Data: 2001-06-28 00:33:27
Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "PowerBox" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
O drugim sposobie niżej....
> hmm... Zdrowie jako Cel.
> Tylko co to znaczy ?
Dla mnie znaczy to zdecydowanie, że się to osiągnie i nigdy nie podda w
czasie tego procesu. Następnie każdego dnia stawianie choćby najmniejszych
kroczków w tym kierunku, żebym mógł sobie spojrzeć w twarz (bez lustra:) gdy
się zapytam co dzisiaj zrobiłem takiego, co mnie przybliża do tego celu.
> Bo widzisz, ludzie boją się ( w tym również ja ), że "wraz z ich diabłami
odejdą również ich
> anioły". Nie mogą się z tym pogodzić, chociaż marzą o spokoju. Nie chcą by
wszystko się spłaszczyło
Tego trochę nie rozumiem. Mi się nic nie spłaszczyło. Cieszę się, ze panuję
nad populacją w sensie ilości i jakości swoich diabłów.
> Chciałabym mieć swoje diabły i anioły na zawołanie, ale diabły w pewnym
momencie zaczynają wygrywać,
> a anioly zostają za murem.
> Szkoda, ze nie napisales o tym jak to zrobic.
- Pokazałem skąd można się tego w pełni nauczyć.
> Moze jednak napiszesz o tym "drugim" sposobie ? O tym doraznym. Bo po
miesiacach czy latach kazdy
> problem daje sie przyswoic (jesli ma sie wole ku temu).
Ja wiem o istnieniu kilku takich pseudo sposobów. Niestety w odróżnieniu od
RTZ nie są one zbyt naukowe i medyczne(na razie). Czuję sie niezdarnie
mówiąc o niektórych, bo zaczynam się pewnie jawić wielu ludziom jako
nawiedzony jakiś ciężki przypadek z lasu. Zdaję sobie z tego sprawę. Ja nie
mam nic do stracenia, Wy możecie jeszcze wszystko zyskać. Z bardziej
popularnych to kotwica NLP, zakłócenie wzorca zachowań przez afirmacje albo
zmianę swojego ciała, rózne medytacje, biofeedback. Wszystko to i więcej
jest opisane w różnych książkach i działa z różnym skutkiem. Dla mnie ważnym
jest jeszcze jak zwykle RTZ, mimo, że zaliczyłem go do pierwszej grupy
zapobiegawczej znakomicie działa i na tym polu. Wszystko to ma do czynienia
z powstałymi już emocjami, które nas męczą, ale nie są to całościowe
rozwiązaniea problemu. Całościowa jest reedukacja emocjonalna, czyli program
o takich możliwościach jak RTZ. Dla mnie jednak istnieje jeden czarny koń.
Jest to wspomniana przeze mnie metoda opisana przez Sisson'a. Dzięki niej
dokonałem przełomu. Przy maxymalnie traumatycznym zdarzeniu kotwica NLP może
się założyć w drugą stronę pod tak silnym naporem i w dodatku działa
chwilowo. Przy potwornym roztrzęsieniu nie ma co marzyć o skutecznej
medytacji. Uzycie RTZ wymaga elementarnej jasności umysłu i chwili czasu a
właśnie URYWA NAM DUPĘ!!! I to cos w cale nie żartuje!!!... Lekarstwo, jak
każde profesjonalne danie w łeb, tutaj choc raz się sprawdza. Działa
wyśmienicie na zasadzie, że lepiej gdyby mnie tytaj w ogóle nie było- buuum!
Gdy się znów zaczniemy pojawiać na świecie weźmiemy szybko dawkę na
zakładkę -buuum, względny spokój na następne parę godzin i tak 1 rok.
Zakłócenie wzorca albo techniki NLP niewiadomo dlaczego teraz nagle
odmawiają posłuszeństwa i stają się niezrozumiale nieskuteczne, ponieważ nie
możemy tego prawidłowo przeprowadzic pod naporem zawalającego się świata i
wykładniczo(!) ( w moim odczuciu) wzrastającej obiektywnej trudności. O
zmianie ciała zapomnij, bo i tak ledwo stoisz na nogach. Sprzęt do
biofeedbacku został w domu, z resztą i tak by nie pomógł, bo stąd do
wstępnego opanowania jest tak daleko jak do końca układu słonecznego.
Wypowiedzenie w tym momencie jednej afirmacji jest tak nie na miejscu,
wzbudza tak olbrzymi dysonans i lawinę biadolenia, że paradoksalnie może
jedynie prowadzić do całkowitego załamania i szaleństwa. Możesz jeszcze
wszystkiemu zaprzeczyć, ale nawet gdy Ci się wydaje, że to już max -
porażenie wraca z podwójną siłą.
Co robić?
W zależności, czy odrobiłeś zadanie domowe z dnia 28.06.2001 czy nie,
masz -albo nie masz ostatniej szansy poradzenia sobie, żeby stress nie
spustoszył Ci mózgu, reszty ciała, żebyś naprawde na trwałe nie zwariował i
nie znalazł się do końca życia w związany w psychiatryku na łasce Dorrit.
Wówczas jedyną rzeczą którą znam jest mój czarny koń, czyli to, o czym mówi
Sisson. Całościowe podejście, filozofię, uzasadnienie i zasadę działania a
własciwie jego brak (kto przeczyta zrozumie) przeczytałem w książce pod
idiotycznym jak dla mnie i nawiedzonym tytułem: "Wewnętrzne Przebudzenie".
Ta książka i ta druga o RTZ i czas włożony w ich przeczytanie to dla mnie
jedne z najlepszych inwestycji w moim życiu. I mean it! Nie wiem jak inni to
przejdą, dla mnie to był przełom, jak pisalem. Ostatnio pojawił się post o
facetach w jaskini. Zastanawiam się czy po tym wszystkim nie jestem troche
jak oni. Pewne rzeczy już nigdy nie są takie same po nawiedzonej lekturze i
kilku przeżyciach. Czy treść moich listów nie jest przypadkiem ich
mieszkaniem w lesie -dla mnie istotnym, jedynym rozwiązaniem a dla Was
niezrozumiałym dziwactwem, które z politowaniem obchodzicie z daleka, gdy ja
w tym samym czasie myslę o was "biedacy".
Jak do tego doszedłem:
Na swoje poszukiwania
patrzę w inny niż większość ludzi sposób. Gdy miałem "obniżenie nastroju"
wykonywałem, coś, co mi się zdawało przyniesie poprawę. Bardzo szybko się
przekonywałem, że to nie to. Życie mówi: nie chłopczyku, to nie to. Żadnych
innych wskazówek gdzie szukać. Jeden pionek w grze MasterMind. (W
oryginalnej grze jest pięc pionków informacyjnych w dwóch kolorach do
odgadnięcia kodu, więc sprawa łatwiejsza.). Dobra, wymyślałem, że teraz
zacznę uprawiać sport jak dziki. Na pewno nie było gorzej, momentami nawet
zdecydowanie lepiej. Przy pierwszej sytuacji stresowej życie wystawia mi
czarny pionek oznajmiający, że nie mam racji. Dalej idę na akupunkturę.
Pomaga mi bardzo wyraźnie. Po zakończeniu mija kilka tygodni -czarny pionek
i znów to samo. Chłopczyku, nie o to mi chodzi -mówi życie z totalną
obojętnością. Żadnych innych wskazówek co dalej. Dobra, to teraz nic nie
robię. Po chwili czarny pionek zagradza mi dalszą drogę. Żadnych wskazówek,
zaczymam od początku. Idę sie nachlać, bo nic nie pomaga. Tego samego
wieczoru dwa czarne pionki(na jeden możliwy). Idę w końcu do psychiatry, bo
wytrwałość czarnego pionka staje się zbyt męcząca i nie daję rady
zwyczajnie. Kupuję leki po 15 minutowej wizycie. Pomaga. Pojawia się kilka
innych zmiennych w życiu, ale ogólnie blachę można wyklepać, nikomu nic się
nie stało, odszkodowanie pokryje szkody a ten drugi przy tej okazji zrobił
sobie remont przedniego zawieszenia za frico. Tak trwam jakiś czas i nie
widać czarnego pionka! Po 2-3 latach już go widzę wyraźnie. Startuję od
zera. Za każdym razem niezmiennie, optymistycznie od zera. Czy to mógł być
zbieg okoliczności ? Zapisuję się na kurs tralalalingu. Sam nie wiem. Po
chwili już wiem. Zapisuje się teraz dla odmiany na kurs
tralalalalalalalingu. Daj spokój chłopie -zdaje sie mówić pionek przed
oczami. Medytacje! Generalnie po latach - fucken black checker again, ale
warto zapamiętać. Teraz kolej na różne książki. Tutaj sprawa jest
delikatniejsza. Często widze negatywne odpowiedzi od mojego jedynego
psychoterapeuty-życia, ale przeczuwam, że to do konia musi gdzieś tutaj być,
bo to w końcu mądrzy ludzie piszą. Po drodze inna metoda, ale rezygnuje
zanim zobaczę informacje zwrotną w całej okazałości. Obecnie jestem na
etapie opanowania sytuacji w bardzo zadowalającym mnie stopniu.
Przeprowadziłem tak zmasowany atak na pozycję przeciwnika, że w
końcu się okazało... Do wieloletniej walki użyłem broni maszynowej,
szpiegów, lotnictwa, broni chemicznej, szabel, wycofania się, rakiet,
czołgów, dziesięciu milionów czerwonoarmistów, 50 kamikaze, magii i czarów,
łodzi podwodnych, noża, zastraszenia, terroru, podstępu, komandosów,
okrążenia, bomby atomowej, bomby wodorowej, nie pomogło -to dwudziestu bomb
wodorowych, ucieczki i to wszystko tylko po to, żeby się na koniec
dowiedzieć, wyciągnąć wniosek i zrozumieć, że cały czas walczyłem z samym
sobą. Od czasu, gdy dostosowałem się do tego faktu nie widziałem już więcej
czarnego pionka. Nie znaczy to, że widziałem biały pionek i że nigdy więcej
nie
zobaczę czarnego! Taki znany problem filozoficzno-matematyczny polega na
tym, że widzimy białe łabędzie w życiu i wyciągamy wniosek, że wszystkie są
białe. Może tak, może nie. Zobaczenie jednego czarnego łabędzia wystarczy do
zanegowania tezy, że wszystkie łabędzie są białe. Ważny wgląd terapeutyczny:
że mozemy przez człe zycie nie widzieć czarnego łabędzia i wysnuć na
podstawie wniosek niezgodny z rzeczywistością.
Być może zobaczę czarny znak znów poźniej w innych okolicznościach. Nie wiem
co będzie w przyszłości. Wiem natomiast, z których stron najprawdopodobniej
się nie pokaże.
Małe dzieci uczą się na błędach. Jak im się mówi, że piec jest gorący, to
nie ma sposobu, żeby to do nich dotarło, zanim się nie oparzą. To nikogo nie
dziwi ale dorośli, mimo, że czytują WallStreetJournall postępują na poziomie
emocjonalnym dokładnie tak samo i to dla mnie jest ciekawe. Byłem z siebie
dumny, że w końcu do czegoś konstruktywnego doszedłem metodą prób i błędów.
Rozmawiałem z mądrym człowiekiem na ten temat i zapytał mnie, dlaczego
robiłem te wszystkie rzeczy przez lata zamiast wyciągnąć nauke z cudzych
błędów i robić tylko te "dobre" rzeczy. Poraz któryś z rzędu z nieznośną
dobitnością prosta prawda wprawiła mnie w silne zakłopotanie. Jak mogłem o
tym wcześniej nawet nie pomyśleć.
Moj wniosek jest taki, żeby patrzec na rezultaty i słuchac waszego
najlepszego, doskonałego, nieomylnego i mającego zawsze rację terapeuty i
nauczyciela- czyli życia. Nie mnie, nie psychiatry z
przychodni, który wie o istnieniu czarnych łabędzi a nie chce zaakceptowac
takiego oczywistego faktu, albo dla Waszego dobra Wam tego nie mówi, nie
księdza, nie Maultsbiego, tylko właśnie życia(cokolwiek to znaczy). Jeżeli
połykacie codziennie od lat chemikalia i codziennie nie możecie ich odstawić
to na moje -życie codziennie mówi Wam wyraźnie co o tym sądzi. To samo jeśli
ktoś jest permanentnie samotny, biedny, nieszczęśliwy i cała reszta.
Tyle się mówi teraz o inteligencji emocjonalnej i pokrewnych zagadnieniach.
Ktoś kto mając zdrowy mózg i nie może sobie poradzić z własnymi emocjami i
wyjść z depresji latami jest dla mnie emocjonalnym ignorantem i emocjonalnym
idiotą(sam nim byłem, więc wiem co mówię). Gdyby do tej pory to nie było
oczywiste to twierdzę, że można to zmienić. Jeżeli ktoś twierdzi, że ma inny
problem niż inni ludzie, albo, że jest on niemożliwy do rozwiązania na
poziomie emocjonalnym, albo że to ten problem powoduje jego stan -to musi na
własna rękę znaleźć sposób, by wbić sobie do głowy, że wpadł w pułapke
własnego umysłu i że jest wyjście z tego straszliwego lasu. Musisz tylko
przejść przez las i nie spojrzeć na piękną dziewicę(to stara baśń), bo
zamieni Cię w kamień, czy jakoś tak to leciało. Twój problem jak sobie z tym
poradzisz. Wiesz gdzie jest trick, ale przejść bedzie arcyciężko, bo pokonac
trzeba będzie samego siebie. Powiem, że najprawdopodobniej będzie nawet
trudniej niż myslisz. Twoja inwencja jak wykonasz zadanie. Pamiętaj, że już
jesteś w lesie i może nawet masz pierwsze kłopoty. Zwróć uwagę jak niewielu
dochodzi do końca i że nawet nie wiadomo gdzie jest koniec, póki się tam nie
dojdzie. Ci z drugiej strony mówią Ci, ze to takie proste, wystarczy nie
spojrzec na czarownicę. Dla Ciebie to wszystko jest nieskończenie trudne.
Jak się już kamienieje, to trudno odwrócić wzrok ale to jest możliwe.
Moze spotkasz jedną czarownice w postaci śliczności, może 10000 a może
żadnej. Twoja sprawa jak sobie z tym poradzisz. Możesz się przywiązac do
masztu i zatkać uszy woskiem, żeby nie skoczyć w toń za zdradliwą pieśnią
syrenek stopiątek.
|