Data: 2008-09-03 11:11:47
Temat: Re: MIŁOŚĆ
Od: "Redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "cbnet" <c...@n...pl> napisał w wiadomości
news:g9his9$9ns$1@node1.news.atman.pl...
> Matafora?
> A może sama jesteś tylko metaforą. ;)
>
> To byli wrogowie Hitlera.
> Hitler miał moc zabijania swoich wrogów.
> Część z nich została zabita z jego polecenia.
Mnie tak tylko często przy okazji podobnych postów nachodzi refleksja:
spędzić kawał życia na zabijaniu wrogów a potem samemu umrzeć...
Jakoś tak brakuje mi tu głebszego sensu.
Nawet pomijając fakt, że Hitler najzwyczajniej przegrał ze swoimi wrogami
- i tak dziś by już dawno nie żył. Tak samo, jak za 70-80 lat
najprawdopodobniej
nikogo z nas też już tu nie będzie.
Więc gdzie sens zabijania, przyspieszania śmierci ?
Trzeba nadać głębszy sens albo samemu aktowi zabijania (ofiara dla Bogów i
rajskie życie po własnej śmierci?), albo zarysować jakąś głębszą perspektywę
przyszłości typu: świat będzie lepszy jak zabijemy już wszystkich, których
chcemy zabić i jest to plan realny.
Tylko, jeśli 95% populacji jest po tej 'złej stronie', czyli 'do zabicia',
to co takiego w sobie ma to 5%, że można uznać, że ich wyłączne
pozostanie na tym świecie uczyni go 'lepszym' ?
Będą sprawni w zabijaniu (wypędzaniu). W czymśjeszcze będą 'dobrzy' dla tego
świata ?
A będą chociaż 'dobrzy' dla samych siebie ?
Jakoś nie wyobrażam sobie stabilności wspólnoty, która
powstała na takich 'fundamentach' (znaczy się 'wyeliminować obcych').
Każdy totalitaryzm kończy się tym, że jego przywódcy boją się
własnego cienia, a na najwyższych szczeblach władzy co raz to dochodzi
do czystek. Tak było u Hitlera, u Stalina, u przywódców rewolucji
kulturalnej. Jak sięnie znajdzie silny wróg zewnętrzny (lub jego dość
wiarygodny mit - jak np. w Korei Północnej) to już za chwilę mamy
wroga wśród najbliższych wspólpracowników lub nawet i wśród członków
własnej 'ambitnej' rodziny.
Rewolucja zjada swoje dzieci - tak powiadają.
|