Data: 2003-02-22 16:44:01
Temat: Re: Co jest ze mna nie tak?
Od: "Greg" <o...@f...sos.com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Aga2" w news:b3819v$eqd$1@absinth.dialog.net.pl napisał(a):
>
> > > ale ciezko mi jest sie przezwyciezyc
> > Najtrudniejszy pierwszy krok ;-)
> tak sie mowi rzeczywistosc jest jednak trudniejsza
Jaka jest ta rzeczywistosc?
Stalem na brzegu basenu, przymierzajac sie do swojego pierwszego w zyciu
skoku na glowke. Bylo mi o tyle trudno, ze nie potrafie plywac (potrafie
na tyle, by wpadajac do wody nie pojsc od razu na dno - jakies 20 metrow
dam rade przeplynac). Stalem wiec wpatrujac sie w wode i szukajac w sobie
sily na skok. Im dluzej stalem tym trudniej bylo mi sie zdecydowac. Juz
chcialem sie wycofac gdy kolega mi pomogl lekkim pchnieciem ;-) Oczywiscie
glupie z jego strony gdyz moglo sie to zle skonczyc. Na szczescie dla mnie
bylo ok. Pierwszy krok byl za mna. Wyszedlem z basenu, poszedlem na glebie
i skoczylem juz o wlasnych silach :-)
Ten kolega, ktory mi pomogl... od wielu juz lat potrafi dobrze plywac, a
do wody skacze czysto nawet z wiekszej wysokosci (ja ograniczam sie do
okolo pol metra nad powierzchnie wody ;-P). W ktores wakacje pojechalismy
nad jezioro poskakac do wody z takiego "molo". Eksperymentowalismy wtedy
troche. Padl pomysl aby sprobowac z saltem do tylu. Kolega podszedl
pierwszy do krawedzi "mola", odwrocil sie tylem do wody i... nic ;-) Czail
sie tak, czail, probowal zebrac w sobie i nie mial odwagi. Mowie mu, ze
najepiej nie myslec o tym, ze to moze byc trudne. Trzeba zadbac tylko o
mocne wybicie do tylu, aby nie uderzyc sie w kladke. Ku mojemu zdziwieniu
on jednak nie potrafil sie zdecydowac. Powiedzialem wiec aby sie
przesunal - ja sprobuje. Podszedlem do krawedzi, odwrocilem sie tylem do
wody, odetchnalem gleboko i... wybilem sie do tylu. To trwalo chwile
doslownie chwile.
Te same osoby, praktycznie ta sama czynnosc, a tak rozne reakcje. W
pierwszym przypadku dla mnie skok wydawal sie niemozliwym - dla kolegi to
byl pryszcz. W drugim przypadku odwrotnie. Mysle, ze w sporej mierze o
stopniu trudnosci nie decyduje samo zadanie, ale nastawienie czlowieka do
tegoz.
Sama kreujesz wlasna rzeczywistosc. Jesli uwazasz, ze ona jest
naszpikowana trudnosciami - taka bedzie. Jednak wcale taka byc nie musi.
Ale o tym musisz (chciec) przekonac sie sama. Moje swiadectwo w niczym Ci
nie pomoze.
> > Jesli to Ty chcesz pogadac to trudno aby oni zaczynali.
> wiem ale jak zaczac gdy mnie unikaja lub zbywaja?
Tak jest naprawde, czy tylko takie odnosisz wrazenie? A wrazenie takie
moze nie wynikac z odbioru rzeczywistych sygnalow jakie w Twoja strone
wysylaja, ale z Twojego niskiego poczucia wlasnej wartosci.
> > > to niepsrawiedliwe
> > Co?
> Chodzilo mi to ze chyba nie slusznie mysle ze to oni
> nie chca.
Widzisz... Ty caly czas opierasz sie na domyslach. Caly czas gdybasz "co
jesli oni faktycznie nie chca?", "co jesli mnie sie wydaje, ze oni nie
chca?".
> Tyle ze ja nie wiem czy tak jest. Ja w ogole to nie wiem
> co jest.
Wiec nie lepiej sprawdzic jak jest?
> > > tylko ze sama wiem ze czuje sie czesto zobowiazana
> > > cos zrobic po nie wypada odmowic,
> > No coz... w takiej sytuacji powiem, ze to Twoj problem.
> Tak. Jest moj. Tylko jesli oni tez tak maja to moga ....
To wtedy jest to juz ich problem! Uporaja sie z nim jesli beda chcieli.
Jesli beda chcieli abys im w tym pomogla niech sie z tym do Ciebie zwroca.
Jesli sie nie zwracaja to mozesz sie tylko domyslac jak jest, a jak sama
widzisz domysly to nic przyjemnego.
Zreszta moglem sie juz w zyciu przekonac, ze lepiej stanac oko w oko ze
"zlem" niz zastanawiac sie co tez kryje sie za kolejnym zakretem - cos
dobrego, czy moze cos zlego. Chyba im dluzej czlowiek tak sie zastanawia,
tym latwiej mu dostrzec te ulge gdy wszystko juz sie wyjasnia (nawet gdy
nie po jego mysli).
Jakis przyklad... konkretnego nie potrafie znalezc, ale po glowie kolacza
mi sie przypadki gdy ktos nawet wlasnego kata wital z radoscia. Po prostu
ktos taki mial juz dosc ciaglej ucieczki i zastanawiania sie, czy uda mu
sie przetrwac kolejny dzien, czy tez spotka go smierc.
> Asertywnosc. Własnie mam wrazenie ze cwiacza ja na
> mnie.
Na kims trzeba. Ty mozesz cwiczyc na nich ;-)
> Probowałam, zadzwonilam do kolezanki. Powiedziała
> ze chcetnie by porozmawiała ze mna ale nie ma czasu
> bo ma dzisiaj gosci. Powiedziałam ze ok, nie bede
> przeszkadzac jej. Powiedziała ze jak chce to moge przyjsc
> ale decyzja nalezy do mnie. Ja mysle ze nie chce zebym
> przyszla.
- Po prostu powiedz szczerze czy chcesz abym przyszla, czy tez nie.
Co by sie stalo gdybys tak jej powiedziala? Chociaz najpierw chyba
wypadaloby odpowiedziec sobie na pytanie co tez czulabys gdyby powiedziala
"tak" albo "nie". Bardziej moze nawet chodzi o te "nie". Czy przyjelabys
po prostu do wiadomosci, ze ona nie chce abys przychodzila, czy tez
zaczelabys to rozciagac na jej ogolna niechec do Ciebie, czy tez nawet
wszystkich innych ludzi (a ona tylko potwierdzila Twoje domysly, ze jestes
do niczego)? Jesli do zdania innych podchodzisz zbyt emocjonalnie to oni
zapewne beda starali sie unikac zajecia konkretnego stanowiska. Swoje
przekazy beda rozmywac w obawie, ze wyciagniesz zbyt daleko idace wnioski.
U Ciebie zas to rozmycie bedzie powodowalo tylko poglebienie tej
niepewnosci o co tez im wlasciwie chodzi.
> > Nie o to pytalem. Czy oni mowia cos w stylu, ze
> > chetnie porozmawiaja ale nie w tej konkretnej
> > chwili bo nie maja czasu? Czy tez moze jest to
> > wylacznie Twoje odczucie (ze nie maja czasu)?
> Jak sie odzwaze zrobic pierwszy krok to slysze ze
> nie maj czasu,
Mowi sie trudno. Trzeba szukac dalej kogos, kto czas znajdzie. Ja pisalem
mozna takich ludzi znalezc. Ja szukalem ponad 10 lat ;-P
> ale przewaznie mnie olewaja.
To znaczy?
> Jesli juz na mnie sie natkna to mnei zbywaja jakims
> na razie, odezwij sie czasem. Czasem czyli kiedy? za
> rok? za miesiac, za tydzien? wcale?
Heh... nie wiem jak jest z nimi, ale jesli idzie na przyklad o mnie...
Mozna chyba odniesc wrazenie, ze jest podobnie. Dla przykladu gdy ulice
przemierzam najczesciej jak przecinak ;-) Ruszam z miejsca startu i
zatrzymuje sie dopiero w miejscu docelowym. Gdy po drodze spotykam kogos
znajomego idacego w przeciwna strone rzucam tylko z usmiechem "czesc" i
pedze dalej nie zatrzymujac sie nawet na chwilke i nie ogladajac sie za
siebie (nie znosze, nie potrafie ogladac sie za siebie). Zdaje sobie
sprawe z tego, ze czasem to wypada naprawde niezrecznie. No ale mnie
trudno zatrzymac sie na chwilke i zamienic chociaz kilka slow. Oczywiscie
jesli ta osoba za mna zawola to sie wroce. Z wlasnej inicjatywy trudno ;-)
Inaczej jest gdy zmierzamy w tym samym kierunku.
Normalnie tez potrafie mowic bardzo niewiele przez co komus moge wydac sie
milczkiem, kims, kto chce sie odciac od towarzystwa. Czasem wystarczy
jednak uderzyc w odpowiednia strune i sie rozgaduje, az do przesady ;-)
Jesli wiec ktos ma ochote ze mnia szczerze pogadac... Poczatkowo moge
sprawiac wrazenie osoby, ktora nie jest kims odpowiednim do tego. Ja tez
jakos szczegolnie nie zachecam innych do zwierzen. Jesli ktos jednak
sprobuje wtedy najczesciej dziwi sie mojej przemianie ;-)
Moglem tego doswiadczyc rowniez z drugiej strony barykady (tzn. ze strony
osoby, ktora chce porozmawiac z kims kto na pozor wydaje sie wcale nie
zainteresowany takim "wyroznieniem").
> czuje sie nikim, zerem
Poloz na stole 0 zloty. Ile widzisz monet czy tez banknotow? Zgaduje, ze
ani jednego ;-) Sprobuj teraz wziasc do reki te banknoty lub monety...
zaraz! Przeciez nie ma ani jednego, wiec jak mozna wziasc do reki cos
czego nie ma? Myslisz, ze to mozliwe?
Wyjasnij mi w takim wypadku komu ja odpowiadam. Gdybys byla zerem to
podobnie jak monet i banknotow z powyzszego przykladu nie byloby Cie.
Jezeli nieistniejacych banknotow i monet do reki wziasc nie mozna, to nie
mozna tez odpowiadac na wiadomosci od kogos kogo nie ma (kto jest zerem).
Skoro ja jednak Tobie odpowiadam to znaczy, ze jestes (a wiec nie mozesz
byc rownoczesnie zerem) :-D
Powalajaca logika, prawda? ;-P
> > teraz wiem i odpowiadam bo mam taka ochote.
> No tak, ale nie znasz mnie ani ja Ciebie. To troche
> inaczej.
Co w tym takiego innego?
> Nie wiem, moze to ja jestem oporna na kontakty z
> ludzmi. Nie umiem utrzymywac znajomosci, nie
> umiem byc towarzyska
Kiedys tez taki bylem. Moze nadal jestem? ;-) Moze... w kazdym badz razie
wczoraj zadebiutowalem w karaoke i jajkami nie dostalem, wiec moze nie
jest tak zle i udalo mi sie cos w swoim zyciu zmienic :-) Zycze Tobie aby
udalo Ci sie odkryc jakie to proste :-)
pozdrawiam
--
Greg
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
|