Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Jak pomoc zonie? (dlugie)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Jak pomoc zonie? (dlugie)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-09-29 08:44:11

Temat: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "zagubiony" <l...@W...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam
Nie wiem czy dobrze trafilem, ale jesli nie to prosze was o pokierowanie w
miejsce gdzie otrzymam odpowiedz na moje pytania badz jakas porade.
Sprawa jest nastepujaca. Kilka lat temu, wowczas moja dziewczyna, dzis moja
zona, usunela nasze dziecko. Ja zachowalem sie strasznie nieodpowiedzialnie i
nie bylem przy niej, jak szczeniak odsunalem sie i zostawilem ja sama z
problemem.
Dzis mamy powazny klopot, poniewaz Ona nie moze sie z tego otrzasnac.
Probowala kilku terapii, a najgorsze, ze ja sam nie potrafie jej pomoc. Nie
wiem jak ja pocieszyc, co powiedziec aby w momentach zalamania poczula sie
choc troche lepiej.
Ja tez probowalem uczeszczac na spotkania, ktore mialy mi pomoc zrozumiec to
co sie stalo, ale nic z tego nie wyszlo. Nie wiem czy to przez moja osobe czy
tez przez Pania ktora te spotkania prowadzila.

Prosze was o rade, badz wskazowki gdzie moglbym sie udac, moze ktos chcialby
pomoc mi na poczatek korespondencyjnie. Wszelkie wasze rady beda mile widziane
i za wszelkie bede wdzieczny. Nie chce aby nasze malzenstwo sie rozpadlo.
Kocham zone i naprawde chce jej pomoc - pomoc nam.

Pozdrawiam

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-09-29 12:58:16

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "Mr Jacek B." <dv[USUN_TE_DUZE_LITERY]@z.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "zagubiony" <l...@W...onet.pl> napisał w
wiadomości news:4a7d.000007f1.3f77f0db@newsgate.onet.pl...
> Witam
> Nie wiem czy dobrze trafilem, ale jesli nie to prosze was o
pokierowanie w
> miejsce gdzie otrzymam odpowiedz na moje pytania badz jakas porade.
> Sprawa jest nastepujaca. Kilka lat temu, wowczas moja dziewczyna,
dzis moja
> zona, usunela nasze dziecko. Ja zachowalem sie strasznie
nieodpowiedzialnie i
> nie bylem przy niej, jak szczeniak odsunalem sie i zostawilem ja
sama z
> problemem.
> Dzis mamy powazny klopot, poniewaz Ona nie moze sie z tego
otrzasnac.
> Probowala kilku terapii, a najgorsze, ze ja sam nie potrafie jej
pomoc. Nie
> wiem jak ja pocieszyc, co powiedziec aby w momentach zalamania
poczula sie
> choc troche lepiej.
> Ja tez probowalem uczeszczac na spotkania, ktore mialy mi pomoc
zrozumiec to
> co sie stalo, ale nic z tego nie wyszlo. Nie wiem czy to przez moja
osobe czy
> tez przez Pania ktora te spotkania prowadzila.

jeżeli mogę, ale to moje bardzo osobiste zdanie, pomijam wszelką inną
jakąś wiedzę - przejdżcie się na cmentarz (tak, pomimo wszystkiego),
uspokójcie się pooglądajcie groby - nie dominuj w dyskusji, jeżeli ona
zacznie jakiś temat, pozwól jej kontynuować i reaguj w żaden sposób
negatywnie, jeżeli zobaczy coś co ją zatrzyma, pomoż jej się
zastanowić nad tym, nikoniecznie mów. Zróbcie soie długi spacer - idź
po pretekstem czegokolwiek, a choćby, że chciałbyś zobaczyć groby
swoje (i jej) bliskich jak wygklądają na jesień - może jakieś
porządki. WIem, że pewnie uczetnicy tej grupy oburzą się - ale zrobisz
jak zechcesz. Postaraj się rozmowy nakierować na jakiś tor refleksyjny
(nie bój się, że początkowo jej się pogorszy nastrój).
Powoli, powoli, powoli, zacznij mówić o dziecku, a może powiedz jej
wprost, że żałujesz tego co kiedyś się stało i co byś zrobił, aby to
zmienić, że plama zostanie do końca życia (a mam nadzieję że
żałujesz). Pozwól jej prawdziwie i szczerze się wypłakać, wyżalić -
niech to odczuje, nie ch poczuje się samotna - a później wkrocz, i
zapenij jej pełne ciepło, bezpieczeństwo - daj jej takie ciepło,
jakiego nigdy dotąd nie miała, aby poczuła się gotowa...

> Prosze was o rade, badz wskazowki gdzie moglbym sie udac, moze ktos
chcialby
> pomoc mi na poczatek korespondencyjnie. Wszelkie wasze rady beda
mile widziane
> i za wszelkie bede wdzieczny. Nie chce aby nasze malzenstwo sie
rozpadlo.
> Kocham zone i naprawde chce jej pomoc - pomoc nam.
>
> Pozdrawiam

Pisze że ją kochasz - spróbój elikisiru kontrastu.

Ps. Kwiatki - najlepsze i najszczersze bez okazji! - wspólne wypady
(wycieczki gdziekolwiek) też łączą. - Telewizor - polać wodą!

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 13:07:59

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

"zagubiony" <l...@W...onet.pl> napisał w wiadomości
news:4a7d.000007f1.3f77f0db@newsgate.onet.pl...

> [...] Kilka lat temu, wowczas moja dziewczyna, dzis moja
> zona, usunela nasze dziecko. Ja zachowalem sie strasznie nieodpowiedzialnie i
> nie bylem przy niej, jak szczeniak odsunalem sie i zostawilem ja sama z
> problemem.
> Dzis mamy powazny klopot, poniewaz Ona nie moze sie z tego otrzasnac.
> Probowala kilku terapii, a najgorsze, ze ja sam nie potrafie jej pomoc. Nie
> wiem jak ja pocieszyc, co powiedziec aby w momentach zalamania poczula sie
> choc troche lepiej.


Moim zdaniem jedyną skuteczną terpią dla Twojej żony będzie urodzenie
dziecka. Prawdopodobnie jej wszystkie złe wspomnienia oraz stany
depresyjne miną jak zły sen.

Jest tylko jeden, za to potężny problem - jak ją namówić na zmianę stanu
(mam na myśli stan błogosławiony). Zakładam w dodatku wariant bardziej
optymistyczny, czyli brak powikłań po zabiegu utrudniającym lub wręcz
uniemożliwiającym zajście w ciążę. Zgaduję jednak, że ma świadome lub
nieświadome blokady psychiczne na myśl o tym, że miałbyś zostać ojcem jej
przyszłego dziecka. Raz już ją zawiodłeś, sam teraz dobrze rozumiesz,
w jak ważnym i kluczowym momencie jej dotychczasowego życia.
Jest to zadra nieusuwalna - musisz się z tym pogodzić, ale mimo wszystko
przekonywać ją, że TERAZ to już jesteś odpowiedzialnym - nie tylko za
swoje życie - mężczyzną.

Znów przyjmuję kolejne, optymistyczne założenia. Pierwsze - już bez
lęku czy wręcz paniki myślisz o tym, że zostaniesz ojcem. Drugie
założenie - Wasza sytuacja materialna czy socjalna pozwala na
powiększenie rodziny.

Prawdę jednak powiedziawszy kiepsko oceniam Twoje szanse na
uratowanie Waszego małżeństwa. Jednak szczerze Ci życzę, abym
tym razem mylił się w ocenie sytuacji.

Pozdrawiam.

Sławek

P.S. Witam Szanownych Ugodowców po_wrocie do Polski.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 14:25:14

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "ajtne" <a...@C...op.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:bl9asd$203$1@atlantis.news.tpi.pl...

> Moim zdaniem jedyną skuteczną terpią dla Twojej żony będzie urodzenie
> dziecka. Prawdopodobnie jej wszystkie złe wspomnienia oraz stany
> depresyjne miną jak zły sen.

Hmmm... Moze tak, może nie... Wydaje mi się, że raczej nie.
W tej sytuacji byłby to tylko plasterek, pod ktorym stara rana
nadal by się jadziła...
MZ Jacek bardzo sensownie pisze o tym cmentarzu, ale
dodałabym jeszcze jakieś symboliczne przeproszenie i pożegnanie
tego nienarodzonego. Wypowiedzenie rozpaczy i poczucia winy.
Już kiedyś na psp była mowa o wodnych dzieciach (mizuko)- MZ
to idealny rytuał pomagający poradzić sobie z problemem żałoby
po nienarodzonym. Żałoba musi zostać zamknięta, inaczej będzie
bolała przez całe życie...

pozdrawiam

joa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 16:31:07

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: Amnesiak <amnesiac_wawa@_zero_spamu_poczta.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

On Mon, 29 Sep 2003 15:07:59 +0200, "Slawek [am-pm]"
<sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> wrote:

>Sławek
>
>P.S. Witam Szanownych Ugodowców po_wrocie do Polski.

No, zobaczymy co z tego wyniknie dla kraju. ;-)

--
Amnesiak
----
"Wszystko ulega dzis przyspieszeniu.
Nawet dziewczyny mają wcześniej okres."
Tren R

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 17:46:33

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "Mr Jacek B." <dv[USUN_TE_DUZE_LITERY]@z.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "ajtne" <a...@C...op.pl> napisał w wiadomości
news:bl9fig$hig$1@news.onet.pl...




> Hmmm... Moze tak, może nie... Wydaje mi się, że raczej nie.
> W tej sytuacji byłby to tylko plasterek, pod ktorym stara rana
> nadal by się jadziła...
> MZ Jacek bardzo sensownie pisze o tym cmentarzu, ale
> dodałabym jeszcze jakieś symboliczne przeproszenie i pożegnanie
> tego nienarodzonego.

tak asieńko, tylko - sam nie chciałem już robić z tego dosłownie
przeedstawienia - dlatego też świadomie to pominąłem, chociaż,
przyznaję - przeleciała mi taka myśl... to też zależy, co zależy
pożegnanie nienarodzonego, prawda? - mozna np. brezimiennie zamówić
mszę za.... (podać imię) np na Jasnej Górze, w pobliskiej pararfii -
ni musi nikt wiedzieć, wąne, że bedą wiedzieliz ainteresowani - no bo
najwyższy to wie...


Żałoba musi zostać zamknięta, inaczej będzie
> bolała przez całe życie...

Zgadzam sie w pełni - zresztą, KAŻDA STRATA musi być w pełni
zamknięta, aby można było dalej żyć - czasem mylimy tłumienie z
zapomnieniem.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 18:05:24

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "iUSTINE" <o...@j...cy> szukaj wiadomości tego autora

od siebie dodam, że problem przy usunięciu dziecka jest bardziej złożony
niż problem żałoby tylko jako takiej; doświadczony specjalista powinien
wam pomóc - ale raczej taki, który ma już na tym polu znaczne sukcesy -
może kilka telefonów po lokalnych lub większych krajowych poradniach
terapii rodzin pomoże znaleść tą właściwą osobę; jeśli jesteście wierzący,
to macie lepszą sytuację (paradoksalnie)- element ekspiacji w ramach
praktyk, które przewiduje katolicyzm znajduje swoje potwierdzenie w
światowych i krajowych badaniach na temat skuteczności terapii takich
problemów

życzę szczęścia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 18:10:53

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "ajtne" <a...@C...op.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Mr Jacek B." <dv[USUN_TE_DUZE_LITERY]@z.pl> napisał w wiadomości
news:bl9qon$411$1@atlantis.news.tpi.pl...

> to też zależy, co zależy
> pożegnanie nienarodzonego, prawda? - mozna np. brezimiennie zamówić
> mszę za.... (podać imię) np na Jasnej Górze, w pobliskiej pararfii -
> ni musi nikt wiedzieć,

No tak - to już zależy jak się komu w duszy gra...

pozdrówka

joa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-29 20:48:23

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

zagubiony napisał:

> Dzis mamy powazny klopot, poniewaz Ona nie moze sie z tego otrzasnac.
> Probowala kilku terapii, a najgorsze, ze ja sam nie potrafie jej pomoc. Nie
> wiem jak ja pocieszyc, co powiedziec aby w momentach zalamania poczula sie
> choc troche lepiej.

A stan jest postępujący czy trwały? Pojawił się nagle, czy trwa od czasu
usunięcia?

Od razu zastrzegam się, że nie jestem psychologiem, psychiatrą itd, ale
w przypadku odwleczonego i postępującego stanu, dziecko może być tylko
"wymówką" - na pogłębianie się stanu może mieć wpływ zagubienie żony,
lęki itd. - jak dla mnie pierwsza wizyta u psychologa [w takim wypadku]
nie powinna koncentrować się na dziecku, ale na obecnym stanie żony.

Flyer
--
Szukam roboty - zdolny i chętny, z doświadczeniem w łączeniu wody z
ogniem i wykonywaniu niewykonalnego. ;)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-09-30 06:56:39

Temat: Re: Jak pomoc zonie? (dlugie)
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

"ajtne" <a...@C...op.pl> na takie słowa:

> > Moim zdaniem jedyną skuteczną terpią dla Twojej żony będzie urodzenie
> > dziecka. Prawdopodobnie jej wszystkie złe wspomnienia oraz stany
> > depresyjne miną jak zły sen.

- odpisała:

> Hmmm... Moze tak, może nie... Wydaje mi się, że raczej nie.
> W tej sytuacji byłby to tylko plasterek, pod ktorym stara rana
> nadal by się jadziła...


Dziwi mnie nazwanie przez Ciebie "plasterkiem" wydarzenia, które
wiele kobiet z perspektywy czasu określa jako najdonioślejszy,
najwspanialszy fakt zaistniały w ich życiu. Urodzenie dziecka
potrafi przesłonić jej wszystko, co do tej pory wydawało się
interesujące, sensowne czy warte starań i wysiłków.

Niekiedy bywa całkiem przeciwnie. Na wieść o zajściu w ciążę
dziewczyna wpada w popłoch, wręcz przerażenie. Aby nie wdepnąć
w prawdziwy kanał, nie dać się - w jej odczuciu - pogrzebać żywcem,
bez względu na konsekwencje (a najczęściej nie zdając sobie
sprawy z przyszłych konsekwencji) decyduje się na "zabieg
usunięcia ciąży".

Na pozór moja rada wygląda absurdalnie. Partnerka "zagubionego"
zaliczyła kiedyś opisaną wyżej katastrofę, tymczasem ja proponuję
im powtórzyć pewien taki nieskomplikowany proceder - i wpędzić
ją w kłopoty powtórnie. Wystarczy jednak odpowiedzieć sobie na
jedno proste pytanie, aby zauważyć w tym szaleństwie metodę:

"Kiedy zajście w ciążę jest dla kobiedy błogosławieństwem,
a kiedy przekleństwem?"

Daruję sobie rozwlekanie tematu ponad miarę, przejdę do sedna
sprawy. Obecnie żonę "zagubionego" dręczy poczucie winy
wynikające ze sprzeniewierzenia się naturalnemu powołaniu każdej
kobiety - dawaniu życia. Mogła ona do czasu owego nieszczęsnego
wydarzenia ignorować to powołanie, lekce je sobie ważyć, wręcz
na nie gwizdać - dopóki dziecko jawiło się w jej wyobrażeniach
jako odległa, kosmicznie abstrakcyjna perspektywa. Gdy się jednak
cokolwiek skonkretyzowała, w dużym stopniu (a być może przede
wszystkim) na skutek postawy "zagubionego" postanowiła
rozwijające się już w niej życie zniszczyć.

Teraz z kolei jego dręczą wyrzuty sumienia, gdyż nie okazał się dla
niej oparciem w krytycznym momencie. Prawdę mówiąc dziwię się
nawet, że wciąż są razem, bo miliony innych par na podobnym,
ostrym zakręcie szybko się rozpadły. Widzę tym samym cień szansy
na uratowanie małżeństwa "zagubionego".

Jak zatem naprawić owe błędy i grzechy młodości ich obojga? Jak
przywrócić kosmiczny porządek i harmonię Wszechświata? ;-) Nie
widzę innego sposobu niż taki: on okaże się dla niej prawdziwą
opoką, ona mu bezgranicznie zaufa - i urodzi mu dziecko, a jeszcze
lepiej gromadkę dzieci. Zatrze w ten sposób pamięć traumatycznego
wydarzenia, odkupi swoją winę, być może odnajdzie sens istnienia
albo wręcz poczuje się szczęśliwa.

Brzmi to wszystko jak bajka, ale - niestety - życie zwykle nie jest
bajką. Oboje muszą przeprawić się razem przez ogromną górę
dotychczasowych lęków i rozczarowań. Nie bardzo nawet sobie
teraz wyobrażam, w jaki sposób on miałby obudować w niej
owe magiczne "zaufanie". I wcale nie zdziwiłby mnie rozwój
sytuacji, w której zaufaniem obdarzyłaby ona kogoś innego.
"Zagubiony" musi umieć spojrzeć brutalnej prawdzie w oczy.

Wybacz, Joasiu, ale to Twoje rady wydają mi się "plasterkiem"
na ranę. Nie neguję wartości określonych rytuałów czy psychoterapii,
lecz w opisanym przypadku jest to tylko obchodzenie problemu
dookoła, a nie rozprawienie się z nim. Mogą pomóc im pokonać
ową górę wzajemnych uprzedzeń, mogą nieco zatrzeć złe
wspomnienia, jednak nie są w stanie całkowicie wymazać w nich
poczucia winy i przywrócić im całkowity, święty spokój.
Nic nie poradzimy na to, że mleko się rozlało. Trzeba trochę
posprzątać - i nalać je ponownie do kubeczka. Kropeczka.

Ciekawe, że kiedyś proponowałem zafundowanie sobie gromadki
wnuków (zatem wcześniej gromadki dzieci) jako lekarstwa na
pewne egzystencjalne rozterki. Proszę jednak sobie nie wyobrażać,
że w przypadku każdych większych problemów sugerowałbym
podobne rozwiązanie. Czasami po prostu jedyną metodą pokonania
śmierci jest życie - i w mojej ocenie takiej sytuacji dotyczy omawiana
przez nas historia, nomen-omen z życia wzięta.

Na zakończenie dodam coś jeszcze. Jest mniej istotne, kto z nas
ma tutaj rację, ważniejsze jest, aby pomóc "zagubionemu". Ośmielę
się wyrazić przypuszczenie, że nie jesteś osobą, która kiedyś
przeprowadziła "zabieg", a która później urodziła dziecko. Ja zresztą
też nie zaliczyłem powyższych etapów. A w moim odczuciu relacje
takich osób byłyby tutaj rozstrzygające. Jednak przypominam sobie,
że w trakcie kilku burzliwych dyskusji, które przewinęły się na
forum "psp" na temat aborcji, były wypowiedzi dotyczące fatalnych,
psychicznych konsekwencji przeprowadzenia zabiegu oraz wręcz
cudownego wpływu urodzenia dziecka na jakość jej dalszego życia.

Pozdrawiam

Sławek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 . 3


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Prośba - Negocjacje
tolerancja
Na kanapie...
Dylemat oceny?
Re: Nude Neighbour Tanning

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »