| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-05-18 11:34:48
Temat: Re: Czy korzystanie z rad tej grupy jest pomocne czy szkodliweTytuł poniższego 'poematu' może być np. taki:
----------
O 'tajemnicy' skutecznej psychologii, czyli o tym,
że ten, kto będzie biegał w poszukiwaniu krawędzi
płaskiej Ziemi tylko zabiega się na... śmierć pro-
dukując przy tym _wyłącznie_ ścieżki wydeptane...
... _w_kółko_.
----------
(Szczególnie do Piotra Kasztelowicza:)
Skuteczność terapeutyczna psychologów, psychoterapeutów itd.
jest mniej więcej taka, jak skuteczność resocjalizatorów
w więzieniach czy 'politycznych' (dziś "kapelanów") w wojsku.
(W istocie są tylko jeszcze jednym ('na oko': bardziej "ludz-
kim") typem 'klawisza'...)
Czytaj - praktycznie żadna !
Nie ulegaj(cie) żadnej komercyjnej manipulacji, że w gabinecie
to psycholog jest 100% skutecznym fachowcem a na zewnątrz cięż-
ko upośledzonym idiotą/psem instynktownie a nieodwołalnie go-
niącym za zapachem żarcia/gotówki (niczym... dorrity).
Między psychologią a medycyną istnieje ABSOLUTNIE ZASADNICZA,
diametralna i pierwotna różnica, która caluteńką 'metodologię'
wywraca dokładnie na opak. Żaden 'pacjent' trafiający do gabi-
netu psychologa (dokładnie tak samo jak ty teraz) 'za chińskie-
go boga' nie jest w stanie jej zrozumieć, dlatego szuka tam
i żąda - od jawnie oznaczonego przez wysokie komisje 'naukowym
profesjonalizmem' "fachowca" - metod analogicznych do medycyny,
tj. takich, w których on (pacjent) bezmyślnie podda się 'le-
czeniu' vel dostanie skuteczne, 'naukowo poprawne' zalecenia
do mechanicznego, konkretnego wykonania. Zaś 'zalecacz' powi-
nien być jawnie oznakowany 'zrozumiałym' znakiem 'przydatno-
ści do bezpiecznego użycia' niczym kwalifikowane mięcho w
sklepie... do bezmyślnego strawienia przez bezmyślne trze-
wia... głupca.
W psychologii jakiekolwiek 'leczenie' rozpoczyna się dopiero
w momencie, gdy PACJENT pojmie, że ABSOLUTNIE ŻADNYCH 'medycz-
nych metod' w psychologii NIE MA (tak jak nie ma krawędzi Zie-
mi), i że żadne BEZMYŚLNE z jego strony, 'na wiarę' poddanie
się za pieniądze nierozumianym przez niego manipulacjom 'fa-
chowca' absolutnie niczego mu nie da i z niczego go nie wyle-
czy. Dlatego w skutecznej psychologii nie ma _najmniejszego_
_znaczenia_ dyplom 'z uprawnieniami' do pobierania kasy za
wykonane czynności (wywieszany na wabia na drzwiach gabinetu
w polowaniu na jeleni).
Lekarz pozostaje lekarzem, obojętnie w szpitalu czy poza nim.
Ale różnica jest zasadnicza - w szpitalu czy w gabinecie le-
karz ma rzeczywiście przydatne w leczeniu CIAŁA "urządzenia",
zaś w psychologii - uważaj(!): - _jedynymi_ skutecznymi środ-
kami i 'urządzeniami' jest wyłącznie to, co _pacjent_ -
MA _W_SWOJEJ_ GŁOWIE.
Dlatego tak kluczowo ważne jest:
<< Warunkiem sine qua non skuteczności terapii jest
zrozumienie pacjenta [JT: PRZEZ SAMEGO SIEBIE!].>>
[Abraham Maslow]
co możesz traktować jako PIERWSZE i najważniejsze PRAWO PSY-
CHOLOGII.
Jeśli pacjent ma w głowie to, że wyleczą go dyplomy i zewnę-
trzne manipulacje na nim 'szkolonego' fachowca - bez jego cał-
kowicie świadomego udziału, to jest pierwsza bzdura, którą SAM
musi sobie umieć 'wybić' z głowy. Psycholog może wyłącznie pa-
cjentowi _sugerować_ rozwiązania, a pacjent, by z nich skorzy-
stać MUSI umieć je NAJPIERW dogłębnie, całkowicie SAMODZIELNIE
i PRAWIDŁOWO ZROZUMIEĆ. Nie - jak w medycynie - usłyszeć i me-
chanicznie wykonać zalecenia lekarza, dokładnie przeciwnie - w
psychologii - pacjent niczego, bez całkowicie własnego, pełne-
go Zrozumienia (DLACZEGO I PO CO?) - nie powinien robić, bo to
tylko _pogorszy_ jego stan.
Poprawnie zrozumiane odpowiedzi na pytanie "Dlaczego i po co
pacjent ma to czy tamto robić?" nie mają absolutnie niczego
wspólnego z uniwersalnym i uniwersalnie fałszywym 'wyjaśnie-
niem': "mam dowolne cośtam zrobić po to i dlatego, żeby _mój_
problem (czytaj: to, co mnie 'zza niewiadomego węgła gryzie')
_jakoś_ zniknął/ustąpił".)
Po prostu psycholog (jeśli już) w umyśle pacjenta może _POŚRED-
NIO_ operować wyłącznie narzędziami 'zrobionymi' _z_myśli_ pa-
cjenta (NAD KTÓRYMI 'z definicji' NIE MA najmniejszej 'władzy'),
więc musi je przede wszystkim maksymalnie dokładnie _WIDZIEĆ_/
_POPRAWNIE_ROZUMIEĆ_ (niezależnie od tego, czy są to zdrowe czy
patologiczne myśli).
A po wtóre może to robić wyłącznie poprzez umysł PACJENTA, a
nie - jak w medycynie - z jego pominięciem.
W psychologii polem 'operacji', szpitalem i wszystkimi narzę-
dziami 'chirurgicznymi' jest wyłącznie umysł pacjenta, działa
w nim wyłącznie to, co w nim jest, a działa skutecznie/terapeu-
tycznie tylko to, co pacjent SAM ŚWIADOMIE w nim jest w stanie
'zobaczyć', poprawnie zdiagnozować i... 'własnoręcznie' usunąć.
SAM musi usunąć/uświadomić sobie patologię tym, co patologiczne
nie jest.
Jeszcze raz: ABSOLUTNIE SAM - nikt 'ZEWNĘTRZNY' tego za niego
nie zrobi.
Widziałeś kiedy, żeby prawidłowo zoperowany pacjent stawał się
i to z automatu chirurgiem? A spora część wyleczonych pacjentów
okazuje się być znacznie lepszymi terapeutami od 'dyplomowanych'
psychologów po mechanicznych studiach m-ki 3Z (tacy w ogóle ze
zrozumieniem czegokolwiek - tj. z jakąkolwiek Psychologią - nie
mają niczego wspólnego), którzy nigdy nie byli na daną przypad-
łość umysłu 'chorzy'.
Słyszałeś może, by warunkiem zostania chirurgiem było to, żeby
dyplomant przeprowadził 'dyplomową' operację NA SAMYM SOBIE ?
To poszukaj, co PRZEDE WSZYSTKIM muszą umieć i to skutecznie
wykonać psychoterapeuci: SAMOTERAPIĘ (i co więcej - regularnie
ją powtarzać!). DLACZEGO ?
------------
To samo krócej, bo z innej perspektywy: jaka jest zasadnicza róż-
nica między medycyną a psychologią ? Ano taka, że ludzki niemow-
lak 'wychowany przez zwierzęta' (p. np.: "Amala i Kamala", "dziew-
czynka z Songi" czy "chłopiec islandzki" itd.) z medycznego punk-
tu widzenia 'sam z siebie' wyrośnie na całkowicie zdrowego osob-
nika (z wyjątkiem marginesu patologii), ale z psychologicznego
- gdy chodzi o zdolność do samorozwoju w kierunku _świadomego_
_człowieczeństwa_ - na całkowicie patologiczne (= kompletnie
nieświadome) ZWIERZĘ.
Czy w medycynie jakiekolwiek znaczenie ma tworzenie grup tera-
peutycznych (terapia grupowa?). Tzn.: by dwóch/wielu chorych
pacjentów 'operowało' jeden drugiego, a tzw. 'lekarz' z wybału-
szonymi gałami przyglądał się owej grupowej operacji co najwy-
żej w charakterze 'klawisza' vel 'woźnego' ? (Dla medyka zabrz-
mi to całkowicie debilnie... bo o to mi tu chodziło...)
Jeśli gdziekolwiek, to wyłącznie tam, gdzie PSYCHIKA daje znać
o sobie i swoim istnieniu/znaczeniu/wpływie na organizm i skut-
ki... również czysto medycznego leczenia...
Swoją drogą nie powinni dawać także czysto medycznych dyplomów
tępakom, którzy tego 'ni w ząb' nie pojmują... panie Kasztelo-
wicz...
JeT.
A'propos "kultury": Miałeś może na medycynie wykłady, w któ-
rych wykładowca przez wiele godzin... klnie jak ostatni falo-
wy kapral i wylewa na studentów kubły najbardziej agresywnych
pomyj ?
Nie miałeś, a takie wykłady są w programie (przynajmniej wro-
cławskiej psychologii).
Jak myślisz, dlaczego i po co? Ano dlatego, że to, co ty nazy-
wasz "kulturą" jest wyłącznie "zestawem reguł na życie w stanie
łagodnej psychopatologii" [A. Maslow] i z jakąkolwiek Kulturą
nie ma absolutnie niczego wspólnego. To zasady "grzecznego za-
chowania" wyniesione z przedszkola, to zniewolenie nie mające
niczego wspólnego z rozumieniem PO CO I DLACZEGO(?) To zasady
czystej obłudy i manipulacji po trupach 'zmoderowanych', patrz
wszystkie 'dyplomatyczne protokoły' i 'naukowe zasady' komer-
cyjnych 'negocjacji' handlowców z klientami... czy polityków
z wyborcami.
Siłowo spałowany do 'przestrzegania zasad porządku' głupek po-
zostaje spałowanym głupkiem (i to siłowo/moderatorsko narzuca-
jącym swoją wpałowaną głupotę innym), a nie jak tobie teraz
(całkowicie błędnie) się wydaje - "mądrym i kulturalnym" czło-
wiekiem. Bo wpałować takowym "mądrym" można dowolnie zabójcze
i bezsensowne "prawa", "kultury" i "filozofie"...
Poza tym, jak to jest, że twórcy najjaśniejszych pereł Kultu-
ralnego dorobku ludzkości byli 'w życiu' ('na oko' _przedszko-
laka_) 'ostatnimi'/'nie do zniesienia' "wulgarnymi chamami, bu-
rakami" itd. itp. (p. Mozart, Beethoven, Liszt itd. itp.) za-
miast być 'kulturalnymi', 'przemiłymi' wzorcami _sprzedawców_
operowych/koncertowych _usług_ 'dla ludności' ???
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-05-19 07:21:30
Temat: Re: Czy korzystanie z rad tej grupy jest pomocne czy szkodliweWitam
dzieki, za ten list. Na reszcie cos nie cos zaczynam rozumiec :-)
> Skuteczność terapeutyczna psychologów, psychoterapeutów itd.
> jest mniej więcej taka, jak skuteczność resocjalizatorów
> w więzieniach czy 'politycznych' (dziś "kapelanów") w wojsku.
:-(
> netu psychologa (dokładnie tak samo jak ty teraz) 'za chińskie-
> go boga' nie jest w stanie jej zrozumieć, dlatego szuka tam
> i żąda - od jawnie oznaczonego przez wysokie komisje 'naukowym
> profesjonalizmem' "fachowca"
not tak. Tak moze byc. Ja spotykam sie w praktyce lekarskiej
na ogol z lekiem. Pacjent wyraza "jakis tam lek" Czasami
uswiadomiony (boje sie ze mam raka) albo i nie (boje sie
tlumu, nie moge wyjsc na ulice, leki uspokajajace - na ogol
biora benzodwuazepiny) tylko lagodza lek
> nych metod' w psychologii NIE MA (tak jak nie ma krawędzi Zie-
> mi), i że żadne BEZMYŚLNE z jego strony, 'na wiarę' poddanie
> się za pieniądze nierozumianym przez niego manipulacjom 'fa-
> chowca' absolutnie niczego mu nie da i z niczego go nie wyle-
> czy.
rozumiem, ze chodzi Ci o terapie typu "kaseta magnetofonowa i
na tle ladnej muzyki powtarzajacy glos - jestes madry, wspanialy
itp" - zaznaczam, ze ja z takiej terapii nie korzystalem, zreszta
zaznaczam, ze z zadnej terapii psychologicznej nie korzystalem.
> Dlatego tak kluczowo ważne jest:
> << Warunkiem sine qua non skuteczności terapii jest
> zrozumienie pacjenta [JT: PRZEZ SAMEGO SIEBIE!].>>
> [Abraham Maslow]
cos w tym jest ale mi sie tez troche wydawalo, nie wiem
czy sie myle, ze psycholog powinien umiec wyzwolic w pacjencie/kliencie
ta chec zrozumienia siebie zamiast fiksowanie sie na objawach
wegetatywnych - np. bolu zoladka i wykonywanie sobie kolejnej
gastroskopii,w ktorej lekarza stwierdzi np. "niewielki stan zapalny
blony sluzowej" co utwierdzi pacjenta w tym, ze jest tak ciezko chory,
ze niedlugo umrze, co jest oczywiscie bzdura, bo kazdy, kto
ma nerwowe zycie bedzie mial "niewielki stan zapalny blony sluzowej"
zoladka
> musi sobie umieć 'wybić' z głowy. Psycholog może wyłącznie pa-
> cjentowi _sugerować_ rozwiązania, a pacjent, by z nich skorzy-
> stać MUSI umieć je NAJPIERW dogłębnie, całkowicie SAMODZIELNIE
> i PRAWIDŁOWO ZROZUMIEĆ.
z tym sie zgadzam, faktem jest, ze czasami trudno mu zrozumiec.
> A po wtóre może to robić wyłącznie poprzez umysł PACJENTA, a
> nie - jak w medycynie - z jego pominięciem.
no w medycynie juz tez co raz czesciej (jak sie da) staramy
sie angazowac pacjenta w troske o wlasne zdrowie. Oczywiscie
nie dotyczy to chorego nieprzytomnego czy w takim stanie,
w ktorym nie jest w stanie rozumiec swojego postepowania.
> Słyszałeś może, by warunkiem zostania chirurgiem było to, żeby
> dyplomant przeprowadził 'dyplomową' operację NA SAMYM SOBIE ?
nie, co wiecej na ogol lekarze nie lecza samych siebie ani nawet
rodziny, poniewaz nie pozwala to na zachowanie odpowiedniego
dystansu do siebie/rodziny jako pacjenta.
> To poszukaj, co PRZEDE WSZYSTKIM muszą umieć i to skutecznie
> wykonać psychoterapeuci: SAMOTERAPIĘ (i co więcej - regularnie
> ją powtarzać!). DLACZEGO ?
wiec tutaj jest rzeczywiscie zupelnie inaczej a nawet odwrotnie
jak w medycynie
> Czy w medycynie jakiekolwiek znaczenie ma tworzenie grup tera-
> peutycznych (terapia grupowa?). Tzn.: by dwóch/wielu chorych
> pacjentów 'operowało' jeden drugiego, a tzw. 'lekarz' z wybału-
> szonymi gałami przyglądał się owej grupowej operacji co najwy-
> żej w charakterze 'klawisza' vel 'woźnego' ? (Dla medyka zabrz-
> mi to całkowicie debilnie... bo o to mi tu chodziło...)
tworzy sie takie grupy w aspekcie radzenia sobie pacjentow
z chorobami przewleklymi - dotyczy to np. chorych z reumatoidalnym
zapaleniem stawow, czy innych. Ale to ma faktycznie oczywiscie
aspekt psychologiczny wzajemnego uczenia sie, jak sobie radzic
z choroba. Lekarz, ktory taka chorobe leczy a sam nie choruje
na nia czesto nie ma argumentow w tej materii "cope with problems"
- a wiec tu sie zgadzam, ze psycholog musi najpierw umiec
leczyc siebie. Z obserwacji ten argument do mnie przemawia.
W medycynie jest odwrotnie. lekarze nie potrafia sie leczyc,
lekcewaza objawy chorob, z powodu ktorych swoich chorych
starannnie diagnozowaliby. To nie jest wcale wynikiem bycia
zlym lekarzem, bo u chorych takich objawow nie przeocza.
> A'propos "kultury": Miałeś może na medycynie wykłady, w któ-
> rych wykładowca przez wiele godzin... klnie jak ostatni falo-
> wy kapral i wylewa na studentów kubły najbardziej agresywnych
> pomyj ?
tak, niektore zajecia na medycynie (jest tak zreszta nie tylko
w Polsce ale takze w wielu krajach) przypominaja szkolenie
rekruta w pruskim wojsku. Ale w medycynie taki sposob szkolenia
zdaniem wielu (Rachelis, Kushner "Strong medicine") bardzo
szkodliwe i wiele szkol medycznych na Zachodzie od takiego
sposobu szkolenia studentow medycyny odchodzi.
> wiekiem. Bo wpałować takowym "mądrym" można dowolnie zabójcze
> i bezsensowne "prawa", "kultury" i "filozofie"...
to prawda - potem trudno sie przeciwstawic albo za przeciwstawianie
sie placi sie duza cene
Pozdrowienia
P.
----
Piotr Kasztelowicz <P...@a...torun.pl>
[http://www.am.torun.pl/~pekasz]
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |