Data: 2004-11-14 18:57:10
Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
lista; <cn7bl9$d4s$1@inews.gazeta.pl> :
> Nie sądzę, żeby ten post, ani odpowiedzi na niego cokolwiek zmieniły...
Ja też. ;)
> Piszę raczej dla spokoju własnego sumienia, że jednak spróbowałem, i nie
> zostawiłem niewykorzystanej szansy na normalne życie, a nuż się uda?
Nie ma tak prosto - najpierw musisz wpaść w doła, żeby Ci się "optyka"
poprawiła. ;)
> Chodzi mi mianowicie o to, że nie jestem w stanie zdobyć żadnej kobiety, na
> której mi zależy... Bo te, do których nic nie czuję garną się do mnie
> strasznie, może nie na każdym kroku, ale zdecydowanie częściej niż bym
> chciał. Nie powiem, mile łechce to moją próżność, ale co z tego?
> Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo szybko.
> Bardzo bardzo szybko. I zawsze, ale to zawsze słyszę jedną wymówkę - nie
> jestem Ciebie warta. To znowu mnie dowartościowuje, ale ja wiem, że tak
> naprawdę przyczyna tkwi głeboko we mnie, bo to ja wpędzam je w takie
> poczucie niższości.
> I odchodzą. Ze łzami w oczach, ale tak będzie dla Ciebie najlepiej.
Musiałbyś napisać jakież to kobiety - mz. wygląda to tak, że normalnych
kobiet zbytnio się boisz [dokładnie], a "nienormalne" zbytnio boją się
Ciebie [i odchodzą]. Taki schemat jest bardzo wygodny, bo dzieki temu
nigdy sie nie zwiążesz. I tu jest odpowiedź - szukasz osoby, która
niezakłóci Twojej [mniemania o] wysokiej wartości/samodzielności itd.
Tak podejrzewam bez znajomości faktów.
> Zawsze wpadam w, jak to ładnie dzisiaj się mówi, doła. Nic mi się nie chce,
> a mój optymizm robi sobie wakacje.
> Ludzie mówią, nie przejmuj się. Więc się nie przejmuję, układam sobie życie
> od nowa, podejmuje jakieś wyzwanie, sam nie wiem dlaczego... Chyba, żeby
> zapomnieć... A kiedy przychodzi moment triumfu, albo tuż przed nim, pojawia
> się kobieta. Ona się cieszy moim zwycięstwem, choćby to było tylko
> znalezienie pracy, a ja cieszę się, że jest ze mną. A potem...
> jak już opisałem...
A ile można się cieszyć z sukcesów partnera? Są jednostki zdolne do
takich "poświęceń", choć te bym raczej omijał - częściej jednak taka
sytuacji prowadzi do nierównowagi i sytuacji, kiedy druga połowa
porównując własne osiągnięcia do osiągnięć partnera zaczyna sama dołować
- może musisz stemperować swoje "chwalenie" i zająć się opisem "zwykłego
życia", czy neutralnych doświadczeń, zamiast opisywać w kółko swoje
osiągnięcia zawodowe, może musisz robić cos wspólnie z partnerką i dawać
jej część waszego "zwycięstwa", a może musisz "ciągnąć partnerkę za
uszy" - nie ma lekko - chcesz się wiązać z bezpiecznym i zakompleksionym
"towarem" to musisz zacząć bawić się w "opiekuna". Tylko - jeżeli
zmienisz swój sposób postepowania, to nie łudź się - możesz wychować
osobę samodzielną, która Ci się nie spodoba - niezmienne to tylko rybki
akwariowe są. ;)
> Wiem, że powinienem prosić o pomoc.
Ja tam sceptyczny jestem - tylko doświadczenie jakichś stanów jest w
stanie zmienić Twoje nastawienie - słowa przetłumaczysz na znane sobie
pojęcia i nic z tego nie wyniknie. Może jednak zacznij przygodę z
kobietami "których nie chcesz"? ;)
> Wiem, że są też tutaj osoby na tyle doświadczone przez życie, że pokażą mi,
> nie tyle rozwiązania, co ścieżkę, którą powinienem iść.
Nie ma takiej ścieżki - chciałbyś zachować swój status, a jednocześnie
zmienić swoje życie?
Flyer - nie jestem specjalistą
--
Szukam roboty - zdolny i chętny - Warszawa
http://plfoto.com/zdjecie.php?picture=403101
|