Data: 2004-12-21 23:00:01
Temat: Re: Moj swiat runal
Od: "Redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Darek" <d...@w...pl> napisał w wiadomości
news:cq6lji$19ug$1@news2.ipartners.pl...
... oj napisał, napisał ...
Hmmmmmm ...
Po pierwsze rozdzieliłbym problemy.
Problem 1: Żona Cię zdradziła, czujesz się
fatalnie świat Ci się zawalił. Gdzie są
marzenia o miłości ...
Problem 2: Trzeba by pomyśleć o małżeństwie.
Małżeństwo, szczególnie jeśli są w nim dzieci,
to już znacznie więcej, niż dwoje kochających
się ludzi. Rzekłbym nawet, że to coś innego.
To instytucja.
No to mamy dwa problemy. W tle jest jeszcze
problem Twojej żony (która też czuje się
fatalnie, generalnie się zaplątała jak małe
dziecko) - ale to podpada pod 1. I jest problem
Twojej córki - ale to podpada pod 2.
Proponowane rozwiązania.
Problem 1. No sorry, Stary - takie życie :).
Musisz sobie z tym sam poradzić (ze swoimi
emocjami - poczuciem odrzucenia, złamanym sercem
itp itd). Jesteś młody, teraz z pewnością
Twoja konstrukcja emocjonalna mocno stężeje.
Mam nadzieję, że stanie się to szybko i nie
będzie oznaczać popadnięcia w nihilizm, chłód,
sarkazmu, cynizmu itp, ale po prostu: mocne
osadzenie na ziemi. Niezależność od "uczuć kobiety".
Jesteś wspaniałą istotą ludzką, która z pewnością
jest w stanie osiągać szczęście i dzielić się nim
z innymi. Jednak musi się nieco poprzedzierać
przez manowce życia i w zasadzie musi to zrobić
sama (choć może planowała inaczej - prosto z rąk
rodziców w ręce kochajacej żony ... Ech, plany ... :).
Jak to mówią, nie opieraj swojego szczęścia
na czymś tak zmiennym, jak uczucia kobiety ;).
Trochę stereotypowo to ująłem, ale generalnie
tak to właśnie u ciebie wygląda.
Problem 2.
Może to mało realne, ale gdyby udało Ci się
szybko stężeć, to jednym z wariantów zajęcia się
swoim małżeństwem mogło by być coś takiego:
idziesz do żony i walisz prosto z mostu:
"Słuchaj, moja kochana, nieźle przywaliłaś.
A więc dobra: macie, kurna, trzy miesiace.
Bawcie się dobrze. Po tych trzech miesiącach
przychodzisz do mnie i podejmujesz decyzję
- albo ja albo on. Bez żadnych rozwiązań
środkowych, niedomówień, niuansów itp.
Nie po to decydowałem się na zakładanie
rodziny, żeby się teraz bawić w takie rzeczy.
Rozumiem - nie wyszalałaś się, Dobra, masz
szansę. A potem zobaczymy. Jak będziesz
miała problem z decyzją i ogólnie ze
samostanowieniem to sam podejmę decyzję."
I zajmij się córką w tym czasie a żonę
mijaj milcząco w korytarzu.
Jest szansa, że Twoja żona bardzo szybko
oprzytomnieje i weźmie odpowiedzialność
za Wasze małżeństwo, jeśli wyraźnie pokażesz,
że jesteś w stanie samodzielnie podejmować
decyzje, które być może zaważą na całym JEJ
życiu. Ona wpadła z lekka w iluzję, że dwóch
facetów będzie walczyć o jej względy - jeden dziki,
drugi pantofel, rodzinniak dla córki. Wybij
jej z głowy pantofla, a ona niech sobie pożyje
z tym "dzikusem", może mu nawet dziecko na głowę
włoży ...
Opieram się na założeniu, że Twoja żona jednak
ma krztynę rozumu.
Być może jednak nie ma ... Ale wtedy ...
Jak by nie było - zrób se zimny prysznic,
daj jej wolną rękę i postaraj się na chłodno
poobserwować dalszy bieg wypadków. Nie pozwól
jej na zbliżenia emocjonalne - niech się kobieta
skupi na jednym. Nie potępiaj jej, nie zachęcaj.
Swoje potrzeby musisz teraz niestety głęboko
schować.
TRZYMAJ SIĘ STARY ! DASZ RADĘ ! Na tym polega
twardość faceta - że czasem pozwoli dmuchać
własną żonę innemu kolesiowi - jeśli takie jej
własne życzenie. I podejmuje decyzje.
A jakbyś jednak nie dawał rady - daj żonie
ultimatum już teraz. Ale wtedy wybory będą
bardziej chaotyczne i wg. mnie w wyniku
końcowym będziecie oboje bardziej cierpieć.
W sumie trzy miesiące w skali życia to niewiele.
Ja bym nawet pomyślał o więcej.
Zdrówko !
Nie ty jeden, Stary, nie Ty jeden ! Shit happens...
|