« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-07-04 11:59:13
Temat: Homoseksualizm nie jest chorobą?Czy homoseksualizm jest chorobą? Fe, brzydko tak mówić.
Czy komoseksualizm jest dysfunkcją popędu seksualnego? No chyba tak skoro
poped seksualny służy do rozmanażania, a nie da się rozmnożyć z osobnikiem
tej samej płci.
Podobnie jak krótkowzroczność jest dysfunkcją wzroku czyli chorobą oczu.
Dlaczego więc nie mówimy że homoseksualizm jest chorobą? Jest kilka dobrych
powodów.
1. Nie chcemy urazić uczuć homoseksualistów.
2. Niezależnie od uczuć jestesmy politycznie poprawni.
3. Wiemy że homoseksualizm się nie leczy. Nie ma lekarstwa, nie ma protezy.
Nie ma sensu nazywac czegoś chorobą, skora da się z tym żyć a wyleczyć się
nie da.
Nie ma też sensu nazywć czegoś problemem, skoro nie ma rozwiązania.
Dlaczego jednak homoseksualista robi ze swojej dysfunkcji zaletę?
Można to zrozumieć. Okularnik może uważac, że okulary dodają im powagi.
Poza tym ktoś na pewno zauważy, że poped seksualny nie słuzy tylko do
rozmanażania, ale np. także do budowania więzi. Pełni więc funkcje
socjalizujące. Takie same funkcje może pełnić popęd homoseksualny. A jesli
chodzi o funkcje rozmnażania to jest przecież proteza: adopcja homoseksulana.
No to chyba wszystko w porządku.
A co z teoriami, że kobiecość dopełnie psychicznie męskość? Dwie połowki
jabłka i takie tam. Jest na to odpowiedź: homoseksualista odnajduje zarówno
męskośc jak i kobiecośc w sobie. To subtelniejsze niż szukanie swojej duszy w
kobietach czy animuszu w mężczyznach. Może więc homoseksualiści rozwijają swą
osobowość szybciej?
Dlaczego więc mimo wszystko uważam, że homoseksualizm jest chorobą tak samo
jak krótkowzroczność?
Powiecie typowa homofobia ukrytych homoseksualistów.
No może.
A jeśli jednak to choroba, tylko leczy się bardzo trudno?
Pozdrawiam wszystkich homo, hetero oraz bi oraz tych których pominałem
kis
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2002-07-04 12:16:20
Temat: Re: Homoseksualizm nie jest chorobą?dziekuje za podrzucenie tematu ;-))
korzystajac z okazji pozdrawiam amnesiaca oraz moja mame, babcie i
zone
trenR
merytorycznie dalej nieobecny, aczkolwiek zaciekawiony reakcjami na
tego posta.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2002-07-04 13:00:33
Temat: Odp: Homoseksualizm nie jest chorobą?Użytkownik Kis Smis <k...@N...poczta.gazeta.pl> :
> Dlaczego jednak homoseksualista robi ze swojej dysfunkcji zaletę?
A robi...? Czy to Twoje (dosc powszechne) wyobrazenie geja? To tak jak
pytanie dlaczego homosie obnosza sie ze swoja orientacja - tyle, ze
zazwyczaj WIDZI sie TYLKO tych co sie obnosza, a nie mozna wyluskac z tlumu
masy takich, co sie NIE obnosza (logika, bo sie nie wyrozniaja). Ze znanych
mi gejow kazdy jest inny, a tylko jeden od razu rzuca sie w oczy ze swoja
orientacja.
> Pozdrawiam wszystkich homo, hetero oraz bi (..)
Dziekuje :)
Melisa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2002-07-04 14:43:57
Temat: Re: Homoseksualizm nie jest chorobą?Thu, 04 Jul 2002 13:59:13 +0200 "Kis Smis"
<k...@n...poczta.gazeta.pl> pisze:
> A jeśli jednak to choroba, tylko leczy się bardzo trudno?
To mozliwe. Moze nawet czasem zarazliwa.
Pozdrawiam
Marek
--
Nie oszukujmy sie - wszyscy jestesmy jak dzieci.:)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2002-07-04 15:11:28
Temat: Re: Homoseksualizm nie jest chorobą?BTW1.
Niedawno widziałem na którymś z for dyskusyjnych stwiedzenie:
"Czym różni się homoseksualista od geja?
Homoseksualista - mężczyzna czujący pociąg seksualny do innych mężczyzn.
Gej - odziana w skóry papuga ze zlotów.
"
BTW2.
Gej to politpoprawne określenie, którego z założenia nie używam.
Zresztą posłuchaj kiedyś kłótni ulicznej - to słowo staje się
wyzwiskiem.
--
Politycznie niepoprawny Artur Drzewiecki.
Nazwany już kołtunem, faszystą, homofobem i seksistą.:-)))
Usuń "nie.", "cierpie.", "spamu." i ".qvx" z mego adresu w nagłówku.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2002-07-04 15:29:50
Temat: W obronie wlasnej tolerancji - homoseksualizm
W OBRONIE WŁASNEJ TOLERANCJI
(homoseksualizm)
Że też ja muszę zawsze się wdać w jakąś internetową
awanturę. Tym razem poszło o moją tolerancję wobec
homoseksualizmu. Dotąd myślałam, że jestem tolerancyjna.
Normalnie. Byli nawet tacy, którzy mnie ostrzegali, że za
bardzo, że jakby trochę przesadzam, co mnie uspokajało - jest
jak trzeba. I co się okazuje - ta cała moja tolerancja to jedna
wielka lipa. Tandeta. Fuszerka.
Nagle nalecieli na mnie, chyba sami zorientowani
seksualnie inaczej i dawaj mi dokładać. Co do ich orientacji
tylko się domyślam, bo żadnych deklaracji nie było, a ja nie z
tych, żeby o takie rzeczy kogoś obcesowo wypytywać. W każdym
razie rozjuszyłam towarzystwo, które rzuciło się na mnie ze
wściekłymi zarzutami. Brzmiało to mniej więcej w tym stylu:
swoimi "śpiewającymi postingami" zapewniam o tolerancji, a w
gruncie rzeczy mydlę wszystkim oczy, bo w stosunku do
homoseksualistów jestem z gruntu źle nastawiona, przeciwna ich
nagabywaniom heteroseksualnych młodzieniaszków, może i ich
toleruję, ale tylko jak są z daleka od mojego prywatnego
podwórka, na pewno nie zaprosiłabym homoseksualisty do domu,
ekshibicjonistę wysłałabym jak nic do kamieniołomów, od razu
widać, że podskórnie homo nie lubię, chociaż twierdzę zupełnie
co innego. Fałszywa, obłudna, zakłamana, niepoprawna
heteroseksualistka ze mnie. I tyle.
Prawdę powiedziawszy, wkurzyło mnie trochę takie
kontrowersyjne wobec mojego punktu widzenia gwałtowne "naloty"
od wielu dyskutantów jednocześnie. Poczułam się nagle nie
tylko, że fałszywie i jedynie powierzchownie tolerancyjna -
hipokrytka straszna! - ale też rażąco "inna", bo nieszczęśliwie
akurat hetero. Dodatkowa okoliczność, że wracając z pracy
dopiero o dziesiątej wieczorem, zabierałam się do odpisywania
na posty adresowane do mnie bardzo późną nocą. Od kilku dni
przez ten cholerny Internet nie kładłam się spać przed trzecią
nad ranem - może i stąd to moje poddenerwowanie? ;-)
Odpowiadałam więc trochę nerwowo. Bez zbędnej skruchy
zresztą, jako że czułam się zaatakowana. By było jakieś
uporządkowanie tej dyskusji, formułuję zagadnienie-pytanie
rozmówcy, próbując oddać sens jego wypowiedzi własnymi słowami.
Pytania dla przejrzystości tekstu wstawiam wprawdzie w
cudzysłów, chociaż celowo unikałam cytatów. Dalej przytaczam
moją odpowiedź, już dosłowną.
"Czy zaprosiłabyś homoseksualistę do domu, czy
zaprzyjaźniłabyś się z nim?"
Ja:
Może tu już kiedyś mówiłam, jeśli była rozmowa o moralnym
aspekcie kary śmierci, której to jestem zdecydowana
przeciwniczka: nie zaprosiłabym na przykład do własnego domu
robotnego kata, chociaż dobrze wiem, że tylko wykonuje swój
zawód. Myślę, że mimo wszystko miałabym silny moralny szkopuł,
by zaprzyjaźnić się z tym człowiekiem. Na pewno jednak nie
miałabym najmniejszych oporów, by wejść w bliższe,
przyjacielskie układy z homoseksualistą. Młodego,
przesympatycznego chłopaka, z którym pracuję, a który jest homo
wprost uwielbiam. Oboje się cieszymy, gdy przychodzi pracować
nam razem na tzw. jednej zmianie, dyskutujemy ze sobą otwarcie
i o wszystkim bez najmniejszych oporów. Jest to przecudowny
facet, od kilku lat uprawiający psychoanalizę, w której to
doszukał się "genezy" swojej homoseksualnej orientacji -
dominująca w rodzinie, nadopiekuńcza matka, która od zawsze
robiła wszystko, co możliwe, by zdyskredytować ojca w oczach
syna. Skutecznie!
"Ale przyznasz, że homoseksualista bardziej "odstępuje od
normy" w odróżnieniu od tego przykładowego kata?"
Ja:
Kat od niczego nie odstępuje - wykonuje swoją robotę i
tyle. Nigdy, ale to nigdy nie twierdziłam, że homoseksualizm
jest jakimś odstępstwem od "normy". Czym zresztą jest norma?
Umiesz ją zdefiniować, bo ja nie. W mojej niechęci do kata
wchodzą w grę jedynie moje własne normy moralne, z których
priorytetowa dotyczy ochrony ludzkiego życia. Żadnych kar
śmierci, żadnych wojen, mój osobisty bunt wobec aborcji,
sprzeciwienie się eutanazji, itd.
"A co ma ze sobą zrobić nieszczęsny ekshibicjonista? A jak
baba pokazuje się z cycem na wierzchu, karmiąc swego berbecia
na publicznym widoku - to nie przestępstwo, to nie
ekshibicjonizm?"
Ja:
Ekshibicjonizm jest poważną dewiacją wynikającą z
głębokich zaburzeń psychicznych i nie leczony może doprowadzić
do jeszcze poważniejszych w konsekwencjach odchyleń
postępowania - od pasywnego wymuszania do użycia siły. Mogę
uznać jego problem, co nie jest sprzeczne, że będę takiego
jegomościa unikać. Psychiatra, który będzie go leczył naświetli
mechanizm tej patologii i na pewno jest w stanie takiego
osobnika zrozumieć. Nikt jednak nie może wymagać ani ode mnie,
ani od lekarza akceptacji, czyli przyzwolenia na tego typu
odchyły. Ja ucieknę, a lekarz będzie leczył. Ekshibicjonista
powinien się leczyć! Dla swojego własnego dobra i mojego dobra,
a to na wypadek gdybym miała spotkać się z nim sam na sam
kiedyś w windzie.
Piersi kobiece w "sytuacji intymnej" stanowią ważną sferę
erotyczną. Poza tą sytuacją są "niewinną" częścią ciała,
podobnie jak obnażone piersi mężczyzny. Jeśli kogoś drażni
widok karmiącej matki, wystarczy odwrócić wzrok. Podobnie jak z
plażą dla nudystów - przeznaczona jest dla nagusów wzajemnie
akceptujących swoją nagość. Z tego, co wiem, plażowicze
przyodziani w kostiumy są widziani na tych plażach niechętnie
jak intruzi.
Homoseksualizm nie jest chorobą, a tylko określoną
orientacją seksualną. Dopóki nie ma namawiania, wymuszania,
prostytucji, a jedynie wynikającym z wolnego wyboru życiem
seksualnym dorosłych ludzi, jest to wyłącznie, według mnie, ich
prywatna sprawa. Nic mi do tego, co kto robi ze swoim własnym
tyłkiem.
"Ale widzisz ich "inność"? - to bije z twojego podejścia."
Ja:
Zażyję Cię inaczej. Oni nie są żadni "inni", OK? To ja
jestem INNA! Bo ani nie jestem lesbijką, ani nie wykonuję
zawodu, przy którym w planie dnia miałabym podłączenie woltów
pod krzesełko elektryczne albo zamontowanie kroplóweczki ze
śmiercionośną mieszanką.
Niedawno tu założyłeś, że "podskórnie" homo nie lubię -
pudło! Ale jakbyś się zapytał o kata, pedofila czy tam jakiegoś
terrorystę, to z tą "podskórnością" trafisz w dziesiątkę. Nawet
nie przy szpiku, ale zaraz pod naskórkiem siedzi we mnie coś
takiego, co mnie od takich ludzi odrzuca. Nie chce mieć z
takimi osobnikami do czynienia i już.
To można nazwać superego, inny nazwie to sumieniem,
jeszcze inny wewnętrznym kodeksem, a zresztą jak się zwał, tak
się zwał. Chodzi o pewne normy postępowania, które wskutek
wychowania lub środowiskowego nacisku przyjmujemy jako własne -
interioryzacja to się nazywa - i potem takie coś podpowiada nam
co dobre, a co złe, co potępić, a co naśladować, co nam się
podoba, a co wcale. To taka "najwyższa instancja" naszej
psychiki, kurczę, cenzor, kontroler. Chciałabym polubić tego na
przykład kata, bo tak poza tym to podobno zupełnie w dechę
człowiek, ale jakoś nie mogę, jak tylko się do mnie zbliży,
zaraz się we mnie w środku wszystko wywraca. A Ty, poszedłbyś z
takim na przykład pedofilem na browar i spokojnie patrzył cały
wieczór na jego obleśną gębę zapalającą się co chwila jak
żarówa na widok co ładniejszego siusiumajtka?...
"Pisałaś, że się absolutnie zgadzasz, ze wszystkimi
zaniepokojonymi i oburzonymi karygodnym, według ciebie,
przekonywaniem młodych heteroseksualnych do homoseksualnych
praktyk. Czyli homoseksualista może tylko uwodzić w podeszłym
już wieku hetero. Ile lat wynosi twoja granica tolerancji?"
Ja:
Nie ma granicy wiekowej. Niech jednak homoseksualista
uwodzi homoseksualistę w wieku, jakim mu tam on odpowiada.
Natomiast młodzieniaszka hetero czy mężczyznę - męża i ojca
dzieciom - niech zostawi w spokoju. Chyba, że to oni, ci -
hetero - przyjdą go szukać, bo i tak pewnie bywa.
"Jeżeli homoseksualizm nie jest dewiacją, to dlaczego
homoseksualiści nie mieliby mieć prawa podrywania chłopców?"
Ja:
Najpierw twierdzicie, że homoseksualizm jest genetyczny.
Przełykam to, chociaż się w sumie z tą opinią nie zgadzam.
Dlaczego więc genetycznie uwarunkowany homo ma wpływać na
zmianę również genetycznie zorientowanego seksualnie hetero?!
Coś mi się tu bardzo, ale to bardzo nie zgadza. Jeśli
homoseksualiści oczekują tolerancji wobec siebie, niech
tolerują "inność" tych nie homoseksualnych i niech ich zostawią
w spokoju. Niech się podrywają między sobą - wybór przeogromny!
- lub tych, którzy sami lgną do nich jak do miodu.
"To co tu "śpiewasz" na temat homoseksualizmu jest
mieszanką uprzedzeń, insynuacji, nieprecyzyjności, zbędnej
emocjonalności. Co tu dużo mówić - zakłamanie i wrogość. Trudno
się z kimś takim dyskutuje. Twoja tolerancja jest pozorna,
sprowadzająca się do stwierdzenia - twój tyłek, twój kłopot."
Ja:
Może mało elegancko powiedziane, ze skruchą przyznaję, ale
przecież do tego cała sprawa w gruncie rzeczy się sprowadza.
Nic mi do tego, kto z kim śpi i z jakich powodów. To sprawa
najbardziej prywatna i intymna każdego z nas, to nasz wolny
wybór i kwita. Tego samego zresztą oczekuję od innych wobec
siebie, też nie zgodziłabym się, by moje łóżkowe układy (choćby
heteroseksualne - żadna różnica!) stanęły nagle na
cenzurowanym. Bo niby z jakiej racji?
Uprzedzenia - z ręką na sercu do takowych się nie
przyznaję. Możesz mi wierzyć lub nie, Twój problem. Uprzedzenie
to nieuzasadniona niechęć, to niczym nie poparte negatywne
nastawienie powstałe jedynie na podstawie powziętych z góry
przekonań. Nie stwierdzam u siebie żadnych negatywnych
nastawień bez pokrycia. Do kogokolwiek! Bez najmniejszego oporu
nie tylko, że konstatuję, ale i autentycznie respektuję czyjś
odmienny od mojego sposób na życie. Chyba że, na podstawie
konkretnych faktów albo obserwacji ocenię, że taki to a taki
sposób bycia nie jest zgodny z moim własnym kodeksem moralnym,
by dać przykład - czyjeś fałszerstwo, złodziejstwo, itp. Wtedy
nie tylko, że nie będę szanować takiego człowieka,
najprawdopodobniej nie będę chciała mieć z nim w ogóle do
czynienia, a gdyby okradł mnie osobiście, nazwę rzecz po
imieniu i wskażę go palcem (złożę skargę). Czy mam do tego
prawo?
Jeśli chodzi o dyskutowany tu homoseksualizm, wydaje mi
się, że jestem faktycznie tolerancyjna, natomiast obserwuję
pewne przejawy (jak na przykład to nagabywanie, podrywanie
młodych chłopców - chciałeś, żebym była bardziej precyzyjna),
które mi się absolutnie nie podobają i nie myślę
"tolerancyjnie" przymykać na nie oczu. Wprost przeciwnie -
demaskować - i gdyby tylko pojawiły się na moim prywatnym
podwórku, bezceremonialnie przeciwstawiać się im i je zwalczać.
Czy mam do tego prawo?
Insynuacje - bo Ty je tak chcesz widzieć, a ja Ci powiem -
obserwacje! Do najgłupszych w końcu nie należę, trochę czytam,
trochę podpatruję, tak się też akurat składa, że mieszkam pod
Paryżem, który jest nie takim znowu zaściankiem. Wprost
przeciwnie, Paryż jest miastem zlotowym dla większości
francuskich prowincjonalnych homoseksualistów, jako że o
"wolność" tu łatwiej - tak sami twierdzą, słyszałam na własne
uszy.
Nieprecyzyjność - mogłabym gładko zbić ten zarzut,
tłumacząc się, że nie znam bliżej tego środowiska. Nie byłoby
to jednak stuprocentową prawdą, bo znów tak się akurat składa,
że miałam nieprzyjemność poznania pewnych faktów i mechanizmów
z tak zwanego pozakulisowego albo, jak wolisz, "nocnego życia"
tych ludzi i tylko dlatego o tym tu nie mówię, że są to sprawy
żenująco szpetne.
Emocjonalność - tu już nic nie poradzę, jestem taka
emocjonalnie naładowana od urodzenia. A szczególnie, gdy coś mi
leży na sercu albo coś mnie wkurzy. Dla załagodzenia mogę tylko
wyznać, że nie wkurzam się znowu tak często.
A co do wrogości, życzę wszystkim homoseksualistom, by
spotykali na swej drodze tylko aż "takich wrogów" jak ja. A w
heterofobii widzę wrogość. Tyle tylko, że homoseksualiści
według mnie też są ksenofobami. Nie tolerowani -
nietolerancyjni! I tak się koło zamyka. Czy widzisz z niego
jakieś wyjście?
"Twoja tolerancja jest "wyintelektualizowana" w
"gazetowyborczym" stylu. Pani Autorka toleruje "odmieńców", ale
tylko wtedy, gdy "odmieńce" zachowują się tak, jak Pani Autorka
sobie życzy."
Ja (tu już naprawdę wkurzona):
Wiesz, co Ci powiem? Chyba trochę niepotrzebnie i mało
ostrożnie wysiliłeś się na tę złośliwość z przekąsem pod moim
adresem - "autorka"! Z dużej litery w dodatku, żeby wyraziściej
wylazła Twoja pogarda. Dziecinada!
Nie podobał Ci się mój "śpiewny" felietonik o tolerancji,
to rypnę Ci po chłopsku (tak chyba lubisz?), co jeszcze
mogłabym dorzucić na temat tolerancji.
W gruncie rzeczy homoseksualiści mają w pupie tolerancję -
to dla nich już stanowczo za mało! To, co dzisiaj z ich strony
widzimy, to eskalacja coraz to nowych i coraz dalej idących
żądań. Mało im kluby, dyskoteki, kawiarnie, marsze i
przemarsze, chcą więcej. A będą chcieli jeszcze więcej!
W Paryżu w krótkim czasie powstała dzielnica, można już
powiedzieć: "tylko dla homo". Mają swoją organizację, bogatych
sponsorów, dużo inwencji i nieograniczone ambicje. Idą na
całość, idą na chama, chcą walki i walczą. O ile wiem, wyparli
już z tej dzielnicy prawie wszystko, co było hetero. Została
bodajże jedna szkoła i jedno przedszkole, które będą musiały
się wynieść stamtąd wcześniej czy później. Poza spółkowaniem,
popierają się i wspierają na wszystkie czysto praktyczne
sposoby. Opanowali całą dzielnicową komercję i usługi, mają
swoją prasę. Panoszą się - są u siebie!
Na ulice też wychodzą z wrzeszczącymi transparentami:
małżeństwa homo! - to jeszcze rozumiem, sprawy spadkowe,
podatkowe, itd., rodziny homo z adoptowanymi dziećmi! - tu się
nie zgodzę, mogę Ci przesłać na żądanie wcale nie śpiewne
uzasadnienie uzasadnionych w tym względzie moich i innych ludzi
oporów. Czego jeszcze chcą?! By im naganiać do ich uroczej
dzielnicy młody narybek, który się pokusi na forsę albo
szykowny prezencik? A to już śmierdzi namawianiem do
prostytucji, poczytaj sobie kodeks karny.
Co im jeszcze potrzebne, gdy wypinają się z jawną pogardą
na zwykłą ludzką tolerancję? Może śluby kościelne byłyby na
miarę ich nie poskromionych ambicji, bo celebrowane śluby
cywilne wraz z weselami są już w Ameryce prawie normalką. Może
Ty, ten "broniący", walniesz nam tu prosto z mostu jak ma
wyglądać ta nie "gazetowyborcza tolerancja"? Chętnie
posłuchamy.
Nie mam zbytniej ochoty, by się na ten temat rozpisywać,
jedno Ci jednak jeszcze bardzo mocno powiem. To homoseksualiści
są nietolerancyjni! Nienawidzą wszystkich, którzy kochają się
inaczej niż oni. Wylazło to w Twoich słowach pełnych
niekłamanego obrzydzenia, gdy opisywałeś obnażoną pierś
karmiącej matki. Mam to w tzw. poważaniu, nie chcą mojej
tolerancji, nie będę płakać, gdy się na nią wypinają. Nie dam
się jednak zwariować i ani myślę śpiewnie przyznawać, że
wszyscy homo są cacy. Nic mi do ich sposobu życia - twój tyłek,
twój kłopot! - ale i im wara od życia mojego, tego
"nienormalnego", bo hetero, czy życia moich dzieci. Wolałabym,
byśmy się co do tego dobrze zrozumieli.
A jak Ci mało, to jeszcze chętnie dorzucę. Uważam, że
pewne poczynania homoseksualistów są obrzydliwe i absolutnie
powinny być karalne. Nie dodam tu żadnego "amen" tylko ze
względu na szacunek dla tego słowa. Myślę jednak, że intencja
mojej wypowiedzi i bez tego jest jasna?
Mam nadzieję, że teraz już się lepiej rozumiemy. Zdaje
się, że muszę zdecydowanie zaprzestać "śpiewania", z moim
brakiem słuchu może dojść do niepotrzebnych fałszywie
brzmiących nutek, a ja tam wolę gadkę prostą, ale dosadną i
szczerą. Możesz na mnie od tej pory jak najbardziej liczyć w
tym względzie. Koniec z milutkimi nutkami.
"A propos tej paryskiej dzielnicy "tylko dla homo", czy w
jakikolwiek instytucjonalny sposób homoseksualiści ograniczyli
możliwość zamieszkiwania w niej osób heteroseksualnych?"
Ja:
Tak. Legalnie, prozaicznie i prosto. Bogaci
homoseksualiści wykupywali w dzielnicy co się dało, a
właściciel nieruchomości ma prawo wymówienia nie pasującym mu
lokatorom lub ajentom. Żebyś znów mi nie zarzucił, że bajdurzę,
zapewnię Cię, że we Francji na temat homoseksualizmu mówi się
otwarcie i głośno. Właściwie coraz głośniej. Niedawno oglądałam
naprawdę rzeczowy i chyba obiektywny, bo wypowiadały się "obie
strony", telewizyjny, prawie dwugodzinny reportaż na temat tej
dzielnicy. Homoseksualiści chełpili się wręcz, że była to
łatwizna. Mówili jasno i wyraźnie, ale oczywiście tylko o tym,
co było, jak mówisz, zgodne z prawem - każdy mający pieniądze
może sobie kupić, co chce. Tak że o pewnych swoich poczynaniach
czy inicjatywach nie obawiali się wypowiadać głośno przed
kamerami. A ile transakcji było załatwianych po cichu i z
pewnym naciskiem? Ale to już oczywiście tylko moja
"insynuacja".
"Czy były przypadki wywierania presji na osoby
heteroseksualne mające na celu zmuszenie ich do wyprowadzenia
się z tej dzielnicy? Czy osoby heteroseksualne są tam w
jakikolwiek sposób dyskryminowane?"
Ja:
Na pewno było wielu, którzy odeszli z własnego wyboru - ci
brzydcy, mało tolerancyjni. Byli też zapewne tacy, którzy nagle
poczuli się jakby osaczeni - jesteśmy "inni", nic tu po nas. A
dyskryminacja to delikatna i podszewkowa sprawa. Można ściskać
kogoś za gardło z miłym uśmiechem na ustach. We Francji nie
dyskryminuje się nikogo jawnie (znów ni w jedną, ni w drugą
stronę!), bo jest to po prostu karalne. Dla chcącego nie ma
jednak nic trudnego, zawsze się znajdą jakieś skuteczne
sposobiki.
"No więc, o co ten krzyk - wszystko odbyło się zgodnie z
prawem? Naprawdę przesadzasz - histeryczka z ciebie."
Ja:
Znasz takie obiegowe powiedzenie - tam prawo, gdzie
pieniądz? A tak się jakoś akurat składa, że francuscy
homoseksualiści są niebywale bogaci, jeszcze tylko
niewystarczająco wpływowi. I pewnie o to tak walczą. Sama pytam
i sama już sobie odpowiadam, bo jakoś nikt tutaj nie bardzo
chce puścić parę. Co do tych niesprawiedliwości i słusznych
żądań, oczywiście. Ale poczekam, może się jeszcze rozgrzejecie
dyskusją i wyłożycie kawę na ławę, co i jak?
Pracowałam kiedyś w sześciogwiazdkowym paryskim hotelu,
Swiadomie nie powiem jak się nazywa. Począwszy od właściciela,
którego nazwisko dobrze jest tu wszystkim znane i który
publicznie deklaruje swoją orientację seksualną, poprzez
dyrekcję, skończywszy na kelnerach i bojach, nie mówiąc już o
klienteli, prawie wszyscy są tam homo. Podobno tylko kilka
pokojówek jest babami w tradycyjnym tego słowa rozumieniu - po
prostu babami, a i jeden, jedyny mężczyzna hetero, z czego
zresztą był niesamowicie, choć na wesoło dumny. Był to hotelowy
ogrodnik, w tak luksusowym hotelu to cholernie ważna fucha.
Dlaczego go tam trzymali, nie udało mi się dociec. Może dla
niepoznaki, może naprawdę profesjonalnie był taki dobry,
cholera wie. Za to cała reszta homo. Pisze o tym bez większych
ogródek, chociaż wolę nie wymieniać właściciela z nazwiska
(teraz to podobno na Internecie zabronione?). Faktem jest
jednak, że ten mężczyzna jest osobą bardzo znaną w tak zwanym
wielkim świecie i deklaruje się publicznie jako
homoseksualista. Należy też zresztą do tych bardziej
walczących, a już na pewno finansujących koszty tego, jak go
nazywasz, postępowego ruchu. Jest tu wielu jemu podobnych, na
przykład kreatorzy mody, politycy... Francja to wolny kraj i
nikt tu nie musi się specjalnie krygować czy ukrywać. Aby tylko
żył zgodnie z prawem, wszystko jest OK.
"Tak jakoś brzydko się wyraziłaś o tym spółkowaniu? Czy
masz coś przeciwko fizycznej miłości, czyżbyś nie wiedziała, że
jest ona jak najbardziej uprawniona wśród osób, które się
kochają?"
Ja:
Niczego nie trzeba zbytnio idealizować, a już chyba
najmniej homoseksualizmu. W reportażu, o którym wspomniałam,
były wprawdzie parki homo dożywające wspólnie starości jak te
przysłowiowe gołąbki, nie powiem, sympatycznie wypadli. Ale
byli też i młodzi - napaleni, zabójczy, zaliczający od
niechcenia cowieczorną nową zdobycz, zmieniający partnerów jak
rękawiczki - coraz to inny, aby przystojniak, aby "świeży"! A
Ty mi tu wstawiasz dyrdymały o prawdziwej i wszędobylskiej w
tym środowisku miłości. A film pt. "Ksiądz" widziałeś?
Pamiętasz te "miłosne" sceny pod mostem?! Jeśli, nie, gorąco Ci
polecam, ten wyjątkowo realistycznie ujęty świat homo. Co tu
dużo gadać, tak brutalnego, zwierzęcego, chciałoby się
powiedzieć, seksu, w życiu nie widziałam! I nie chcę oglądać!
***
Tutaj na szczęście znalazł się inny rozmówca o opiniach
bardziej wyważonych, zadawający mi pytania bez zbędnego
skakania zaraz do oczu tylko dlatego, że myślę inaczej.
Dyskusja z nim była prawdziwą ulgą, gdyby nie powaga samego
tematu, powiedziałabym - przyjemnością.
"No właśnie, skoro w Paryżu "o wolność łatwiej", to gdzieś
o nią musi być trudniej. Czy możesz sobie wyobrazić jak jest z
tym w Polsce?"
Ja:
No, na pewno we Francji nie jest aż tak drastycznie pod
tym względem jak w Polsce, gdzie stare dewoty potrafią jeszcze
splunąć z pogardą nawet na zbyt odważnie ubraną młodą
dziewczynę, w zeszłym roku widziałam to na własne oczy. To, co
dopiero mówić o ujawnionym homoseksualizmie?! W przypadku
Francji, uciekający z prowincji najczęściej młodzi
homoseksualiści podają jako motyw nie tyle jakiekolwiek
"szykany" ze strony, jakby nie było, małej, znającej się na
wskroś, odizolowanej społeczności, co własne opory wobec swoich
rodzin, w obawie przed ich reakcją. W reportażu, o którym już
wspominałam wypowiadali się rodzice, którzy zaakceptowali
homoseksualizm własnego dziecka, argumentując jego prawem do
wolności wyboru, rodzice, którzy uznali ten "rodzinny problem"
jako zło konieczne, które, by nie stracić kontaktu z dzieckiem
są zmuszeni zaaprobować, byli też jednak rodzice, którzy
wykleli "wyrodne dziecko", sami wymagając, by odeszło z
prowincjonalnej wioski czy małego miasteczka, bo im przynosi
hańbę i wstyd.
Tak czy inaczej, myślę, że nagle odkryty homoseksualizm
dziecka jest prawie zawsze mocnym wewnętrznym konfliktem,
jakimś tam dylematem również dla rodziców. Co było jeszcze w
tym reportażu bardzo ciekawe - ci "rodzice akceptujący"
stworzyli coś w rodzaju stowarzyszenia, by wspólnie "trawić"
pojawiający się w ich rodzinie najczęściej dosyć
niespodziewanie (a więc szok) "problem" oraz, by przychodzić z
moralną pomocą rodzicom mającym trudności z zaakceptowaniem
zaistniałego stanu rzeczy. Podtrzymywać się wzajemnie na duchu,
coś w tym stylu. Argument, który padał w przytoczonej
"cierpiącym" rodzicom perswazji - to wasze dziecko, które chce
żyć tak, a nie inaczej. Najważniejsze teraz, by nie poczuło się
odtrącone, by za wszelką cenę zachować rodzinną więź.
"Czy czyjś jawny homoseksualizm mógłby utrudnić danej
osobie np. znalezienie pracy (na przykład w szkole
podstawowej), awans, karierę polityczną, itp.?"
Ja:
Muszę odnieść Twoje pytanie do warunków życia we Francji,
bo żyjąc od lat na obczyźnie, po prostu nie znam realiów życia
w kraju. Chodzi Ci na przykład o homoseksualistów wykonujących
nauczycielski zawód? Tak, są tu. Jak najbardziej. Wiadomo o
nich, jacy są, oczywiście jedynie z przytłumionego szu-szu-szu.
Nikt tu nie odważy zapytać się wprost. Francuska dyskrecja
posunięta jest niemal do niepisanego zakazu - czyjeś życie
prywatne jest tylko i wyłącznie jego sprawą.
Pracuję nawet z ludźmi zorientowanymi seksualnie
"inaczej". A jest to praca, jakby nie było reedukacyjna,
psychoterapeutyczna. Mówię - ludzie, bo znam nie tylko
mężczyzn, ale i kobiety, a że są to ludzie młodzi wcale się ze
swoją "innością" nie kryją. Są cenieni w ekipach (gdyby nie
byli cenieni, dawno by już wylecieli w podskokach) za miły
sposób bycia, gotowość do współpracy, za solidność, rzetelność
i zawodowe kompetencje. I to już jest wszystko jako kryterium
oceny pracownika przez dyrekcję i kolegów z ekipy. Nie ma nic
ponadto, bo być nie powinno. Sprawy łóżkowe nie wchodzą w
zakres obowiązków pracownika, a więc nie one mają wpływać na
jego ocenę czy opinię o nim.
"Jakie reakcje wzbudziłyby w tobie, czy ogólnie -
Francuzach pary homo obejmujące się, całujące. Parom hetero
najwyraźniej to uchodzi, czy widzisz jakąś różnicę?"
Ja:
Nie wiem. W ogóle nie jestem za zbyt manifestacyjnym
okazywaniem uczuć w miejscu publicznym. Podkreślam - zbyt!
Francuzi są albo przyzwyczajeni, bo przechodzą obok takich par
bez najmniejszego wrażenia, a ci mniej tolerancyjni pewnie będą
udawać, że nie widzą. Nigdy tu nie zaobserwowałam jakiejś
wyraźnie okazanej dezaprobaty.
"Opowiedziałaś o tej dzielnicy "tylko dla homo". Łączę to
zjawisko bardziej z kapitalizmem niż z homoseksualizmem, co ty
na to?
Ja:
Masz zupełną rację - kapitalizm umożliwił tego typu
przedsięwzięcie, zresztą jak najbardziej zgodnie z prawem. Było
to jednak ze strony homoseksualistów przedsięwzięcie z góry
założone, najzupełniej celowe i świadome. Można się więc tylko
zastanowić nad motywami takiego właśnie planu: stworzyć getto
dla homo, zgrupować się, by czuć się bezpieczniej,
zamanifestować swą liczebność i siłę?... Samo pojęcie getta
stanowczo mi nie leży. Na ich miejscu, wprost przeciwnie,
walczyłabym o jak najdalej idącą integrację z tak zwanym
normalnym społeczeństwem.
"Pozostaje jedynie pytanie - dlaczego homoseksualiści się
grupują. Może w takiej dzielnicy o "wolność" łatwiej?"
Ja:
Zapewne. Ale jest to wolność odizolowana, zamknięta, która
do niczego nie prowadzi, a moim zdaniem jeszcze im szkodzi.
Wychodząc na "normalne" ulice z tymi, jak je już wcześniej
określiłam, wrzeszczącymi transparentami, przerażają
zaskoczonych ich liczebnością i determinacją obserwatorów -
hetero. Siłą rzeczy, sami siebie robią jakby w tym "normalnym"
życiu intruzami. Ale jest to tylko moja opinia. Pewnie oni
wiedzą lepiej, o co im chodzi i jak najbardziej skutecznie do
tego dojść. Ja, ze swojej strony, wiem jedno: - getto niczego
nie załatwi. Homo i hetero powinni nauczyć się żyć razem albo
chociaż obok siebie. Bez nienawiści i wzajemnych upokorzeń.
z pozdrowieniem dla takich i owakich, :-)
Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2002-07-04 16:12:07
Temat: Re: Homoseksualizm nie jest chorobą?Użytkownik "Kis Smis"
> Czy homoseksualizm jest chorobą?
Gdy słyszę podobne pytania przypomina mi się myśl W. Jamesa: "Ilekroć spór
jest rzetelny, winniśmy być w stanie wskazać pewną RÓŻNICĘ PRAKTYCZNĄ, jaka
musi wynikać stąd, że racja leży już to po jednej, już to po drugiej
stronie".
Właśnie: JAKIE TO MA ZNACZENIE, że homoseksualizm nazwiemy chorobą lub nie?
Czy to cokolwiek zmieni? Nie dostrzegam żadnej praktycznej korzyści tego
"szufladkowania". Można toczyć na ten temat dyskusję bez końca, tylko po co?
> A co z teoriami, że kobiecość dopełnie psychicznie męskość? Dwie połowki
> jabłka i takie tam. Jest na to odpowiedź: homoseksualista odnajduje
zarówno
> męskośc jak i kobiecośc w sobie. To subtelniejsze niż szukanie swojej
duszy w
> kobietach czy animuszu w mężczyznach.
Hmm, a nie wpadłeś na pomysł, że relacje między ludźmi (również seksualne)
mogą całkowicie obyć się bez kategorii męskości i kobiecości?
> Dlaczego więc mimo wszystko uważam, że homoseksualizm jest chorobą tak
samo
> jak krótkowzroczność?
IMO lepszym odpowiednikiem jest tutaj leworęczność. Dla niektórych jest to
choroba, choć spory wokół tego wydają mi się równie jałowe, jak w przypadku
homo.
Pozdrawiam,
amnesiac
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2002-07-04 16:14:58
Temat: Re: Homoseksualizm nie jest chorobą?Użytkownik "tren R" <t...@2...pl
> napisał w
> dziekuje za podrzucenie tematu ;-))
> korzystajac z okazji pozdrawiam amnesiaca oraz moja mame, babcie i
> zone
> trenR
Ech Tren, jakoś słabo rozwija się ten wątek... W tej sytuacji, całkowicie
wbrew sobie i specjalnie dla Ciebie zabieram głos w dyskusji. Dziękuję za
pozdrowienia, pozdrawiam również i ślę całusy dla żony i dwójki dzieci.
miłego wiecz.
amnesiac
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2002-07-04 16:22:58
Temat: Re: W obronie wlasnej tolerancji - homoseksualizmUżytkownik "Magdalena Nawrocka" <m...@w...fr> napisał w wiadomości
<ciach>
Olaboga Magda, Ty chcesz pobić jakiś rekord? Czy jakaś NETykieta nie
przewiduje maksymalnej długości postu? Litości! Co będzie, gdy inni pójdą w
Twoje ślady?
> nie zaprosiłabym na przykład do własnego domu
> robotnego kata, chociaż dobrze wiem, że tylko wykonuje swój
> zawód. Myślę, że mimo wszystko miałabym silny moralny szkopuł,
> by zaprzyjaźnić się z tym człowiekiem.
Mam pytanie: czy miałabyś również "szkopuł", by zaprzyjaźnić się z zawodowym
żołnierzem, który był na wojnie i, wykonując swój zawód, strzelał do ludzi?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2002-07-04 17:07:55
Temat: Re: W obronie wlasnej tolerancji - homoseksualizmOn Thu, 4 Jul 2002 18:22:58 +0200, amnesiac_wawa wrote:
>Użytkownik "Magdalena Nawrocka" <m...@w...fr> napisał w wiadomości
><ciach>
>
>Olaboga Magda, Ty chcesz pobić jakiś rekord? Czy jakaś NETykieta nie
>przewiduje maksymalnej długości postu? Litości! Co będzie, gdy inni pójdą w
>Twoje ślady?
>
>> nie zaprosiłabym na przykład do własnego domu
>> robotnego kata, chociaż dobrze wiem, że tylko wykonuje swój
>> zawód. Myślę, że mimo wszystko miałabym silny moralny szkopuł,
>> by zaprzyjaźnić się z tym człowiekiem.
>
>Mam pytanie: czy miałabyś również "szkopuł", by zaprzyjaźnić się z zawodowym
>żołnierzem, który był na wojnie i, wykonując swój zawód, strzelał do ludzi?
>
>
Jestem przeciwniczka kary smierci i wojen. Nie, nie mialabym skrupulow
zaprzyjaznienia sie z zawodowym zolnierzem, natomiast nie chcialabym byc w jego
skorze.
Magda N
PS. Przepraszam za dlugosc tego postu, to sie juz nie powtorzy:)
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |