Data: 2009-12-28 00:42:53
Temat: Re: Czy Was (qwa) poje...chało - ZA PRZEPROSZENIEM
Od: tren R <t...@n...sieciowy>
Pokaż wszystkie nagłówki
Chiron pisze:
> Użytkownik "tren R" <t...@n...sieciowy> napisał w wiadomości
> news:hh8nr3$uf5$1@news.onet.pl...
>> Chiron pisze:
>>
>>> A ja Cię lubię za to, że mnie lubisz za coś:-). Aż boję się spytać,
>>> jakie
>>> kryteria trzeba spełnić, żebyś kogoś kochał? A nienawidził? A tylko nie
>>> lubił?
>>
>> ok, wyciąłem górę dla jasności - mam nadzieję, że nie masz mi za złe, bo
>> pytanie dość ciekawe.
>>
>> kiedyś nienawidziłem wielu rzeczy / osób.
>> dużo by mówić - nie ważne.
>> wystarczało że poglądy miałem niezbyt zbieżne i już.
>>
>> ale kilka różnych rzeczy złożyło się na to, że już nie nienawidzę.
>> przede wszystkim to, że zrozumiałem, że moja nienawiść bierze się ze
>> strachu. strachu przed tym, że coś godziło w jakiś tam mój świat, jakiś
>> tam system wartości - było ciałem bezwzględnie obcym. ponieważ mój
>> światopogląd był bezwzględnie słuszny. :)
> Pisałem ostatnio- do Hanki i do Paulinki: nieprawdą jest, że kogoś
> nielubimy (nienawidzimy). Zawsze to odnosi się do nas. Podałem przykłady:
> 1. mówimy, że kogoś nielubimy, bo wydaje nam się, że robi on coś, co my
> robiliśmy kiedyś- ale tego obecnie nie akceptujemy (może ona nawet to
> robi rzeczywiście- to nie ma znaczenia). Charakterystyczne: jak my
> sobie poradzimy z tym etapem naszego życia, "przepracujemy" go,
> wybaczymy sobie- zauważymy, że ten nielubiany człowiek jest nawet
> sympatyczny:-).
> 2. mówimy, że kogoś nielubimy, bo nie potrafimy sobie poradzić w
> relacjach z nim. Czyli znów- nie potrafimy sobie tego wybaczyć- a nie
> jemu. W momencie, jak nauczymy sie radzić sobie z taką osobą- co
> najwyżej wyda nam się śmieszny- ale nie będziemy już odczuwać do niej
> złości czy nienawiści.
a co powiesz na takie rozdzielenie:
nienawidzę - bo nie umiem sobie radzić z czymś, boje się
nie lubię - j.w. plus "coś mi się nie podoba" czy "czegoś nie pochwalam"
- ale niekoniecznie ma to aż tak duże znaczenie by nienawidzić.
>> cóż, takie odebrałem wychowanie w zasadzie - ultrafasadowokatolickie,
>> choć
>> skłamałbym, ze tylko fasadowo.
>> nie znajdę w mojej rodzinnej wiosce osób, które robiły by tyle fajnych i
>> dobrych rzeczy dla innych ludzi, co moja mama. a jednak jest ona totalną
>> przy tym dewotką.
> Czy akceptujesz ją- taką, jak jest? Czy wybaczasz jej tę dewocję?
wiesz, to nie jej dewocja jest problemem w naszych relacjach, tylko jej
chęć do przykładania do mnie swojej jedynie słusznej miary. przykład?
zaprenumerowała mi gazetę. na mój bardzo uprzejmy komunikat, że "nie
przyda mi się" stwierdziła, że na pewno się przyda bo jest w niej dużo
wartościowych artykułów. po czym zadzwoniła i przeprosiła stwierdzając,
że zlikwiduje prenumeratę. po czym w tej samej rozmowie zapytała - "a
może jednak - bo to przecież nic złego". kiedy odmówiłem ponownie
(grzecznie - co nie jest takie częste u mnie) za jakiś czas zadzwoniła
ponownie, mówiąc, że "oczywiście, to nie jest problem, ale trochę mi
przykro, że nie jestem katolikiem".
to taki skrót.
nie akceptuję tego. i coraz bardziej tego nie mogę zaakceptować.
czy jej wybaczam? trudno mi.
ale to nie jest temat na rozmowę tutaj - zbyt wiele rzeczy wchodzi w te
relacje byś mógł to w jakikolwiek sposób dostrzec czy ocenić.
>> długo trwało nim to sobie rozgraniczyłem i przestałem klasyfikowac ludzi
>> na moich i obcych.
>> sądzę, że do końca się z tego nie uwolniłem jeszcze, ale może mam jeszcze
>> trochę czasu, żeby o to zawalczyć.
> Wydaje mi się, że to wcale nie jest złe- a na pewno jest czymś
> naturalnym podział "swój- obcy". Owszem, nie trzeba się obcych obawiać,
> czy ich nielubić tylko za to, że są obcy- jednak nie jest to złe, jak mi
> się zdaje. Ponadto- czymś, co mnie troszkę zmroziło w tym, co napisałeś:
> "zawalczyć". Czasem jak mi się zdaje- dziwisz się i trochę dworujesz z
> mojego czepiania się słówek. Ja jednak tłumaczę, że to jest bardzo
> ważne- bo programujemy się też tym, co mówimy. Jeśli "zawalczysz"- to
> będziesz walczył z wszelkimi tego konsekwencjami. Jak będziesz sobie
> powtarzał, że "postaram się to zmienić"- aaa, to co innego:-)
no, to jest walka z nawykami, co cię tak mrozi?
>> a pytasz o kryterium, które trzeba spełnić, żebym kogoś kochał?
>> w zasadzie - nie stać mnie na rozsiewanie miłości poza moją rodzinę.
>> nie jestem chrystusem.
> Naprawdę uważasz, że tylko Chrystus rozsiewał miłość? A co Ty na to: co
> dajesz- to do Ciebie wraca? I dlaczego tak siebie oceniasz, że Cię nie
> stać na dawanie miłości? Czy uważasz, że nie mógł byś dać miłości na
> przykład małemu, bezdomnemu dziecku?
mógłbym wszystko - w teorii. w praktyce mam swoją rodzinę i nie zajmuję
się małymi, bezdomnymi dziećmi. mogę co najwyżej napisać na psp, że mogę
dać im miłość. tylko to będzie czysta teoria.
>> dość trafnie oddaje mnie ta zwrotka, którą zapewne znasz:
>>
>> "Ja prosty człowiek - mądrym ufam,
>> Sprytnym nie wchodzę raczej w drogę,
>> Mówię niewiele, chętniej słucham,
>> Pojmuję to, co pojąć mogę.
>> Dla głodnych talerz mam i stół,
>> Z tego com zebrał - oddam pół.
>> Ale jak sięgnie ktoś po wszystko -
>> Łapy przetrącę
>> - Ja nie Chrystus!"
>>
>> więc - nie mogę powiedzieć, że kocham kogoś, kto spełnia jakieś tam
>> kryteria. natomiast staram się wyciągać zawsze rękę do drugiej osoby,
>> nawet, a może przede wszystkim do takiej, którą np z zawodowego punktu
>> widzenia w jakiś sposób uszczęśliwiam / unieszczęsliwiam - wydając opinię
>> o poziomie jej umiejętności w pewnym zakresie.
>>
>> w zasadzie - staram się wszędzie, na psp też, mieć dobre relacje z
>> innymi,
>> traktując je jako dobro samo w sobie.
> Dlaczego uważasz, że dobre relacje ze wszystkimi to dobro samo w sobie?
hmm... to wynika poniekąd z tego jak zostałem wychowany ale i z tego co
widzę w życiu. tzn - widzę jak złe relacje zatruwają wszystko, a dobre
powodują, że dzieje się dużo pozytywnych rzeczy.
ale to pytanie dotyczy tez trochę hierarchii ważności - dobre relacje
nie stoją ponad wszystkim. one są ważne, ale nie najważniejsze.
> Przypomina mi się dziewczyna po terapii, która widząc, jak polepszają
> się jej relacje z innymi ludźmi tak w to "weszła" głęboko, że podczas
> szeringu powiedziała psychologowi, że teraz będzie tak pracowała nad
> relacjami z ludźmi aby ze wszystkimi mieć co najmniej dobre relacje.
> Psycholog uśmiechnął się i powiedział, że on jej w tym nie pomoże, ale
> jego kolega psychiatra- może i tak:-).
> Ja stawiam tezę, że nie należy starać się mieć złych relacji z ludźmi.
> Jednak nie z każdym można mieć nawet poprawne. A najważneijsze- niech
> będą prawdziwe:-)
w pełni zgoda. tak to miało zabrzmieć.
staram się nie mieć złych relacji. ale wiem, że nie zawsze mi się to uda
i już. akceptuje ten prosty fakt, do mojej skomplikowanej świadomości. :)
>> cbnet uważa, że to sposób na zawładnięcie tą grupą i w dość brutalny
>> sposób daje temu wyraz. cóż - możliwe, że to nie mieści sie mu w głowie,
>> ale do niego mam tez dość pozytywny stosunek.
>> między innymi dlatego, że wiem, czego się po nim spodziewać - tzn. jakoś
>> widzę go jako osobę z krwi i kości i wiem (czuję?), że nie udaje.
>> coś jak "niech mowa wasza będzie tak=tak, nie-nie".
>> natomiast na pewno nie mogę pozbyć się pewnego odczucia niesmaku w
>> stosunku do osób, które podszywają się pod inne osoby.
> Ja natomiast odbieram Ciebie jako lidera. Tak, IMO w pewien sposób
> chcesz tą grupą "zawładnąć". Jednak ja nie widzę w tym niczego złego.
> Natomiast cbneta uważam za socjopatę, który w swoim mniemaniu powinien
> tu rządzić i odbierać hołdy. Osobowość silnie narcystyczna. Może uważa
> Cię za konkurenta? Nie wiem.
zdefiniuj lidera, a odniosę się.
wg mojej koncepcji, lider to osoba, która prowadzi kogoś do celu.
w tym sensie, do lidera mi tak daleko jak stąd do meksyku (btw -
czytałeś najnowszego łysiaka? ja jestem w trakcie)
wg tej mojej koncepcji jestem dupa nie lider :)
no ale zdefiniuj mi swojego lidera to pogadamy.
no i bardzo ciekawi mnie fakt, że stawiasz dość śmiałe diagnozy na
podstawie interakcji internetowej, będącej emanacją tej technologii,
która się człowiekowi do niczego nie przydaje :)
>> w ogóle fakt lubienia kogoś czy nie lubienia - to imho spora przeszkoda w
>> komunikowaniu się. to o czym pisałeś ostatnio.
>> staram się przez to przebrnąć, ale mam świadomość, że jednych lubię
>> bardziej innych mniej. i nie dam rady sobie z tym poradzić wystukujac
>> li i
>> jedynie litery. wiem, że dopiero spotkanie w realu mogłoby tu coś
>> zmienić.
>> reasumując - ja cię chiron lubię, ale całkowicie nie zgadzam się z twoim
>> sposobem dyskusji :)
> Z czym konkretnie? Co Ci w tym sposobie przeszkadza?
ta drobiazgowość - myślałem, że to dość jasno wyartykułowałem kilka
razy. napisałem ci też, że to dlatego, że jestem z drugiego bieguna,
który określam jako "powierzchowność".
po prostu nie trafiasz do mnie często sposobem formułowania argumentów.
mam tez wrażenie, że często odwracasz kota ogonem.
nie, nie podam ci teraz linków do konkretnych miejsc :)
wspomnę tylko o twojej dyskusji ze stalkerem, do której się włączyłem na
chwilkę - w moim poczuciu zamiast do meritum, docierasz na berdyczów w
swojej chęci ustawiania psp na swoje podobieństwo :)
>> i weź pod uwagę, że już jestem po dwóch piwach i nalewce wiśniowej, zatem
>> gadam prawdę, prawdę i samą prawdę - o ile ona oczywiście istnieje. i weź
>> tez pod uwagę, że zaczynam kochać nawet tych co i ch wcześniej nie
>> lubiłem
>> :)
>
> znaczy się- lubisz mieszać, i za nic masz moją przestrogę o piciu
> wyłącznie czystych trunków:-)
za nic!!!
ale za to co raz bardziej cię lubię :)
(no i co mi teraz zrobisz? - nie wypada ci przecież atakować kogoś, kto
cię lubi, nespa?)
--
http://www.lastfm.pl/music/Tu+i+Teraz/16+Minut
|