Data: 2001-10-06 15:31:24
Temat: Re: Barbarzynstwo typowo polskie czy ogolnoswiatowe?
Od: Kamil Uminski <d...@k...umcs.lublin.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam !
Pozwole sobie w jedym poscie skomentowac kilka innych...
Oleńka <o...@i...pl>, Fri, 5 Oct 2001 22:54:05 +0200, tako rzecze:
>Wiesz co? Skoro mówisz o swojej żonie, to ją spytaj i napisz nam, co o tym
>sądzi - będzie kolejny, interesujący głos w dyskusji.
Spytalem. Oto jej opinie...
Katarzyna mowi, ze jesli chodzi o porod w takiej smutnej sytuacji zaufalaby
lekarzom - czy rodzic naturalnie czy cieciem cesarskim...
Co do miejsca porodu - sala ogolna nie bylaby raczej problemem...
Co do pologu - wolalaby w razie takiej smutnej sytuacji pobyt poza zwyklym
poloznictwem...
>> Ale pomysl sobie - czy umialabys lezec obok takiej mamy, ktorej dziecko
>> urodzilo sie martwe i zrobic cos dla niej ? Cos milego...?
>Ale ta mama nie jest po to, żebym ja się dobrze poczuła...a co ja mam jej
>zrobić miłego? Herbatę? Poklepać po plecach? Powiedzieć" Nie martw się,
>będziesz miała drugie dziecko"?
Nie wiem jakie mozna w tej sytuacji znalezc slowa, ale moze wlasnie Ty jako
swieza mama moglabys postawic sie w jej sytuacji i byc po prostu ludzka...
*******************************************
"Ewa" <e...@p...onet.pl>, Fri, 5 Oct 2001 23:20:45 +0200, tako
rzecze:
>A integracja (o której mówił pan Umiński) mająca
>rzekomo szybko przywrócić kobietę do normalnego życia.....no cóż, dla mnie
>byłby to raczej sadyzm.
Pan Uminski chce jasno powiedziec, ze nie ma monopolu na slusznosc, a tylko
nie lubi braku watpliwosci i myslenia stereotypami...
Zabralem glos w dyskusji i chyba wiecej w moich postach jest watpliwosci
niz pewnosci jak postepowac w takiej sytuacji... Chcialbym, abysmy doszli
do jakichs wnioskow, a nie roszcze sobie pretensji do wyboru standardow
postepowania...
Szanowne przedmowczynie w tym watku wydawaly sie nie miec watpliwosci, a i
jego tytul z gory "ustawial" cala dyskusje. Osmielam sie zdawac moje
pytania i probowac spojrzec na zagadnienie z innej strony - moze tak
naprawde nie jest to takie proste jak wszystkie myslicie...
Moze poprzez zmiane utartych schematow udaloby sie w jakis sposob jeszcze
dodatkowo zminiejszyc stres zwiazany z urodzeniem martwego dziecka - stres
dotyczacy nie tylko matki, ale i calej rodziny...?
A moze nie warto zmieniac dotychczasowego sposobu postepowania?
Nie wiem... Znam juz poglad wiekszosci na sprawe i mysle, ze mozna go
podsumowac w nastepujacy sposob:
W razie oczekiwania na porod martwego dziecka nalezy:
- maksymalnie zajac sie matka i rodzina
- przekonac ja do odpowiedniego sposobu postepowania tlumaczac dlaczego
odbywa sie to wlasnie tak
- zapewnic jej mozliwosc wyboru - gdzie rodzic, kto ma byc obecny, gdzie
potem lezec w pologu
- opiekowac sie tak, aby czula, ze nadal moze byc matka
Joanna Nowak <j...@p...fm> rzecze:
>Caly czas dyskutujemy z naszego punktu widzenia, a tu
>tak naprawde trzeba chyba spytac kobiete obarczona takim nieszczesciem
>jak sobie wyobraza pobyt w szpitalu.
No wlasnie! O tym rowniez trzeba pomyslec... Nie zawsze jest tak, jak to
sobie wyobrazamy... Zbyt latwo jest patrzec przez pryzmat swoich uczuc...
Teoria to nie wszystko, a calkiem inaczej jest znalezc sie w takiej
sytuacji...
Przypomne, ze caly ten watek dotyczy sytuacji nastepujacej:
"Marzenna Kielan" <m...@s...pl>, Thu, 4 Oct 2001 14:30:49 +0200, tako
rzecze:
>Pisze zbulwersowana pewnym problemem, ktory przekazala mi moja corka. Jej
>dosc daleka znajoma lezy wlasnie w szpitalu
Jak z tego wynika rozwazania sa wlasciwie w pelni teoretyczne - jestesmy w
sferze gdybania i porownywania....
Prosze o troche mniej osobistych wycieczek - nawracajcie mnie raczej
spokojnie, bo na sile reaguje wrecz przeciwnie... ;^)
Pozdrawiamy,
Kamil + Katarzyna + ???
PS. Nie jestem taki odlegly od tej problematyki (od kilku tygodni)... ;^)))
--
!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^
!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!^!
"Get a second opinion - fifty percent of all doctors graduated in
the bottom half of their class."
d...@k...umcs.lublin.pl +++ HP http://klio.umcs.lublin.pl/~drumil
!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v!v
!v!v!v!v!v!v!v!v!v!
|