Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: Filozof vs. psycholog, c.d.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Filozof vs. psycholog, c.d.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-06-10 15:23:06

Temat: Re: Filozof vs. psycholog, c.d.
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

On Mon, 10 Jun 2002 14:49:42 +0200, Marsel wrote:

>Daga napisał(a):
>>
><...>
>> Ale psychoanalityków raczej u nas nie uświadczysz, choć w Stanach to właśnie
>> oni przeżywają rozkwit. :)
>
>to samo miałem napisac..ale nei byłem pewien, a zdaje sie ze własnie
>Magda N. w fracji poddała sie psychoanalizie.. to jak to jest Wilczek?
>jakies wyjatki, czy moze kazdy robi co tam mu sie o uszy obiło?
>

Trzeci rok jak uprawiam psychoanalizę, z częstotliwością jednej sesji w tygodniu.

pozdrawiam,


Magda N

////////////////////////////////////////////////////
/////////////////////////

GRUBY PORTFEL A PSYCHOLOGIA

(z francuskiego podwórka)



Na jednej z dyskusyjnych grup internetowych w ciekawej
rozmowie o opłatach za konsultację u psychiatry czy też
psychologa, odezwała się jedna z uczestniczek zamieszkująca we
Francji, precyzując ile "kosztuje ją psycholog". Jako też
"Francuzica" dorzuciłam zaraz swoje trzy grosze. Osobiście nie
miałam styczności z psychologiem - moje leczenie wymagało
zdecydowanie wsparcia farmakologicznego, a takowe dać może
jedynie lekarz - psychiatra. Przeleciałam przez tych
psychiatrów od groma, ale tylko ten ostatni zastosował wobec
mnie, po raz pierwszy od kiedy jestem leczona, metodę
specyficznej psychoanalizy.

Za wizyty płacę raczej słono, ale są one, wliczając
dodatkowe ubezpieczenie zwracane w stu procentach. Za to, ku
memu zdziwieniu, po recepty na kontynuowanie lekarstw
psychiatra-psychoanalityk odsyła mnie do ogólnej lekarki, która
pierwsza zdiagnozowała nawrót depresji i zaproponowała
leczenie, które okazało się "trafieniem w dziesiątkę", co przy
ogromnej gamie najróżniejszych antydepreserów, jak
doświadczyłam na własnej skórze przez dziesięć lat
bezskutecznego leczenia, nie jest ani proste, ani ewidentne. A
tu od razu: "bingo!". Chapeau.

Przyatakowałam mego psychiatrę, że mnie niepotrzebnie
upieprza, odsyłając po lekarstwa gdzie indziej, to chodzenie po
lekarzach wychodzi mi już uszami - przecież wie i akceptuje, że
biorę antydepresery, czyżby chował łeb w piasek albo też nie ma
do mnie zaufania, bojąc się, że będę zaopatrywała się w
psychotropy tu i tam, robiąc sobie "zapasik" na ewentualne
samobójstewko? Pudło. Mój medyk wyjaśnił mi spokojnie, że
obierając właśnie taką, a nie inną formę psychoterapii -
głównie psychoanaliza - musiał zrezygnować z jednoczesnego
leczenia mnie psychotropami. On musi wybrać i zdecydować: albo
jedno, albo drugie. I tu nie chodzi o niego, tylko o mnie. Do
niego przychodzę, by wywalać na ławę wszystkie moje wewnętrzne
zakalce i wraz z nim je analizować. Niezbędne leczenie
farmakologiczne musi iść w zdecydowanym oderwaniu, niezależnie,
jakby bokiem.

Na to ja mu odpalam, że jaki z niego psychoanalityk i
chyba ta moja psychoanaliza cos lipna, jeśli jest dla mnie ona
bezpłatna. Wiem od licznych znajomków, prowadzących
psychoanalizę u psychoterapeutów, że za tę przyjemność są
zmuszeni słono płacić. Dlaczego płacą? - Jest to celowe, z góry
zamierzone jako przedsięwzięcie motywacyjne i założenie
"psychoterapeutyczne". - A bon? - tu się zdziwiłam i zażądałam
uzasadnień. Jednak ten medyk ma do mnie cholerną cierpliwość,
ale co tam - jak emocjonalnie zaburzona, to wszystko normalka,
no nie?

Opłata za psychoanalizę wobec każdego pacjenta jest
dowolna, w sensie ustalenia jej między poszczególnym pacjentem
a psychoanalitykiem, w zależności od dochodów, sytuacji
rodzinnej, itd. To taki jakby kontrakt. Tu mój psychiatra
wrzucił wykrzyknik. A niby po co ten kontrakt? - nie dawałam mu
spokoju. - Pacjent, który jest gotowy płacić za brudną
psychiczną robotę, na którą się decyduje i która niechybnie go
czeka udawadnia, że jest cholernie napalony, by skończyć z
gównem, które go uwiera i zrobi wszystko, by pozbyć się tego
świństwa jak najszybciej. A ja nie placę, czy więc uważa, że mi
wisi, rezultat mojego leczenia?! - Wprost przeciwnie, tylko
dlatego zdecydował się wobec mnie na obranie psychoanalizy,
gdyż widzi we mnie przeogromną wolę walki z chorobą i
jakiekolwiek straszenie mnie opróżnieniem portfela na darmo, w
moim przypadku jest według niego absolutnie zbędne. - Trzeba mu
przyznać, że rozszyfrował mnie dokładnie. Ściągnęłabym z tyłka
przysłowiowe ostatnie gacie, aby tylko raz na zawsze wyjść z
tego bagna. To pieniądze mi wiszą, nie psychiczne zdrowie. A że
ta psychoanaliza to cholerna galera- też prawda. Oj, ma ten mój
psychiatra łebski łeb.

Pracę psychologa poznałam w związku z problemami mojej
córki, Dorotki. Miała wtedy chyba dziesięć lub jedenaście lat,
gdy zaczęło dziać się z nią cholernie nieciekawie.
Przewrażliwiona własną długotrwałą depresją, o której
wiedziałam, że bywa genetyczna, nie muszę Wam mówić, jakiego
miałam pietra, że przytrułam genetycznie własne dziecko i
będzie psychicznie nadwrażliwe jak ja. Na początku usiłowałam
radzić sobie z nią sama, nie odstępując od niej w chwilach
załamań, lęków czy płaczu. Zaprzyjaźniona różdżkarka poradziła
nam przemeblować pokój i włożyć pod łóżko siatkę z cebulą i
zeszłorocznymi kasztanami.

Zaopatrzyłyśmy się w co trzeba, czas mijał, cebula gniła i
śmierdziała, kasztany wyschły na wiór, a mojej córce nie było
nic lepiej. W momencie, gdy sama z siebie mi powiedziała, że
czuje potrzebę pomocy, był to dla mnie jednoznaczny alarm.
Wyrzuciłam do śmieci cebule i kasztany i zaczęłam szukać
specjalisty na gwałt. Trafiłyśmy do specjalnego dla dzieci i
młodzieży centrum psycho-edukacyjnego i zaczęły się
cotygodniowe sesje z psychologiem, facetem tak genialnym, że
asystując Dorotce (pozostawiono jej wybór, czy chce przychodzić
w asyście matki, czy sama) otwierałam gębę z autentycznego
uznania dla imponującego profesjonalizmu i niekłamanego
zachwytu dla psychologa, który nam się trafił.

Wszystko poszło na tapetę. Nasze relacje rodzinne zostały
rozłożone na czynniki pierwsze. Psycholog interesował się
wszystkim, poznał naszą rodzinę jak własną kieszeń, łącznie z
naszą domową zwierzyną. Również Tata został poproszony o
uczestniczenie w kilku seansach, przewidziane było także
rutynowe, jak to określił psycholog, rendez-vous z tak zwanym
dyżurnym psychiatrą tego instytutu.

Było to wprost genialne! Nie tylko dla Dorotki, która
doraźnie miała problemy, ale i dla nas wszystkich - pozostałych
członków rodziny. Po tych seansach, gdzie wspólnie
przedyskutowaliśmy wiele problemów i dotychczasowych rodzinnych
przeżyć, Dorotka zmieniła się nie do poznania, zniknęły czarne
myśli i irracjonalne obawy. Wszystko to trwało ponad pięć
miesięcy, po czym psycholog poprosił Dorotkę o decyzję - chce
kontynuować te spotkania, czy też czuje się na siłach, by
radzić sobie z czekającymi ją problemami sama? Wybrała to
ostatnie.

I słusznie, bo od tamtej pory radzi sobie ze wszystkim i
ze wszystkimi znakomicie, na każdym kroku pokazuje swoje ostre
rożki, co mnie bardzo cieszy. Kiedy wyciągnęłam na końcu
książeczkę czekową, by uregulować należność, ku memu
najwyższemu zaskoczeniu poinformowano mnie, że wszelka pomoc
tego typu dla dzieci i młodzieży jest w całej Francji
całkowicie bezpłatna. Zdecydowanie podoba mi się ten kraj. :-)





Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka












--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-06-11 08:13:55

Temat: Re: Filozof vs. psycholog, c.d.
Od: Piotr Kasztelowicz <p...@a...torun.pl> szukaj wiadomości tego autora

On 10 Jun 2002, Magdalena Nawrocka wrote:

> psychiatra-psychoanalityk odsyła mnie do ogólnej lekarki, która
> pierwsza zdiagnozowała nawrót depresji i zaproponowała
> leczenie, które okazało się "trafieniem w dziesiątkę", co przy
> ogromnej gamie najróżniejszych antydepreserów, jak
> doświadczyłam na własnej skórze przez dziesięć lat
> bezskutecznego leczenia, nie jest ani proste, ani ewidentne. A

Istnieja swiatowe tendencje coraz czesciej przenikajace na grunt
polski (jest na to pismiennictwo) aby depresje - przynajmniej
te z typowymi objwami leczyli lekarze pierwszego kontaktu.
Choroba jest tak czesta, ze nie da sie nastarczyc psychiatrow
poza tym objawy sa takie, ze chory rzadko trafia od razu do
psychiatry ...

P.
----
Piotr Kasztelowicz <P...@a...torun.pl>
[http://www.am.torun.pl/~pekasz]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Polskie kobiety...!
Pogaduszki z kapitanem statku
Re: brakuje mi wiary w siebie
Filozof vs. psycholog, c.d.
Na problemy damsko męskie

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »