Data: 2011-04-29 07:14:26
Temat: Re: I po świętach panie CB
Od: zażółcony <r...@x...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "cbnet" <c...@n...pl> napisał w wiadomości
news:ipc522$16p8$1@news.mm.pl...
> Coś znacznie poważniejszego.
> Chodzi [w skrócie] o pewną jałowość społeczną jednostki
> jako konsekwencję manipulacji nią przez "system", podobną
> jak m.in. w "1984" Orwell'a, jałowość niekoniecznie
> uświadomioną.
>
> Niedorozwój był przykładem, nie rozwinięciem.
>
>
> Mnie chodziło o klapy na oczach które pokazałeś budując pytanie
> albo... albo... i zawierając w nim swoją intencjonalnie negatywną
> ocenę sytuacji bez pozostawienia marginesu na to, że jest z gruntu
> błędna.
> Notabene: z kimś kto tak stawia pytania nie ma o czym gadać.
To trza po prostu rozepchnąć marginesy, zamiast jojczyć 'nie ma o czym
gadać'. Moje pytanie było pośpiesznym skrótem, a nie czarno-białą
propozycją wpasowania się w coś Ci obcego.
Oki. Może było niezręczne, ale nie musisz być aż tak nadwrażliwy.
Sytuacja, w której w klasie jest kilka dzieci, które nie chodzą na religię
to już powiedziałbym - komfort - więc rzeczywiście można powiedzieć,
że 'wyalienowanie' to słowo za duże. Ja przez prawie całą podstawówkę
miałem w klasie kumpla ( którego ojciec był Palestyńczykiem),
więc też miałem kompana do 'niechodzenia'. Ale z tego co wiem, byliśmy
jedynymi takimi egzemplarzami w naszym roczniku - a klas było 4 a nawet
przez jakiś czas 5 - grubo ponad 100 dzieci.
> BTW
> A czy twoje dzieci uczestniczą w "życiu religijnym" swojej klasy
> /grupy, czy pozostają na marginesie, smutne i nieszczęśliwe?
My z żoną przyjęliśmy inną strategię podejścia do tematu
(niż np. moi rodzice). Moje starsze dziecko chodzi do szkoły
katolickiej (zaakceptowałem to ze względu m.in. na realnie
bardzo wysoki poziom nauki a stosunkowo niskie koszty)
- i jest wychowywane po katolicku - ku uciesze np. teściów,
i rodziny mojej matki - a ku mojej dużej rezerwie i ostrożności,
oraz ku niechęci mojego ojca. Linię podziału można by ciągnąć
dalej, np. wsadzić tutaj moją siostrę i brata - ale po co :)
Ja ograniczam się do tego, by wychwytywać, co tam córka łyka
i ew. wzmacniać w niej poczucie zdrowego rozsądku (jak np.
przychodzi do konfrontacji bajek o Noem z wiedzą o dinozaurach
i człowieku jaskiniowym). Gdybym miał w żonie 100% partnera, jeśli
chodzi o te sprawy, to nie byłoby żadnego wychowania katolickiego,
chrztów, komunii itp. Ale takie wychowanie w naszym kraju wymaga
otoczenia dzieci specjalną opieką przez współpracujących rodziców.
Moja żona tematu w ogóle nie czuła i dążyła do rozwiązań w jej
mniemaniu 'bezpiecznych' - i odpuściłem. Bez porozumienia
i jednomyślności między rodzicami byłaby raczej 'mała katastrofa'.
Btw. mam w rodzinie więcej przykładów ludzi, którzy swoje dzieci
wychowywali w oddzieleniu od rytuałów katolickich, są to przykłady
bardzo pozytywne (w sensie rozwoju dzieci, ich osiągnięć), ale
tej 'praktycznej wiedzy' nie byłem w stanie sprzedać swojej żonie,
która raczej wystąpienie 'antykatolickie' kojarzy z osobistą traumą
w starciu z własną rodziną.
|