Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Głęboka woda

Grupy

Szukaj w grupach

 

Głęboka woda

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 16


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2008-04-07 17:42:42

Temat: Głęboka woda
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

UCZENIE SIĘ ZAWODU
Widząc, że ojciec się starzeje, syn włamywacza powiedział: "Ojcze, naucz mnie swego
fachu, tak żebym mógł, kiedy się wycofasz, kontynuować tradycję rodzinną".
Ojciec nie odpowiedział, ale tej nocy zabrał chłopca ze sobą na włamanie do domu.
Kiedy znaleźli się w środku, otworzył wmurowaną w niszę szafę i poprosił syna, żeby
zobaczył, co jest w środku. Skoro tylko chłopak wszedł do środka, ojciec zatrzasnął i
zaryglował drzwi, czyniąc przy tym tyle hałasu, że obudził cały dom. Następnie sam
wymknął się po cichu.
Chłopiec wewnątrz szafy był przerażony, wściekły i był w kłopocie, w jaki sposób
uciec. Wtedy przyszła mu do głowy myśl. Zaczął hałasować jak kot; na co służący
zapalił świecę i otworzył szafę, żeby wypuścić kota. Jak tylko drzwi się otwarły,
chłopiec wyskoczył z szafy i wszyscy rzucili się za nim w pogoń. Widząc studnię obok
drogi, chłopiec wrzucił do niej duży kamień i ukrył się w cieniu; potem wymknął się,
kiedy jego prześladowcy zaglądali w głąb studni, mając nadzieję, że zobaczą, jak
włamywacz tonie.
Z powrotem w domu chłopiec zapomniał o swej złości, mając wielką ochotę opowiedzieć
swoją historię. Lecz jego ojciec powiedział:, "Po co mi to opowiadasz? Jesteś tutaj.
To wystarczy. Nauczyłeś się fachu".

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2008-04-07 18:25:43

Temat: Re: Głęboka woda
Od: "Pe-Korn" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Sky"

> Widząc, że ojciec się starzeje, syn włamywacza powiedział: "Ojcze, naucz
> mnie swego fachu, tak żebym mógł, kiedy się wycofasz, kontynuować tradycję
> rodzinną".

Snuj się, snuj, bajeczko! A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką, Mieszkała wdowa z córeczką.
Córeczka, chociaż mała, swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę, pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała też czasem, bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek... A zwała się, - Czerwony Kapturek.
Widziano ją bowiem nierzadko, jak krząta się przed chatką,
W ogródku i na podwórku - w czerwonym kapturku.

Tak się zwała, jak się zwała, często w niebo spoglądała,
W modre niebo, kędy ptaki szybowały pośród chmurek.
Teraz wiecie, kto to taki, Czerwony Kapturek.

Czerwony Kapturek:
"Nie Mruczek, nie Burek, nie jeż, nie ptak -
Czerwony Kapturek - to ja zwę się tak.
Mam warkoczyk, modre oczy,
Buzię mam jak mak. Nie Mruczek, nie Burek
Nie jeż, nie ptak - Czerwony Kapturek
To ja zwę się tak. W tej chatce, przy mamie
Mój cały świat, nie psocę, nie kłamię,
A mam siedem lat. Nie znam troski,
Śpiewam piosnki, kocham każdy kwiat.
Pobiegnę na wzgórek, a las mi gra,
Czerwony Kapturek To ja, właśnie ja!"

W lesie, stąd chyba z milę, a może nawet nie tyle,
Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
Zbierała lecznicze zioła rosnące dookoła,
Miała oswojonego dzięcioła, i jeża, i wiewiórkę,
A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.

Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:
"Był gajowy u mnie z wieczora,
przyniósł wieści, że babcia jest chora.
Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
Muszę kota napioć, Muszę kozę wydoić,
I przegotować mleko, I nakwasić ogórków...
To przecież niedaleko, skocz do babci, Czerwony Kapturku.
W tym koszyczku jest masło i serek, i leków różnych szereg:
tabletki aspiryny i suszone maliny,
Proszki od bólu głowy i olej rycynowy,
Kwas borny do płukania i maść do nacierania.
Nie trać, córeczko, czasu, leć do babci, do lasu.
Idź prosto, jak ta ścieżka, nie zbaczaj tylko z drogi,
Bo tam w borze wilk mieszka, Wilk okrutny i srogi!
Słuchaj mojej przestrogi."

Biegnie Czerwony Kapturek, jak przykazała matka,
Nie zbiera ptasich piórek, nie zrywa nawet kwiatka.
Tu strumień, tam pagórek, a w środku ścieżka gładka.
Biegnie Czerwony Kapturek, tak jak prowadzi dróżka.
Na drzewie jemiołuszka śpiewa głosikiem cienkim
Swoje leśne piosenki.
Gil, siedząc na jednej z osik, też pragnął zaśpiewać cosik
I dźwięczny wytężył głosik.

Gil:
"Piu-piu! Fiu-fiu! Tu gil! Tu-tu, tu-tu, tryl-tryl!
Czerwony Kaptur-tur-tur,uważaj, tu bór, tu bór,
Tu bór, tu las, tu lis. Lis by cię chętnie zgryzł,
I lis, i każdy zwierz. Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
Piu-piu! Fiu-fiu! Tryl-tryl! Tu-tu, tu-tu, tu gil!"

Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
Zatrzeszczał w pobliżu krzak,
Wilczych jagód zatrzeszczał krzak,
I zza krzaka wychylił się wilk,
I odezwał się basem tak:

"Witam cię, mój prześliczny Czerwony Kapturku,
Nie bój się moich ząbków i moich pazurków.
Oczernili mnie ludzie przed tobą,
A ja jestem niewinną osobą,
Ja wywodzę się z takich wilków,
Co nie krzywdzą nawet motylków.
Ja mięsa po prostu nie trawię,
Poprzestaję na jagodach i trawie.
A co ludzie mówią - to plotki.
Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
Może w kotki, a może w łaskotki
Czy w kosi-kosi-łapci?

Czerwony Kapturek:
"Panie wilku, ja idę do babci,
Babcia chora i czeka od rana..."

Wilk:
"A gdzie mieszka babunia kochana?"

Czerwony Kapturek:
"Za polaną, przy siódmym pagórku..."

Wilk:
"No to śpiesz się, Czerwony Kapturku."

Czerwony Kapturek:
"Babcia czeka od godzin już kilku.
Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!"

Biegnie Czerwony Kapturek, biegnie prosto przed siebie,
Nie ogląda jaszczurek ani chmurek na niebie,
Nóżkami szybko drepce do babci, co w izdebce
Na przyjście wnuczki czeka.

Wilk spoglądał z daleka, postał jeszcze z minutę
I popędził na przełaj, skrótem. Popędził przez ostępy,
Złowrogi i podstępny, Mknął szybko borem-lasem,
Tak podśpiewując basem:

Wilk:
"W las dam nurka i Kapturka sprytnie zmylę.
W mą pułapkę złapię babkę już za chwilę.
Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!
Moim wrogom dzisiaj srogą dam nauczkę,
Bo mam chrapkę i na babkę,i na wnuczkę.
Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!

Zaszumiały drzewa żałośnie,
Zatrzęsły się dębowe żołedzie,
Zaterkotał derkacz na sośnie:
"Co to będzie, ojej, co to będzie?
Co to będzie, Czerwony Kapturku?!"

A wilk stanął przy siódmym pagórku,
Podwinął pod siebie ogon,
Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
I do babci w okienko zapukał,
Po czym schował się szybko za murek.

Babcia:
"Kto to puka? I czego tu szuka?"

Wilk:
"To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."

Babcia:
"Jakiś dziwny masz głos..."

Wilk:
"Bo mam chrypkę..."

Babcia:
"Jakiś dziwny masz głos..."
"Nie zdążyłam cię dojrzeć przez szybkę,
Chodź do okna..."

Wilk:
"Niestety nie mogę, Bo po drodze zraniłam się w nogę,
Ledwo stoję... Ach, wpuść, babciu miła!"

No, i babcia drzwi otworzyła.

Możecie sobie, moi drodzy, wyobrazić, co się wtedy stało!
By opisać to - słów jest za mało,
Przerażenie zaciska wprost gardło.
Powiem krótko: wilczysko się wdarło
I ryknęło:

"Mam chrapkę na babkę!
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy i jem wszystko, że aż furczy!"
To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Ale kiszki wciąż grały mu marsza,
Bowiem babcia, osoba starsza,
Była koścista i chuda,
Więc mu obiad nie bardzo się udał.

Wilk:
"brzuch mam pusty po takiej potrawie.
Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
Przeobrazić się muszę w babunię.
Włożę czepek staruszki na głowę,
Gdzie piżama? Jest! Proszę... Gotowe!
Teraz - hops! - pod pierzynę do łóżka...
O, lusterko! No tak... jeszcze chwilka!
Wykapana babunia-staruszka,
Niepodobna zupełnie do wilka.
Schowam łapę, bo widać pazurek.
Idzie!... Idzie Czerwony Kapturek!"

Czerwony Kapturek:
"Pobiegnę na wzgórek, A las mi gra,
Czerwony Kapturek to ja, właśnie ja...
O, już chatka babuni! Co też dzieje się u niej?
Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
A to co? Na dachu wiewiórka...
Rzuca we mnie orzechy...
Może właśnie z uciechy?
Nie. Złości się jak jędza.
Po prostu mnie odpędza.
Wiewiórko, cóż to znaczy?
Witałaś mnie dawniej inaczej.
Powiem babci, dostaniesz burę..."

Wilk:
"Kto tam?"

Czerwony Kapturek:
"Ja, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."

Wilk:
"Wejdź, kochanie..."

Czerwony Kapturek:
"Już idę, już lecę...
Babciu, może zapalić świecę?"

Wilk:
"Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
Chodź, Kapturku, przywitaj się ze mną."

Czerwony Kapturek:
"Babciu, taki dziwny masz głos.
Dlaczego mówisz przez nos?"

Wilk:
"Jesteś głupia... Ugryzła mnie osa...
A zresztą... nie wtrącaj się do mego nosa."

Czerwony Kapturek:
"Babciu, dlaczego jesteś taka zła?"

Wilk:
"Boś za długo do mnie szła,
Zresztą... nie pytaj już więcej..."

Czerwony Kapturek:
"Babciu, a gdzie twoje ręce?"

Wilk:
"Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
Przestań pytać i usiądź tu przy mnie."

Czerwony Kapturek:
"Babciu... ja trochę się boję,
Bo te zęby są jakieś nie twoje..."

Wilk:
"Dobre są każde zęby, które prowadzą do gęby,
A że jeść tymi zębami wygodnie,Zaraz ci udowodnię!"

To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Oblizał się, jęzorem mlasnął,
Wlazł pod pierzynę i zasnął,
Nie troszcząc się więcej o nic.
Ale to, moi drodzy, nie koniec.
O, nie! Bo właśnie z dąbrowy
Szedł w tamte strony gajowy.
Posłuchał, co gil wyśpiewał,
Posłuchał, co szumią drzewa,
Potem jeszcze przybiegła wiewiórka...
I tak się dowiedział o losie Czerwonego Kapturka.

Gajowy:
"Przez lasy, przez dąbrowy wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie gra i gra,
A echo niesie tra-ra-ra!
Ma broń nabitą w dłoni, ta broń go obroni,
Niestraszny mu jest niedźwiedź zły,
Niestraszne mu są wilcze kły!
"Przez lasy, przez dąbrowy wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie gra i gra,
A echo niesie tra-ra-ra!

Galowy idzie, wydłuża krok,
Bo już dokoła zapada mrok,
I głos puchacza leci przez knieję.
W oddali chatka babci widnieje.
Idzie gajowy, patrzy przez szybkę...
O, tu potrzebne działanie szybkie!
Wchodzi do środka, zapałką świeci!
I cóż zobaczył? Zgadnijcie, dzieci!

Wilk pod pierzyną spokojnie chrapie,
Trzyma czerwoną czapkę w łapie,
A brzuch ma taki pękaty,
Że zajmuje nieomal pół chaty.
Galowy mu do gardła przystawił dwururkę.

Gajowy:
"Hej, wilku bury! Łapy do góry!
Coś zrobił z babcią i Czerwonym Kapturkiem?
Oddawaj je, bo ci szyję Kulami przeszyję!"

Wilk:
"Ojej! Po co tyle hałasu?
Zapomniałem wrócić do lasu,
Zaspałem, bo myślałem, że to niedziela.
Błagam, niech pan nie strzela,
Litości, panie gajowy!"

Gajowy:
"O litości nie ma mowy! Będziesz miał, wilku, nauczkę!
Oddawaj tu babcię i wnuczkę! Liczę do trzech, a potem..."

Wilk:
"Już je oddaję z powrotem, tylko niech pan tę lufę odsunie...
Muszę się wytężyć maluczko...
Eech... Eech... Uuch... Masz pan babunię...
Uuch... Eech... Uuch... Razem z wnuczką!"

I wyobraźcie sobie, Że z paszczy wyskoczyły mu obie,
Nienaruszone, a przy tym
W stanie całkiem przyzwoitym.
Babcia nawet uzdrowiona.
Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
Potem się gajowemu rzuciły na szyję.

Babcia i Czerwony Kapturek:
"Niech nam pan gajowy żyje sto lat albo i więcej!"

Babcia:
"Cóż my możemy dać panu w podzięce?
Chyba ten kapturek z czerwonej włóczki
Na pamiątkę od mojej wnuczki."

Czerwony Kapturek:
"Świetnie! Niech go pan przymierzy!
Nawet całkiem dobrze leży,
Trochę jest może zbyt kusy..."

Babcia:
"Dodaj więc do kapturka jeszcze dwa całusy."

Gajowy był w siódmym niebie.
Okręcił babcię dookoła siebie,
Uściskał się z Czerwonym Kapturkiem,
A wilka związał bardzo mocnym sznurkiem
I zawiózł od razu prosto do Warszawy.

Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy.
A wiecie, co z wilkiem się dzieje?
Wilk pożegnać musiał knieję
I zamieszkał w warszawskim zoo,
Gdzie mu niezbyt wesoło,
Toteż jest na wszystkich zły
I przez kraty szczerzy kły.
Nie podchodźcie do klatki za blisko,
Bo to bardzo niedobre wilczysko.
A teraz już, dzieci, koniec.
Nie pytajcie mnie więcej o nic,
Bo gdybym coś więcej wiedział,
Tobym wam sam opowiedział.


Snuj się, snuj, bajeczko! A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką, Mieszkała wdowa z córeczką.
Córeczka, chociaż mała, swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę, pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała też czasem, bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek... A zwała się, - Czerwony Kapturek.
Widziano ją bowiem nierzadko, jak krząta się przed chatką,

W ogródku i na podwórku - w czerwonym kapturku.

Pe-Korn


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2008-04-07 18:29:13

Temat: Re: Głęboka woda
Od: "Pe-Korn" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Sky"

> Widząc, że ojciec się starzeje, syn włamywacza powiedział: "Ojcze, naucz
> mnie swego fachu, tak żebym mógł, kiedy się wycofasz, kontynuować tradycję
> rodzinną".

JAŚ I MAŁGOSIA

Narrator:
Posłuchajcie, oto bajka,
Stara bajka-samograjka,
Ale dla was, daję słowo,
Wymyśliłem ją na nowo.
Jeśli nie znacie jej, to poznacie.
A było tak:
W małej chacie,
Od ludzkich osiedli z dala
Mieszkała rodzina drwala
Z czterech osób złożona.
Był więc drwal, jego żona
I - jak to się w bajkach kleci -
Było także dwoje dzieci,
W waszym wieku, mniej więcej.
Ja piosenkę im poświęcę,
Przysłuchajcie się piosence:

Jaś:
My mieszkamy w chatce drwala.

Razem:
Trala-lala, trala-la.

Małgosia:
Naszą chatkę las okala.
Trala-lala, trala-la.

Jaś:
A nazywamy się,
Jaś i Małgosia.

Małgosia:
Bardzo kochamy się,
Jaś i Małgosia.

Razem:
Razem trzymamy się,
Mamy słuchamy się,
Tralala-la!

Matka:
Dzieci kochane, śpiewacie cudnie,
Ale już minęło południe,
Ojciec czeka na obiad w lesie,
Dziś Małgosia kobiałkę zaniesie.

Małgosia:
Pójdziemy z Jasiem we dwoje,
Bo ja troszeczkę się boję.

Jaś:
Dlaczego puszczać ją samą?
Pójdę z Małgosią, mamo.

Matka:
A kto mi w domu pomoże?
A kto uprzątnie w oborze?
A kto zamiecie w komorze?
No, dobrze już. Tym razem
Pozwalam iść wam razem.
To zresztą niedaleko.
W kobiałce jest chleb, jest mleko,
A tu gorące pierogi.
Nie zbaczajcie więc z drogi,
Lećcie szybko jak dwa szczygły,
By pierogi nie wystygły.

Jaś:
Już biegniemy, mamo droga,
Pamiętamy o pierogach!

Każdy ptak nam w lesie śpiewa.
Trala-lala, trala-la.

Małgosia:
Znamy w lesie wszystkie drzewa.

Razem:
Trala-lala, trala-la.

Jaś:
A nazywamy się
Jaś i Małgosia.

Małgosia:
Razem trzymamy się,
Jaś i Małgosia.

Razem:
Borem skradamy się.
Wilkom nie damy się,
Tralala-la!

Jaś:
Spójrz, Małgosiu, jakieś zwierzę!

Małgosia:
Ojej, Jasiu, strach mnie bierze,
Wszak to wilk. Jest pewno zły,
Bo okropnie szczerzy kły.
Uciekajmy.

Jaś:
Wilk jest prędszy,
On po śladach nas wywęszy.

Wilk:
Wilk jest panem w lesie,
A gdy jeść my chce się,
Idzie sobie w lasu głąb,
Żeby znaleźć coś na ząb.
Trzeba szybko jeść -
I cześć!

Oto widzę jadło,
Co mi z nieba spadło.
Idzie jakiś smaczny kęs,
Idzie para świeżych mięs,
Trzeba szybko jeść -
I cześć!

Ruszam prosto na nie,
Będę miał śniadanie,
Chyba to są owce dwie,
Do nich język aż się rwie,
Trzeba szybko jeść -
I cześć!

Nie, to dzieci! Mam więc pecha!
Cóż mi z dzieci za pociecha?

Małgosia:
Patrz, on prosto ku nam zmierza...
Tak się boję tego zwierza,
Uciekajmy!

Wilk:
Ja nie radzę,
Bo choć tu sprawuję władzę,
Choć mi w brzuchu burczy z głodu,
Ale wilki z mego rodu
Tym się szczycą od stuleci,
Że nie krzywdzą małych dzieci.

Jaś i Małgosia:
Dziękujemy ci, wilku, za to.

Wilk:
Jadła wyrzekam się z własną stratą.
Teraz zmiatajcie stąd. Do widzenia!
Już nie drażnijcie mi podniebienia.
Idźcie prosto przez polanę,
A ja o suchym pysku zostanę.

Małgosia:
Lećmy, Jasiu, tędy przez knieję!

Jaś:
Wilk na szczęście pierogów nie je,
A tato lubi je i czeka,
Słyszę już jego głos z daleka.

Drwal:
Zetnę sosnę, sosnę zetnę,
Będą z sosny deski świetne,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal.

Lubię chodzić na wyręby,
Ścinać graby, ścinać dęby,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal!

Gdy spiłuję dąb wiekowy,
Dąb się nada do budowy,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal.

Gdy zawiozę grab do szkoły,
Będą z niego piękne stoły,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal!

Jaś:
Przynieśliśmy, tato, kobiałkę,
Lecz pierogi wystygły już całkiem.

Małgosia:
Pierogi są smaczne, z grzybami,
A te grzyby zbieraliśmy sami.

Drwal:
Co? Pierogi? A to ci dopiero!
Zamachnąłem się właśnie siekierą,
Zostawcie kobiałkę, zjem potem,
Zmykajcie, dzieci, z powrotem,
Bo tu wkoło drzazgi lecą,
A ja popracuję nieco,
Nie mam czasu do stracenia.

Jaś:
Żegnaj, tato!

Małgosia:
Do widzenia!

Drwal:
Wracajcie tą dróżką na wprost.

Małgosia:
Słyszysz, Jasiu? Śpiewa drozd.

Jaś:
Małgosiu, nie drozd, lecz pliszka.

Małgosia:
Popatrz, jaka dziwna szyszka.

Jaś:
Na szyszkę trochę za gładka,
Spójrz, to przecież czekoladka!

Małgosia:
Tu jest irys, tu cukierek!

Jaś:
Ktoś je poukładał w szereg,
Jak w sklepie - taki równiutki.

Małgosia:
Tu znowu leżą ciągutki...

Jaś:
Wyborne...

Małgosia:
I słodkie szalenie.

Jaś:
Trzeba napełnić kieszenie.

Małgosia:
Najeść się też nie zawadzi.
A dokąd ta droga prowadzi?
Bo tam dalej na odmianę,
Widzę krówki rozsypane.

Jaś:
A tu znów inne słodycze!
Jak dużo! Wprost ich nie zliczę!
Marmoladki, czekoladki
Rosną wprost jak leśne kwiatki.

Małgosia:
To ci dopiero przygoda!
Nie zjemy wszystkich, a szkoda!

Jaś:
Stój! Popatrz! Domek z piernika!
Czy to sen? Nie! Domek nie znika.
Gdzie popatrzeć - wszędzie piernik,
Zbudował go chyba cukiernik.

Małgosia:
Zaraz kawałek ułamię...
Pyszny! Trzeba zanieść mamie.

Jaś:
Spójrz, Małgosiu, na tę ścianę...
To pierniki lukrowane,

Małgosia:
A z tej strony nadziewane.
Skosztuj, czy czujesz smak róży?

Jaś:
Ułamiemy kawał duży!
Kiedy mama go dostanie,
Będzie miała używanie.

Narrator:
Dość długo dzieci drwala zbierały łakocie
Ani myśląc o powrocie,
A domkiem z pierników tak były zajęte,
Że dały się wziąć na przynętę.
To właśnie czarownica zła i gniewna srodze
Rozsypała słodycze na drodze.
I w ten sposób zwabiła Jasia i Małgosię.
Czarownicę poznacie po głosie!

Czarownica:
Hola! Cóż to za przybłędy
Mają śmiałość chodzić tędy?
Kto mi domek z pierników objada?
O, to zuchwalstwo nie lada!

Małgosia:
Jasiu, słyszysz? Ładne rzeczy!
Ktoś nam okropnie złorzeczy.

Czarownica:
Jestem groźna czarownica,
Cha-cha!
Zna mnie cała okolica,
Cha-cha!
Kiedy dnieje, kogut pieje,
Ja się śmieję
Ucha-cha!

Mam ja wilka na posługi,
Cha-cha!
Czy to słoty, czy szarugi,
Cha-cha!
Wicher wieje, z nieba leje,
Ja się śmieję
Ucha-cha!

Piernikami dzieci nęcę,
Cha-cha!
Kto tu wszedł, nie wyjdzie więcej.
Cha-cha!
Piec się grzeje, żarem zieje.
Ja się śmieję
Ucha-cha!

Małgosia:
Słyszysz, co ona śpiewa?
Jasiu, Jasiu, będzie krewa!

Czarownica:
Dawno miałam na was chrapkę,
Wpadliście w moją pułapkę!
Droga do mnie wydawała się słodka,
A czy wiece, co teraz was spotka?

Jaś:
Myśleliśmy, że pierniki są dla nas...

Czarownica:
Dobry z ciebie ananas!

Małgosia:
Niepotrzebnie pani się złości,
Myśmy przyszli do pani w gości,
A przecież ludzie w Polsce słyną z gościnności.

Jaś:
Niech nas pani wypuści!

Czarownica:
Wypuścić was? A juści!
Zaraz w szpony was pochwycę
I - poznacie czarownicę!

Małgosia:
Pani tylko tak straszy...

Jaś:
Nauczyciel w szkole naszej
Od dawna uczy nas przecie,
Że czarownic nie ma na świecie.

Czarownica:
Co? Tego uczą was w szkole?
Ja drwić z siebie nie pozwolę!
To zuchwalstwo, daję słowo!
Kim więc jestem? Owcą? Krową?
Czy może po prostu sową?
W mojej szkole jest inaczej,
Kto nie wierzy, ten zobaczy.
Będę trzymać was pod kluczem
I upasę, i utuczę,
Bo nie lubię chuderlaków -
Mięso chude jest bez smaku,
A w dodatku łykowate.
Potem wrzucę na łopatę
I pod blachą wczesnym rankiem
Upiekę was z majerankiem.

Jaś:
Proszę pani, ja nie wierzę!
Nawet wilk, żarłoczne zwierzę,
Choć był głodny, nas oszczędził.

Czarownica:
Wilk ma w lesie dość żołędzi.
To punkt pierwszy. A punkt drugi -
Wilk jest u mnie na posługi.
Kiedy sidła me zastawię,
On już wie, co piszczy w trawie.
Może nawet szpetnie szczeknie,
Lecz mojego łupu nie tknie.
A teraz już skończmy gadanie,
Jako rzekłam, tak się stanie.

Małgosia:
My jesteśmy dziećmi drwala,
Tato jeść nas nie pozwala!

Jaś:
On siekierę ma ze stali
I siekierą mocno wali.

Małgosia:
Ma on także ostrą piłę.
Jeśli pani życie miłe...

Czarownica:
Dość już! Więcej ani słowa!
Klatka dla was jest gotowa.
Wilku, hej! Mój wilku bury,
Do mnie! Wysuń swe pazury,
Pokaż kły zuchwałej parce
I niech skończą się te harce.

Wilk:
Nim zawołasz po raz drugi,
Jestem już na twe usługi.

Jaś:
Ojej, wilk! Był grzeczny, gładki,
Teraz wpycha nas do klatki.

Małgosia:
Wilku, nie drap tak, powoli...

Jaś:
Delikatniej, bo ją boli!
Czy to jest obyczaj wilczy?

Wilk:
Niech kawaler lepiej milczy,
Przykro słuchać tych złorzeczeń.
Ma być pieczeń - będzie pieczeń!

Czarownica:
Ja zabieram klucz od klatki,
A wam daję czekoladki,
Marmoladki i karmelki,
Strucle, ciastka, piernik wielki,
Wór irysów i ciągutek -
Jedzcie! By przyspieszyć skutek,
Sprawiam ucztę. Na tej uczcie
Należycie się utuczcie,
Bo gdy wam przybędzie ciała,
To ja będę ucztowała.

Małgosia:
Pani jest bez serca.

Jaś:
Pani jest ludożerca!

Wilk:
Przykro słuchać tych złorzeczeń.
Ma być pieczeń - będzie pieczeń!

Czarownica:
Ich mowa już mi obrzydła,
Chodźmy, wilku, zastawić sidła,
Pójdziemy przez bór, przez knieję,
Zobaczymy, co tam się dzieje.
Wy zaś, dziatki, jedzcie dużo
I niech wam łakocie służą.

Smażę, warzę smołę w kotle
Cha-cha!
A jak jeżdżę, to na miotle,
Cha-cha!
Trzeszcą knieje, źle się dzieje,
Ja się śmieję
Ucha-cha!

Jaś:
Poszła sobie lasem-borem,
Pewno wróci przed wieczorem,
Słodyczami nas upasie,
No i zje po pewnym czasie.

Małgosia:
Niby ładna, niby młoda,
A taka niedobra. Szkoda!

Jaś:
Trzeba pójść po rozum do głowy,
Posłuchaj, mam plan gotowy:
Zawsze noszę drut przy sobie,
Z drutu różne rzeczy robię,
A tym razem w sposób chytry
Mój drut przerobię na wytrych.
Pomóż mi, bo drut jest grudy,
Przystąpię zaraz do próby.
Krata jest trochę za ścisła...

Małgosia:
Czyżby więc nadzieja prysła?

Jaś:
Rozsuniemy trochę kratę,
Ty ciśnij na tę, ja na tę,
Mocniej, mocniej! Jeszcze ździebko!

Małgosia:
Ty, Jasiu, rękę masz krzepką,
A ja...

Jaś:
Pchaj łokciem, kolanem!
Już teraz się tam dostanę,
Jestem w zamku. Drutem kręcę...
Mam trochę za krótkie ręce...

Małgosia:
Musisz się przecisnąć więcej!

Jaś:
Opór w zamku nieco słabnie...

Małgosia:
Ach, jak ty to robisz zgrabnie,
Majster z ciebie i mądrala,
Znać, że jesteś synem drwala!

Jaś:
Zamek zgrzytnął! Do roboty,
Jeszcze tylko dwa obroty,
Lecz ręka mi już omdlała...

Małgosia:
Będę ją podtrzymywała,
Jasiu, jeszcze chwilka mała!

Jaś:
Wytrych znowu się obraca,
Drut ostatni zatrzask maca,
Wnet skończona będzie praca.

Małgosia:
Z czoła pot ci spływa strugą,
Trzeba wytrwać!

Jaś:
Już niedługo.
Co to? Czy się zamek zatkał?
Nie! To już! Otwarta klatka!

Małgosia:
Znów jesteśmy wolni! Brawo!
Uciekajmy teraz żwawo.

Jaś:
Uciekajmy! Mrok zapada.

Małgosia:
Ciszej! Ktoś ku nam się skrada.
To na pewno czarownica...
Skryjmy się, bo sierp księżyca
Na nas rzuca swoje światło.

Jaś:
Teraz uciec już niełatwo.

Czarownica:
Co to? Klatka jest otwarta?
Gdzie więźniowe? Cóż, do czarta?!
Pewno w kąt się gdzieś zaszyli...
Odezwijcie się w tej chwili!
Prędzej! Nie ma żartów ze mną,
Wnet was znajdę, choć jest ciemno,
Zrewiduję całą klatkę!

Jaś:
Patrz, Małgosiu... Mamy gratkę!
Podkradnijmy się czym prędzej
I zamknijmy w klatce jędzę.

Małgosia:
Ciszej... Skryjmy się za drzewa.
Ty idź z prawa, a ja z lewa,
Cichuteńko, bez szelestu,
Gdzie się podział drut mój?

Małgosia:
Jest tu!

Jaś:
No, to bierzmy się do dzieła,
By nam jędza nie umknęła.
Jeden ruch drucianym prętem...
Hops! I drzwiczki już zamknięte.

Czarownica:
W klatce nie ma ich. A co to?
O, smarkaczu! O, niecnoto!
Mnie uwięzić tak szkaradnie?
Ciężka na was kara spadnie!
Wilku, hej! Mój wilku bury,
Do mnie! Wysuń swe pazury,
Ostre kły i zęby ukaż,
Wilczą paszczą dzieci ukarz!

Wilk:
Jestem, pani czarownico,
Ale tym się właśnie szczycą
Wszystkie wilki z mego rodu,
Że choć kiszki burczą z głodu,
Żaden z nich nie skrzywdzi dzieci -
I tak jest już od stuleci.
Żegnaj! Niech się co chce dzieje,
A ja precz odchodzę, w knieję.

Czarownica:
No to koniec już zabawy!
Chodźcie do mnie bez obawy,
Powiem wam, jak stoją sprawy.
Bardzo lubię zażartować -
I was chciałam wypróbować.
Bajka nasza się nie liczy:
Tu jest fabryka słodyczy,
Za drzewami, z tamtej strony,
Widać szklane pawilony.
A te wszystkie czekoladki,
Marmoladki, raczki, krówki
Spadły dzisiaj z ciężarówki.
Ja pracuję w magazynie,
Odpowiadam, gdy coś zgnie.
Towar ten to rzecz nietania,
A wy właśnie bez pytania
Pozrywaliście pierniki.
Chciałam was ukarać, smyki,
Bo cudzego się nie zjada!

Małgosia:
Więc to była maskarada?

Jaś:
Więc te dziwy się nie dzieją?

Małgosia:
Czarownice nie istnieją?

Czarownica:
O tym wiecie już ze szkoły.
To był tylko żart wesoły.
Na nim bajka jest oparta,
Chyba znacie się na żartach?

Jaś:
No, a chatka piernikowa?

Czarownica:
To produkcja eksportowa
Dla nabywaców z zagranicy,
Zwie się Chatką Czarownicy.
Pakujemy chatki w klatki,
Ładujemy je na statki
I tak właśnie w świat przez Gdynię
Towar nasz na zachód płynie.

Małgosia:
No a wilk, co tu, wśród sosen,
Mówił do nas ludzkim głosem?

Czarownica:
To nie wilk, to pies po prostu,
Lecz większego nieco wzrostu,
Wilczur - mądry, tresowany,
Czy nie znacie tej odmiany?

Jaś:
Lecz on gadał najwyraźniej.

Czarownica:
Chyba w waszej wyobraźni.
Pies nie gada, tylko szczeka,
A on szcekał już z daleka.

Jaś:
Wilk się nam przywidział? Szkoda!

Małgosia:
Piękna była to przygoda...

Jaś:
No to bardzo przepraszamy

Małgosia:
I wracamy już do mamy!

Jaś:
Tato nas na pewno zgani.
Tak nam przykro, proszę pani!

Czarownica:
Powiem wam na pożegnanie,
Żeście dzielni niesłychanie.
Za to każde z was dostanie
Po pudełku czekoladek,
A dla mamy, na wypadek,
Gdyby bardzo się gniewała,
Będzie ciastek torba cała.
Może Jaś by sam je dobrał...

Małgosia:
Pani dla nas taka dobra!

Czarownica:
Moja dobroć was zachwyca?
Przecież jestem czarownica.
Ale o tym - sza - nikomu!
Teraz lećcie już do domu.

Jaś:
Do widzenie!

Czarownica:
Bądzcie zdrowi.
Tędy, prostu ku domowi!

Jaś i Małgosia:
Tak się kończy nasza bajka.
Trala-lala!
Trala-la!
Stara bajka-samograjka.
Trala-lala!
Trala-la!
Bajka nazywa się
"Jaś i Małgosia."
Tu już urywa się
"Jaś i Małgosia."
Co z bajką łaczy się,
To dobrze kończy się.
Trala-lala,
Trala-lala,
Trala-lala,
Trala-la!

Pe-Korn


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2008-04-07 18:33:19

Temat: Re: Głęboka woda
Od: "Pe-Korn" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Sky"

> Widząc, że ojciec się starzeje, syn włamywacza powiedział: "Ojcze, naucz
> mnie swego fachu, tak żebym mógł, kiedy się wycofasz, kontynuować tradycję
> rodzinną".

Baśń p.t.: "Brzydkie kaczątko" opowiada o losach łabędziego pisklęcia, które
wykluło się w kaczym gnieździe. Ze względu na swój wygląd, zupełnie inny niż
małych kaczątek, nie zostało życzliwie przyjęte na podwórku. Wszyscy
potrącali i kopali je, kury i kaczki dziobały i wyśmiewały się z brzydkiego,
szarego i zbyt dużego kaczątka. W końcu mały łabędź uciekł i po długiej,
wyczerpującej wędrówce, pełnej niebezpieczeństw, przez trzciny, pola i łąki
trafił do ubogiej chatki. W chacie mieszkała stara kobieta z kotem i kwoką.
Ale i tam brzydkie kaczątko nie było szczęśliwe. Zamieszkało na wodzie,
która w czasie zimy zamarzła. Małego łabędzia uratował wieśniak. Jednak
kaczątko nie pobyło w jego domu zbyt długo, gdyż przestraszyło się dzieci i
wyleciało z izby. Resztę ostrej zimy spędziło między zaspami śniegu.

Gdy nadeszła wiosna, dorosły już łabędź pływając po kanale spostrzegł trzy
inne królewskie ptaki. Pragnął, by zadziobały go na śmierć, gdyż życie
wydawało mu się zbyt ciężkie i okrutne dla tak brzydkiego ptaka jakim był.
Jakież było jego zdziwienie, gdy w wodzie ujrzał swoje odbicie. Nic nie
zostało ze szpetnego, niezgrabnego i czarno szarego pisklęcia. Po kanale
pływał piękny, młody i śnieżnobiały łabędź. Jego radość była ogromna, czuł
się szczęśliwy. Los wynagrodził mu wszystkie cierpienia, wyszydzania i
prześladowania.

Pe-Korn


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2008-04-07 18:37:26

Temat: Re: Głęboka woda
Od: Ikselka <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 7 Apr 2008 20:25:43 +0200, Pe-Korn napisał(a):


> Snuj się, snuj, bajeczko! A było tak: niedaleczko,
> (...)
> Pe-Korn

Dzięki! Przyda mi się, jak przyjdzie do mnie sąsiadka z córeczką Oleńką -
moje względy u Oli wzrosną, choć i tak jestem najukochańszą ciocią :-)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2008-04-07 18:39:39

Temat: Re: Głęboka woda
Od: Ikselka <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 7 Apr 2008 20:29:13 +0200, Pe-Korn napisał(a):
> JAŚ I MAŁGOSIA
> (...)
> Narrator:
> Posłuchajcie, oto bajka,
> (...)
> Pe-Korn

Jak poprzednio :-)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2008-04-07 18:42:49

Temat: Re: Głęboka woda
Od: Ikselka <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 7 Apr 2008 20:33:19 +0200, Pe-Korn napisał(a):

> Jego radość była ogromna, czuł
> się szczęśliwy. Los wynagrodził mu wszystkie cierpienia, wyszydzania i
> prześladowania.

Aaaaa, to świetna pointa dla Sky'a. Od razu czuję się rozgrzeszona po moich
złośliwościach :-)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2008-04-07 18:50:59

Temat: Re: Głęboka woda
Od: "Pe-Korn" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Ikselka"

> Aaaaa, to świetna pointa dla Sky'a. Od razu czuję się rozgrzeszona po
> moich
> złośliwościach :-)
>
Fajna zabawa to Ctrl-C a potem Ctrl-V.
Ale Sky'a nikt w tym nie pokona.

Pe-Korn



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2008-04-07 18:57:23

Temat: Re: Głęboka woda
Od: "Robakks" <r...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

"Pe-Korn" <o...@o...pl>
news:ftdov4$1oa$1@opal.futuro.pl...

Może by tak coś polskiego, co trafia do serca, żeby przygłuszyć ten
jazgot obcych kultur wycelowanych w jelita i flaki?
Znasz Pan coś Jana Brzechwy na przykład? :)

> Użytkownik "Sky"

>> Widząc, że ojciec się starzeje, syn włamywacza powiedział: "Ojcze,
>> naucz mnie swego fachu, tak żebym mógł, kiedy się wycofasz,
>> kontynuować tradycję rodzinną".

e! to nie nie jest polskie.

> Snuj się, snuj, bajeczko! A było tak: niedaleczko,
> Właśnie tutaj, nad rzeczką, Mieszkała wdowa z córeczką.
> Córeczka, chociaż mała, swej matce pomagała:
> Zamiatała podłogę, pełła grządki ubogie,
> Chrust zbierała też czasem, bo mieszkały pod lasem,
> Niosła proso dla kurek... A zwała się, - Czerwony Kapturek.
> Widziano ją bowiem nierzadko, jak krząta się przed chatką,
> W ogródku i na podwórku - w czerwonym kapturku.
>
> Tak się zwała, jak się zwała, często w niebo spoglądała,
> W modre niebo, kędy ptaki szybowały pośród chmurek.
> Teraz wiecie, kto to taki, Czerwony Kapturek.
>
> Czerwony Kapturek:
> "Nie Mruczek, nie Burek, nie jeż, nie ptak -
> Czerwony Kapturek - to ja zwę się tak.
> Mam warkoczyk, modre oczy,
> Buzię mam jak mak. Nie Mruczek, nie Burek
> Nie jeż, nie ptak - Czerwony Kapturek
> To ja zwę się tak. W tej chatce, przy mamie
> Mój cały świat, nie psocę, nie kłamię,
> A mam siedem lat. Nie znam troski,
> Śpiewam piosnki, kocham każdy kwiat.
> Pobiegnę na wzgórek, a las mi gra,
> Czerwony Kapturek To ja, właśnie ja!"
>
> W lesie, stąd chyba z milę, a może nawet nie tyle,
> Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
> Zbierała lecznicze zioła rosnące dookoła,
> Miała oswojonego dzięcioła, i jeża, i wiewiórkę,
> A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.
>
> Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:
> "Był gajowy u mnie z wieczora,
> przyniósł wieści, że babcia jest chora.
> Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
> Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
> Muszę kota napioć, Muszę kozę wydoić,
> I przegotować mleko, I nakwasić ogórków...
> To przecież niedaleko, skocz do babci, Czerwony Kapturku.
> W tym koszyczku jest masło i serek, i leków różnych szereg:
> tabletki aspiryny i suszone maliny,
> Proszki od bólu głowy i olej rycynowy,
> Kwas borny do płukania i maść do nacierania.
> Nie trać, córeczko, czasu, leć do babci, do lasu.
> Idź prosto, jak ta ścieżka, nie zbaczaj tylko z drogi,
> Bo tam w borze wilk mieszka, Wilk okrutny i srogi!
> Słuchaj mojej przestrogi."
>
> Biegnie Czerwony Kapturek, jak przykazała matka,
> Nie zbiera ptasich piórek, nie zrywa nawet kwiatka.
> Tu strumień, tam pagórek, a w środku ścieżka gładka.
> Biegnie Czerwony Kapturek, tak jak prowadzi dróżka.
> Na drzewie jemiołuszka śpiewa głosikiem cienkim
> Swoje leśne piosenki.
> Gil, siedząc na jednej z osik, też pragnął zaśpiewać cosik
> I dźwięczny wytężył głosik.
>
> Gil:
> "Piu-piu! Fiu-fiu! Tu gil! Tu-tu, tu-tu, tryl-tryl!
> Czerwony Kaptur-tur-tur,uważaj, tu bór, tu bór,
> Tu bór, tu las, tu lis. Lis by cię chętnie zgryzł,
> I lis, i każdy zwierz. Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
> Piu-piu! Fiu-fiu! Tryl-tryl! Tu-tu, tu-tu, tu gil!"
>
> Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
> Zatrzeszczał w pobliżu krzak,
> Wilczych jagód zatrzeszczał krzak,
> I zza krzaka wychylił się wilk,
> I odezwał się basem tak:
>
> "Witam cię, mój prześliczny Czerwony Kapturku,
> Nie bój się moich ząbków i moich pazurków.
> Oczernili mnie ludzie przed tobą,
> A ja jestem niewinną osobą,
> Ja wywodzę się z takich wilków,
> Co nie krzywdzą nawet motylków.
> Ja mięsa po prostu nie trawię,
> Poprzestaję na jagodach i trawie.
> A co ludzie mówią - to plotki.
> Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
> Może w kotki, a może w łaskotki
> Czy w kosi-kosi-łapci?
>
> Czerwony Kapturek:
> "Panie wilku, ja idę do babci,
> Babcia chora i czeka od rana..."
>
> Wilk:
> "A gdzie mieszka babunia kochana?"
>
> Czerwony Kapturek:
> "Za polaną, przy siódmym pagórku..."
>
> Wilk:
> "No to śpiesz się, Czerwony Kapturku."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Babcia czeka od godzin już kilku.
> Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!"
>
> Biegnie Czerwony Kapturek, biegnie prosto przed siebie,
> Nie ogląda jaszczurek ani chmurek na niebie,
> Nóżkami szybko drepce do babci, co w izdebce
> Na przyjście wnuczki czeka.
>
> Wilk spoglądał z daleka, postał jeszcze z minutę
> I popędził na przełaj, skrótem. Popędził przez ostępy,
> Złowrogi i podstępny, Mknął szybko borem-lasem,
> Tak podśpiewując basem:
>
> Wilk:
> "W las dam nurka i Kapturka sprytnie zmylę.
> W mą pułapkę złapię babkę już za chwilę.
> Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy
> I jem wszystko, że aż furczy,
> Taki ze mnie wilk!
> Moim wrogom dzisiaj srogą dam nauczkę,
> Bo mam chrapkę i na babkę,i na wnuczkę.
> Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy
> I jem wszystko, że aż furczy,
> Taki ze mnie wilk!
>
> Zaszumiały drzewa żałośnie,
> Zatrzęsły się dębowe żołedzie,
> Zaterkotał derkacz na sośnie:
> "Co to będzie, ojej, co to będzie?
> Co to będzie, Czerwony Kapturku?!"
>
> A wilk stanął przy siódmym pagórku,
> Podwinął pod siebie ogon,
> Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
> I do babci w okienko zapukał,
> Po czym schował się szybko za murek.
>
> Babcia:
> "Kto to puka? I czego tu szuka?"
>
> Wilk:
> "To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
> Borem-lasem przybiegłam tu sama,
> Z lekarstwami przysyła mnie mama."
>
> Babcia:
> "Jakiś dziwny masz głos..."
>
> Wilk:
> "Bo mam chrypkę..."
>
> Babcia:
> "Jakiś dziwny masz głos..."
> "Nie zdążyłam cię dojrzeć przez szybkę,
> Chodź do okna..."
>
> Wilk:
> "Niestety nie mogę, Bo po drodze zraniłam się w nogę,
> Ledwo stoję... Ach, wpuść, babciu miła!"
>
> No, i babcia drzwi otworzyła.
>
> Możecie sobie, moi drodzy, wyobrazić, co się wtedy stało!
> By opisać to - słów jest za mało,
> Przerażenie zaciska wprost gardło.
> Powiem krótko: wilczysko się wdarło
> I ryknęło:
>
> "Mam chrapkę na babkę!
> Gdy w brzuchu burczy,
> Dostaję kurczy i jem wszystko, że aż furczy!"
> To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
> Tak jak wróbel połyka muszkę.
> Ale kiszki wciąż grały mu marsza,
> Bowiem babcia, osoba starsza,
> Była koścista i chuda,
> Więc mu obiad nie bardzo się udał.
>
> Wilk:
> "brzuch mam pusty po takiej potrawie.
> Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
> Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
> Przeobrazić się muszę w babunię.
> Włożę czepek staruszki na głowę,
> Gdzie piżama? Jest! Proszę... Gotowe!
> Teraz - hops! - pod pierzynę do łóżka...
> O, lusterko! No tak... jeszcze chwilka!
> Wykapana babunia-staruszka,
> Niepodobna zupełnie do wilka.
> Schowam łapę, bo widać pazurek.
> Idzie!... Idzie Czerwony Kapturek!"
>
> Czerwony Kapturek:
> "Pobiegnę na wzgórek, A las mi gra,
> Czerwony Kapturek to ja, właśnie ja...
> O, już chatka babuni! Co też dzieje się u niej?
> Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
> A to co? Na dachu wiewiórka...
> Rzuca we mnie orzechy...
> Może właśnie z uciechy?
> Nie. Złości się jak jędza.
> Po prostu mnie odpędza.
> Wiewiórko, cóż to znaczy?
> Witałaś mnie dawniej inaczej.
> Powiem babci, dostaniesz burę..."
>
> Wilk:
> "Kto tam?"
>
> Czerwony Kapturek:
> "Ja, Czerwony Kapturek.
> Borem-lasem przybiegłam tu sama,
> Z lekarstwami przysyła mnie mama."
>
> Wilk:
> "Wejdź, kochanie..."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Już idę, już lecę...
> Babciu, może zapalić świecę?"
>
> Wilk:
> "Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
> Chodź, Kapturku, przywitaj się ze mną."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Babciu, taki dziwny masz głos.
> Dlaczego mówisz przez nos?"
>
> Wilk:
> "Jesteś głupia... Ugryzła mnie osa...
> A zresztą... nie wtrącaj się do mego nosa."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Babciu, dlaczego jesteś taka zła?"
>
> Wilk:
> "Boś za długo do mnie szła,
> Zresztą... nie pytaj już więcej..."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Babciu, a gdzie twoje ręce?"
>
> Wilk:
> "Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
> Przestań pytać i usiądź tu przy mnie."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Babciu... ja trochę się boję,
> Bo te zęby są jakieś nie twoje..."
>
> Wilk:
> "Dobre są każde zęby, które prowadzą do gęby,
> A że jeść tymi zębami wygodnie,Zaraz ci udowodnię!"
>
> To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
> Tak jak wróbel połyka muszkę.
> Oblizał się, jęzorem mlasnął,
> Wlazł pod pierzynę i zasnął,
> Nie troszcząc się więcej o nic.
> Ale to, moi drodzy, nie koniec.
> O, nie! Bo właśnie z dąbrowy
> Szedł w tamte strony gajowy.
> Posłuchał, co gil wyśpiewał,
> Posłuchał, co szumią drzewa,
> Potem jeszcze przybiegła wiewiórka...
> I tak się dowiedział o losie Czerwonego Kapturka.
>
> Gajowy:
> "Przez lasy, przez dąbrowy wędruje gajowy,
> Na trąbce w lesie gra i gra,
> A echo niesie tra-ra-ra!
> Ma broń nabitą w dłoni, ta broń go obroni,
> Niestraszny mu jest niedźwiedź zły,
> Niestraszne mu są wilcze kły!
> "Przez lasy, przez dąbrowy wędruje gajowy,
> Na trąbce w lesie gra i gra,
> A echo niesie tra-ra-ra!
>
> Galowy idzie, wydłuża krok,
> Bo już dokoła zapada mrok,
> I głos puchacza leci przez knieję.
> W oddali chatka babci widnieje.
> Idzie gajowy, patrzy przez szybkę...
> O, tu potrzebne działanie szybkie!
> Wchodzi do środka, zapałką świeci!
> I cóż zobaczył? Zgadnijcie, dzieci!
>
> Wilk pod pierzyną spokojnie chrapie,
> Trzyma czerwoną czapkę w łapie,
> A brzuch ma taki pękaty,
> Że zajmuje nieomal pół chaty.
> Galowy mu do gardła przystawił dwururkę.
>
> Gajowy:
> "Hej, wilku bury! Łapy do góry!
> Coś zrobił z babcią i Czerwonym Kapturkiem?
> Oddawaj je, bo ci szyję Kulami przeszyję!"
>
> Wilk:
> "Ojej! Po co tyle hałasu?
> Zapomniałem wrócić do lasu,
> Zaspałem, bo myślałem, że to niedziela.
> Błagam, niech pan nie strzela,
> Litości, panie gajowy!"
>
> Gajowy:
> "O litości nie ma mowy! Będziesz miał, wilku, nauczkę!
> Oddawaj tu babcię i wnuczkę! Liczę do trzech, a potem..."
>
> Wilk:
> "Już je oddaję z powrotem, tylko niech pan tę lufę odsunie...
> Muszę się wytężyć maluczko...
> Eech... Eech... Uuch... Masz pan babunię...
> Uuch... Eech... Uuch... Razem z wnuczką!"
>
> I wyobraźcie sobie, Że z paszczy wyskoczyły mu obie,
> Nienaruszone, a przy tym
> W stanie całkiem przyzwoitym.
> Babcia nawet uzdrowiona.
> Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
> I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
> Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
> Potem się gajowemu rzuciły na szyję.
>
> Babcia i Czerwony Kapturek:
> "Niech nam pan gajowy żyje sto lat albo i więcej!"
>
> Babcia:
> "Cóż my możemy dać panu w podzięce?
> Chyba ten kapturek z czerwonej włóczki
> Na pamiątkę od mojej wnuczki."
>
> Czerwony Kapturek:
> "Świetnie! Niech go pan przymierzy!
> Nawet całkiem dobrze leży,
> Trochę jest może zbyt kusy..."
>
> Babcia:
> "Dodaj więc do kapturka jeszcze dwa całusy."
>
> Gajowy był w siódmym niebie.
> Okręcił babcię dookoła siebie,
> Uściskał się z Czerwonym Kapturkiem,
> A wilka związał bardzo mocnym sznurkiem
> I zawiózł od razu prosto do Warszawy.
>
> Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy.
> A wiecie, co z wilkiem się dzieje?
> Wilk pożegnać musiał knieję
> I zamieszkał w warszawskim zoo,
> Gdzie mu niezbyt wesoło,
> Toteż jest na wszystkich zły
> I przez kraty szczerzy kły.
> Nie podchodźcie do klatki za blisko,
> Bo to bardzo niedobre wilczysko.
> A teraz już, dzieci, koniec.
> Nie pytajcie mnie więcej o nic,
> Bo gdybym coś więcej wiedział,
> Tobym wam sam opowiedział.
>
>
> Snuj się, snuj, bajeczko! A było tak: niedaleczko,
> Właśnie tutaj, nad rzeczką, Mieszkała wdowa z córeczką.
> Córeczka, chociaż mała, swej matce pomagała:
> Zamiatała podłogę, pełła grządki ubogie,
> Chrust zbierała też czasem, bo mieszkały pod lasem,
> Niosła proso dla kurek... A zwała się, - Czerwony Kapturek.
> Widziano ją bowiem nierzadko, jak krząta się przed chatką,
>
> W ogródku i na podwórku - w czerwonym kapturku.
>
> Pe-Korn

o dzięki. :)




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2008-04-09 08:27:11

Temat: Re: Głęboka woda
Od: "xcichy" <x...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Pe-Korn" <o...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ftdp5m$28h$1@opal.futuro.pl...
>
> JAŚ I MAŁGOSIA
>


Czy jednak nie powinny mieć innych tytułów? Sporo się różnią od oryginałów.
xc


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Światomość (5) - glupich czy madrych jest wiecej
Ze wstępu do "Modlitwy Żaby"
Re: pansravisto
OdpowiedĽ na pytanie o istnienie Boga
czy kto? kto słucha muzyki rockowej, potrafi póĽniej normalnie mysleć

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »