Data: 2008-12-04 20:17:47
Temat: Re: Literatura
Od: medea <e...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Redart pisze:
> Co to znaczy 'mieć Boga za durnia' ?
Mi odpowiadasz? Ja nie wiem, to nie ja pisałam.
> Każdy z nas tworzy jakieś wyobrażenie o zbawieniu i w zasadzie trudno
> Ikselkę za ten twór krytykować a i trzeba być ostrożnym, kiedy się
> podważa to, że ktoś walczy o coś, co jest 'tylko' jego własnym
> wyobrażeniem.
Nie za to ją krytykowałam. Raczej za motywacje, które nią IMO kierują i
to miałam na myśli. Ja rozumiem, że można o coś walczyć, przy okazji
zarabiając sobie na "zbawienie" (jakkolwiek pojmowane - to nie moja
sprawa). Razi mnie jednak, jeśli komuś ewidentnie wyłącznie na tym
"_celu_" zależy - a tak zrozumiałam tamten wywód XL, do którego się
odniosłam. Jeśli ktoś ten aspekt swojej działalności wciąż podkreśla, to
jest w moim przekonaniu efekciarzem.
Od pewnego czasu razi mnie efekciarstwo w życiu.
> To, co np. mnie razi w postawie Ikselki to duża dysproporcja (chciałem
> powiedzieć 'głęboka asymetria', ale bym się powtórzył ;) między
> deklaracją celów a dobranymi środkami i siłą oddziaływania.
No widzisz, można to i tak nazwać.
> Natomiast strona behawioralna, czyli to, w jaki sposób się zachowuje,
> wygląda bardzo często tak: poniża swoich rozmówców intensywnie operując
> drwiną, wykorzystuje konflikty do tego, by ostro manifestować swoje
> zdanie, nie zabiega o wsparcie i zrozumienie, a wręcz sugeruje, że
> dyskutanci nie są do tego zdolni, nie wsłuchuje się w swoich rozmówców
> i operuje kalkami w ich ocenach. Problem jest głębszy, ale o tym
> później.
To jest IMO miotanie się. To trochę co innego niż prezentuje cebek. XL
miota się z bezsilności. Tupie nóżką, trzaska drzwiami, kiedy ktoś się z
nią zbytnio nie zgadza. Kapryśna, jak to rozpieszczone kobietki mają w
zwyczaju. ;)
> między wieprze, albo zakłada, że perły same dotrą tam, gdzie powinny.
Podkreśla to niejednokrotnie.
> treścią (naprzemienne odwołania do Boga i dobranej wiedzy
> podręcznikowej).
Uzupełnia luki jednym tam, gdzie drugiego nie starcza. Wychodzi z tego
efekt krótkiej kołderki. ;)
> odpowiedzialności. Postawa Ikselki skutkuje tym, że np. problem
> eutanazji jest wyniesiony na poziom jakiegoś ustępu prawnego,
> gdy tymczasem praktyczny, życiowy wymiar tej sprawy mamy na co dzień
> w szpitalach - tam gdzie od dawna rzesze lekarzy w praktyce osobiście
> podejmują masę decyzji dotyczących tego, kogo jeszcze przytrzymać po
> tej stronie i jak długo, a kogo już odpuścić i np. zwolnić
Tak, to jest najsmutniejsze w tym wszystkim. Dlatego, że to IMO jest
efektem małego zaufania do drugiego człowieka - do tego, że podobnie do
niej odczuwa pozytywne emocje, że też kieruje się sercem i miłością
bliźniego (nazwijmy to tak górnolotnie ;) ) podejmując decyzje, że inny
człowiek też nie chce czynić zła, podobnie jak ona. XL pragnie więc
zapewnić Dobro w działaniu innego człowieka poprzez masę ograniczeń,
nakazów i praw. No i ze smutkiem muszę stwierdzić, że ta przykra sprawa
dotyczy chyba całego KRK - z jednej strony wymaga się od człowieka
miłosierdzia, a z drugiej jakby w ogóle się nie wierzyło, że zwykły
człowiek sam z siebie jest do niego zdolny. To jest naprawdę przykre.
> Metoda dystansowania się do problemów to jedno. Ale dystansowanie
> się do LUDZKICH, choć może i często prymitywnych aspektów tych problemów
> z jednoczesną promocją 'rozwiązań ideowych' ma bardzo smutne konsekwencje
Tak. I to "dystansowanie się" i zaprzeczanie, co tu dużo mówić, w dużym
stopniu przypomina mi życzeniową postawę CB: "To inni powinni być tacy i
tacy i dostosowywać się do idei, które ja wyznaję. Nie ja. Inaczej niech
spadają!"
> Nie wiem, jak by to w statystykach wypadło, ale w moim dość dużym
> rodzinnym otoczeniu są dwa przypadki matek samodzielnie wychowujących
> dzieci, gdzie trudno powiedzieć o odpowiedzialnym zaplanowaniu swojego
> życia - i obie dziewczyny pochodzą z rodzin silnie katolickich. tzn.
> silnie zdeklarowanych i 'aktywnych katolików'(można by wręcz powiedzieć
> 'walczących'). Wśród rodzin z zadeklarowanym silnym dystansem do KK
> (choć niekoniecznie do postaci Chrystusa) takich przypadków nie ma.
Ja znam różne przypadki. Mam sporo koleżanek samotnych matek, które
powychodziły za mąż po wpadce w wieku krótko pomaturalnym i w tej chwili
są już rozwiedzione. Większość pochodziła z rodzin mocno katolickich.
Nie jest jednak regułą, że takie zawsze "wpadały", ani że tym z rodzin
niekatolickich się nie zdarzyło. Z drugiej strony: moi dobrzy znajomi,
mocno katoliccy - neokatechumeni, kolega i koleżanka z liceum pochodzący
też z mocno katolickich rodzin - oboje założyli rodziny w wieku już po
studiach, bardzo poukładani, kochający i faktycznie bardzo dobrzy
ludzie. Co więcej - oboje pochodzą z dość prostych rodzin, ich rodzice
nawet chyba matury nie mieli.
Ewa
|