Data: 2004-01-16 00:31:45
Temat: Re: Dlaczego z przyjemnością czytam Sławka
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"tren R" w news:bu68hb$2549$1@news2.ipartners.pl...
/.../
> po prostu mi chodzi li i jedynie o formę komunikacji.
> wywołujesz w mojej głowie niekiedy przeciążenie.
> a ja unikam przeciążeń.
> oczywiście, jest to przede wszystkim kwestia
> mojego amperażu. ale fachowy elektryk
> nie podłączy siły pod marniutkie druciki.
Tak to widzisz? Ty? Doświadczony fachman od HR?
Coś kręcisz... ;)
Poza tym nie wiem, co może zrobić "fachowy elektryk".
Nie mam pozytywnych skojarzeń. Elektrowstrząsy?
> > Pytanie teraz, w jaki sposób stałe popychanie nauki do przodu, Twoim
> > zdaniem Tren, prowadzi do wiary. Odpowiesz? Pogadamy?
>
> z miłą chęcią.
Świetnie.
> może sprecyzuję tylko co nieco:
> nie 'popychanoe' ale 'doskonalenie' się.
> byc może rozumiesz to w taki sam sposób ale ja inaczej.
Nie popełniłeś czasem błędu w ostatnim wierszu?
Rzeczywiście, użyty przeze mnie, zwrot "popychanie nauki", miał
znaczenie ogólne. Wysiłki ludzi z pasją, poszukiwaczy, odkrywców,
nazwałem lekko "popychaniem nauki do przodu".
> doskonalenie sie w czymś - w sensie rozumienia mechanizmów.
> nie tylko nabywania - przyrostu - wiedzy_o_faktach, ale przede wszystkim
> o procesach przyczynowo-skutkowych, te fakty napędzających.
Dokładnie tak. Pytanie może dotyczyć tylko tego, czy i gdzie należy
szukać fundamentów absolutnych.
> więc doskonalenie dla mnie jest procesem nieskończonym.
> z różnych przyczyn.
> wstępnie podzieliłbym je na zewnętrzne i wewnętrzne.
>
> przy czym wewnętrzne warunkują zewnętrzne.
> tzn - doskonalenie jest mozliwe tylko wtedy
> kiedy sie na to pozwoli.
Zgoda, ale samo przyzwolenie chyba nie wystarczy. Trzeba miec do tego
warunki, i ja bym je podzielił na zewnętrzne i wewnętrzne.
Ale wróćmy do meritum.
> /.../ wracając do meritum.
> dochodząc w doskonaleniu się do poziomów kilkakrotnie
> przewyższających stan wiedzy przeciętnego człowieka,
> pole niezagospodarowane powieksza się. czyli - im więcej wiesz,
> tym mniej wiesz. kolejne odpowiedzi generują kolejne pytania.
Zgadza się. Nie widzę w tym niczego niepokojącego. O ile tylko
doskonalący się ma tego pełną świadomość i, co najważniejsze,
akceptuje stan swej niewiedzy - również na własnym łożu śmierci.
> dociera się do zależności, które *muszą* zadziwiać.
> muszą, albowiem na zrodzone dopiero co pytania, nie ma chwilowo odpowiedzi.
> co więc pozostaje?
> poszukiwanie.
> poszukiwanie będzie rodziło kolejne poszukiwanie.
> da capo al fine.
> ten niekończący sie proces musi rodzić pytania
> o początek i koniec.
To jest naturalne. Nie widzę w tym niczego niepokojącego.
Zdolność ciągłego *dziwienia się* jest jedną z najcenniejszych, nie tylko
u naukowca. Naturalną jednak u ludzi świadomych swej znikomości.
Gorzej z tymi, którzy nie chcą umrzeć godząc się z własną (nauki)
niewiedzą, która jak słusznie mówisz, faktycznie będzie nam towarzyszyć
_zawsze_, a jedyne co się zmienia, to granice _umownego_ rozpoznania
rzeczywistości wokół nas.
> początek i koniec wszystkiego.
> i tu wkraczamy na drogę wiary.
> wiary w coś/kogoś - twórcę - lub administratora systemu...
Wkraczamy, ale nie "na drogę", a jedynie w obszar zdominowany przez
wiarę. A to dwie różne rzeczy. Mówiąc, że wkraczamy _na drogę_, już
dajesz wskazówkę co do własnej lokalizacji. A przecież jest to sprawa
Twego wyboru, ewentualnej akcepracji wiary, jako czegoś zastępującego
wszystkie obszary niedostępne wiedzy.
Dlaczego sądzisz, że jest to jedyne rozwiązanie?
Skąd przekonanie, ze każdy człowiek musi zasłonić niewidzialne / niezbadane
makatą przedstawiającą wyobrażenie "początku i końca wszystkiego"?
I to jeszcze na dodatek powołując "administratora"?
> matrix?
> obojętnie.
>
> może byc wiara w matrix.
> wiara w coś *ponad*
>
> ***
> najkrócej jak mogłem.
No i świetnie. Tak podejrzewałem. Nie wnikam na ile może to interesować
'psycholubnych', i czy jakiś "ordynator" nam nie powie fut na religie ;).
Pewne jest, że temat może podzielić tak, jak wojny krzyżowe...
[np. Czarujący już wie, że ma do czynienia z debilem ;|.
On rozmawiał ... i koniec - masz inne zdanie - "plonk debilu"].
Powiem tak.
Przede wszystkim, człowiek nie zdaje sobie zazwyczaj sprawy z tego,
jak nikłą drobiną jest sam, w skali większej niż zakres fizyki Newtona.
Sposób rozwoju jednostki, proces socjalizacji, nauczania, ukierunkowywanie
jego zainteresowań już od niemowlęctwa, zwykle równoważne jest
nieodwracalnym uformowaniom BCPU (biologiczny CPU, czyli OUN).
Z drugiej strony, w ogromnej większości potrzeb praktycznych, jak też
na skutek rozległości ciągle poszerzanych obszarów wiedzy różnorakiej,
istnieje cała masa wyodrębnionych dziedzin nauki, które same w sobie
wystarczają do "zapełnienia BCPU". Skutkiem tego jest pojęcie specjalizacji,
a w najogólniejszym wydaniu podział na nauki humanistyczne i ścisłe.
Jednak nikt nie powinien mieć wątpliwości (a niestety ma), ze u podstaw
wszystkiego co nas otacza i co jest W NAS, leży fizyka, i to własnie jej
znajomość, bądz nie, jest decydująca w określeniu światopoglądu,
a w szczególności potrzeby zastępowania braku wiedzy wiarą.
Jeśli więc ktoś "od zawsze" zajmował się katalogowaniem zbiorów
bibliotecznych, malowaniem obrazów, komponowaniem muzyki,
księgowością, nauczaniem języków, marketingiem, leczeniem zaburzeń
psychicznych, budowaniem hospicjów czy jakimkolwiek innym pożytecznym
zajęciem, np. matematyką - bez zainteresowania fizyką, jest skazany
na całkiem poważny obszar niewiedzy decydującej o jego racjonalnym
bądź mistycznym pojmowaniu rzeczywistości.
Pominięcie fundamentów fizyki, w procesie który sam opisałeś jako:
> doskonalenie sie w czymś - w sensie rozumienia mechanizmów.
> nie tylko nabywania - przyrostu - wiedzy_o_faktach, ale przede wszystkim
> o procesach przyczynowo-skutkowych, te fakty napędzających
jest brzemienne w skutki. Zapytaj typowego humanistę o to, jak daleko
_aktualnie_ zagląda "wgłąb" wrzechświata fizyka cząstek elementarnych -
wzruszy ramionami. Zapytaj go, jak głęboko w "mrok" wrzechświata
zagląda _aktualnie_ astronomia czy kosmologia - powie, że ma
"ważniejsze sprawy na głowie". A przecież nauka wykonuje właśnie
na naszych oczach niesamowity skok ku wiedzy, przede wszystkim dzięki
dodatniemu sprzężeniu z rozwojem technologii. To wszystko wpływa
bezpośrednio na oba wskazane obszary fizyki, "z każdym (k)rokiem
przesuwając dalej granice administratora nadprzyrodzonego".
Jeśli więc człowiek jest przekonany o swej wyjątkowej pozycji we
Wszechświecie, odbiera swe ~70 lat życia jako coś, co MUSI mu przynieść
odpowiedzi na wszystkie pytania. Mimo oczywistych dowodów, iż każde
poprzednie pokolenie faktycznie umierało w ogromnej niewiedzy
o otaczającej je rzeczywistości, uspokajające przekonanie "wiem wszystko",
jest tak silną potrzebą psychologiczną, że zanika różnicowanie między
wiedzą a wiarą. Potrzeba "obecności administratora" poza obszarem
aktualnej wiedzy jest potężna. Tym bardziej, że sama wiedza jest stale
weryfikowana, a więc umowna.
... ... ...
Ciężkie. Mdłe.
Spraw więc, żebym podzielił resztę na dwie ciekawsze części. Jeszcze
krótko o skalach w jedną i drugą stronę względem naszej codzienności.
/.../
> wpisałbym cię do socjogramu w jakimś poczytnym miejscu :))
>
> pamiętaj, ze sztuka trafiania do ludzi jest trudna.
> zwłaszcza kiedy mówia, że jawisz się jako amor
> ale rozsiewasz zatrute pociski.
Byłbym Ci niewymownie wdzięczny za pomoc w wyjaśnieniu
tych nieporozumień.
> --
> Wszystko, co nieznane, uchodzi za wielkie.
All
|