Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco

Grupy

Szukaj w grupach

 

Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-04-25 08:21:54

Temat: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: "D.n V.r" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Artykuł ma ponad rok - ukazał się najprawdopodobnij w
wyborczej. Ale ciekawy... Pokazuje, chyba bardziej, że
starszy Pan od "Imienia Róży", troszeczkę się
zagalopował i myli kilka pojęć...
Dla mnie takie myślenie, to typowe myślenie
stereotypami, nawet pomimo sporej wiedzy autora - to,
że jest jakimś autorytetem, nie znaczy, że to ON
powinien mieć ostatnie słowo. - Dalej sobie
doczytacie-jeśli dotrwacie.

MÓZG W MALINACH - UMBERTO ECO

[...]
Sześć lat temu, gdy Internet dopiero wyruszał na
podbój świata, Umberto Eco prorokował: "Dawniej ktoś,
kto musiał zająć się jakimś badaniem, szedł do
biblioteki, znajdował dziesięć tytułów na dany temat i
czytał; dzisiaj naciska klawisz swojego komputera,
otrzymuje bibliografię złożoną z dziesięciu tysięcy
tytułów, więc rezygnuje (albo, jeśli jest mądry,
wyrzuca ją i wraca do biblioteki). (...) Sztuka
dziesiątkowania stanie się jedną z dziedzin filozofii
teoretycznej i moralnej".

Bożek samego końca XX wieku, Internet, którego wielbi
znacząca część populacji, traktuje swych wyznawców jak
koloniści Murzynów: obdarza świecidełkami i perkalem w
zamian za... chyba duszę. Fascynacja Internetem
przybiera formy kultu - bo jak inaczej nazwać codzienne
hołdy przed ołtarzykiem w elektroniczne ornamenty? Jak
traktować rezygnację z indywidualności, wyrzekanie się
kontaktów z żywym światem na rzecz obrazków i napisów
na szkle monitora? Bożek ten wymaga stałej adoracji i
ofiary z wielu godzin życia, zmiany myślenia i
preferencji, pogardy dla pozainternetowej doczesności,
fascynacji prowadzącej niemal do zaślepienia.
Najostrzejsza krytyka Internetu wypływa ze środowisk
naukowych, gdzie odsetek ludzi myślących ciągle jest
większy od przeciętnej. Być może naukowcom nie w smak,
że kanał wymiany informacji, jaki utworzyli, został
zawłaszczony przez pospólstwo, a może chodzi o irytację
na narzędzie, zwyrodniałe pod wpływem trądu komercji.
Profesor Ryszard Tadeusiewicz, biocybernetyk i
informatyk, rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, w
broszurze "Ciemna strona Internetu" porównuje to, co
się dzieje w sieci, do smogu informacyjnego. Smog jest
to doskonale znana z naszych miast mieszanina dymu i
mgły, powstająca ze spalania "byle czego, byle gdzie i
byle jak". Per analogiam "duszący nadmiar informacji,
paraliżujący dzisiaj rozwój i wykorzystanie technik
informatycznych, jest produktem ubocznym
upowszechnienia i rozproszenia procesów wytwarzania,
gromadzenia, przetwarzania i przesyłania informacji".
Profesor Tadeusiewicz punktuje znane powszechnie wady
internetowej sieci: informacje rozrzucone i pomieszane
chaotycznie uniemożliwiają oddzielenie przekazów
wartościowych od bałamuctwa i blagi, a systemy
wyszukiwania raczą pytającego odpowiedziami, w których
proporcja rzeczy użytecznych do nonsensu jest
zachwiana. Mgła informacyjna "oślepia, dusi, utrudnia
orientację, pozbawia szans dotarcia bezpiecznie do
spokojnego portu rzetelnej wiedzy", a także "łatwo
wyprowadza na manowce pseudoprawd i paranauki", ubolewa
profesor.


Istotnie, chcąc się np. dowiedzieć z Internetu, jaka
jest masa elektronu, w pierwszej dziesiątce odpowiedzi
na hasło "elektron" (na 4096 dokumentów posortowanych
według trafności) zostajemy odesłani do firmy
komputerowej, operatora Internetu, katalogu firm
elektronicznych, pewnej spółki cywilnej, wydawnictwa,
innej firmy, a nawet domu studenckiego z Gliwic, który
urządził sobie własną stronę internetową. Mamy pecha:
nasze hasło cieszy się znacznym powodzeniem jako nazwa
różnych rzeczy mało mających związku z fizyką. Istotne
jest też, jak się zadaje pytanie, gdyż już na hasło
"masa elektronu" na pierwszych dwóch pozycjach
otrzymujemy prawidłową odpowiedź. Jednakże w tym
czasie, gdy komputer staje się zdolny do pracy (trwa to
około minuty), gdy łączy mnie z Internetem, zdążyłbym
dojść do półki ze słownikiem fizyki i bez kłopotu
znaleźć to, co mnie interesuje.

Jeszcze bardziej zawziętym krytykiem Internetu jest
Clifford Stoll, astronom amerykański, który sieć zna
jak własną kieszeń, uczestniczył bowiem na początku lat
80. w tworzeniu Arpanetu, czyli prekursora dzisiejszych
wspaniałości. Sieć ta obejmowała kilka tysięcy
komputerów, użytkowanych przez instytuty naukowe i
agendy rządowe; dostęp do nich był wtedy równie łatwy
jak wejście do sklepu. Stoll jako administrator
fragmentu tej sieci przeprowadził śledztwo w sprawie
rachunku, który nie zgadzał mu się o kilkadziesiąt
centów i wykrył w sieci szpiegów - w efekcie powstały
pierwsze zabezpieczenia. W książce "Krzemowe remedium"
Stoll oprócz mrowia profesjonalnych zarzutów pod
adresem Internetu formułuje uwagi ogólniejsze: tylko
niewielki procent informacji, jakie otrzymujemy tą
drogą, jest naprawdę przydatny, surfowanie po sieci
odwraca naszą uwagę od rzeczywistości i przesłania
problemy społeczne, technika ta preferuje życiową
bierność, izoluje ludzi od siebie, umniejsza wagę
prawdziwych przeżyć, szerzy wtórny analfabetyzm, zabija
kreatywność. Zamiast iść na spacer i zobaczyć z bliska
drzewo, oglądamy je na monitorze. W miejsce
autentycznego przeżycia instalujemy sobie namiastkę.
Czym właściwie jest Internet? Otóż jest to wprowadzony
w czyn anarchistyczny model publikacji: każdemu wolno
się tu wyeksponować. Programy do zbudowania własnych
stron internetowych pozwalają zrealizować
przedsięwzięcie już przy średnim opanowaniu arkanów
informatyki i równie średnim sprzęcie. Problemem
głównym jest, co na owej stronie ma się znaleźć i
oprócz stron "wystawnych", zaprojektowanych ze smakiem
i pełnych ciekawych treści, raz po raz trafiają się
straszydła, gdzie ubóstwo myślowe właścicieli idzie w
parze ze zgrzebnością formy: "Postanowiłyśmy z
koleżanką opublikować nasze zdjęcia z wakacji. Jak wam
się podobają? Napiszcie do nas" - a ponieważ zdjęcia
również są kiepskie, coś trzeba było na nich zdjąć.
Oglądamy więc parę gołych nastolatek, które mają do
pokazania jakieś zawiązki płci i popadamy w stan bliski
współczucia.

Jak już przy goliźnie jesteśmy - nie da się jej
niestety uniknąć - to w Internecie spotyka się ją
dosłownie na każdym kroku. Gdy wchodziłem do sieci
kilka pierwszych razy, byłem zdumiony, że jest tego
tyle. Strony erotyczne ładują się na komputer przemocą,
nie wzywane, i zdarzyło mi się, że ich natłok
doprowadził do zablokowania komputera. Kiedyś dbało
się, by pewne książki nie leżały na stole w domu, gdzie
są dorastające panny. Dziś nikt się tym nie przejmuje.
Dostępny internetowo jest właściwie każdy rodzaj
pornografii twardej; kto zapragnie, ten może obejrzeć w
akcji i zwierzątka, i dzieci. Istnieje kategoria teens
(nastolatki), gdzie dojrzałe mamusie robią sobie kucyki
i przywdziewają kokardki, ale pojawiają się też
dziewczynki w wieku szkolnym, niektóre niepokojąco
młode.

Sieć wypracowała już swoją typologię w tej dziedzinie:
oral, anal, pary, grupy, hardcore, amateurs itp. Nie
jest to nijak zabezpieczone, bo nie ma co brać na serio
wezwań do deklaracji, czy użytkownik skończył 18 lat,
czy nie, raczej jest to wybieg organizatora strony:
przecież zamieściliśmy ostrzeżenie. Z prawnego punktu
jesteśmy kryci. Należy przeto podejrzewać, że wielka
liczba użytkowników Internetu, zwłaszcza młodocianych,
siedzi kołkiem przy monitorach z powodu tej właśnie
oferty.

Internet ujawnia rzecz niepokojącą: ludzie wyzbyli się
poczucia wstydu. Mniejsza już o kamery, które zachodni
gwiazdorzy porno instalują w swoich apartamentach, by
żądny wrażeń widz mógł o każdej porze dnia i nocy
skontrolować przebieg akcji przez elektronicznego
judasza. Dowcip internetowy mówi podobno: w Internecie
nikt nie widzi, że jesteś psem (oczywiście jeśli
użytkownik nie ma kamery). Można więc z powodzeniem
udawać kogo innego, lżyć uczestników dyskusji (choć
Internet lansuje w tej mierze określoną etykietę),
szokować niedyspozycją umysłową, molestować osoby płci
przeciwnej albo i tej samej, eksponować własne walory i
podziwiać cudze. Część tych produkcji, co stwierdziłem
ze zdumieniem, polega na publikacji własnych utworów
pisanych: nareszcie można się uwolnić od dokuczliwego
redaktora, którego parszywy gust i obawa przed zdolną
konkurencją nie będą więcej ograniczać młodych
talentów.
Nie będę więc specjalnie oryginalny, jeśli powiem, że
Internet kojarzy mi się z gigantycznym wysypiskiem, na
którym roją się zbrojni w szpikulce poszukiwacze
atrakcji. Kto umie szukać i wie, czego konkretnie
szuka, ten ma więcej szans, że coś wygrzebie. Niestety,
bywa często, że człowiek nie szuka konkretnej rzeczy,
bo o niej nie wie. Kto chce znaleźć informacje o
tendencjach w najnowszej prozie amerykańskiej, namęczy
się porządnie. Albo takie pytanka (podaję za Stollem):
Czemu Kioto nie jest stolicą dzisiejszej Japonii? Jakie
znaczenie dla Zagłębia Ruhry ma konkurencja ze strony
krajów Europy Wschodniej? Jak rozwiązać problem kotła
bałkańskiego? Ani wspomnę o tak dotkliwych życiowych
zagadnieniach jak kwestia sprawienia, by człowiek
poczuł się szczęśliwy. W ogóle odnoszę wrażenie, że
zgodnie z prawem Greshama-Kopernika zła i bałamutna
informacja wypiera lepszą; Clifford Stoll tłumaczy to
tym, że ludzie są leniwi. "Łatwość dostępu jest dla
nich ważniejsza od zawartości. Wystarczy włożyć coś do
sieci - cokolwiek - aby osoby szukające materiałów do
pracy z lubością zaczęły z tego korzystać, choćby to
nawet były wierutne bzdury".

Co do mnie, pozwoliłem sobie wykonać w pewnym momencie
następujące rozumowanie. Co się dzieje, gdy natrafiam
na jakąś gratkę w Internecie? Ano, zachwycam się nią, a
jeśli i tego mi mało, ryzykując wirusa (zabezpieczają
przed nim dodatkowe programy) ściągam sobie ją na
twardy dysk. Jeśli zapragnę, mogę sobie ją wydrukować
na drukarce i dopieroż rozkoszować się owym nabytkiem.
Ale skoro wydruk jest szczytowym i finalnym produktem
Internetu, czemuż pomijać gotowe, profesjonalnie
sporządzone wydruki, które zapełniają półki w moich
szafach na książki? Ich położenie w bibliotece jest mi
doskonale znane i zazwyczaj znalezienie potrzebnego
tytułu pozostaje kwestią minut. Nie potrzebuję do tego
komputera, nie muszę się nigdzie logować, mam to za
darmo, w całej okazałości i na dowolny czas.

Więcej - zamiast buszowania po Internecie mogę wybrać o
wiele bardziej pasjonujące surfowanie po Galaktyce
Gutenberga. Choć jest to podejście staroświeckie,
nietypowe i jako takie wręcz domagające się
wychłostania biczem satyry, polecam je jako znak
sprzeciwu każdemu, komu nie podoba się współczesny
owczy pęd ku prostackim w gruncie rzeczy rozrywkom. Dla
niezorientowanych: wydruki należące do Galaktyki
Gutenberga produkowane są pod pieczą zatrudnionych
przez wydawnictwa redaktorów i można je nabyć w
księgarniach. Na pewno wyjdzie nie drożej od Internetu.

Czytelnik powyższego mógłby dojść do fałszywego
wniosku, że autor zżyma się na Internet z powodów
emocjonalnych albo niechęci osobistej. Nic podobnego.
Uważam Internet za jeden z najwspanialszych wynalazków
XX wieku, oferujący możliwości, jakich przedtem nie
znaliśmy. Ból polega na tym, że właśnie w Internecie
jak w krzywym zwierciadle odbija się z całą
wyrazistością mizeria dzisiejszej ludzkości. Jest to
jak gdyby zbiorowy portret populacji naszej planety,
portret dość przygnębiający. Oto bowiem wyrafinowany
wynalazek (podobnie jak telewizja satelitarna) został
zaprzęgnięty do trywialnych zadań i rozrywek, do
łączenia się z interlokutorami na dalekich kontynentach
po to tylko, żeby wymienić uwagi o pogodzie. Dostałem
kiedyś wydruk zapisu dyskusji internetowej, bodaj z 50
stron, z propozycją drukowania fragmentów w moim
piśmie; do publikacji nadawało się z tego może pół
strony.

Żyjemy w cywilizacji ułatwień. Komputer z maszyny
liczącej przekształcił się w maszynę do komunikowania
się - lecz gdy już uzyskaliśmy wyśmienite narzędzia do
nawiązywania kontaktu, okazało się, że nie ma czego
wymieniać. Że cywilizacja tak podupadła na duchu, iż
ludzie podają sobie tylko namiastki, jakieś okruszyny
bezwartościowe pod względem intelektualnym. Taka jest
zawartość Internetu en masse. Mamy więc ułatwienia i
domagamy się ułatwień jeszcze większych, i zdaje się
nam, że kamień filozoficzny owej łatwizny nie tylko
jest możliwy, ale już istnieje i my oto uzyskaliśmy do
niego nielimitowany dostęp.

[...]


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-04-25 09:42:26

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: "rozkoszny" <r...@n...buziaczek.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "D.n V.r" <o...@o...pl> napisał w wiadomości
news:b8ar6g$dve$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Artykuł ma ponad rok - ukazał się najprawdopodobnij w
> wyborczej. Ale ciekawy... Pokazuje, chyba bardziej, że
> starszy Pan od "Imienia Róży", troszeczkę się
> zagalopował i myli kilka pojęć...
> Dla mnie takie myślenie, to typowe myślenie
> stereotypami, nawet pomimo sporej wiedzy autora - to,
> że jest jakimś autorytetem, nie znaczy, że to ON
> powinien mieć ostatnie słowo. - Dalej sobie
> doczytacie-jeśli dotrwacie.
> [..]

(na wstepie przyznam sie ze przeczytalem pobieznie)

postęp - tego sie boja ludzie, ktorzy chwycili sie czegos
na zawsze i chca by to przetrwalo wszystkie czasy,

tak z glebi wyobrazni:
kiedy wynajda i wyprodukuja masowo teleportery
to my, a przynajmniej ja, jako staruszki bedziemy woleli
telepac sie tradycyjnymi pojazdami
niz patrzec na mlodych jak przeskakuja
po liniach energetycznych - a ile bedzie zagrozen???
-brak ruchu - slaba kondycja fizyczna
-bledy transmisji (rotfl)
-lamacze i zlodzieje DNA :D
-drogi opustoszeją i staną się skansenami dla dziadkow

Wracajac do tematu:
kazdy wynalazek mozna wykorzystac
dla dobra ludzkosci lub dla wlasnej glupoty (nitrogliceryna, atom, TV,
laser,
promieniowanie, satelity, internet).

Nie wspominano, ze dzis przez komputerowe sieci miedzynarodowe
mozna wykonywac skomplikowane operacje chirurgiczne na drugiej stronie
globu.
Identycznie przesylac wszelkie obrazy (medyczne, satelitarne) ostrzegajace
np o zagrozeniach (cyklony, wulkany, powodzie).

Zastosowan jest naprawde masa - kazdy chetny wyciagnie korzysci
z internetu. Tutaj autor poprostu przedstawil szary margines tego medium,
to jak wejscie niemieckiej telewizji na teren PGR i pokazywanie wspanialej
Polski
widzom zza granicy :), albo do jakiegos slumsu w nedznym blokowisku.

Nie neguje oczywiscie, ze internet nie powoduje patologii, ale
sa to sytuacje normalne (jak tirówki na trasach krajowych),
ktore towarzysza wszelkim mediom, urzytkom spolecznym.


pozdrawiam
rozkoszny


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-25 09:46:05

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik w news:b8ar6g$dve$1@atlantis.news.tpi.pl...

> Artykuł ma ponad rok - ukazał się najprawdopodobnij w
> wyborczej.

No i pierwszy błąd - nie wiadomo kiedy tekst powstał, kto go napisał,
gdzie jest opublikowany (zapewne w sieci).
Jednym słowem - nieużyteczna papka?
Papką toto nie jest. Jest świadectwem chwili i nastrojów określonego
autora, który podpierając się autorytetem Tadeusiewicza szasta na prawo
i lewo własne, egzaltowane i demonizowane doświadczenia.
(Ciekawe ile zarobił na tym artykule...;))

Internet (nie lubię tej nazwy zastępując ją "siecią"), jest medium przede wszystkim
dynamicznym, zmieniającym się nie tylko co do zawartych w nim treści, ale
co do ich jakości, jak też metod, świadomie stosowanych przez rosnącą grupę
korzystających z tego dobra cywilizacyjnego.

Wkładanie do jednego worka wszystkich uzytkowników, imputowanie im
"serfowania" jako jedynego sposobu uzytkowania sieci jest potrzebą autora
artykułu. Jaki jest źródłosłów "serfowania"? Wiadomy każdemu - to pobieżne,
powierzchowne przeskakiwanie z fali na falę, często bez sensu i z gubieniem
po drodze celu. To własnie "serfowanie" jest tym smogiem, papką otumaniającą.
Ale kto zajmuje się "serfowaniem"!? Zapewne dzieciarnia i młodzież bez
wskazówek doświadczonych i odpowiedzialnych instruktorów. Zapewne dziecko
pozostawione przez niekumatego rodzica siedzącego przy odzyskanym drogą
kupna dziecku komputera - telewizorze.

Racjonalne korzystanie z sieci to nie "serfowanie" prowadzące do zaburzeń
rozwojowych. Korzystanie z sieci to przemyślana strategia używania tej
_biblioteki_ w sposób celowy i uzasadniony własnymi potrzebami.
Im szybciej się człowiek nauczy jak unikać "serfowania", tym większe szanse
na niebagatelne korzyści dla niego samego.

A demonizowanie noża, zapałek, czy granatu ze względu na ich niszczycielskie
potencjały jest ucieczką od rzetelności. Jest papką informacyjną pod publiczkę.
Szczególnie w czasie gdy większość tej publiki nie miała tego narzędzia nigdy
w rękach i strach przed nieznanym powoduje, iż najchętniej wyrzuciłaby ona
te demony nowoczesności na śmietnik. Bez ich smakowania oczywiście.
Czary jakieś ...


All

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-25 10:10:13

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: "D.n V.r" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "... z Gormenghast"
<p...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
b...@g...h3e31c5af.invalid...
> Użytkownik w news:b8ar6g$dve$1@atlantis.news.tpi.pl...
>
> > Artykuł ma ponad rok - ukazał się najprawdopodobnij w
> > wyborczej.
>
> No i pierwszy błąd - nie wiadomo kiedy tekst powstał, kto go
napisał,
> gdzie jest opublikowany (zapewne w sieci).
> Jednym słowem - nieużyteczna papka?
> Papką toto nie jest. Jest świadectwem chwili i nastrojów
określonego
> autora, który podpierając się autorytetem Tadeusiewicza szasta
na prawo
> i lewo własne, egzaltowane i demonizowane doświadczenia.
> (Ciekawe ile zarobił na tym artykule...;))
>

/Albom ślepy, albo autor nie czytał dokładnie:
Pisze na początku - artykuł ma ok. 1 rok! - autor UMBERTO ECO -
publikacja w wyborczej (na 90%-nie mam źródła, zapisane w pliku
textowym w katalogach wyborczej)

Albo coś się pomieszało, albio nie widzę jakiegoś poprzedniego
postu, albo nie wiem co!

> Internet (nie lubię tej nazwy zastępując ją "siecią"), jest
medium przede wszystkim
> dynamicznym, zmieniającym się nie tylko co do zawartych w nim
treści, ale
> co do ich jakości, jak też metod, świadomie stosowanych przez
rosnącą grupę
> korzystających z tego dobra cywilizacyjnego.


Internet - zależy kto co lubi - można łazić po stronach porno, a
można też odwiedzać sanktuaria - jeżleki komuś coś się z jednym
kojarzy, to jego problem. Osobiście często spotykam się z tym
(szczególnie wśród ludzi którzy o internevie nic nie wiedzą) ,
że Internet i gołe baby to w zasadzie to samo, i nie dochodzi do
nich, że może to być narzędzie komunikacji, wiedzy i wreszcie
najnormalniejszej w świecie pracy.


> A demonizowanie noża, zapałek, czy granatu ze względu na ich
niszczycielskie
> potencjały jest ucieczką od rzetelności.

Tak samo jak ze szczoteczką do zębów - nieumiejętne jej użycie
może prowadzić do uduszenia się - i nie znaczy to, że powinno się
zakazać sprzedaży szczoteczek do zębów (co ja z tymi
szczoteczkami dzisiaj?)



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-26 14:18:04

Temat: malinożerny mózg
Od: "nemezis" <t...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-26 14:56:32

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: maggie <m...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

D.n V.r (o...@o...pl) wrote:

> Artykuł ma ponad rok - ukazał się najprawdopodobnij w
> wyborczej. Ale ciekawy... Pokazuje, chyba bardziej, że

autorem tekstu jet Marek Oramus, tekst ukazał się w Polityce nr 18/2000
(2243)

znajduje się tutaj:
http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=5863


> starszy Pan od "Imienia Róży", troszeczkę się
> zagalopował i myli kilka pojęć...

Proponuję najpierw dokładnie sprawdzić źródła, a dopiero później zabierać
się za krytykowanie kogokolwiek (nie wspominając o dość poważanym w
świecie pisarzu).

pozdrawiam,
maggie

--
m...@w...pl
GG: #1421433

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-26 19:17:06

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: "D.n V.r" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "maggie" <m...@w...pl> napisał w wiadomości
X...@1...0.0.1...

>
> Proponuję najpierw dokładnie sprawdzić źródła, a dopiero
później zabierać
> się za krytykowanie kogokolwiek (nie wspominając o dość
poważanym w
> świecie pisarzu).
>
> pozdrawiam,
> maggie

A ja najpierw proponuję się przywitać zanim zabierze się głos -
gdybym artykuł określił jak o mój wtedy mógłby być problem, ale
podałem autora, wiec w czym problem - bezsenność cię męczy?


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-26 19:37:51

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: maggie <m...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

D.n V.r (o...@o...pl) wrote:


> A ja najpierw proponuję się przywitać zanim zabierze się głos -

Witałam się na tej grupie dość już dość dawno temu.

> gdybym artykuł określił jak o mój wtedy mógłby być problem, ale
> podałem autora,

Błędnie i skrytykowałeś go niesłusznie. Uważasz, że to ok?

wiec w czym problem - bezsenność cię męczy?

Zazwyczaj nie sypiam około godziny 17tej... A Ty? ;)

pozdrawiam,
m.

--
m...@w...pl
GG: #1421433

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-26 19:39:24

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: maggie <m...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

maggie (m...@w...pl) wrote:


> Witałam się na tej grupie dość już dość dawno temu.

miało być: już dość dawno temu, sorki


--
m...@w...pl
GG: #1421433

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-26 20:56:02

Temat: Re: Mózg w Malinach - O Internecie - Umberto Eco
Od: "D.n V.r" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "maggie" <m...@w...pl> napisał w wiadomości
X...@1...0.0.1...
> maggie (m...@w...pl) wrote:
>
>
> > Witałam się na tej grupie dość już dość dawno temu.


Acha, to masz zwyczaj witać sie tylko raz w życiu.......


> miało być: już dość dawno temu, sorki

A jednak zmęczenie - pytałem czy nie masz problemów z
bezzsenością :)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

E- BOOKI KONTAKT SMS 504669078
sposoby myślenia
Ostrosłup relacji społecznych
kurs NLP...
liteteraturka-zaslyszne

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »