Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!not-for-mail
From: vonBraun <i...@g...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Aborcja a choroby psychiczne
Date: Sun, 30 Aug 2009 12:23:22 +0200
Organization: "Portal Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl"
Lines: 108
Message-ID: <h7djv7$k3$1@inews.gazeta.pl>
References: <5...@n...onet.pl> <h71c9m$bn4$1@inews.gazeta.pl>
<h72r2b$9fg$1@news2.ipartners.pl> <h73br8$69c$1@inews.gazeta.pl>
<h73isu$lgq$1@news2.ipartners.pl> <h73m1l$ogl$1@inews.gazeta.pl>
<h73oub$oar$1@news2.ipartners.pl> <h73sdj$qu5$1@inews.gazeta.pl>
<h75f04$1j3b$1@news2.ipartners.pl>
<h75gdl$5a$1@nemesis.news.neostrada.pl> <h75i1d$pj4$1@inews.gazeta.pl>
<h75nug$app$1@nemesis.news.neostrada.pl> <h75qeq$6st$1@inews.gazeta.pl>
<h75v97$kpq$1@nemesis.news.neostrada.pl> <h761re$ece$1@inews.gazeta.pl>
<h76fsl$dhv$1@nemesis.news.neostrada.pl> <h76kh7$jb3$1@inews.gazeta.pl>
<h76sl3$s0l$1@news.onet.pl> <h77p0l$9kj$1@atlantis.news.neostrada.pl>
<h797g2$21n$1@inews.gazeta.pl> <h79jll$liu$1@atlantis.news.neostrada.pl>
<h79m60$c1u$1@inews.gazeta.pl> <h7bk3m$7iq$1@nemesis.news.neostrada.pl>
<h7bq8n$ffr$1@inews.gazeta.pl> <h7cekm$9ou$1@news.onet.pl>
NNTP-Posting-Host: chello089079148097.chello.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2; format=flowed
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: inews.gazeta.pl 1251627815 643 89.79.148.97 (30 Aug 2009 10:23:35 GMT)
X-Complaints-To: u...@a...pl
NNTP-Posting-Date: Sun, 30 Aug 2009 10:23:35 +0000 (UTC)
In-Reply-To: <h7cekm$9ou$1@news.onet.pl>
X-Accept-Language: en-us, en
X-User: interfere
User-Agent: Mozilla/5.0 (Windows; U; Windows NT 5.1; en-US; rv:1.6) Gecko/20040113
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:470045
Ukryj nagłówki
Natek wrote:
> Użytkownik "vonBraun" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:h7bq8n$ffr$1@inews.gazeta.pl...
>
>> medea wrote:
>>
>>> vonBraun pisze:
>
>
>> "Wyparcie z ukladu malzenskiego mezczyzny, nadaje kobiecie specjalne
>> przywileje panowania i zniewalania. W teh dynamice mezczyzna staje sie
>> negatywnym panem, a wiec niewolnikiem ukladu. Taka marginalizacja
>> wywoluje zachowania nasladowcze, mimetyczne, maskujace. Podtrzymuje je
>> i rozwija w rozbudowany system panowania i - niewoli. Ofiara tego
>> systemu jest kobieta jako zona i matka. Mimo, ze przywlaszcza sobie
>> prerogatywy mezczyzny jako meza i ojca, nie moze ich wykorzystac
>> inaczej jak przez konflikt, przemoc czy dyktat spowity w milosna
>> frazeologie.
>>
>> Dziecko ma zadanie podwojne: potwierdzic matke w jej macierzynstwie i
>> zakwestionowac ojca w jego ojcowstwie. Rezultatem jest rezygnacja i
>> ucieczka ojca na margines ukladu rodzinnego, przyjecie pozycji Dziecka
>> i wejscie w konflikt z Dzieckiem, ktore jest reprezentantem matki. W
>> tym konflikcie ambiwalencja Dziecka musi zostac przesadzona. Dziecko
>> dostaje polecenie bycia z matka, przeciw ojcu. W skrajnych
>> przypadkach, Dziecko uczy sie od matki, jak byc bez ojca. Rewindykacja
>> matki da sie zdefiniowac jako odrzucenie praw ojca, i eo ipso
>> mezczyzny, do Dziecka. Ojciec wiec musi negatywnie identyfikowac sie z
>> wlasnym Dzieckiem, aby moc byc zaakceptowanym przez matke."
>>
>> Nie pisze już tu mocno niezrównoważony osobnik, który zwrócił mi uwagę
>> na tą książkę, ale link jeszcze działa:
>>
>> http://www.geocities.com/Athens/Forum/5921/books/kob
ie/index.html
>
>
> Mam taką intuicję, że ten problem, a co najmniej jego skala,
> może być aktualnie, a w przyszłości coraz bardziej, nie taki
> (jak piszesz) powszechny.
> A przynajmniej nie powinien być - choćby ze względu na
> wyrównujące się role kobiety i mężczyzny.
> Jeśli pominąć kieleckie ;)
>
> Natek
Głębiej sięgając do moich intuicji więc:
Gdybyś poszła z ankietą na ulicę i zapytała mężczyzn i kobiety o to jak
powinien wygądać udział każdego z nich w wychowaniu, to podejrzewam, że
w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zauwałyłabyś postępujące
zrównoważenie odpowiedzi dotyczących problemów wychowywania dzieci -
zwłaszcza dzeci "przedpubertalnych", a dotyczące tego kto, matka czy
ojciec powinien przewijać, odrabiać lekcję, przekazywać system wartości,
decydować w sprawach edukacji, światopoglądu, poświęcać czas - a nawet
(podejrzewam), że zarabiać i troszczyć się o finanse rodziny.
Czyli dotąd się zgadzam.
Może byłoby też tak, że globane znaczenia każdego z rodziców
spostrzegano od zawsze jako równie ważne, niemniej istniał wyraźny
podział ról dotyczący tego kto czym ma się zajmować który obecnie zanika.
Z drugiej jednak strony, mimo tych "papierowych" postępów w sferze
osiągania symetrii postaw, w praktyce - dającej się łatwo uchwycić
statystykami obserwujemy stopniowe wycofywanie się ojca z procesu
wychowawczego. Już w tej chwili w USA około 40% dzieci nie wychowuje się
ze swoim biologicznym ojcem. W niektórych aglomeracjach zachodniej
Europy, weźmy choćby Berlin, zjawisko to dotyczy już 50% dzieci.
Nawet jeśli przyjmiemy, że jakiś mężczyzna (konkubent, ojczym) zajmuje
się tą częścią populacji, to warto pamiętać o ciekawych badaniach
podawanych przez Bussa w jego "Psychologii Ewolucyjnej", a dotyczące
rodzin w których istnieją biologiczne i przysposobione dzieci mężczyzny
(a więc nawet lepiej niż 'drugi mąż matki', chodzi o osoby zostające
ojcami cudzych dzieci z wyboru). Ocena zaangażowania finansowego
mężczyzny we własne dzieci w porównaniu z dziećmi przysposobionymi
ujawnia ewidentny 'shift' w stronę włąsnych dzieci biologicznych. Założe
się o dobre piwo, że przesunięcie to dotyczy też inwestowania swojego
czasu w kontakt i głębi zaangażowania emocjonalnego.
Wstępem do tych statystyk podanych na początku poprzenego akapitu może
być wyciekanie z układu rodzinnego mężczyzny, dotyczące rodzin jeszcze
funkcjonujących (obserwowane choćby w sytuacjach w których rodziny takie
zgłaszają się na terapię, o czym pisałem), przy czym, zapewne mamy do
czynienia ze zjawiskiem "śnieżnej kuli" - dzieci pozbawione ojca będą
miały mniejsze szanse na rzeczywiste, głębokie i jednoznaczne
zrozumienie jego roli w procesie wychowawczym oparte na własnym
doświadczeniu całego życia - dotyczyć to będzie zarówno dziewcząt jak i
chłopców, którzy potem będą potem 'sprawcami' ciąz. Tworzy się nowa
"pseudonorma"
Interpretacje zjawisk, o których piszę są różne. Na 'dzień dobry'
pojawiają mi się dwa pytania: (1)Czy upodabnianie się roli matki i ojca
w życiu rodziny jest przyczyną tego zjawiska, czy też lekarstwem na to
zjawisko? (2)Czy jeśli jest przycyną, to jest przyczyną główna - bo może
ujawniają się w tej stopniowej zmianie statusu ojca jakieś inne
biologiczne (instynktowe) lub kulturowe tendencje?
Co do pierwszego pytania to wiem tyle, że kooperacji między dowolnymi
'podmiotami' sprzyja raczej ich komplementarna specjalizacja a nie
wyrównywanie ról.
Co do drugiego to przypominają się jeszcze pomysły psychologów
ewolucyjnych na różne 'strategie' reprodukcyjne mężczyzn i kobiet, oraz
fakty ekonomiczne wskazujące na to, że rozwiniętych społeczeństwach -
kobietom, z ekonomicznego punktu widzenia ojciec dziecka przestaje być
tak potrzebny jak kiedyś.
pozdrawiam
vonBraun
|