Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!mat.uni.torun.pl!news.man.torun.pl!n
ews.icm.edu.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "Duch" <a...@p...com>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Milosc jest szukaniem samego siebie
Date: Thu, 22 Mar 2001 11:43:57 +0100
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl
Lines: 115
Message-ID: <99ckr9$gvl$1@news.tpi.pl>
References: <99a1ac$h9b$1@news.tpi.pl> <1...@n...onet.pl>
NNTP-Posting-Host: mail.ost-poland.com.pl
X-Trace: news.tpi.pl 985257641 17397 213.77.73.2 (22 Mar 2001 10:40:41 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: 22 Mar 2001 10:40:41 GMT
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.50.4133.2400
X-MSMail-Priority: Normal
X-Priority: 3
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.50.4133.2400
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:77734
Ukryj nagłówki
> Jak mozna utracic cos w sobie? Zapomniec? IMO to tylko utrata swiadomej
> kontroli nad wspomnieniami (nie wiem jak mozg sobie z tym radzi, moze
wszystkie
> wspomnienia sa gdzies przechowywane?).
(tak, utracic mozna poprzez zapomnienie i wyparcie sie, dokladnie)
Tzn. mozemy utracic dotychczasowy obraz rzeczywistosci,
(moze "utracic" to niedobre slowo) a powstaje nowy,
ale ta utrata jest czesto potworna.
Moze mozna to przejsc lagodniej, ale ja nie potrafie.
> > Problem jest w tym, ze tak bardzo boimy sie utracic, ze "stajemy w
miejscu"
> > i wtedy czujemy sie zle, a utrata i tak i tak przyjdzie.
>
> Jestes wielkim pesymista :) Jezeli zalozysz, ze nie tracisz tego co jest w
> Tobie, to ani nie stoisz w miejscu, ani sie nie cofasz, ani nic nie
tracisz.
Zgoda, jestem wielkim pesymista, i wydaje mi sie ze co chwile trace,
to wzielo sie z przeszlosci, przestalem wierzyc,
ze cokolwiek moge utrzymac, zreszta caly czas naokolo,
wszystko mi to potwierdza i nie chce byc inaczej :-)
Moze to wynika z jakis dziwnych przezyc i jest nieobiektywne,
moze...
> > Ale rozwiazaniem nie jest - zeby od teraz przestac bac sie utracic. I
byc
> > twardym.
> > Trzeba - moim zdaniem - wlasnie przezyc utrate, raz, drugi, trzeci ...
setny
> > (taka "z krwia na rekach"), zeby zobaczyc "jak to dziala" i mniej sie
bac
> > tej utraty.
>
> Jest to sposob, ale nie jedyny IMO. (Twoj troche pachnie masochizmem ;))
Tak, i wcale nie bede zaprzeczal :-) I nie chodzi o to ze jestem masochista.
Z tego co widze -> wg. <normlanego czlowieka>, utrata to rozpacz to zlo,
a szczescie to stabilnosc, brak zmiany (przeciwiensto utraty).
Najperw ktos jest szczesliwy (naprawde), potem szczesie troche blaknie,
ale brak zmiany (nieprzyjemnej) powoduje coraz wieksze brniecie
w slepa uliczke, i coraz trudniej sie jest zmienic. Widze to wszedzie i
wszedzie.
Dlatego moze mam taki masochistyczny troche tred ->
"w ciagu 3 sekund zniszcze wszystko to co budowane bylo latami"
Acha, wazna rzecz: nie chodzi np. o to, zeby np. zerwac z dziewczyna,
bo juz milosc wyblakla. Nie, chodzi o to, zeby
zobaczyc co wyblaklo, co sie zmienilo, co jest nowego, innego,
ale ... utracic dotychczasowe wyobrazenie sprawy, ktorego tak ciegle
sie trzymam (bez tego ani rusz, IMO).
Ten strach przed utrata wlasnie dotychczasowego,
nie pozwlala na naplyw "swiezej wody". Ale utrata zawsze boli (mnie).
Ale trzeba wychwycic ten moment kiedy "nie oplaca sie" juz trzymac starego,
a wiekszy zysk jest ze zmiany. To tak jakby skierowac statek na skaly.
Pisze to tak szczegolowo, zeby pokazac Ci jak to widze u siebie.
> Mniejszy lek przed utrata ni jest IMO rozwiazaniem problemu bo nie
likwiduje
> tego leku, jedynie go oslabia.
Zgoda, oslabia tylko lek, bo daje znajomosc tego procesu utraty
(tak jak alpinista wie jak sie chodzi po gorach), co slabo pomaga
bo co pomoze znajomosc chirurgii - zlamana reka tak samo boli :-)
ale daje cos takiego jak wiare/pewnosc, w to, ze za tym "skokiem w przepasc"
jest "nowe zycie". Tego na razie nie widac, przed skokiem, niestety.
Ta utrata jest prawie tak samo bolesna jak dla innych (co nie znaja/nie chca
utraty)
-> dochodzi troche tylko wprawy (= krotsze meczenie sie) i ta wiara/pewnosc.
Jesli jest cos trwalego to ta wiara/pewnosc, ze cokolwiek utrace,
to "wszystko nie zniknie", a pojawi sie "wiecej".
Tak to mniej/wiecej widze, ale nie upieram sie. I zgoda, ze to wszystko
"krwawe".
> "Twardosc" IMO powinna byc skierowana na konsekwentne poznawanie siebie,
swoich
> lekow i ograniczen, cierpienia i bolu. Wtedy mozna powiedziec, ze zna sie
> siebie. Znajac siebie czlowiek moze isc smialo w swiat - bez leku.
>
> > Ale tego nie da sie "nauczyc", "wytrenowac",
> > to trzeba zobaczyc, i samemu zdecydowac sie (!) na utrate,
> > a -wedlug mnie- mozna zobaczyc tylko poprzez spojrzenie na wlasnie
utrate.
>
> Wniosek - IMO sluszny, sposob dojscia do niego - nie jedyny.
>
> Sprobuj drogi mniej "krwawej", poznaj siebie. :)
Jasne, to bardzo krwawe, ale ja inaczej nie umiem :-)
Tzn. poznawanie rzeczy "naokolo" dalo mi taki obraz sprawy, taki krwawy.
> > I nie wierze zeby ktos na podstawie tego tekstu cos osiagnal, niestety.
> > Zdrowia, Duch
>
> Mam gdzies Twoje wierzenie ;))))
musze sie wytlumaczyc: nie chodzilo mi o to - chociaz moze tak wyszlo - ze
chcialem
powiedzic, ze wszystko to co gadamy to niepotrzebne bzdury, ktore i tak
nikomu nie pomoga.
Nie, mi sie gada bardzo dobrze.
A chodzilo mi o mnie samego - kiedys tam - jak to miotalem sie i nie
wiedzialem
totalnie nicco jest grane.
Czytalem takie rozmowy jak ta nasza i tylko mi w glowie mieszaly.
A dzisiaj sam je prowadze :-)
I wlasnie w tym kontekscie to napisalem: czy to pomoze a nie namiesza innym.
Tylko - po co ja sie tym przejmuje? Czy ktos to czyta? :-)
Ale my mozemy sobie pogadac, ajk najbardziej.
Zdrowia! Duch
|