Data: 2003-06-24 10:01:01
Temat: Re: 3 lata w plecy?
Od: Andrzej Garapich <g...@n...ma.maila>
Pokaż wszystkie nagłówki
Mon, 23 Jun 2003 09:33:27 +0000 (UTC), "Andrea "
<a...@N...gazeta.pl> pisze:
>Ktos, z kim mialam spedzic reszte zycia, wlasnie odszedl.
[...]
>Kurcze, gdyby to byl 'zwykly' zwiazek, ktory sie rozpadl - bylabym
>silniejsza. Ale te 3 lata czekania strasznie mnie zniszczyly. Znikla cala
>wiara wlasciwie we wszystko.
Andrea, jak wiem, że to niewiele pomoże, ale pomyśl sobie,
coby mogłoby się stać z resztą waszego życia. Oto historia
moich przyjaciół (naprawdę PRZYJACIÓŁ). Historia taka
jak inne, ale zawsze w życiu raźniej, gdy się człowiek
dowiaduje, że inni mają jeszcze gorzej :-)
Mieliśmy z żoną parę przyjaciół. Od zawsze. Z Nim byłem
na roku. Trzmaliśmy się razem, wspólne wyjazdy na wakacje,
wspólne imprezy, wspólne uczenie się do egzaminów, bardzo
bardzo wiele wspólnych przemyśleń, poglądów, dziesiątki
przegadanych nocy. Zresztą pewnie większość na grupie
ma takich przyjaciól, więc nic specjalnego. Mniej więcej
w tym samym czasie braliśmy ślub, mamy dzieci w podobnym
wieku, nadal utrzmywaliśmy bliskie kontakty, no i pomagaliśmy
sobie nawzajem. Zaczęliśmy robić doktoraty, jemu z różnych
względów doktorat zaczął się ślimaczyć i jedyną szasą na
skończenie go był wyjazd za granicę. Warto nadmienić, że
zaraz po studiach żona mojego przyjaciela (nazwijmy ją
Kasia) zaczęła pracować, by utrzymać dom. Kasia (tak ją
nazwijmy) jest specjalistą w bardzo rzadkiej dziedzinie i
przed nią także otwierała się możliwość dalszego rozwoju.
Ale doktorat robił On, choć często przy różych rozmowach
Kasia (tak ją nazwaliśmy) wspominała, że zaraz po obronie
Jego doktoratu, ona zaczyna robić swój. W sumie było to
godne podziwu - taki układ partnerski, gdzie para po kolei
robi doktoraty. On dostał stypendium, obronił doktorat
i otrzymał możliwośc dalszej pracy w ośrodku, gdzie go
zrobił. Kasia (bo tak ją nazwaliśmy) zbierała się już do
wyjazdu do swojego męża (zrezygnowała z pracy,
przygotowała dziecko na zmianę szkoły i języka), kiedy
dostała maila. Maila od męża, w którym było wyjaśnione,
że w zasadzie, to On jej nigdy nie kochał, że ciągle
ją zdradzał, a teraz jak już zrobił doktorat, to nie jest
mu do niczego potrzebna i dzięki, baj baj.
Mimo, że stało się to ponad rok temu, wciąż brzmi
mi w uszach pytanie (umownie nazwanej) Kasi:
"Andrzej, czy ja 10 lat żyłam z człowiekiem,
którego nie znałam?".
Tak sobie myślę, że ta (umowna) Kasia dużo by
dała, by dowiedzieć się prawdy po trzech, a nie
kilkunastu latach.
--
pozdrawiem serdecznie
Andrzej Garapich
Kto w młodości był socjalistą
ten na starość będzie świnią
|