Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!mat.uni.torun.pl!news.man.torun.pl!n
ews.icm.edu.pl!news.onet.pl!newsgate.onet.pl!niusy.onet.pl
From: <z...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Milosc jest szukaniem samego siebie
Date: 21 Mar 2001 13:33:44 +0100
Organization: Onet.pl SA
Lines: 71
Message-ID: <1...@n...onet.pl>
References: <99a1ac$h9b$1@news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: newsgate.onet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: newsgate.onet.pl 985178024 12179 213.180.128.22 (21 Mar 2001 12:33:44 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 21 Mar 2001 12:33:44 GMT
Content-Disposition: inline
X-Mailer: http://niusy.onet.pl
X-Forwarded-For: 212.160.139.166, 213.180.130.22
X-User-Agent: Mozilla/4.0 (compatible; MSIE 4.01; Windows NT)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:77635
Ukryj nagłówki
Duch wrote:
> Problem chyba w tym ze boimy sie utracic: a wszystko utracimy, niezaleznie
> czy na zewnatrz nas, czy w nas (to moje zdanie, i troche kontrowersyjne).
Bardzo ;)
Jak mozna utracic cos w sobie? Zapomniec? IMO to tylko utrata swiadomej
kontroli nad wspomnieniami (nie wiem jak mozg sobie z tym radzi, moze wszystkie
wspomnienia sa gdzies przechowywane?).
> Oczywiscie uniezalezniajac sie od "zewnetrza", jest lepiej, bo stabilniej,
> i moze nawet warto tak isc, ale jest dalej tesknota za "zewnetrzem"; za
> innymi ktorych jednak chcemy kochac.
Uniezaleznienie od "zewnatrz" nie znaczy "alienacja", IMO znaczy tylko: brak
leku przed otwarciem na zewnatrz, bo jezeli nie ma uzaleznienia, nic sie nie
straci.
> Problem jest w tym, ze tak bardzo boimy sie utracic, ze "stajemy w miejscu"
> i wtedy czujemy sie zle, a utrata i tak i tak przyjdzie.
Jestes wielkim pesymista :) Jezeli zalozysz, ze nie tracisz tego co jest w
Tobie, to ani nie stoisz w miejscu, ani sie nie cofasz, ani nic nie tracisz.
> Ale rozwiazaniem nie jest - zeby od teraz przestac bac sie utracic. I byc
> twardym.
> Trzeba - moim zdaniem - wlasnie przezyc utrate, raz, drugi, trzeci ... setny
> (taka "z krwia na rekach"), zeby zobaczyc "jak to dziala" i mniej sie bac
> tej utraty.
Jest to sposob, ale nie jedyny IMO. (Twoj troche pachnie masochizmem ;))
Mniejszy lek przed utrata ni jest IMO rozwiazaniem problemu bo nie likwiduje
tego leku, jedynie go oslabia.
"Twardosc" IMO powinna byc skierowana na konsekwentne poznawanie siebie, swoich
lekow i ograniczen, cierpienia i bolu. Wtedy mozna powiedziec, ze zna sie
siebie. Znajac siebie czlowiek moze isc smialo w swiat - bez leku.
> Ale tego nie da sie "nauczyc", "wytrenowac",
> to trzeba zobaczyc, i samemu zdecydowac sie (!) na utrate,
> a -wedlug mnie- mozna zobaczyc tylko poprzez spojrzenie na wlasnie utrate.
Wniosek - IMO sluszny, sposob dojscia do niego - nie jedyny.
Ale zgadzam sie - prawde o sobie trzeba _przezyc_, samo intelektualne dywagacje
nie daja IMO pelnego efektu.
> Wyszlo na to, ze jestem taki madrutki i ze wiem co to znaczy. Nie! -> tak mi
> sie wydaje.
Sprobuj drogi mniej "krwawej", poznaj siebie. :)
> Ale to wszytko teoria, najwazniejsze jest to co w "zyciowych sytuacjach".
> Mozemy sie tu spierac o teorie, a w zyciu, praktyce postepowac identycznie
> :-)
Tak, trzeba przezyc.
> I nie wierze zeby ktos na podstawie tego tekstu cos osiagnal, niestety.
> Zdrowia, Duch
Mam gdzies Twoje wierzenie ;))))
poZdrawiam:)
--
Zelig9
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|