?

Czym więc jest porozumienie, wzajemne zrozumienie? Jeśli nie potrafię
wyjaśnie tego dowolnej osobie - czy to nie znaczy, że tak naprawdę nie
wiem, co kryje się za tym słowem?
Jeśli ktoś (albo nawet psychologia) mówi, że kogoś/coś rozumie to
znaczy, że wie czym jest rozumienie - potrafi to wyjaśnić.
Nie chodzi bynajmniej o suchą definicję. Jeśli jest zrozumiała można
przedstawić ją dowolnymi słowami, a nawet roztoczyć przed słuchaczem
cały krajobraz uczuć jaki towarzyszy zrozumieniu. Jeśli nie - cóż, czy
taka (niezrozumiała) definicja może być wyjaśnieniem rozumienia???

Tak stukam z małą nadzieją, że ktoś spróbuje opisać czym rozumienie
jest, a nawet przedstawi jakąś życiową sytuację. Sytuację, w której
zrozumienie (czy wzajemne porozumienie) odgrywa znaczącą rolę; tak
doniosłą, że jasne staje się czym ono jest, a czym być nie może (i nigdy
nie będzie - choćbyśmy usilnie chcieli określić to rozumieniem).

Janusz

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2000-07-13 21:25:26

Temat: Odp: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Artur Zgadzaj" <a...@l...pl> szukaj wiadomości tego autora

Zrozumienie kogoś nie musi wcale automatycznie determiniwać potwierdzenie
tego zrozumienia z drugiej strony. To znaczy, druga osoba niekoniecznie musi
uszczęśliwiona powiedzieć: "Ależ tak, widzę że mnie rozumiesz!". To, że tego
nie potwierdzi nie oznacza, że nie jesteśmy w stanie czegoś lub kogoś
zrozumieć.

Dlaczego tak się dzieje? To proste i nie zarazem. Otóż człowiek jest istotą
bardzo złożoną, wielopłaszczyznową i wieloaspektową. Ktoś może dotknąć jej
głębszych warstw i dostrzec rzeczy, które nie widzi tamten sam w sobie nie
widzi. Zatem nie potwierdzi naszego, rzekomego rozumienia jego zagadnienia.
Ten przypadek dzieje się nagminnie od eonów lat i dotyczy każdego z nas.
Ileż razy niejeden z nas pozwolił sobie w myślach lub w słowie wyrazić, że
Bóg (lub jak kto woli Stwórca) mnie (lub nas) nie rozumie, nie kocha, a w
ogóle gdzież on jest. Nawet Ci, którzy są w jakiś sposób wierzący, często
słysząc jakąś radę, czy wyjaśnienie - mówią sobie: "No tak, ale Ty mnie nie
rozumiesz, ja nie mogę, nie potrafię, postaw się w moje położenie, to
niemożliwe". I wtedy znów szukamy zrozumienia gdzie indziej. I znów
doznajemy upokorzenia, a po czasie mówimy: "No tak, to była racja, tylko że
wtedy tego nie widziałem".

Tak właśnie jest. Często ta druga płytsza warstwa nas, która tak często
mówi: "Nie mogę, nie potrafię, nie chcę" wije się jak piskorz i bardzo
niechętna jest głębszemu zrozumieniu i przyznaniu się do błędu, zmiany
poglądu. A to przecież jest potrzebne aby nastąpiło wzajemne porozumienie.

Zatem, gdybyśmy mogli zbliżyć się wewnętrznie, poza słowami, wtedy nie
byłoby takiego rozdiału pomiędzy ludźmi, nie byłoby tej przepaści pomiędzy
mężczyzną a kobietą.

Wiele razy w swoim życiu uczyłem się przekraczać te bariery (oczywiście w
sobie). Wiele z tego wynikło ciekawych doświadczeń i zbliżeń z ludźmi.
Wiele też razy w swoim życiu zapominałem o tym i kurczowo trzymałem się
swych poglądów i budowałem barierę przed ludźmi. Ileż to razy otrzymywałem
radę i wsparcie i ileż razy je marnowałem, przez swą opieszałość i niechęć
do zmian. Ileż razy miałem żal, że nie jestem do końca zrozumiany i ileż
razy było mi wstyd, że mogłem tak pomyśleć. Przecież wiem już, że mogłem
jednak to czy tamto właściwie wykonać, tylko nie wierzyłem sam w siebie.

Zatem, na koniec, pozwolę sobie zacytować fragment z pozycji "Życie
bezoosobowe".

"{...}

11. Tak jest, JA SAM skierowuję Cię do niego i dopuszczam, iż całą wiarę i
ufność pokładasz w takim kapłanie lub kapłance otrzymując od nich różne
duchowe rady i nauczania, jakie tylko otrzymać możesz od takich Mistrzów. Aż
wreszcie - smutny i upokorzony rozczarowaniem, jakie pewnego dnia
nieuchronnie nastąpi - znów będziesz zmuszony powrócić do Mnie, Twego
własnego i Prawdziwego JA.

12. Tak jest, JA JESTEM TYM, który zsyła wam te złudzenia i zmartwienia,
powstałe na skutek waszej omyłki. Ci fałszywi Mistrzowie wykorzystują waszą
żarliwość i oddanie, nie mówiąc już o pieniądzach i usługach, jakie
oddajecie w tej ufności, że służą Mojej Sprawie, podczas - gdy sprzyja to
jedynie utwierdzeniu ich osobowej władzy oraz osobi-stego uroku wśród
uczniów. Uwodzą oni zręcznie swych zwolenników - obietnicami po-stępu
duchowego przy pomocy bombastycznie i pięknie brzmiących haseł duchowych,
wzmagających ich próżność. Wymagają oni dla siebie czci i honorów pod
strachem Mego Gniewu, jeśli nie będziecie im ślepo posłuszni i ufni. Tak
jest, w istocie to wszystko JA zsyłam wam, ponieważ - sami tego pragniecie.
Pragnienie bowiem, jest agentem Mej Woli.

13. Może się zdarzyć, że ofiarujesz swą miłość i oddanie oraz posłuszeństwo
jakiemuś Mistrzowi w świecie widzialnym lub niewidzialnym, który znajduje
się na pewnym - wyż-szym stopniu rozwoju pod względem uczciwości i mądrości
duchowej, od którego bę-dziesz otrzymywał nauki - wedle Twego zdania -
nieocenionej wartości.

14. Wszystko to jest dobre, jak długo otrzymujesz to, czego szukasz, myśląc,
że istotnie tego potrzebujesz, ponieważ JA dostarczam wszystkiego
użytecznego w celu zaspokojenia tych pragnień. Lecz wiedz, że wszystko to na
próżno i nie może dać upragnionych przez Ciebie realnych wyników, ponieważ -
wszelkie pragnienia i poszukiwania postępu du-chowego należą do osobowości,
a więc ze swej natury - są egoistyczne i w końcu doprowadzą do
rozczarowania i upokorzenia.

15. Musisz to jednak zrozumieć, że właśnie przez rozczarowanie i
upokorzenie - osiąga się prawdziwe wyniki, gdyż JA je przeznaczyłem dla
Ciebie, wskazując na możność uzyskania pomocy ze strony niektórych
nauczycieli. Umyślnie więc spowodowałem to rozczarowanie, abyś jeszcze
więcej został upokorzony i stał się uległy jak dziecko, a tym samym -
bardziej przygotowany do słuchania Mego Słowa i posłuszeństwa względem
Niego. Słowo To rozlega się w Twoim wnętrzu i dzięki Niemu będziesz mógł
wejść do Mego Królestwa.

16. W ten sposób - zakończą się wszelkie zewnętrzne poszukiwania i
przyjdziesz do Mnie - wyczerpany, nagi i gorąco pragnący słuchania Mej
Nauki - Synu Mój Ukochany. Wtedy wszystko uczynisz dla jednej kruszyny Mego
Chleba, którym dotąd pogardzałeś w swym uporze i zarozumiałości, nie
uważając go za dość dobry - dla Twego pysznego ducha.

{...}"

Artur Zgadzaj



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-13 21:52:15

Temat: Odp: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Artur Zgadzaj" <a...@l...pl> szukaj wiadomości tego autora

Może też taki osobisty sen będzie przykładem co może zajść gdy powstanie
wewnętrzne porozumienie. Jak widać, na początku to "porozumienie" było
jednostronnym wyjściem ne przeciw, jednak w końcu poprzez uczucie wpłynęło
na otworzenie się także drugiej strony. Jednakże dotyczyć to może tylko osób
już w pewien sposób przygotowanych. Inni mogą być tylko widzami, patrząc i
nie widząc, patrząc i nadal nie rozumiejąc. Zatem zrozumienie jest to coś co
ty sam chcesz osiągnąć, nie oglądając sie na innych. Jest to kwiat, który
trzeba pielęgnować i podlewać, inaczej zwiędnie.

Oto obiecany opis snu z mojej małej publikacji:

4. Przypomnienie obrony i ciepła zarazem (ok.1985)

(Sen został spisany dopiero teraz - styczeń 1997)
Pracowałem w Elwro na drugiej zmianie. Jednak to Elwro mieściło się w
skrzydle Pałacu Kultury w Warszawie. Był letni wieczór i zachodziło słońce.
Słyszałem dalekie odgłosy miasta przez otwarte okno. Siedziałem sam w pokoju
socjalnym. Nie było już żadnej pracy do wykonania. Czytałem czasopismo
"Problemy", jakieś artykuły z Fizyki. Usłyszałem wtedy z głośnika, tj.
za-kładowego radia, jak mówi z przejęciem spiker radiowy, podając
najnowsze wiadomości o nie-zwykłych wydarzeniach w mieście i w świecie.
Przestałem czytać i zacząłem wsłuchiwać się w to co mówi. Przedstawiał
wielkie wydarzenia, trzęsienia Ziemi, rozboje, oraz że trzeba się ukryć,
gdyż nadchodzi seria wstrząsów do nas. W innych Państwach już nastąpiły i w
każdej chwili moż-na się spodziewać ich w Polsce i w Warszawie. Potem
powiedział, że należy udać się do schro-nów i przeczekać ten okres, podając,
że wojskowi nie wiedzą jak długo to będzie trwało. Dalej mówił co należy
wziąć ze sobą i że jest to prawdopodobnie przejściowe, choć znawcy nie
wiedzą co o tym sądzić. Jednak, ja go już dalej nie słuchałem, gdyż
pomyślałem, że to już czas, że nad-chodzi to, o czym wiedziałem. Nawet byłem
z tego zadowolony. Zastanowiłem się, co ze sobą wziąć i postanowiłem wziąć
właśnie "Problemy" aby w międzyczasie sobie tam poczytać. W wy-obraźni
zobaczyłem miejsce w podziemiach Pałacu, gdzie mógłbym się ukryć i spokojnie
sobie czytać ciekawe artykuły. Byłem już kiedyś w tych podziemiach,
penetrowałem je już kiedyś. Na-wet sobie szybko przypomniałem jak wtedy
schodziłem po schodach, głęboko, coraz niżej i niżej, aż w końcu dotarłem do
małego pomieszczenia, akurat dla jednej osoby, tak głęboko, że żadne walące
się budynki nie mogły mi tam zagrozić. Było tam światło i mógłbym sobie
spokojnie czy-tać fascynujące artykuły z Fizyki. Tak sobie wtedy to
wymyśliłem i szybko wziąłem ze sobą tylko torbę foliową i czasopisma.
Wyszedłem na zewnątrz, a nikt na tej zmianie mnie nie zatrzymywał,
nikogo nawet nie spotka-łem na korytarzu. Zszedłem z piętra tego skrzydła,
gdzie pracowałem i poszedłem do głównego wejścia Pałacu Kultury. Rozejrzałem
się. Na podłodze był długi, wielki czerwony dywan, który zawsze robił na
mnie wrażenie. Z przodu była wielka lada, za którą siedziały dwie młode
panie, z przejęciem informujące inne osoby lub rozmawiając przez telefon. W
międzyczasie nadeszły pierwsze silniejsze wstrząsy i zobaczyłem jak wielkie
kolumny Pałacu zatrzęsły się i nawet niektó-re upadły. Poszedłem na lewo po
wielkim dywanie, wzdłuż wielu jednakowo wyglądających drzwi, które miałem po
prawej stronie. One również zawsze na mnie robiły wrażenie, gdyż nigdy nie
było wiadomo, co jest za którymi z nich. Obszedłem już właśnie spory łuk i
ciągle nie mogłem znaleźć tych właściwych, które kiedyś znalazłem, tych co
prowadzą w dół do małego, ukrytego pomieszczenia. Nie pamiętałem, które to
były z nich. Szedłem, i sprawdzałem je po kolei otwie-rając, jednak żadne z
nich nie były tymi. Zaczęło mnie to wyprowadzać z równowagi. Poszedłem już
prawie do samego końca. Co się stało z tymi drzwiami i tajemnymi schodami w
dół? Przecież kiedyś tu byłem, wiedziałem że są w tej części skrzydła. A
jednak nie mogłem ich znaleźć i to mnie ogromnie zaskoczyło. Nie mogłem się
schować!
W końcu poirytowany poszedłem do ubikacji, gdyż chciało mi się siusiu.
Wszedłem do dużej męskiej ubikacji, z dwoma dużymi pomieszczeniami. Drugie,
z pisuarami było nieco wyżej, z wej-ściem po schodkach. Cała ubikacja była
pusta. Podszedłem do długiego rzędu pisuarów i spokoj-nie realizowałem swoje
potrzeby, zastanawiając się jednocześnie nad tym wszystkim. Byłem
za-dowolony, że jestem sam. Wtedy, wpadło do ubikacji kilku młodych
chłopaków, szybko rozglą-dając się za kimś. Szukali najpierw po kabinach,
lecz nikogo tam nie znaleźli. Jeden z nich pod-biegł szybko do mnie i wyrwał
mi bez jednego słowa torbę i wybiegali z ubikacji. Wkurzyła mnie ta ich
bezczelność i potraktowanie mnie, lub ewentualnie kogoś innego, jak
powietrza. Pomyśla-łem, że sobie na to nie pozwolę i z pełną determinacją
szybko wybiegłem za nimi, z części pisu-arów. Przypomniałem sobie, że
przecież potrafię być w Jedni, co daje mi swoistą ochronę i zamie-rzałem
zrobić z tego szybko użytek. Dogoniłem chłopaka z moją torbą tuż przed
wyjściem z ubi-kacji i równie śmiało zabrałem się za odbieranie jej od niego
(drugi chłopak stał jeszcze na pod-wyższeniu). Wyrwałem mu torbę, ale on
próbował mnie bić, jednak mu się to nie udawało. Wy-glądało to, jak
szamotanie się bez efektu. Wywijał pięściami przez dłuższą chwilę, jednak
jego razy nie mogły do mnie dojść. Starałem się być w Jedni, być nim, tym
który próbuje mnie obić. W końcu zobaczył, że jest coś nie tak i przestał
próbować. Uznał "wyższość" tego mojego stanu. Wtedy podbiegł ten drugi i o
wiele bardziej zdecydowanie próbował mi dołożyć, pokazując jed-nocześnie
temu pierwszemu, jak należy się rozprawiać z takimi jak ja. Widać było, że
jest w tej grupce prowodyrem. Jemu jednak, również nie udawało się mnie
załatwić, a ja nie próbowałem już tylko stać biernie. Wziąłem go za kurtkę
jedną ręką i wypychałem z ubikacji, kiedy on w tym czasie usilnie próbował
mnie okładać pięściami - bezskutecznie. Wypchnąłem go, a on uciekł. Wtedy,
zwróciłem się do tego pierwszego, który stał zaskoczony, jakby medytujący
nad tym co zaszło. Wydawało się jakby był w swego rodzaju szoku. Podszedłem
do niego z całkowicie opuszczonymi rękoma, a on próbował jeszcze mnie
uderzyć, jakby na wszelki wypadek, dla obro-ny. Ciągle nie dawało to efektu,
a ja stałem tak z opuszczonymi rękoma, czekając aż się wyładuje i uspokoi. W
końcu przestał i chwilę staliśmy patrząc na siebie. Powiedziałem do niego,
że jest wewnętrznie wrażliwy, że nie pasuje do tej bandy, i że nie powinien
się zadawać z tym prowody-rem i słuchać go. Powiedziałem, że powinien
opuścić tę grupkę i w końcu przystał na to. Widać było, że był z nimi, bo
się ich bał. Teraz też się bał, ale zastanowił się i powiedział "dobrze".
Od-szedłem od niego i wyszedłem z ubikacji.
Wyszedłem znów na korytarz z długim czerwonym dywanem, ale nie miałem
ochoty już szukać schodów na dół aby się schować. Jeszcze raz wyobraziłem
sobie siebie siedzącego gdzieś na dole w małym ciasnym pomieszczeniu i obraz
ten wywołał we mnie obrzydzenie. Już nie chciałem się chować! Chciałem wyjść
na zewnątrz i zaczerpnąć głęboko świeżego powietrza. Wyszedłem z budynku,
stanąłem pod kolumnami, nad schodami. Rozejrzałem się. Zobaczyłem miasto w
póź-nym zachodzie słońca, niemal pogrążone w ciemnościach. Uliczne światła
były zapalone cha-otycznie, plamami, jakby były jakieś problemy z zasilaniem
w prąd. Coś się działo w mieście, ja-kieś zamieszanie. Spojrzałem potem na
niebo. Zaciekawiło mnie, gdyż nigdy go takim nie widzia-łem. Na jego niemal
czarnym tle, przesuwały się idealnie równymi rzędami lekko poszarpane
pro-stokąty chmur koloru szarego (jak późnym wieczorem). Były równo od
siebie oddalone, w rów-nych wielkościach i o równym kształcie długiego
prostokąta. Wszystkie one płynęły idealnie rów-no w jednym kierunku, jakby
były długim wzorem dywanu. Nie przemieszczały się pomiędzy so-bą, jak to
nieraz jest z chmurami. Było to bardzo dziwne, jakby złowrogie. Zauważyłem
jednak, że tak jak zwykle, ludzie nie mają czasu patrzeć na niebo, tak i
teraz, jeszcze w tym zamieszaniu, mało kto zwrócił uwagę na niezwykłość tych
chmur. Większość była zajęta swoimi sprawami, może swoim bezpieczeństwem.
Jeszcze raz spojrzałem na miasto i pomyślałem, że to już czas aby się
odkryć, pokazać się, wejść w miasto. Wtedy zobaczyłem po lewej stronie, na
placu pod schodami, grupkę chłopaków. Nudzili się i właśnie się
zastanawiali, gdzie by pójść, jak skorzystać z tego zamieszania, kogo by tu
pobić. Nie widzieli mnie. Pomyślałem, że jest okazja aby zacząć, niech mnie
zobaczą, niech mnie spróbują pobić. Zmierzę się z tym i umocnię w byciu w
Jedni. Podszedłem górą, pod kolum-nami, bliżej w ich stronę i czekałem.
Jeden z chłopaków zauważył mnie i powiedział: "Chodźcie go pobijemy!".
Wszyscy uznali, że to świetny pomysł, gdyż stałem trochę wyzywająco i
stwier-dzili, że trzeba mi dać dobrą nauczkę, abym nie był taki dumny. Już
nie było odwrotu. Starałem się być w ciszy i w Jedni. Postanowiłem, że będę
bierny i specjalnie opuściłem ręce i w żaden spo-sób się nie broniłem.
Stwierdziłem, że ten stan musi być tak jasny, tak czysty, że musi się sam
obronić. Oni szybko wbiegli na górę i dwóch z nich wzięło mnie mocno za
ręce, z obu stron, trzymając całe ramię. Zaciągnęli mnie pod ścianę, pod
kolumnami, po lewej stronie i położyli na posadzce. Tych dwóch ciągle mocno
mnie trzymało. Trzeci natomiast, mocny, dobrze zbudowa-ny, nachylił się nade
mną, naszykował dużą, zaciśniętą pięść i powiedział: "No, to teraz się z
tobą zabawimy. Rozkwaszę ci ten nos". Wyglądało to tak, jakby ktoś trzeci,
jakiś obserwator, narrator, posługując się tym chłopakiem, chciał
powiedzieć: "No, Bracie, dosyć żartów, niech Ci się nie zdaje, że Ci to
ujdzie płazem, takie kuszenie losu. Chcesz, to masz!" I ten ktoś, już
chciał mi przyłożyć. Był nade mną nachylony tak, że wyraźnie widziałem jego
twarz. Napinał się cały, pięść zaczęła drżeć z wysiłku, ale nie mógł mnie
uderzyć. Był tak blisko i próbował raz, za razem, bez-skutecznie. Coś go
trzymało, coś blokowało. Był tym niezmiernie zdziwiony. Nie godził się z tym
i próbował to przechytrzyć, poprzez rozpędzenie ręki, jednak bez efektu.
Patrzyłem na niego, na jego twarz i cały czas łączyłem się z nim. Niemal
dosłownie byłem nim. Byłem jego twarzą, jego myślami, jego ręką mocno
zaciśniętą i jego zmaganiem się. Byłem całą jego postacią, tak, że
klę-kałem nade mną i chciałem uderzyć twarz, która leżała pode mną. Było to
takie mocne zespolenie, że była tylko ogólna świadomość wszystkiego, niemal
bezosobowa. Tak też się działo. W końcu patrząc na niego i widząc te
zmagania, i jednocześnie będąc nim i próbując uderzyć tego pod so-bą,
łagodnie i ciepło wyjaśniłem: "Nie możesz mnie uderzyć. Jeśli nie wierzysz,
to spróbuj jeszcze raz, użyj całej swojej siły!". To co powiedziałem,
wywołało szok. Chciał mi dać tym większą na-uczkę, a ja jeszcze bardziej z
nim się scaliłem. Byłem całym jego zmaganiem. Jeszcze raz napiął się,
najsilniej jak tylko mógł. Byłem w nim, byłem jego porażką i bólem. Byłem
jego myślami, jego wielkim zapytaniem "dlaczego?" Czuł, że to co go blokuje,
jest jakby w nim. Zastanawiał się, co to jest. Powiedziałem: "Nie możesz
mnie uderzyć, ponieważ Ciebie kocham". Dokonał jeszcze jednej, krótkiej
próby, zbliżając się do tego czegoś, co w nim było, co nie pozwalało mu, co
za-braniało, aby zrobić jakąkolwiek krzywdę temu, co pod nim leżał. Poczuł,
że to coś jest nie do przebicia. Poczuł tę jaźń, która była mną, a która
zamanifestowała się w nim. Poczuł to uczucie. Wstał, był zaszokowany i
skupiony raczej w sobie, ciągle to coś, to uczucie, tę jaźń badając. Jego
koledzy, którzy mnie trzymali dotąd za ręce, puścili mnie. Nawet nie
próbowali mi nic zrobić, ani zatrzymać. Widzieli jak ich kolega się zmagał i
w pewien sposób odczuli, co zaszło. Wtedy wsta-łem, rozejrzałem się powoli.
Tamci dwaj trzymali się ode mnie z daleka. Nikt nie wiedział jak się teraz
zachować i co zrobić. On stał odwrócony, zamknięty lekko w sobie, ale jakby
kątem oka patrzył na mnie. Zbliżyłem się do niego. Wiedziałem co teraz
zajdzie, wiedziałem, że to uczucie musi się do końca pokazać i chciałem
tego. Stałem bardzo blisko niego, choć nie patrzyliśmy na siebie. Głowy
mieliśmy nawet lekko odwrócone od siebie, ale to wystarczyło, abyśmy znów
we-wnętrznie się do siebie zbliżyli. I On to poczuł! Znów poczuł tę falę
uczucia i w tym momencie odwrócił się do mnie, a ja natychmiast go
przytuliłem. Objąłem go mocno i powiedziałem: "Ko-cham Ciebie!". Zalała nas
fala Ciepła i uczucia. Pozwoliłem tej energii przepływać swobodnie. Poczułem
jego ukojenie i zrozumienie, całkowite zrozumienie, tego co zaszło. To był
inny czło-wiek. Towarzyszyło mu już to wspaniałe zrozumienie i to było jego
doświadczenie. Był zadowo-lony z tego co zaszło. To trwało chwilę, ale
zawsze zatracam się w niej, jakby miała trwać wieki. Ja też coś zrozumiałem.
Zrozumiałem, że ta "obrona" musi być wielką miłością, że mam ją w so-bie,
tylko nie trzeba się jej wstydzić i w pełni otworzyć dla innych. Odszedłem.
Popatrzyłem jesz-cze na pozostałych, jednak to zrozumienie, które przeszło
przez mojego towarzysza, nie mogło dotrzeć do tamtych. Może kiedyś, w innych
okolicznościach.
Odszedłem. Poszedłem dalej pod kolumnami. Popatrzyłem jeszcze raz na to
dziwne niebo, któ-re już mnie nie dziwiło, popatrzyłem na miasto. Jeszcze
raz usłyszałem zamieszanie w mieście i poczułem się gotów, aby w nie wejść.
Już wiedziałem co robić, jakim być, jak pokazać uczucie. Już nie bałem się
go pokazać. Już nie myślałem, że to infantylne. Zobaczyłem jego wartość,
jego godność i siłę. Obudziłem się z myślą o nowej drodze.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-13 23:17:29

Temat: Odp: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Laik" <l...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam!

Użytkownik Janusz Harasimowicz <h...@p...onet.pl> w wiadomości do
grup dyskusyjnych napisał:3...@p...onet.pl...

> "zrozumienie jest to przetłumaczenie
> zastałej sytuacji na wewnętrzny język skojarzeń, w taki sposób, aby
> możliwe było odzwierciedlenie istotnych mechanizmów poznawanej
rzeczy".

Tylko kogo jezyk skojarzen? Bo przeciez moj jezyk skojarzen jest inny
od Twojego. Tak wiec nawet jesli ja sobie to cos przetlumacze i
zrozumiem, to niekoniecznie, a wlasciwie niemozliwe jest zebym
przetlumaczyl to komus innemu. Tak wiec IMO kazdy sam musi zrozumiec.
Tylko, czy jest w stanie poprawnie zrozumiec?
Gdzies przeczytalem opowiadanko Antoniego de Mello. Nie wiem, czy je
przytocze doslownie...

Uczen opuscil mistrza i pojechal gdzies w zaciszu medytowac, poszukiwac
sensu zycia i ZROZUMIEC. Po kilku miesiacach przysyla do mistrza
informacje, ze czegostam sie nauczyl. Mistrz wyrzucil list do kosza i
zignorowal to. Kilka miesiecy pozniej znowu informacja, ze uczen costam
pojal. Mistrz znowu to zignorowal. Sytuacja sie powtarzala, az w koncu
mistrz przestal dostawac informacje. Zainteresowal sie tym i poslal
kogos do tego ucznia z pytaniem, czy sie czegos nauczyl. Uczen mu
odpowiedzial: A jakie to ma znaczenie? Mistrz wtedy wiedzial, ze uczen
ZROZUMIAL.

Nie wiem, czemu to napisalem, tak mi sie jakos skojarzylo...

> Ale próbując dalej znaleźć odpowiedź można zapytać, czy rozumienie to
> poznanie. Czy to nie jedno i to samo? Hm... Można przecież poznać
wiele
> zachowań danego człowieka i niekoniecznie je (ani jego) rozumieć.

Poznac to nie to samo, co zrozumiec. Czasami traktuje sie te pojecia
rownoznacznie, ale mi zrozumienie kojarzy sie z czyms glebszym.
Zrozumiec to znaczy poznac, ale w druga strone nie dziala. Czasami
poznanie pomaga w zrozumieniu, ale nie jest tym samym.

> A może zrozumienie łatwiej wyjaśnić, jeśli zapytamy o to, czym jest
> porozumienie? Czy uzgodnieniem wspólnego stanowiska?
> Ale jakie warunki muszą być ku temu spełnione

Podobno czlowiek ma wrodzona chec do tego, by zawsze miec racje.

> Czym więc jest porozumienie, wzajemne zrozumienie? Jeśli nie
potrafię
> wyjaśnie tego dowolnej osobie - czy to nie znaczy, że tak naprawdę
nie
> wiem, co kryje się za tym słowem?

Jesli rozumienie jest poznaniem Prawdy. A Prawda jest absolutem, to czy
mozna ja opisac? Czy mozna ja komus przetlumaczyc. ?

Pozdrawiam
K.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-14 11:35:59

Temat: Re: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Duch" <a...@f...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Smaczne pytania... ;-)

> Czy można komuś pomóc, nie rozumiejąc ani jego, ani jego problemu?

Tak, chociaz rzeczywiscie mozna w to watpic.

> Kiedyś usłyszałem taką odpowiedź: "zrozumienie jest to przetłumaczenie
> zastałej sytuacji na wewnętrzny język skojarzeń, w taki sposób, aby
> możliwe było odzwierciedlenie istotnych mechanizmów poznawanej rzeczy".

To, to, ale jak ktos klepie regulke to moze nie rozumiec... zreszta zobacz!
sam to piszesz:
> Poproszony o
> wyjaśnienie, podanie jakiegoś przykładu/sytuacji/analogii szybko
> zamilknął.

czyli jak dowiedziales sie, ze facet nie rozumie? Zadales "glebsze pytania"
a on nie umial juz na nie odpowiedziec.

Wiec co byloby gdyby znal odpowiedz? Odpowiedzial by Ci na te glebsze
pytania, lub przynajmiej powiedzialby cos co wskazywalo by na to ze rozumie,
tak?

Moze przyklad - wymyslony, ale na bazie doswiadczen:
Jest ojciec i syn, zyja nawet dobrze ale ojciec - niewiedziec
czemu - nawywa syna glupkiem.
Syn przez to boi sie chodzic razem z ojcem gdziekolwiek zeby go
nieosmieszono. Ale nawet sam o tym nie wie - takie "zepchanie
do podswiadomosci". Syn poznaje dziewczyne, ona mowi
"chce poznac Twojego tate", a on ... czuje strach, nawet nie wie dlaczego.
I wtedy pojawia sie ktos kto rozumie i nawet bez zwierzen syna
widzi sytuacje i powie synowi "nie przejmuj sie,
ojciec cie wyzywa, bo cos go gniecie, ale tak naprawde to Cie bardzo kocha".
Czy syn wie, ze ten ktos go rozumie (w tej sytuacji)? Tak, bo nie-dosc, ze
okreslil sytuacje w jakiej jest syn (a syn nie do konca z tego sobie zdawal
sprawe), to jeszcze pokazuje w jakiej sytuacji jest ojciec i daje rade!
Oczywiscie zycie musi jeszcze potwierdzic, ze ten ktos mial racje, ale jesli
potwierdzi ... to wedlug mnie jest zrozumienie.
Jezeli jestem synem to czuje sie wspaniale - balem sie wogole poruszac
tego tematu, zachowania ojca, a tu nagle ktos mi to pokazuje i jeszcze
akceptuje i pokazuje "co bylo zle", i nawet ojciec go lubi.
Wspaniale uczucie.

Acha... tylko moze Tobie chodzi pewnie o to czy jak ktos prosi Cie o rade to
czy potrafisz go zrozumiec... niekoniecznie, bo mozesz starac sie zrozumiec,
ale niekoniecznie moze Ci to wychodzic, zgoda?

> Ale próbując dalej znaleźć odpowiedź można zapytać, czy rozumienie to
> poznanie. Czy to nie jedno i to samo? Hm... Można przecież poznać wiele
> zachowań danego człowieka i niekoniecznie je (ani jego) rozumieć.

> A może zrozumienie łatwiej wyjaśnić, jeśli zapytamy o to, czym jest
> porozumienie? Czy uzgodnieniem wspólnego stanowiska?
> Ale jakie warunki muszą być ku temu spełnione? Być może jednym z nich
> jest uległość/natarczywość jednej ze stron. Jednak... czy wóczas można
> mówić o wzajemnym porozumieniu?

np. ...wtedy gdy np. chce czegos, ale boje sie powiedziec, a tu druga osoba
mi to daje, nawet bez pytania (i to nie jest przypadek),
(ona czuje ze ja tego potrzebowalem) - wtedy wiem ze
tamta osoba mnie rozumie (w tym zakresie).

> Czym więc jest porozumienie, wzajemne zrozumienie? Jeśli nie potrafię
> wyjaśnie tego dowolnej osobie - czy to nie znaczy, że tak naprawdę nie
> wiem, co kryje się za tym słowem?

Mozesz czuc czym jest zrozumienie,
najpierw cos czujesz, potem chcesz to wyrazic przy pomocy slow,
ale drugi "nie lapie", moze po prostu zrozumienie jest narazie "za gleboko".

Pozdrawiam, Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-14 12:30:55

Temat: Re: (PO)ROZUMIENIE
Od: Beata Swiercz <b...@d...pl> szukaj wiadomości tego autora

zrozumiec to znaczy umiec wybaczac i dawac tej drugiej osobie do zrozumienia

ze jest dla nas wazna i ze rozumiemy jej potrzeby.
beata

Janusz Harasimowicz wrote:

> Czy można komuś pomóc, nie rozumiejąc ani jego, ani jego problemu?
> Na usta ciśnie się: "nie, a jeśli nawet to przypadkiem". Wydaje się to
> oczywiste, ale... czym jest rozumienie - kluczowe przecież w powyższym
> pytaniu. Czy można to łatwo wyjaśnić, opisać?
>
> Kiedyś usłyszałem taką odpowiedź: "zrozumienie jest to przetłumaczenie
> zastałej sytuacji na wewnętrzny język skojarzeń, w taki sposób, aby
> możliwe było odzwierciedlenie istotnych mechanizmów poznawanej rzeczy".
> Tyle tylko, że mój rozmówca przytoczył zapamiętaną regułkę i nie był w
> stanie wyjśnić bliżej co kryje się za tymi słowami. Poproszony o
> wyjaśnienie, podanie jakiegoś przykładu/sytuacji/analogii szybko
> zamilknął. Dlatego uznałem, że sprawa nadal nie jest dostatecznie jasna,
> a powyższe to tylko zbitka słów, które niekoniecznie muszą rzecz
> tłumaczyć (jeśli ktoś jednak uzna, że to bardzo dobry opis - chciałbym
> go prosić, by wyjaśnił je bliżej, własnymi słowami/analogiami i na
> dodatek dostosawanymi do poziomu tych, dla których nie jest to całkiem
> oczywiste, zrozumiałe).
>
> Ale próbując dalej znaleźć odpowiedź można zapytać, czy rozumienie to
> poznanie. Czy to nie jedno i to samo? Hm... Można przecież poznać wiele
> zachowań danego człowieka i niekoniecznie je (ani jego) rozumieć.
>
> A może zrozumienie łatwiej wyjaśnić, jeśli zapytamy o to, czym jest
> porozumienie? Czy uzgodnieniem wspólnego stanowiska?
> Ale jakie warunki muszą być ku temu spełnione? Być może jednym z nich
> jest uległość/natarczywość jednej ze stron. Jednak... czy wóczas można
> mówić o wzajemnym porozumieniu?
>
> Czym więc jest porozumienie, wzajemne zrozumienie? Jeśli nie potrafię
> wyjaśnie tego dowolnej osobie - czy to nie znaczy, że tak naprawdę nie
> wiem, co kryje się za tym słowem?
> Jeśli ktoś (albo nawet psychologia) mówi, że kogoś/coś rozumie to
> znaczy, że wie czym jest rozumienie - potrafi to wyjaśnić.
> Nie chodzi bynajmniej o suchą definicję. Jeśli jest zrozumiała można
> przedstawić ją dowolnymi słowami, a nawet roztoczyć przed słuchaczem
> cały krajobraz uczuć jaki towarzyszy zrozumieniu. Jeśli nie - cóż, czy
> taka (niezrozumiała) definicja może być wyjaśnieniem rozumienia???
>
> Tak stukam z małą nadzieją, że ktoś spróbuje opisać czym rozumienie
> jest, a nawet przedstawi jakąś życiową sytuację. Sytuację, w której
> zrozumienie (czy wzajemne porozumienie) odgrywa znaczącą rolę; tak
> doniosłą, że jasne staje się czym ono jest, a czym być nie może (i nigdy
> nie będzie - choćbyśmy usilnie chcieli określić to rozumieniem).
>
> Janusz

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-14 13:02:00

Temat: Re: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Fredas" <m...@d...bother.on.the.net> szukaj wiadomości tego autora

Wszystko wokół to Matrix...

Fredas

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-14 17:29:11

Temat: Re: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Duch" <a...@f...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Czytam Twoje i wlasciwie nie wiem co napisac, jestem zaskoczony
jak dobrze przedstawiasz niektore naprawde glebokie mechanizmy,
widze to podobnie, a po drugie jak to fajnie, ze ktokolwiek to
widzi, az jakos tak lzej na sercu. Az sie nie chce wierzyc ...
Skad to wszystko wiesz?

> Tak właśnie jest. Często ta druga płytsza warstwa nas, która tak często
> mówi: "Nie mogę, nie potrafię, nie chcę" wije się jak piskorz i bardzo
> niechętna jest głębszemu zrozumieniu i przyznaniu się do błędu, zmiany
> poglądu. A to przecież jest potrzebne aby nastąpiło wzajemne porozumienie.

Jasne, "wije sie jak piskorz" - nic dodac nic ujac, mi to przypomina
"uwiezienie pod lodem".
Przy okazji, mam wrazenie, cos sie zlego porobilo,
bo kiedys jak cos sie nie tak zrobilo
to sie po pewnym czasie przeprosilo, czy jakos tak, a teraz
to co opisalem w "kupel buntowniczek", facet ktory nakreca
jest juz przycisniety do muru, a on dalej uwaza ze zlo jest "w innych",
ani chwili watpliwosci w siebie, refleksji, negocjacji
nie mowiac juz o przepraszam. A moze jest zraniony i wystraszony
i boi sie zrobic ruchu?

Jeszcze kilka obserwacji, acha, cytaty sa super, czesc nie rozumiem,
ale te co "czuje", super. Moze jeszcze pare uwag, jakby Ci sie chcialo
pogadac...

> 15. Musisz to jednak zrozumieć, że właśnie przez rozczarowanie i
> upokorzenie - osiąga się prawdziwe wyniki,

Super - tak rozczarownie i upokorzenie,
tylko drobna uwaga czy tez obserwacja,
tzn. wydaje mi sie ze nie *przez to* osiaga sie prawdziwy wynik,
ale bolesnemu ruchowi w dobrym kierunku *towarzyszy* wlasnie
rozczarowanie i upokorzenie (-w sam raz slowo), Zgoda?

> 12. Tak jest, JA JESTEM TYM, który zsyła wam te złudzenia i zmartwienia,
> powstałe na skutek waszej omyłki. Ci fałszywi Mistrzowie wykorzystują
waszą
> żarliwość i oddanie, nie mówiąc już o pieniądzach i usługach, jakie
> oddajecie w tej ufności, że służą Mojej Sprawie,

Co do falszywych mistrzow, to wlasciwie niby sa ale ja w nich nie wierze,
ze istnieja, tzn. to strach (moze sluszny) powoduje,
ze staramy sie "oddac w opieke" i
nic w tym zlego, ale zeby miec chwile spokoju i wytchnienia, oddajemy
sie w opieke i My nie podwazamy mistrza bo by sie *nam* swiat zawalil,
przyjmujemy wiec linie mistrza/autorytetu, i OK, ale jego zycie jest
inne niz nasze, ma on tez inne problemy niz my,
wiec rzeczywistosc dopomina sie o swoje coraz silniejszym
"dysonansem", ktorego tlumimy,
bo nie chcemy porzucic "spokojnego zakatka", az w koncu nie da sie
juz wytrzymac i nastepuje bolesne "bach", przy czym mamy do
mistrza pretensje (albo nie), jak do rodzicow,
bo przeciez "obiecal" a nie wywiazal sie... Zgoda?
Dzisiejszy czlowiek naszej kultury zachodu boi sie mistrza,
ale czemu? Moze ma tak wielkie potrzeby "opieki"
ale juz z gory boi sie rozstania? A moze wysmiania? A moze wgladu
czy ruchu?

Pozdrawiam, Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-14 21:29:35

Temat: Odp: (PO)ROZUMIENIE
Od: "Artur Zgadzaj" <a...@l...pl> szukaj wiadomości tego autora

To miło tak porozmawiać. To prawda, że jest to rzadkość. Kiedyś bardzo mnie
to bolało. Kiedyś, dawno temu czułem się - głównie z tego powodu - bardzo
osamotniony i często wyobrażałem sobie bliskiego przyjaciela. Dziś wydaje mi
się to odległe i trochę infantylne. Dziś czuję się bardziej niezależny od
zapewnień, że ktoś potwierdza jakieś moje poglądy lub przyjaźń ze mną. Nie
mogę powiedzieć dlaczego tak się stało. To droga, którą trzeba samemu
przejść, przeżyć. W każdym bądź razie wiąże się to ściśle ze wzrastającym
zrozumieniem siebie, ludzi i świata oraz przeżyciem pewnej przyjaźni, która
nie ma nic wspólnego z przywiązaniem czy uzależnieniem, o którym kiedyś
myślałem. Właśnie to jest trudne do wyobrażenia przez intelekt. Intelekt nie
jest autorytetem w tych sprawach. On służy tylko do przekazania, jakby
przetworzenia tego co zachodzi wewnętrznie. Jest bardzo potrzebny, ale to
przetwornik a nie wynalazca praw. Oczywiście współczesna nauka, psychologia,
nauka wychwala go pod niebiosa ale to inna kwestia.

Porozmawiajmy ...

> Czytam Twoje i wlasciwie nie wiem co napisac, jestem zaskoczony
> jak dobrze przedstawiasz niektore naprawde glebokie mechanizmy,
> widze to podobnie, a po drugie jak to fajnie, ze ktokolwiek to
> widzi, az jakos tak lzej na sercu. Az sie nie chce wierzyc ...
> Skad to wszystko wiesz?
>
To długa historia. Tu i tam.

> Przy okazji, mam wrazenie, cos sie zlego porobilo,
> bo kiedys jak cos sie nie tak zrobilo
> to sie po pewnym czasie przeprosilo, czy jakos tak, a teraz
> to co opisalem w "kupel buntowniczek", facet ktory nakreca
> jest juz przycisniety do muru, a on dalej uwaza ze zlo jest "w innych",
> ani chwili watpliwosci w siebie, refleksji, negocjacji
> nie mowiac juz o przepraszam. A moze jest zraniony i wystraszony
> i boi sie zrobic ruchu?
>
Wydaje mi się, że to ignorancja. Uparta ignorancja. To tragedia, ale nie
nasz problem.
Lepiej to zostawić, choć wiem że to szokuje, zwłaszcza kogoś kto pewne
rzeczy rozumie. Szokuje, bo to się nie mieści w głowie. Wiem, ale
zrozumienie tego musi przyjść z innej strony.

> Super - tak rozczarownie i upokorzenie,
> tylko drobna uwaga czy tez obserwacja,
> tzn. wydaje mi sie ze nie *przez to* osiaga sie prawdziwy wynik,
> ale bolesnemu ruchowi w dobrym kierunku *towarzyszy* wlasnie
> rozczarowanie i upokorzenie (-w sam raz slowo), Zgoda?
>
Wydaje mi się, że pójście w tzw. dobrym kierunku - dodaje energię i
rozwiązuje problemy. Innym nieco zagadnieniem jest fakt, że często przy tej
dobrej drodze, która jednocześnie jest naprawianiem złych wyborów, ma
maiesce trud i upokorzenie. Tutaj jednak nie jest on wynikiem wybrania
dobrej drogi lecz konsekwencją, skutkiem tej poprzedniej, złej. Wtedy,
nieraz są trudy, które jeszcze ciągną się z poprzedniej postawy. W Indiach
nazywają to karmą, my możemy powiedzieć - konsekwencja, skutek.
Wydaje mi się, że tutaj owo rozczarowanie i upokorzenie pojawia się
najmocniej wtedy, gdy wybranie złej drogi czy postawy, dochodzi do
kulminacji. Wtedy pojawia się ta ogromna energia, która wywołuje w nas
zrozumienie, niemal olśnienie, czasem wielką pokorę. Wtedy następuje w nas
zwrot. Ten zwrot, zauważ już daje pewną radość, nawet jeśli wyjście z błędu
obarczone jeszcze będzie balastem skutków, czyż nie. Czyż nie jest to
światło olśnienie, zrozumienia. Czyż nie daje ono radości, być może w chwili
największego upokorzenia?

> > 12. Tak jest, JA JESTEM TYM, który zsyła wam te złudzenia i zmartwienia,
> > powstałe na skutek waszej omyłki. Ci fałszywi Mistrzowie wykorzystują
> waszą
> > żarliwość i oddanie, nie mówiąc już o pieniądzach i usługach, jakie
> > oddajecie w tej ufności, że służą Mojej Sprawie,
>
> Co do falszywych mistrzow, to wlasciwie niby sa ale ja w nich nie wierze,
> ze istnieja, tzn. to strach (moze sluszny) powoduje,
> ze staramy sie "oddac w opieke" i
> nic w tym zlego, ale zeby miec chwile spokoju i wytchnienia, oddajemy
> sie w opieke i My nie podwazamy mistrza bo by sie *nam* swiat zawalil,
> przyjmujemy wiec linie mistrza/autorytetu, i OK, ale jego zycie jest
> inne niz nasze, ma on tez inne problemy niz my,
> wiec rzeczywistosc dopomina sie o swoje coraz silniejszym
> "dysonansem", ktorego tlumimy,
> bo nie chcemy porzucic "spokojnego zakatka", az w koncu nie da sie
> juz wytrzymac i nastepuje bolesne "bach", przy czym mamy do
> mistrza pretensje (albo nie), jak do rodzicow,
> bo przeciez "obiecal" a nie wywiazal sie... Zgoda?
> Dzisiejszy czlowiek naszej kultury zachodu boi sie mistrza,
> ale czemu? Moze ma tak wielkie potrzeby "opieki"
> ale juz z gory boi sie rozstania? A moze wysmiania? A moze wgladu
> czy ruchu?
>
Tak prawdę mówiąc, żadne z tych lęków, które opisałeś - nie powstrzymują nas
przed wpadaniem w sidła kolejnych "mistrzów" lub jak wolisz autorytetów.

Po pierwsze, wszyscy jesteśmy wierzący. Jedni wprost i mówią, że w tego czy
innego Boga lub Mistrza. Inni wpradwzie zarzekają się, że są ateistami i nie
wierzą ani w Boga, ani w żadne duchowe bzdury. Jest to nieprawda i sami
siebie oszukują. Przede wszystkim są oni osobami szczególnie wierzącymi.
Wierzą bowiem, wręcz fanatycznie, że to czy tamto nie istnieje, wierzą w
nieomylność uznanych autorytetów itp.

Po drugie, jak wynika z pierwszego - niemal każdy z nas uznaje autorytetów i
mistrzów i fanatycznie tego broni. Trzeba doprawdy studiów i chęci aby się z
tego uwolnić, tak z jednej skrajności, jak i z drugiej. Współczesny człowiek
ograbiony jest z poczucia własnej godności i wiary w siebie. Stąd już tylko
jeden krok by przyjąć cokolwiek, co da namiastkę bezpieczeństwa: czy to
będzie narkotyk, przyjaciel, przygodna miłość, grupa rówieśnicza, partia,
religia, czy też jakaś wzniosła teoria wyssana z palca. Często rodzice nie
rozumieją, czemu ich dziecko tak mocno się z czymś związało. Nie rozumieją,
gdyż nie widzą palącej potrzeby bezpieczeństwa, palącej potrzeby wyjścia
poza schematy, palącej potrzeby przytulenia. Sam mam rodzinę i coreczkę. U
nas przytulenie, to podstawa. Wiem, że to nie wszystko, ale to tak koi.
Każde z nas intuicyjnie bardzo to ceni.

Pozdrawiam,
Artur Zgadzaj


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-07-14 23:14:41

Temat: Re: (PO)ROZUMIENIE
Od: "bary" <f...@k...net.pl> szukaj wiadomości tego autora


To tak ogólnie do listów powyżej...

Rzuca mi się tu wiele obrazków... Empatia wzajemna... Zrozumienie ludzi?
Bardzo mi się podobał ten sen. Tak o to chodzi! Miłość to osłona bojowa.
Uderzający opis odkrywający duszę. Ale kto może zrozumieć tą duszę? Czyż nie
ci co co dreptali po tych samych ścieżkach?
Każdy ma swoje doświadczenia i wszystko jest na nich budowane. Małe,
rzeczy i duże sytuacje które połączone są ze względów oszczędnościowych
(żartuję)
z tymi pierwszymi ( odwołują się do nich).
A zrozumienie to odwoływanie to sztuka porównania na podstawie ułożenia
odwzorowania... ale czy odwzorowowanie nie jest takim małym kluczem do
świata jak słowo kluczem do skojarzenia?
Patrzymy na wyrazy... plątanina liter których kształty szlifowaliśmy w
dzieciństwie i wystarczy jedno spojrzenie i już odwołujemy się do szeregu
doświadczeń złożonych z innych elementarnych. Odbieramy obrazek i
wpasowujemy do scenki którą tworzymy i w której uczestniczymy jako JA...
Czasem mam wrażenie, że to światem myślimy... jak we śnie...

Tworzymy scenę i szukamy mechanizmów jej działania... na bazie dostępnych
nam doświadczeń budujemy schemat, który pomoże nam przeprowadzić
symulację... potrzebną do analizy odczuć. Kojarzymy... wcielamy się w
skojarzenia stajemy się osobą, prównujemy czy czegoś nie zgubiliśmy w
analizie... rozkładamy wszystko na czynniki pierwsze (analiza fragmentów ...
odniesienie do doświadczeń? ) i to wszystko w ułamku
sekundy... I znowu odwołanie... wcielenie i spojrzenie porównanie do
doświadczeń z obiektem analizy. (A może w jakiś sposób z samym obiektem? -
Tworzymy klucz i wiemy, że to to... lub że jeszcze nie to...)
Tworzymy argumenty... szacujemy... za i przeciw... prawda, hipoteza...
aksjomat..
wywód...

Te sny... to dziwne, wydawało by się, że umysł potrafi niezwykle
precyzyjnie, trafnie odkrywać ludzi. Zdaję sobie sprawę, że w pewnych
stanach widzę i czuję coś czego nie widzę normalnie... tak jak w tym śnie
ludzie zamieniają się w obrazki... moje JA znika, jestem tym na co natrafię
wcielam się i odczuwam z tego punktu subiektywnie. Potrafię też ujrzeć
wszystko, całą prawdę. Wszystko wydaje się dziecinnie proste... ale jakby
inaczej rzeczywiste. I właśnie widzę to czego nie widzą bohaterowie tych
wizji, ich pułapki... naiwność... i mylna ucieczka od miłości od osłony...
tarczy która przecież kruszy te dziecinne iluzje... zabarwione strachem...
To znaczy w 'rzeczywistości' wszystko staje się trudne i obarczone
błędem...
wynikającym może z jakiejś takiej oddzielności... siebie od świata...
A we śnie to my generujemy świat od A do Z.... sen widzi to czego my nie
możemy zobaczyć... We śnie czujemy bo to my myślimy światem. Jesteśmy
całością ale widzimy z jednego punktu. To dziwne tworzymy wszystko, ale też
w przedziwny sposób wcielamy się w mały element, w jakieś tam JA (czyżby z
przyzwyczajemnia... to ograniczenie wyobraźni?).

W moich zapiskach spodkałem się z czymś, że pisałem o
czymś co rozumiem dopiero teraz... a kiedyś też to wiedziałem... ale jako
przeczucia... może reprezentowane było w jezyku wewnętrzych skojarzeń -
ikon...?
I może taki sposób rozumowania tworzy intuicję podsuwając zrozumienie...
Może to w tym 'języku' tworzymy wewnętrzny model który przez symulację i
porównanie naprowadza nas na prawdę...
Zaskakujące jak szybko potrafimy stworzyć taką symulację np po godzinie
gry w Quake'a można odtworzyć go w myślach przy zamkniętych oczach (jeśli te
symulacje sią porównywalne)...

Kiedyś próbowałem odgadnąć obrazek umieszczony w innym pomieszczeniu,
opierając się na przeczuciach. W dziwny sposób odgadywanie obrazka polegało
na zadawaniu pytań, kluczy dotyczących obrazka i wsłuchiwaniu się w
odpowiedzi.
Strasznie byłem zaskoczony gdy raz obrazek odgadłem perfekcyjnie... Trudno
jest
zrozumieć tą reprezentację i przez podniecenie zupełnie nie da się
skoncentrować...
Może dlatego nie udało mi się powtórzyć tego... choć jestem pewien, że to
nie był fuks... ale to szacowanie, które opisałem powyżej jest jednak
odmienne od tego.
Tu jakby doznajemy olśnienia... koncentrujemy się na tym i aha... a może to
tak...
Właśnie przez takie szacowanie trudno się jest skupić... bo umysł się plącze
i nie
może podjąć decyzji czy to już nastąpiło czy nie... tego uczucia nie da się
zapamiętać, ale gdy się pojawia wiemy, że to to. A może zachowujemy się jak
nietoperze wierzący swoim oczom i zderzający się z szybą...?

A te punkty od 11... czy to dalszy ciąg dziesiątki... tych od 'nie
zabijaj'? ;)
Cierpienie by wrócić.... no..no... brzmi tak realistycznie... osłona miłości
w zamian za system oceny zagrożeń, system, który gdy zostanie zmylony wciska
zagrożenia tam gdzie ich realnie nie ma... i tworzy cierpienie...

j...









› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

wstyd
Re: smierc
pracoholizm
Czy faceci są aż tak naiwni ???
Badania socjologiczne

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »